środa, 18 lutego 2015

Dlaczego nikt nie chce być naszym sprzymierzeńcem?



W swym wystąpieniu na jednym z posiedzeń rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa prezydent Putin wyraził radość w związku z tym, iż Rosja nie należy do żadnego sojuszu o charakterze międzynarodowym. Jego zdaniem, zobowiązania sojusznicze oznaczają utratę znacznej części suwerenności. A jednak brak sprzymierzeńców w świecie zewnętrznym jest dla wielu Rosjan źródłem niepokoju. Czy Rosja skazana jest na samotność? – pyta politolog Fiodor Łukianow. Jego zdaniem, tak długo jak jej gospodarka zachowa surowcowy charakter, a prognozy na przyszłość będą pesymistyczne, szanse na zdobycie prawdziwych sojuszników są zerowe.



Autor: Fiodor Łukianow




W głosowaniu na temat Krymu na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ stanowisko Rosji poparły:
Armenia, Białoruś, Boliwia, Kuba, Korea Północna, Nikaragua, Sudan, Syria, Wenezuela i Zimbabwe. 





Związek Radziecki dysponował swoim własnym blokiem polityczno-wojskowym. A jednak państwa wchodzące w jego skład nie były prawdziwymi sojusznikami ZSRR. Dla zdobycia sojuszników niezbędny jest pomysł na rozwój. Rosji trudno się nim pochwalić.

Po burzliwych wydarzeniach zeszłego roku, coraz częściej można się spotkać z opinią, iż Rosja znalazła się w izolacji. Bywa ona także formułowana ostrożniej, wtedy można usłyszeć o „geopolitycznej samotności”, albo, iż Rosja w ogóle pozbawiona jest sojuszników. Czy tak jest w istocie? I Jeśli tak, to co to oznacza?

Latem zeszłego roku, zaraz po katastrofie malezyjskiego samolotu na Ukrainie, prezydent Putin zwołał nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa. Na nim wypowiedział znamienne zdanie: „Rosja, chwała Bogu, nie jest członkiem żadnego sojuszu…. Każdy kraj, który wchodzi w jakieś sojusze od razu zrzeka się części swojej suwerenności”.

Tego rodzaju wypowiedź mówi wiele o tym, jak władze rosyjskie odnoszą się do wszelkiego rodzaju aliansów, w tym także do tych inicjowanych przez siebie. Przykłady takich organizacji, jak Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, czy popularna dziś Euroazjatycka Wspólnota Gospodarcza dobrze ilustrują postawę Rosji. Z rosyjskiego punktu widzenia żadne zobowiązania sojusznicze nie mogą ograniczać swobody w podejmowaniu decyzji o charakterze strategicznym. Rosja odgrywa wiodącą rolę i określa zasady na jakich prowadzona jest gra, inni muszą się do nich dostosować.


Jako wzór traktujemy – świadomie, lub nie – wspólnotę zachodnią, w niej dominacja Stanów Zjednoczonych nie jest podważana

Jednak stosunki między dwoma wybrzeżami Oceanu Atlantyckiego nie są wolne od trudności, tak w odniesieniu do współpracy wojskowej (Europa faktycznie sabotuje ideę zwiększenia wydatków na cele wojskowe), jak i handlowo-gospodarczej (rozmowy o atlantyckim partnerstwie handlowym i inwestycyjnym napotykają wiele przeszkód). Jednak poczucie wspólnoty politycznej trwa i nikt na poważnie nie kwestionuje przywódczej roli Ameryki.

Wynika to z istnienia nielubianego przez nas zespołu wspólnych wartości. To one wraz ze zbiorem ideologicznych wyobrażeń są dla kolektywnego Zachodu solidnym spoiwem, choć interesy sojuszników nie zawsze są zbieżne. To poczucie wspólnoty powstało w latach zimnej wojny. Ważna była wówczas obecność wspólnego wroga, jednak te same korzenie o charakterze kulturowo-historycznym jeszcze bardziej przyczyniły się do pojawienia poczucia jedności. Mamy tu do czynienia z przypadkiem wyjątkowym, powstałym dzięki szczególnemu zbiegowi okoliczności, skopiowanie podobnego modelu gdzie indziej jest niemożliwe.





