W cieniu wydarzeń na Ukrainie, zachęcony niebywałym wzrostem popularności Władimira Putina, Kreml zaostrza kurs wobec opozycji demokratycznej. Wobec jednego z liderów opozycji Aleksieja Nawalnego wysunięto absurdalny zarzut kradzieży obrazu. Teraz celem ataku stali się współpracownicy Nawalnego. Pomagali mu w zeszłorocznych wyborach mera Moskwy, współpracują z nim w Fundacji do Walki z Korupcją. Natalia Zotowa z „Nowej Gaziety” opisuje jak wyglądały rewizje przeprowadzone w ich mieszkaniach.
Autor: Natalia Zotowa, Nowaja Gazieta
Anatomia rewizji.
„Nowaja Gazieta” sprawdza, jak to
wygląda, gdy obcy ludzie mają prawo przekopania się przez wasze rzeczy osobiste
i wynieść z domu wszystko, co im się żywnie spodoba – od telefonu, do
rodzinnych fotografii. Mamy z tym do czynienia codziennie. .
W
ostatnich latach rewizje i przeszukania stały się czymś powszednim w naszym życiu
codziennym. Poranny dzwonek do drzwi działaczy ruchu obywatelskiego przestał
być czymś nieoczekiwanym. Dwa lata temu przyszli do Nawalnego, Jaszyna i
Sobczak, nieco później dotarli do demonstrantów określanych później mianem
więźniów Placu Błotnego. Teraz celem ataku stali się zwolennicy Nawalnego.
W lipcu 2012 roku mieszkanie Aleksieja Nawalnego funkcjonariusze śledczy przewrócili z dołu do gory. |
W końcu
maja śledczy zaatakowali Nikołaja Liaskina i Konstantina Jankauskasa. Obydwaj
działacze pomagali Aleksiejowi Nawalnemu podczas zeszłorocznych wyborów
burmistrza Moskwy. Postawiono im zarzuty karne w odniesieniu do pieniędzy wpłacanych
za pośrednictwem strony internetowej Yandex. Prokuratura uważa, iż podejrzani
ukradli środki na kampanię Nawalnego przekazywane przez Internet. W
środę śledczy wzięli się za Fundację do Walki z Korupcją. Rewizję
przeprowadzono u Georgija Ałburowa znanego z publikowania rewelacji na temat
letnich rezydencji deputowanych do parlamentu. Wtargnięto także do mieszkania
rodziców Nikity Kułaczenkowa znanego ze śledztwa dotyczącego korupcji na
Olimpiadzie w Soczi - sam działacz pozostaje tam zameldowany.
Obydwaj Ałburow i
Kulaczenkow pozostają na razie świadkami w sprawie kradzieży obrazu, podarowanego
Nawalnemu przez działaczy Fundacji do Walki z Korupcją z okazji jego urodzin. Świadkowie
w tego rodzaju sprawach mogą bardzo szybko stać się oskarżonymi.
Rzekomo
ukradziony obraz, to w rzeczywistości wydrukowany plakat. Jego autor, artysta z
miasta Władimir, Siergiej Sotow rozwiesza własne plakaty na ogrodzeniach i
parkanach w mieście. Jak sam tłumaczy, nie ma nic naprzeciw, by je później zdejmowano
i zabierano. Tak przynajmniej wypowiedział się na zamieszczonym w Internecie
video. Jednak nieco później Sotow podpisał odpowiednie zeznanie, przyznał w
nim, iż obraz został ukradziony, a swoja stratę ocenił jako znaczną. Takie
sformułowanie oznacza, iż potencjalnemu winowajcy grozi kara do 5 lat
pozbawienia wolności, a także, iż może on zostać aresztowany jeszcze przed
rozprawą sądową.
Georgij Ałburow, współpracownik Fundacji do Walki z Korupcją. rewizja 9 lipca, w sprawie ukradzionego obrazu.
- Od
czerwca 2012 roku, my wszyscy, w Fundacji do Walki z Korupcją żyjemy w stałym
strachu, iż w każdej chwili mogą do nas przyjść z rewizją. Wówczas
przeprowadzono przeszukanie u Aleksieja Nawalnego i w biurze Fundacji. Gdy
przyjmujemy kogoś do pracy, od razu uprzedzamy, że coś takiego może spotkać
każdego. To zwykła część naszej pracy. Trzy miesiące temu przeprowadziliśmy
nawet specjalne seminarium, mówiliśmy na nim o tym, jak zachować się w czasie
możliwej rewizji. Trzech uczestników tego seminarium miało już okazję do
skorzystania ze zdobytej wówczas wiedzy.
