Z położonej po sąsiedzku z Alaską dalekowschodniej
Czukotki do Donbasu jest blisko 10 tys. kilometrów. Denis Kłoss, chirurg z
Anadyru, uznał jednak, iż może się donbaskim separatystom przydać, jako lekarz.
Był uczestnikiem krwawych wydarzeń na lotnisku w Doniecku. Obserwował bierność miejscowej
ludności. Był świadkiem chaosu organizacyjnego w szeregach separatystów. O
swoich przeżyciach w Donbasie opowiedział dziennikarce Annie Bykowej.
Rozmowę przeprowadziła Anna Bykowa
Niemal natychmiast po przyjeździe do Donbasu dr Denis Kloss stal się uczestnikiem krwawej bitwy o donieckie lotnisko. |
Denis Kłoss urodził się w Tarnopolu. Studia
medyczne zakończył na Ukrainie, stąd wyjechał na Czukotkę, gdzie pracowali jego
rodzice. Denis ma 33 lata, obecnie pełni funkcję głównego specjalisty w
zakresie chirurgii urazowej w Czukockim Okręgu Autonomicznym. Wykorzystując
swój letni urlop, Denis jako ochotnik poleciał z Czukotki na południowy-wchód
Ukrainy.
Denis Kłoss:
Przede wszystkim chciałem pojechać do
Słowiańska. Najpierw przyleciałem do Rostowa. Tutaj zacząłem szukać sposobu,
jak tam się dostać i w ogóle jak przekroczyć granicę, dla mężczyzn oficjalne
przejścia graniczne były już zamknięte. Skontaktowałem się z miejscowym oddziałem
Czerwonego Krzyża, współpracuję z tą organizacją jako instruktor. Powiedzieli
mi, żebym poczekał aż do chwili, kiedy granica zostanie na nowo otwarta. Ale ja
korzystałem z urlopu – miałem do dyspozycji tylko ograniczoną ilość czasu. Ktoś
poradził mi, bym się skontaktował z Kozakami Dońskimi. Od nich dostałem
odpowiedni kontakt i adres, w tym miejscu zbierano ochotników gotowych do
walki. Takich z wojskowym doświadczeniem.
Alena Bykowa:
Miał pan już tego rodzaju doświadczenie?
Nie umiem strzelać.
Kłoss:
Nie. Nie umiem strzelać. Jestem specjalistą w
dziedzinie chirurgii urazowej. Mam dziesięcioletnie doświadczenie, miałem do czynienia z ranami postrzałowymi,
tak od odłamków, jak od miny, czy wybuchu. Od razu mnie wzięli. Spędziłem zaledwie
jedną noc pod Rostowem. Potem posadzili nas na trzy Kamazy i z ominięciem oficjalnych
przejść wysłano przez granicę. Nasi przewodnicy – ochotnicy jechali przodem. W
następnej ciężarówce jechali już Rosjanie. Posługuje się tym terminem umownie,
bo tam byli i Ormianie i Osetyjczycy, kogo tam nie było. Jeszcze jeden samochód
wiózł Czeczeńców, zaś w ostatniej ciężarówce umieszczono Ukraińców gotowych do
walki. Wśród nich było wielu przybyłych z takich miast, jak Charków, Dniepropietrowski,
Odessa.
23 maja
dotarliśmy do Doniecka. Wieźliśmy ze sobą ładunek o charakterze humanitarnym:
lekarstwa, artykuły higieniczne.
Zajmowałem
się organizacją pomocy medycznej w oddziale ochotników. Dostałem broń, ale
przez cały czas, ani razu z niej nie wystrzeliłem.
W końcu nie udało się mi się dostać do szpitalu w Słowiańsku. Miasto
zostało zablokowane. 26 maja znalazłem się na polu walki o donieckie lotnisko.
Bykowa:
Niech Pan o tym opowie więcej.
Maszynka do mielenia mięsa.
