Młoda rosyjska klasa średnia pragnie przede wszystkim
dobrobytu, bez entuzjazmu myśli o wojnie. By się o tym przekonać, wystarczy pójść w niedzielę do moskiewskiego parku Muzeon. Dla młodych, od haseł
nacjonalistycznych hurapatriotów, ważniejsze są fontanny, joga i ścieżki
rowerowe. Ale pod wpływem państwowej propagandy także nowe rosyjskie
społeczeństwo zaczyna na siebie patrzeć inaczej. Aleksander Morozow, wybitny
rosyjski publicysta i politolog, zastanawia się, na ile realne jest niebezpieczeństwo,
iż Rosjanie naprawdę zapragną wojny i staną się niebezpieczni dla całego
świata.
Autor: Aleksander Morozow, slon.ru
1.
Lato w Muzeonie
Przestrzeń wokół Centralnego Domu Artysty w Moskwie nazywa
się „Muzeon”. Oddano ją do użytku kilka miesięcy temu, teraz jest to strefa
publiczna dostępna dla mieszkańców Moskwy. Poszedłem tam w niedzielę popatrzeć
na swoich rodaków. Ludzie opalają się po sąsiedzku z fontannami, leżą na
trawie, co weekend organizowany jest jakiś festiwal. Naokoło zainstalowano
liczne stoiska. Na niektórych drobne moskiewskie pracownie rzemieślnicze
wystawiają swoje wyroby, gdzie indziej można kupić słodycze, razem z dziećmi
zająć się rysunkiem, poćwiczyć. Letnia, gorąca pogoda przyciągnęła tłum młodych
ludzi w wieku 18-20 lat. Jedno można o nich powiedzieć na pierwszy rzut oka. Od
tej masy młodych ciał aż promieniowało pragnienie pomyślnej przyszłości.
W letnie, ciepłe dni moskiewski park Muzeon cieszy sie wielką popularnością, przede wszystkim u mlodego pokolenia. |
Obserwując tych ludzi, w żaden sposób nie dałoby się
powiedzieć o nich, iż tak właśnie wygląda „posłuszna-agresywna” większość (89%)
deklarująca ślepe poparcie dla politycznego agresywnego kursu Kremla, że to oni
właśnie są adresatami propagandy uprawianej przez telewizję państwową. Uliczne
widoki, wrażenia wyniesione z osobistych kontaktów z ludźmi, to wszystko, co
można zauważyć z pozycji widza i obserwatora drastycznie rozmija się z obrazem
społeczeństwa rysowanym w debacie propagandowej.
Mamy przed sobą klasyczne społeczeństwo konsumpcyjne, całkowicie
wolne od agresji, pozbawione „pasjonarności”. Specjaliści do spraw wojskowości
i polityki zauważyli słusznie, iż operacje partyzanckie w Donbasie pozwalają
sformułować interesujący wniosek: kiedy
zaczyna się rozdawanie broni ludności, biorących ją do rak chętnie jest
niewielu. Kiedy w połowie czerwca awanturnik Igor Girkin z rozżaleniem zwrócił
się do ludzi w Donbasie, usiłując zawstydzić ich, za to iż nie wstępują do
oddziałów powstańczych, socjologowie dostrzegli w tej sytuacji eksperymentalne
potwierdzenie ważnej tezy: w większości rosyjskich regionów społeczeństwo nie
ma ochoty na walkę z bronią w ręku (pod wieloma względami Donbas nie bardzo różni
się od takich rosyjskich obwodów, jak woroneski, czy orenburski).
Nasze społeczeństwo nie odczuwa ducha mobilizacji,
najważniejsze dlań są oczekiwania konsumpcyjne. W żaden sposób nie da się
dostrzec przejawów masowego gniewu, mającego swe źródła w starych historycznych
klęskach. Nie ! W tym społeczeństwie górę biorą całkowicie przeciwstawne
emocje, w dorosłe życie wchodzą pokolenia, które myślą o urządzeniu się w
życiu, o wykorzystaniu oferowanych przez system „możliwości”. Mamy do czynienia
ze swego rodzaju liczną , młodą klasą średnią, ważne dla niej są motywacje
indywidualne, nie kolektywistyczne. Ta klasa wolna jest od agresji, na odwrót,
w rezultacie 15-letniego okresu stabilizacji upowszechniają się wśród niej
normalne sposoby codziennej komunikacji: nieznający się mieszkańcy miast, tak
jak w Europie, spotykając się, zaczynają się pozdrawiać, ludzie w grupach
przyjaciół spędzają ze sobą weekendy.