Spodziewałem
się śledczych u siebie w domu już dwa tygodnie temu, gdy tylko u Aleksieja
Nawalnego skonfiskowano obraz. Mogłem się więc przygotować. U siebie w domu nie
mam niczego pochodzącego z przestępstwa, nie trzymam jeszcze 20 plakatów
zdjętych z ogrodzenia, ale to musi być bardzo nieprzyjemne, kiedy twoje rzeczy
osobiste, fotografie, albo materiały z pracy zabierają funkcjonariusze Komitetu
Śledczego. W związku z tym, wszystko to,
czego nie chciałbym stracić, zakopałem w lesie.
Zadzwonili
do drzwi gdzieś ok. 9ej. Powiedzieli, iż przynieśli dla mnie przesyłkę… Ale
było jasne, że to będzie rewizja, w swoim mieszkaniu mieszkam od dwóch lat, o
tej porze nikt nigdy nie przychodził z przesyłkami. Zatelefonowałem do
adwokata, niestety nie odbierał telefonu. Wtedy otworzyłem drzwi.
Zaczęli od
sypialni. Przetrząsnęli wszystkie książki. Ale nie pofatygowali się, by popatrzeć,
co leży w szafach. W łóżku, pod kołdrą mogłem schować choćby dziesięć laptopów
– tam też nie zajrzeli. W łazience, w ubikacji rewizję też odwalili, jak
chałturę. Szukali przede wszystkim techniki, dokumenty specjalnie ich nie
interesowały, przerzucili je tylko, na wszelki wypadek, może znajdzie się tam
instrukcja z Departamentu Stanu. Zabrali dwa laptopy, ipada, iphona. Długo
zastanawiali się, czy nie zabrać mojego Ipoda Nano, i czy mogłem schować w jego
pamięci jakieś informacje. W ogóle, nie znaleźli fotoaparatu, sam dopiero pod
koniec rewizji przypomniałem sobie, że go mam. Okazał się potrzebny, żeby
skopiować protokół. Jednak nie boję się, iż coś znajdą w moich elektronicznych
nośnikach pamięci.
Rewizję
przeprowadzili funkcjonariusz śledczy do spraw szczególnie ważnych,
funkcjonariusz Federalnej Służby Bezpieczeństwa (sprawę kradzieży obrazu
przekazano pod kontrolę FSB), funkcjonariusz Komitetu Śledczego (miał też jakiś
stopień, ale zajmował się przede wszystkim przekopywaniem rzeczy) i dwóch
świadków.
Wystarczyły
im dwie godziny. Ogólnie rzecz biorąc, w mieszkaniu do i po rewizji nie
zauważyłem żadnych zmian. Może dlatego, że dawno nie robiłem porządków. Nikt
nie wywalał rzeczy z szaf, nie rzucał ich na podłogę. Obeszło się bez gróźb i
jakiejś presji. Przed rozpoczęciem przeszukania, pozwolono mi spokojnie zatelefonować
do adwokata, telefon odebrano mi bezpośrednio przed podjęciem czynności
śledczych. Zaproponowano mi nawet, bym z odbieranych komputerów skopiował
potrzebne mi dane.
Odniosłem
się do wszystkiego ze spokojem. Czekałem na rewizję od dwóch tygodni. Obawiałem
się, że przeprowadzą ja także w Ufie, tam mieszka moja mama. Ale tam, na
szczęście, jej nie zrobiono. Kiedy zajmujesz się polityką, twoi najbliższym
potrzebne są nerwy silniejsze, niż u ciebie samego. Ogólnie rzecz biorąc, życie
w cieniu kodeksu karnego stało się o wiele bardziej interesujące.
Niedawno
opanował mnie dziwny nastrój. Zrozumiałem, że wszystko co zrobię, może
zakończyć się skandalem, albo sprawą karną. Nawet zasady ruchu drogowego muszę
teraz przestrzegać o wiele bardziej
rygorystycznie. Ale nie czuję się sparaliżowany, nic nie przeszkadza mi w
pracy. To co się dzieje, jest wyrazem uznania dla naszych zasług ze strony
szefa Komitetu Śledczego, Bastrykina. Świetnie, będziemy pracować więcej i
lepiej.