Kłoss:
Denis Kłoss pracuje jako chirurg na dalekiej Czukotce. |
Trafiliśmy tam na maszynkę do mielenia mięsa. Na lotnisku są dwa
terminale, nowy i stary. W nocy zajęliśmy nowy terminal, w starym znajdował się
specnaz z Kirowogradu. To była jednostka regularnej armii ukraińskiej
ochraniająca lotnisko. Zadanie naszych ochotników polegało na tym, by
uniemożliwić lądowanie samolotów z nowymi oddziałami wysyłanymi przez Kijów. Zaczęto
je wysyłać zaraz następnego dnia, po przeprowadzonych na Ukrainie wyborach
prezydenckich. Dogadaliśmy się wstępnie z chłopakami z Kirowogradu, że nie
będziemy do siebie strzelać nawzajem.
Coś jednak poszło nie tak. Już potem analizowaliśmy tę sytuację, tam
natychmiast po naszym przybyciu pojawiły się ukraińskie ochotnicze oddziały
zbrojne, ich najemnicy otworzyli ogień do nas i do chłopaków z Kirowogradu. Nie
zdawaliśmy sobie sprawy, że oni tam będą. Ani my, ani specnaz ukraiński nie
rozumieliśmy, kto do nas strzela. Potem już zrobiło się nieważne, kto strzelał
i do kogo.
Zaczęto nas też bombardować z powietrza, wtedy, gdy Czeczeńcy znaleźli się na dachu. Wszyscy
trafili pod ogień. Pobiegliśmy na górę, zaczęliśmy wyciągać rannych, jeden
zginął, 15 odniosło rany. Ściągnęliśmy wszystkich, zaczęliśmy się wycofywać, nie
mieliśmy większych szans, by się utrzymać. Strzelali do nas snajperzy,
kirowogradczycy walili z moździerzy, na koniec pojawiły się wyrzutnie granatów.
Bykowa:
Mieliście wyrzutnie rakietowe?
Kłoss:
Mieliśmy. Atrapę.
Budowa nowego terminalu kosztowała kupę pieniędzy, więc nikt się nie
spodziewał, iż Ukraińcy będą go teraz burzyć. To był fatalny błąd z naszej
strony. Do wieczora wycofaliśmy się z lotniska.
Nie mogliśmy
porzucić rannych i wycofać się od razu. Gdybyśmy tak zrobili, nasz oddział
można było by rozpuścić od razu, kto by w przyszłości podejmował ryzyko? Z
powodu rannych, ich ewakuacja była trudna, zatrzymaliśmy się tam zbyt długo.
Kiedy już cofaliśmy się, ostrzelano nas jeszcze raz na wjeździe do Doniecka.
Na Kamaz z
rosyjskim oddziałem spadła rakieta przeciwczołgowa, samochód został całkowicie
zniszczony, na miejscu zginęło ok. 35 ludzi, przeżyło 3-4. Znajdowałem się w drugiej
ciężarówce, przewoziliśmy rannych Czeczeńców, ukraińscy ochotnicy nas
przykrywali. Wpadliśmy na minę, maszynę przewróciło, oderwały się przednie
koła. Potem zaczął się ostrzał, zaczęliśmy na drodze zatrzymywać samochody, tak
wywoziliśmy rannych, przenosząc ich do szpitala.
Bykowa:
Nic się Panu
nie stało, kiedy Kamaz wyleciał w powietrze?
Nieźle oberwałem
Kłoss:
Nieźle
oberwałem. Zorientowałem się jednak później. Przekazałem rannych do szpitala,
emocje trochę opadły, patrzę, jestem cały we krwi, tylko niejasne, własnej, czy
cudzej. Całe nogi miałem poharatane odłamkami, ciało było sine. Sam zrobiłem
sobie opatrunek, zabandażowałem się, pojechałem dalej.
Bykowa:
Co działo się z Panem potem ?
Co działo się z Panem potem ?