Typologicznie, społeczeństwo to ze swym nastrojem przypomina
radzieckie lata sześćdziesiąte. Po wielu latach biednej i ubogiej egzystencji,
całe pokolenie wyrosło wówczas w warunkach „nowego burżujstwa” (jak by to
określili socjologowie orientacji lewicowej). Było to pokolenie wesołe, ceniło
bardziej dobrotliwą lekkomyślność niż mroczny zapał ideologiczny. Właśnie
dlatego, kiedy wybuchł kryzys karaibski, cały kraj ze łzami w oczach słuchał
pieśni Jewtuszenki - Kołmanowskiego „Czy Rosjanie chcą wojny?” Nie! Nie
chcieli! Rosjanie chcieli mieszkań, nowych samochodów, wypoczynku w nadmorskich
kurortach. Chcieli domowego dostatku, ozdabiania (nie niszczenia) prywatnych
krajobrazów, swych „pól i pastwisk”. ..
Prawdę mówiąc, w ostatnich dniach, doświadczyliśmy czegoś na kształt kolektywnego wykonania starej pieśni w naszych sieciach społecznościowych. Stało się tak w odpowiedzi na oświadczenie Waszyngtonu, znalazło się w nim nieprawidłowo zrozumiane wyrażenie „Russians” – setki tysięcy szczerze dotkniętych użytkowników Internetu zakrzyczały: nie, „Russians” nie chcą wojny.
2.
Błędna logika opisu
Na tle innych społeczeństw, weźmy dla przykładu europejskie
społeczeństwa z końca lat dwudziestych, albo wiele współczesnych społeczeństw
świata muzułmańskiego, to rosyjskie, w
kształcie, w jakim jest nam ono dane, jest całkowicie niezdolne do mobilizacji.
W żadnym wypadku, nie chce ono na skalę masową wstępować do różnego rodzaju korpusów
ochotniczych, czy drużyn. Nie uczestniczy w prorządowych demonstracjach, do udziału
w nich stale zmusza się przyjezdną siłę roboczą.
My sami oraz ci obserwujący społeczeństwo z zewnątrz, możemy wspólnie stać się teraz ofiarami błędnej logiki opisu. Z jednej strony, mamy do dyspozycji budowany wiele lat opis społeczeństwa rosyjskiego w pracach wybitnego socjologa Lwa Gudkowa, cierpi ono anomię, jest zdezintegrowane, odczuwa kompleks ofiary, nie jest zdolne do budowania więzi społecznych, charakteryzuje je skłonność do resentymentów. Z drugiej strony docierają do nas głośne nawoływania ideologow w rodzaju Dugina, Prochanowa, innych jeszcze Prilepinow- Proswirninów, ogłaszające konieczność stałej mobilizacji, wzywające do „świętej wojny” i temu podobne. Na tej podstawie można z łatwością wyciągnąć wniosek, iż rosyjskie społeczeństwa ogarnął szał „protofaszyzmu”, i że w tym stanie stanowi ono zagrożenie dla świata.
Znaleźliśmy się teraz na ważnym dla nas skrzyżowaniu. Kreml
popełnił koszmarny błąd polityczny. Z Kremlem wszystko jest jasne. Ale z
rosyjskim społeczeństwem nie bardzo. Grozi nam ogromne niebezpieczeństwo.
Trzeba zrozumieć, iż jeśli będziemy rozpowszechniać tezę, że rosyjska klasa
średnia w przeważającej masie wsparła donbaską ruchawkę, to przedstawimy ją nie
jako „średnią klasę-siłę napędową modernizacji”, a jako klasę średnią z lat
dwudziestych w Europie. Jeśli uznamy, iż Dugin z Prochanowem rzeczywiście
wyrażają nastroje większości i reprezentują nowy polityczny mainstream, wtedy przyjdzie nam stwierdzić, iż w istocie
mamy do czynienia ze społeczeństwem protofaszystowskim, bez cienia wątpliwości niosącym
światu niebezpieczeństwo.