Olga Gorelik, żona przebywającego w areszcie domowym Konstantina Jankauskasa dzialacz opozycji, radny moskiewskiej dzielnicy Zjuzino, obecnie w areszcie domowym). Rewizja 23 maja, w związku ze sprawą Yandex/Pieniądze.
- Może to
zabrzmi górnolotnie, ale mogłabym podzielić swoje życie to na do rewizji i to
po. Na męża zaraz potem nałożono areszt domowy. Oprócz tego, umarły obie moje
babcie, choć to nie ma żadnego związku ze sprawą karną.
Sama
rewizja rozpoczęła się o 7,23 rano. Nie wiem dlaczego dokładnie zapamiętałam chwilę, kiedy zdzwonili do drzwi. „Na naszej
klatce schodowej dokonano zabójstwa. Musimy państwa przesłuchać.” Mąż odpowiedział,
nie otwierając drzwi - ”może trochę za wcześnie, my i tak niczego nie słyszeliśmy.” A oni nie
przestawali dzwonić do drzwi. „Przestańcie zachowywać się jak chuliganie. Tu
mieszka radny do rady dzielnicowej.” – dodał mąż. „Ach radny ! A my do pana na
przeszukanie.”
Zajmujemy
się polityką nie pierwszy rok. Wiemy, że nie wolno ich wpuścić do przyjazdu adwokata.
A oni zza drzwi odkrzykują, zobaczymy kto przyjedzie pierwszy, pana adwokat,
czy nasi ślusarze. Tak więc przetrzymaliśmy ich pod drzwiami ze trzy godziny.
Przez ten czas wymazałam z pamięci telefonu wszystkie tańce i piosenki, na
wszelki wypadek, żeby potem stacja telewizyjna „Lifenews” (prokremlowska stacja telewizyjna, na jej
antenie ukazują się zwykle materiały kompromitujące przeciwników Kremla
–„mediawRosji”) nie pokazała jakichś nieprzyjemnych materiałów. Babcia –
mieszkamy z nią – zrywała z szafy naklejki z nazwiskiem Nawalnego.
Zadzwoniliśmy do rodziców, ale nikt z nich nie odbierał. Wtedy zrozumieliśmy,
do nich też przyjechali, i że zabronili im odbierać telefony. To był
najbardziej nieprzyjemny moment –
zaczęliśmy się obawiać o ich zdrowie. Rodzice nie byli przygotowani na rewizję,
ale tato zebrał się szybko, potem cytował śledczym Wysockiego – coś na temat
glin i świadków.
Kiedy tak
czekaliśmy na adwokata, pod drzwiami zebrali się przyjaciele i dziennikarze. Z
punktu widzenia rewizji, mieszkanie na parterze jest bardzo wygodne. Kostia z
balkonu przeprowadził całą konferencję prasową. W końcu pojawiła się nasza
adwokatka i wpuściliśmy śledczych. Weszli do mieszkania jak do schronu,
ukrycia. „Czemu ci ludzie są na nas tacy wściekli? Czemu krzyczeli przez cały
czas?” - w ten sposób zachowywali się
nasi koledzy ze sztabu w Zjuzino, „Partii 5go grudnia”, "Partii postępu”.
Przed
brygadą śledczych nie postawiono zadania, by nastraszyć nas i wypatroszyć
mieszkanie. Nie wyrzucali rzeczy z szaf, nie wykonywali pod naszym adresem
nieprzyjaznych gestów, nie zwracali się po chamsku, nawet trochę żartowali.
Wciąż powtarzali, „proszę nas zrozumieć, taka nasza praca.” Rozumieliśmy
dobrze, raz zdecydowano się na rewizje, to będą dalsze następstwa, trudno było
się spodziewać, że zostawią nas w spokoju. Ale nie mogę powiedzieć, iż odczuwaliśmy
przerażenie, albo poniżenie, gdy wszystko to się działo. Oczekiwanie rewizji
było wiele bardziej nerwowe. Nawet zaproponowaliśmy im herbatę, jeden ze
śledczych, żartowniś, wypił dwie filiżanki kawy, pod koniec rewizji sam zaczął
sobie nalewać. Kiedy czekaliśmy na samochód – zanim Kostię odwieziono na
przesłuchanie – śledczy opowiadali historyjki o swojej robocie. Na przykład,
skarżyli się na pojęcie „obiektywna prawda”. W związku z nim muszą szukać dowodów
winy i dowodów na to, że podejrzany jest niewinny. Prawdziwa schizofrenia –
żartowali. Mąż opowiadał o swojej pracy radnego, słuchali z szacunkiem, ale to
nic nie znaczy. Wygląda na to, że się zgadzają, ale kiedy usłyszą odpowiednie polecenie,
trzeba faceta wsadzić na 10 lat, zrobią to bez wahania. Ten śledczy żartowniś
stale starał się wciągnąć nas w jakieś rozmowy o polityce, ale rozumieliśmy, że
wszystko może zostać wykorzystane przeciw nam.