Rosja nigdy nie zgromadzi kręgu sojuszników, podobnego do wspólnoty zachodniej. Próby wbudowania systemu wartości do takich organizacji, jak BRICS (Grupa Państw Rozwijających się – „mediawRosji”), czy Euroazjatycka Wspólnota Gospodarcza prowadzą do powstania sztucznych konstrukcji. Wartości wspólne albo rodzą się w sposób naturalny i wynikają z historii, albo nie powstają w ogóle. Nawiasem mówiąc, wspólnej historii wcale nie musi towarzyszyć pojawienie się systemu wspólnych wartości. Wystarczy zwrócić uwagę na różnorodność państw należących do Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Wspólnota Państw Niepodległych to jeszcze jeden przykład tego rodzaju.

Rosja, jak już powiedziano powyżej, w rzeczywistości liczy tylko na siebie. Tak samo, z resztą, jak i Stany Zjednoczone. Po 11 września, kiedy sojusznicy Ameryki w NATO po raz pierwszy w historii zaproponowali, by zastosować artykuł piąty umowy o bezpieczeństwie zbiorowym, Waszyngton w istocie machnął na nich ręką. Z drugiej strony, gdy podczas kolejnego kryzysu nie ma chętnych do wsparcia Moskwy, budzi to u nas określoną frustrację. Zdarzyło się tak w 2008 roku, gdy oprócz kilku państw egzotycznych, nie znalazł się nikt, kto byłby gotów uznać Abchazję i Osetię Południową. Tym bardziej sytuacja ta powtórzyła się z Krymem w roku 2014. Dyskusjom o tym, iż także Rosji potrzebne jest wsparcie towarzyszy autosugestia, iż Rosji w istocie go nie brakuje.

Współczesny świat nie jest mozaiką trwałych bloków i sojuszy. Nawet NATO przekształca się w sojusz a la carte, Waszyngton przyznał sobie prawo wyboru partnerów w zależności od bieżących okoliczności. Poza granicami Zachodu jeszcze bardziej brak trwałych sojuszy. Państwa rosnące w siłę kierują się przede wszystkim swoimi interesami, w żadnym wypadku nie chcą narzucać sobie żadnych ograniczeń. Obserwujemy rosnącą emancypację coraz większej ilości państw oraz demokratyzację systemu stosunków międzynarodowych.

Brak sojuszników nie jest synonimem izolacji, lub osamotnienia

Wiosenne głosowanie w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ na temat Krymu jest dobrą ilustracją omawianych zjawisk. Z jednej strony stanowisko Rosji wsparły pojedyncze państwa, przeciw niej głosowała połowa państw członków ONZ. Z drugiej druga połowa wstrzymała się od głosu, albo nie uczestniczyła w głosowaniu. Wśród nich znalazły się wszystkie państwa BRICS, a także niemało innych zasługujących na szacunek państw, takich jak Izrael. Wszystkie one nie chcąc wziąć udziału w osądzaniu Moskwy zajęły stanowisko pragmatyczne. W tej przestrzeni możemy próbować coś zrobić.

Związek Radziecki kontrolował cały blok polityczno-wojskowy. Jednak należące do niego państwa demokracji ludowej w Europie Wschodniej trudno byłoby uznać szczerych sojuszników. Państwa te znajdowały się pod kontrolą Kremla, gdy tylko ona osłabła, sojusz się rozpadł. Z drugiej strony ZSRR posiadał znaczące wpływy w trzecim świecie, wcale nie musiał ich narzucać. Można je było rozszerzać dzięki ideom postępu i rozwoju, z nimi kojarzono wówczas Moskwę. Dziś, kiedy prawdopodobieństwo nawiązania stosunków sojuszniczych opartych na starych klasycznych zasadach stało się coraz mniej prawdopodobne, dla zdobycia poparcia niezbędne jest porozumienie ideowe.