Podkreślmy: przedstawiciele rosyjskiej humanistyki dobrze
orientują się, iż zachodnia slawistyka, przez ostatnich 10 lat, szczegółowo i
aktywnie studiowała „eurazjanizm” Dugina i rosyjski „fundamentalizm
prawosławny”. Obserwowano te marginalne zjawiska, niczym swego rodzaju
„egzotykę”. Na Zachodzie wypracowano opisujący je odpowiedni język. Można go
teraz z powodzeniem zastosować do opisania całego społeczeństwa. Także
socjologia światowa dysponuje instrumentarium pozwalającym na przedstawienie
„niższej klasy średniej” jako źródła agresji, wojny i przemocy.
3.
W poszukiwaniu metody opisu
Chciałbym teraz zwrócić uwagę na zjawisko moim zdaniem
oczywiste. Przed sobą dostrzegam społeczeństwo ludzi młodych, zajmują się jogą,
domagają się rozwijania sieci miejskich dróg rowerowych, szykują się do stażów
i nauki w europejskich szkołach wyższych, mają zamiar rodzić dzieci w warunkach
sprzyjających temu, jak nigdy przedtem. Jednocześnie pod wpływem państwowych
stacji telewizyjnych, apeli wygłaszanych z trybuny parlamentu, publicystów
nowej fali, pokolenie to samo zaczyna siebie opisywać i przedstawiać jako „przygotowane
na wypadek mobilizacji”, „gotowe do wojny”.
Po wybuchu kryzysu na Ukrainie, przez pół roku
uczestniczyłem w wielu konferencjach, zebraniach ekspertów, byłem świadkiem
ważnego dla nas Rosjan procesu – obserwowałem, jak zagraniczni eksperci, często
doradcy polityków podejmujących decyzje, poszukują metody opisu naszego
społeczeństwa. Nikogo z nich, rzecz jasna, nie trapiły wątpliwości, iż polityka
Putina jest błędna i niebezpieczna. Wszyscy jednak zdawali sobie sprawę ze
znaczenia jakie ma fundamentalne pytanie o obecną kondycję społeczeństwa
rosyjskiego. Do jakiego stopnia jego nastrój współbrzmi z polityką Putina? Na
ile jest ono gotowe pójść drogą wytyczoną przez donbaskich
ochotników-separatystów?
W latach sześćdziesiątych pamięć o wojnie w Rosji
była wciąż żywa, ludzie wiedzieli, że nic gorszego
od wojny nie może ich spotkać. Może dlatego piosenka
Eduarda Kolmanowskiego do słów poety Jewgienja
Jewtuszenki "Czy Rosjanie chcą wojny/" zdobyla
tak wielką popularność. Śpiewa Mark Bernes.
Także europejscy obserwatorzy są świadomi dysonansu.
Społeczeństwo, jakie zobaczyli idzie drogą modernizacji, nie chce mobilizacji,
nie ma ochoty na radykalny konflikt z Zachodem. Jednocześnie ono samo zaczyna
współtworzyć język autoprezentacji, niczym społeczeństwo „sektora Gaza”.
Inaczej trudno byłoby wytłumaczyć, skąd bierze się tak wielka liczba
dziennikarzy państwowej telewizji uczestniczących w „wojnie ideologicznej”, lub
nieustające oratorskie popisy działaczy „partii wojny”.
Do określonego momentu, obserwator z zagranicy, przyglądając się temu zjawisku, może przekonywać samego siebie, iż ma do czynienia ze swoistym fenomenem z zakresu „politycznego postmodernizmu”, lub dziwnym przejawem „postpolityki”. W ciągu minionego pół roku była to z resztą ocena charakterystyczna dla przywódców światowych, czy międzynarodowej społeczności eksperckiej. Tym bardziej, iż przyglądano się przede wszystkim Kremlowi, „Rosjanom”, rozmyślając na modłę amerykańską o rosyjskiej władzy. Teraz mamy jednak do czynienia z kwestią o znacznie większej skali.