Nikołaj Liaskin, szef sztabu wyborczego Aleksieja Nawalnego podczas wyborów mera Moskwy w 2013 roku, rewizja 23go maja, sprawa karna „Yandex/Pieniądze.
Wszystko
zaczęło się o w pół do ósmej rano, od telefonu siostry. Znajdowała się wtedy w
mieszkaniu rodziców, była sama, w ciąży, a tu zaczynają kopać nogami w drzwi.
„Co robić?” Mówię: nie otwieraj, zaraz przyjadę z adwokatami. Zacząłem się
ubierać, a tu dzwonek do drzwi. Ale do mnie przyszli uprzejmi ludzie: „Nikołaju
Nikołąjewiczu, proszę nam otworzyć”. Ale ja pamiętam, zawsze trzeba czekać na
przyjazd adwokatów. Tym razem jednak pomyślałem, otworzę im, żeby tam u siostry
zachowywali się trochę spokojniej. Ją tam na serio nastraszyli, chwytali za
ręce, jeden z tych którzy przyszli, popchnął ją. Za to w moim mieszkaniu grupa
śledcza zachowywała się bez zarzutu, nawet poprosiłem ich, by tam zadzwonili,
do śledczych obecnych u siostry i powiedzieli im, by się uspokoili. Po tym
telefonie, ten co ją popychał, znikł z mieszkania.
Rewizja w
moim mieszkaniu odbyła się w odpowiedni sposób. U siostry, rzeczy wyciągali,
rozrzucali. Za to mnie, uprzejmie pytali, czy tu i tam mogą zajrzeć, ja sam
otwierałem, wyjmowałem, odkładałem na miejsce. Czasem na filmach można
zobaczyć, jak po rewizji wszystko wala się na podłodze, u mnie czegoś takiego
nie było. Za to u siostry narobili bałaganu. Przykre było to, że przyszli tak
wcześnie rano, w domu była obecna i żona i córka. Mała obudziła się od stukania
w drzwi. Przestraszyła się. Także dlatego, otworzyłem im tak szybko. Potem
zachowywała się tak, jakby przyszli do niej jacyś wujkowie. Córka lubi ludzi,
jest przyzwyczajona, ze przychodzą goście. Ale w wieku 4 lat nie rozumie, w
jakim celu do nas przyszli. Jak najszybciej więc, dziecko przekazaliśmy do
sąsiadów. Przyjaźnimy się z nimi. Podczas całej rewizji, oni się z nią bawili.
O żartach
i żarcikach nie było mowy. Byłem zdenerwowany z powodu siostry. Tylko wtedy,
gdy wchodzili zaproponowałem by założyli ochraniacze na buty, trzymamy je w
domu na wszelki wypadek, dla lekarzy, którzy przychodzą do córki. Odmówili i
rzecz jasna, przeszli do mieszkania w butach.
Siostrze i
rodzicom wystarczy samo słowo rewizja, od razu czują się przerażeni. Ale ja sam
od dawna byłem moralnie przygotowany. Oczywiście miałem nadzieję, że to nas
ominie. Nie ominęło.
Rewizja
sama, jako taka, jest obrzydliwa. Kiedy grzebią w twoich rzeczach osobistych
czujesz wstręt. A jeszcze pamiętasz, iż mogą zabrać co zechcą, powołując się na
potrzeby śledztwa. Przyjdzie im do głowy taki pomysł – zabiorą z kuchni
wszystkie kubki i jak idiota zostaniesz bez kubków. Na szczęście zostawili w
spokoju naszą bieliznę. Ale powiedzieli: „bieliznę też należałoby sprawdzić,
tam najwygodniej cośs ukryć. Ale tym razem nie będziemy.” Dali znać, że niby
uważają mnie za porządnego człowieka.
Sztab Aleksieja Nawalnego podczas moskiewskiej kampanii wyborczej w 2013 roku. Nikolaj Liaskin (drugi z prawej) kierowal jego pracami. |
Kiedy
trwała rewizja, do naszej klatki schodowej dotarli przyjaciele i znajomi.