Tylko, że wizerunek współczesnej Rosji i prognozy na temat jej przyszłości mało komu mogą się spodobać

Trudno liczyć na to, iż uda nam się zainteresować jakiekolwiek inne państwo naszą surowcową, lub zależną od koniunktury zewnętrznej gospodarką lub naszym wyobrażeniem o „świecie rosyjskim”.


Tłum.: ZDZ





Artykuł ukazał się na portalu rosyjskiego wydania magazynu „Forbes”:
http://www.forbes.ru/mneniya-column/mir/280355-odinokii-gigant-pochemu-mir-poteryal-interes-k-rossii




*Fiodor Łukianow (1967), politolog, publicysta, redaktor naczelny magazynu „Rosja w Polityce Globalnej”. W swych wystąpieniach publicznych reprezentuje zwykle punkt widzenia oficjalnej Moskwy, jednak w wersji „soft”, bez propagandowej przesady. Jest aktywnym uczestnikiem międzynarodowych konferencji, chętnie widzianym przez gremia zachodnie partnerem do rozmów i konsultacji.





Inne teksty Fiodora Łukianowa na blogu „Media-w-Rosji”:


Gdzie się podział Putin, pragmatyk, zwolennik „Realpolitik”?

Dokładnie piętnaście temu schorowany Borys Jelcyn mianował Władimira Putina na stanowisko premiera i ogłosił swoim następcą. Putin okazał się twardym pragmatykiem, zwolennikiem ”Realpolitik” dążącej do umocnienia na świecie równowagi sił. Dzięki niemu Rosja znów stała się znaczącym graczem na arenie międzynarodowej. Jednak włączenie do konfliktu ukraińskiego retoryki narodowo-romantycznej przekreśla ambicje Rosji w globalnym świecie. Skazuje ją na prowincjonalność i izolację. Co się stało z twardym pragmatykiem Władimirem Putinem – zastanawia się politolog i publicysta Fiodor Łukianow.


Cel Kremla: federalizacja Ukrainy

Rozmowa z Fiodorem Łukianowem, politologiem, redaktorem naczelnym magazynu „Rosja w Polityce Globalnej”.

Kreml zrobi wszystko, by nie dopuścić do przyłączenia się Ukrainy do wrogich sojuszy – przyznaje politolog Fiodor Łukianow. Destabilizacja na wschodzie kraju ułatwia Rosji realizację tego zadania. Trudno sobie wyobrazić bezpośrednią interwencję wojskową, jednak nie można wykluczyć, iż wydarzenia wymkną się spod kontroli. Jednak najlepszą szansę na uregulowanie kryzysu stwarza federalizacja Ukrainy.








Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com








1 komentarz:

  1. Sojusz oznacza związek przynoszący korzyści wszystkim zaangażowanym stronom. A co takiego ma do zaoferowania Rosja ?
    - Każdego traktuje jak potencjalnego wasala albo wroga (nie rozumie/nie zna pojęcia "partner")
    - gospodarka i handel są dla Rosji jest jednym z elementów nacisku a nie wspólpracy - i do tego wykorzystywanym w prymittywny sposób.
    - umowy są przez Rosję respektowane tak długo jak długo uważa to za korzystne
    Przy takim mafijno-bandyckim podejsciu do świata zewnętrznego Rosja nigdy nie znajdzie dobrowolnego partnera.
    Zresztą widać to po jej aktualnych "sojusznikach". Są to albo państwa uzależnione od niej gospodarczo (UEA) albo niedobitki komunistycznych reżimów.

    OdpowiedzUsuń