Do określonego momentu, obserwator z zagranicy, przyglądając się temu zjawisku, może przekonywać samego siebie, iż ma do czynienia ze swoistym fenomenem z zakresu „politycznego postmodernizmu”, lub dziwnym przejawem „postpolityki”. W ciągu minionego pół roku była to z resztą ocena charakterystyczna dla przywódców światowych, czy międzynarodowej społeczności eksperckiej. Tym bardziej, iż przyglądano się przede wszystkim Kremlowi, „Rosjanom”, rozmyślając na modłę amerykańską o rosyjskiej władzy. Teraz mamy jednak do czynienia z kwestią o znacznie większej skali.
Nie ważna jest władza, ważne jest społeczeństwo.
Jaka jest kondycja „Rosjan”, gdy patrzy się na nich szerzej?
Czy rzeczywiście społeczeństwo aż w takim stopniu czuje się dotknięte, znajduje
się w stanie pobudzenia emocjonalnego, domagając się ofiary zbiorowej, tak jak
o tym, na podstawie danych prezentowanych przez socjologię rosyjską i relacji
nadawanych przez media, studiowanych przez analityków pod każdą szerokością
geograficzna, przekonany jest świat? Czy rzeczywiście zajmująca polityczne
centrum szeroka koalicja, w jej skład wchodzą
ludzie i politycy, od deputowanego Puszkowa, do blogera Olszanskiego, od
dziennikarzy „Life News” do „prawosławnych biznesmenow” finansujacyh
separatystów, od Klubu Izborskiego do czterech frakcji parlamentarnych w pełnym
składzie, odpowiada obecnej kondycji rosyjskiego społeczeństwa? I gotowa jest
przejść od pustej gadaniny do prawdziwej, długotrwałej wojny z całym światem?
Moim zdaniem, tak nie jest. Jestem przekonany, iż cały ten
medialny cyrk jest sprzeczny z prawdziwą kondycją społeczeństwa rosyjskiego.
Rodzi to nowe zadanie, musimy zająć się poszukiwaniem nowego języka
umożliwiającego opis nas samych. W innym wypadku, jak mi się zdaje,
społeczeństwo nasze, nie rozumiejąc co się z nim dzieje, niczym w dziwnym śnie,
stanie się dla świata rzeczywistym zagrożeniem. Wtedy, w konfrontacji z
pytaniem, czy Rosjanie rzeczywiście chcą wojny trudno, będzie o łzy. Z obrazu
Rosji zniknie wówczas ostatecznie ów „Muzeon” z nastolatkami opalającymi się
przy akompaniamencie szumiących fontann, ze ścieżkami rowerowymi. Świat
opisując Rosję, będzie wszystko to pomijał. Pozostanie nam nim jedynie wieczny
walczący o pokój Szojgu (minister obrony
– „mediawRosji”) z wielką ilością wężyków i gwiazdek na naramiennikach.
Tłumaczenie:
ZDZ
Oryginał artykułu ukazał się na moskiewskim portalu slon.ru http://slon.ru/russia/gotovy_li_russkie_k_voyne-1135120.xhtml
*Aleksander Morozow,
(1959), wybitny rosyjski
publicysta i politolog. Naczelny redaktor pisma „Russkij Żurnał”. Jego artykuły
i komentarze ukazywały się w takich popularnych wydaniach (sieciowych i
drukowanych), jak „colta.ru”, „openspace.ru”, „gazeta.ru”, Forbes”,
„Wiedomosti”
Inne
teksty Aleksandra Morozowa na blogu „Media-w-Rosji”
Od rozpadu Związku Radzieckiego upłynęło ponad dwadzieścia lat. W Rosji
nie brakuje ludzi pragnących rewanżu. Paradoksalnie, rewolucja na Ukrainie
otworzyła dla Kremla furtkę do odzyskania Krymu. Sukces pod tym względem,
umocniłby na lata władzę Wladimira Putina.
Moskiewski publicysta
Aleksander Morozow alarmuje, iż Anschluss Krymu przez Rosję jest bardzo
prawdopodobny i że w oczach Kremla okoliczności dla tej akcji są sprzyjające.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Dający do myślenia tekst. Gdyby się dobrze przyjrzeć, to nie tylko w Rosji w młodych jest oczekiwania na jakąś wielką, zasadniczą zmianę.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że niewielu ludzi dociera po obu stronach Buga do tej i podobnych publikacji. Może wtedy nie byłoby strachu.
OdpowiedzUsuń