czwartek, 15 maja 2014

Zombi w szarej strefie


Doniecka Republika Ludowa jest fikcją, jej władze kontrolują wyłącznie okupowany budynek obwodowej administracji w Doniecku. Mieszkańcy Donbasu niczego nie pragną dziś bardziej, niż pokoju i ładu i dlatego – pisze Jekatierina Siergackowa - głosowali za niepodległością. Ich straszny lęk przed banderowską zarazą przesłonił im tragiczną prawdę o własnym regionie. Dziś stał się on szarą strefą oddzieloną ścianą od reszty kraju.
 
O chaosie i nienawiści w Donieckiej Republice Ludowej



Autor: Jekatierina Siergackowa




Wielu mieszkańcow  Donbasu głosując za niepodległością wierzyło, że oddzielenie od
Ukrainy zapewni im lad i porządek. 



Mieszka w Donbasie prosty facet Funtik. Dawniej zajmował się wypraszaniem pieniędzy od ludzi w okolicy centrów handlowych, dziś jest dowódcą grupy samoobrony z czarno-niebiesko-czerwoną flagą dyżurującej w rejonie jednej z blokad. Na niej zatrzymywane są samochody, Funtik otwiera bagażniki, sprawdza dokumenty, a jeśli kogoś trzeba, to go zaaresztuje.

Mieszka w Donbasie Denis Puszylin. Dawniej stał na czele miejscowego oddziału MMM (znana z lat dziewięćdziesiątych piramida finansowa – „mediawRosji”), sprzedawał też wyroby cukiernicze. Dziś Denis jest szefem rządu Donieckiej Republiki Ludowej. Udziela prasie wywiadów, prowadzi rozmowy z Tymoszenko i Chodorkowskim, pozwala sobie na zignorowanie wystąpień Wladimira Putina.

Wszyscy są nam potrzebni


A jeszcze w Donbasie mieszka Ludmiła Siemionowna. Tak, jak dziesiątki tysięcy innych ludzi i ona 11 maja zjawiła się w lokalu wyborczym, by oddać swój glos za niepodległość. Było to dla niej prawdziwe święto, do kieszeni kurtki przywiązała georgijewską wstążkę. A jej przyjaciółka, emerytka Irina Siergiejewna została wybrana na stanowisko przewodniczącej komisji wyborczej. Irina posadziła mnie za stół, wręczyła paczkę kart do głosowania i poprosiła, żebym popracowała w charakterze wolontariuszki. te karty, proste wydruki z printera, w żaden sposób nie były zabezpieczone. 

- Podpisujesz się na nich i to wszystko – poinstruowała mnie przewodnicząca. Dostałam od  niej także kilka pustych kart, by można było uzupełnić listę wyborców. Na nich miałam zapisywać dane wszystkich chętnych do oddania głosu. Wystarczyło, by  zgłosili się z paszportem, jakąś kserokopią, a nawet i bez dokumentów. „Niech wszyscy glosują. Wszyscy są nam potrzebni” – powiedziała Irina Siergiejewna.

Kilka godzin później, w Krasnoarmiejsku czołgałam się po ziemi w kierunku najbliższego słupa, by ukryć się jakoś od kul. Nieznani, uzbrojeni ludzie w godzinach rannych zajęli budynek miejscowej administracji, by nie dopuścić do referendum. W pewnej chwili wypuścili w powietrze chaotyczną serię z automatów. Kobiety zbierające do tekturowych pudełek karty do głosowania z odpowiedzią zaznaczoną w kwadracie „tak”, także upadły na ziemię twarzą do niej. Słychać było ich krzyk i płacz.

Następnego dnia po przebudzeniu Donbas poczuł, że stał się szarą strefą. W hotelu, gdzie nocowałam, nie można już było opłacić rachunku przy pomocy karty płatniczej. Jak się okazało, zawiesił działalność należący do dniepropietrowskiego oligarchy Kołomojskiego „Privatbank”. Wcześniej ten sam bank jako pierwszy, zaraz po referendum,  wstrzymał pracę swoich oddziałów na Krymie. Obok niego, zamknięto niektóre centra handlowe i salony samochodowe., Zamiast w nastroju świętowania w związku ze zwycięsko przeprowadzonym glosowaniem ludowym, Donbas pogrążył się w ciszy. Zamilkł też Władimir Putin. Nie uznał Donieckiej Republiki Ludowej i jej samodzielności państwowej.