Śledczy zezwolili dozorczyni wpuszczać na klatkę tylko stałych mieszkańców i
pracowników Komitetu Śledczego. Z tego powodu pod naszymi oknami zebrała się
mini demonstracja, na klatkę schodową z różnych powodów chciało wejść wielu
innych ludzi.
Zanim zaczęły
się czynności śledcze wrzuciłem na twitter zdjęcie pułkownika siedzącego u nas
w kuchni. Włączyłem telefon z powrotem,
kiedy zaczęli szykować się, by zabrać mnie na przesłuchanie. Od razu przyszła
cala seria zawiadomień, zdjęcie rozleciało się w sieci, setki retweetów. „Co
się dzieje – zapytał jeden z funkcjonariuszy. Można zobaczyć?”. I mówi do
pułkownika, „słuchaj, tutaj piszą, że jesteś tłuściochem”. Wtedy podpułkownik
zaczął mnie prosić, bym usunął fotkę, umówiliśmy się po prostu, że już więcej
nie będę ich fotografować.
Potem,
kiedy jechaliśmy na przesłuchanie, trochę się tłumaczyli. „Sami nie wiemy, po co
nas tu wysłano, zazwyczaj zajmujemy się przestępstwami gospodarczymi.” Prosili,
żebym ich zrozumiał. Ale dobrze wiem, że to
ich taka chytra intryżka.
Od tej
pory żyję w poczuciu, że lada chwila mogą mnie zamknąć. Uświadomiłem to sobie,
przyjąłem do wiadomości i odsunąłem na bok. I żyję dalej. Inaczej wszystko będzie bez sensu i kampania,
i działalność obywatelska. Może to zabrzmi banalnie, gdybym zareagował inaczej,
nawet nie mógłbym pomóc staruszce przenieść przez ulicę jakiś ciężar, przecież mogłaby
krzyknąć, że zamierzam ja okraść.
Kiedy przyjdą z rewizją
Tatiana
Sołomina, adwokat, członek moskiewskiego Kolegium Adwokatów, ekspert w
dziedzinie prawa. Prowadziła seminarium o zachowaniu się podczas rewizji dla
Fundacji do Walki z Korupcją.
- Zgodnie
z obowiązującym prawem, śledczy maja prawo robić wszystko. Mogą przeprowadzić
rewizję bez decyzji sądu, wtedy gdy ich zdaniem przeszukanie jest konieczne.
Taki przebieg miała rewizja u Ałburowa. Mogą zabrać wszystko, co ich interesuje. Przychodzą w związku ze sprawą
obrazu, a zabierają wszystkie gadżety. Albo listy prywatne, fotografie, choć przychodzą
w sprawie masowych niepokojów w miejscu publicznym.
Obowiązkiem
funkcjonariuszy śledczych jest przyprowadzenie świadków i sporządzenie protokołu.
W zasadzie to jest przestrzegane.
Popychanie
rewidowanego, tak jak to miało miejsce z siostrą Liaskina, podpada pod artykuł
296 KK, przekroczenie uprawnień służbowych. Ale w tym wypadku nie będzie
żadnych następstw. Już kilka razy próbowałam doprowadzić do wszczęcia sprawy w
oparciu o ten artykuł. Nie udało się. Zawsze sobie pomagali.
Funkcjonariusze
śledczy nie mają obowiązku zachowania porządku w cudzym mieszkaniu, lub
posprzątaniu – to wynika z instrukcji służbowych. Mogą zwrócić się do
rewidowanej osoby, by dobrowolnie wydała im te, lub inne przedmioty i odstąpić
od przetrząśnięcia mieszkania z dołu do góry. Ale często sami nie widzą, czego
szukają. A rozrzucaniem rzeczy po podłodze można nieźle nastraszyć
rewidowanego.
Dla
dzieci, rewizja, to oczywista trauma, zawsze doradzam, by je dokądś zabrać. W
przepisach nie ma o tym mowy, ale funkcjonariusze śledczy na ogół w tej sprawie
idą na rękę. Jeszcze nie spotkałam wśród nich jakichś prawdziwych potworów.
*Natalia
Zotowa, dziennikarka opozycyjnej „Nowej Gaziety”. Publikuje także na portalu
colta.ru
Tłum.
Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał
ukazał się w moskiewskiej „Nowej Gazietie”.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Zgroza
OdpowiedzUsuń