Wystarczył ostatni miesiąc, by Donbas wrócił w nieszczęsne lata dziewięćdziesiąte. Zdobywszy dostęp do broni, ludzie rozbijają okna wystawowe i rozkradają parkingi samochodowe. Porywają zwolenników ukraińskiej jedności, znęcają się nad zakładnikami i rozstrzeliwują ukraińskich żołnierzy. Dla nich Doniecka Republika Ludowa to szansa, by z tej chwilowej sytuacji wyciągnąć jak najwięcej korzyści. 89 procent głosów oddanych na kartach wyborczych na „tak” stało się sposobem na legitymizację klęski starań o zaprowadzenie ładu wolnego od przestępczości.

Szara strefa


Kiedy mieszkańcy Donbasu przyszli na referendum, by oddać swój głos za Doniecką Republikę Ludową, naiwność nie pozwoliła im zrozumieć, że to fikcja. DRL jest w istocie zbieraniną robotników, drobnych biznesmenów, biedniaków wolną od jakiejkolwiek kontroli i niezdolną do kontrolowania kogokolwiek. Doniecka Republika Ludowa istnieje zaledwie w przestrzeni zajętego przez siebie budynku administracji obwodowej, gdzie odbywają się zebrania prowadzone przez Denisa Puszylina. DRL jest wirtualną chmurą stworzoną przez pozbawionych umiejętności programistów. Rzeczywista władza w Donbasie znajduje się w rękach Funtików, tych co zatrzymują  samochody na punktach kontroli i dowódców uzbrojonych grup.

Ludmiła Siemionowna nie wiedziała, że oddała swój głos za szarą strefę. Irina Siergiejewna nie podejrzewała nawet, iż pomogła ją stworzyć. Obie wierzyły szczerze, iż pomogą Donbasowi uwolnić się od najazdu strasznego Bandery, złego rycerza niosącego żółto-błękitny miecz nad ich pokornymi głowami. Ludmiła Siemionowna i Irina Siergiejewna szczerze wierzyły, iż z pomocą Donieckiej Republice Ludowej przyjdzie bogata Rosja i zbawi ją, w imię dobra, od wszelkiego zła.

- Żeby tylko przestali strzelać, żeby ktoś zaprowadził porządek – sama sobie tłumaczyła jedna z kobiet przybyłych do lokalu wyborczego, w którym pracowałam jako wolontariuszka. Głosując na „tak” nie wybrała się nawet do kabiny. – Nam zwyczajnie potrzebny jest pokój.

Tragedia w Odessie z 2 maja,  chaotyczna operacja antyterrorystyczna w Słowiansku, strzelanina w Krasnoarmiejsku i walki w Kramatorsku wzmocniły kaleką chmurę Donieckiej Republiki Ludowej. Jeszcze większa liczba mieszkańców Donbasu doszła do wniosku, iż tylko odłączenie się od Ukrainy zatrzyma rozlew krwi.

W nieudanym filmie „Światowa Wojna Zombi” wirus zombi rozpełzł się po planecie. Jednak Jerozolimę uratowała otaczająca ją wielka ściana: zarażeni wirusem nie byli w stanie się przez nią przedostać. W oczach donbaskich uczestników referendum, ludzie z żółto-błękitnymi wstążkami są właśnie zombi. 

Choć mieszkańcy Donbasu nie czują się częścią Ukrainy, zombi żądają od nich jedności. Zaś dla ludzi z żółto-błękitnymi wstążkami zombi to właśnie mieszkańcy Donbasu, Funtikowie, Puszylinowie i emerytki z georgijewskimi wstążkami. I jedni i drudzy już dawno gotowi byli podzielić kraj przy pomocy ściany, tak by uniemożliwiała ona rozprzestrzenianie się zarazy.

Po ostatnim referendum ta ściana wyrosła sama z siebie. To szara ściana z szarą strefą po środku. W niej od czasu do czasu słychać serie z broni automatycznej. I tak ta szara strefa, w postaci niewidzialnej chmury, przykryła sobą ziemię Donbasu.





 *Jekatierina Siergackowa (ur.1987)- ukraińska dziennikarka, współpracuje z portalem „Ukraińska Prawda”. 








Oryginał artykułu ukazał się na stronie colta.ru. Jego adres: http://www.colta.ru/articles/society/3190



Obserwuj i polub nas na Facebooku: 







2 komentarze:

  1. Muszą powstać niezależne media dla wschodu Ukrainy, jako szczepionka na rosyjską dezinformację i propagandę, straszącą zgniłym Zachodem i żydobanderowcami. Ale proces przeglądania społeczeństwa na oczy będzie trwał latami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tylko dla wschodu Ukrainy ale dla całej Ukrainy i przede wszystkim dla Rosji, Rosjanie niewiele wiedzą co się dzieje w świecie.

    OdpowiedzUsuń