Kłoss:
Czeczeńcy mieli już dość takiej wojny, wyjechali do siebie do Czeczenii. Pół ich
oddziału ewakuowano jako "Ładunek 300" (pod takim kryptonimem wywożeni są ranni
żołnierze), trzeba było zabezpieczyć ich wyjazd. Pojechałem z nimi. Do końca
urlopu zostało mi 8 dni.
Bykowa:
Co im przestało się podobać w tej wojnie?
Kłoss:
Ta historia z donieckim lotniskiem była jakaś
ciemna. Potem zaczęliśmy rozumieć, kto strzelał do ciężarówki podczas naszej
ewakuacji. Wyglądało na to, że to byli swoi.
Bykowa:
Powstańcy?
Kłoss:
Powstańcy. Zaczęliśmy zadawać sobie pytanie, co się
stało, czy była to zdrada, czy zwykły rosyjski burdel. Na lotnisku byliśmy zablokowani,
jednostki batalionu „Wschód” starały się
do nas przerwać. Więc albo oni nie wiedzieli, kto znajdował się w nowym
terminalu, albo mieliśmy do czynienia z aktem dywersji, im w rozkazie
powiedziano, że tam siedzi armia ukraińska.
Bykowa:
Z jakiej broni korzystali Wasi przeciwnicy?
Na początku bitwy oddziały separatystów zajęły pozycję na dachu donieckiego lotniska. |
Kłoss:
Mieli sporo ciekawego uzbrojenia. Tam na przykład
byli najemnicy, wśród nich strzelały kobiety – snajperki. Jedną z nich udało się
odstrzelić z wyrzutni granatów, zabrano jej amerykański karabin dużego kalibru „Barrett”.
Z takiej broni kula przebije drzewo, straszna sztuka.
Bykowa:
Jak Pana bliscy zareagowali na pański wyjazd na
Ukrainę?
Kłoss:
Rodzice o niczym nie wiedzieli. Powiedziałem iż,
że jadę do Rostowa, pracować w Czerwonym Krzyżu. Kiedy docierasz do bazy,
tłumaczą ci: jesteś ochotnikiem, jedziesz na wojnę, może się z tobą zdarzyć
wszystko. Musisz to rozumieć. Jeśli cię zabiją, to prawdopodobnie pochowają cię
na miejscu, twoja rodzina nie ma co myśleć o kompensacji. Dlatego, możesz
powiedzieć dokąd jedziesz najbliższemu przyjacielowi, jeśli potem, po wyjeździe
nie skontaktujesz się z nim przez miesiąc, będzie to dla niego sygnał, że może
wszystko opowiedzieć twoim najbliższym. Tak zrobiłem. Telefon i dokumenty,
wyjeżdżając na Ukrainę, zostawiłem w Rostowie.
Dlaczego tam pojechali?
Bykowa:
Musiał pan rozmawiać z innymi ochotnikami…
Tłumaczyli dlaczego tam pojechali?
Kłoss:
Nie mieliśmy specjalnie czasu na jakieś duchowe
rozmowy. Jak zrozumiałem dla Rosjan głównym motywem działania, była potrzeba
zemsty za wydarzenia w Odessie (pożar w Domu Związków Zawodowych z 2 maja).
Ktoś inny przyjechał, by bronić swoich zamieszkałych w Donbasie bliskich. Nikt
nie mówił o pieniądzach. A jeśli idzie o ochotników ukraińskich, to jakoś specjalnie
się nie kontaktowaliśmy.
Bykowa:
A pana co skłoniło do wyjazdu?
Kłoss:
Jestem lekarzem. Samemu nie jest mi łatwo zrozumieć
własną motywacje. Po co człowiek w Rosji idzie na medycynę? W jednym i drugim
wypadku kierowały mną te same impulsy.
Bykowa:
Więc po co?
Kłoss:
Nie mam ani żony, ani dzieci. Moi rodzice
jeszcze pracują, są w wieku produkcyjnym. A ja mam własne samodzielne życie. Może
dlatego miałem moralne prawo, żeby pojechać. W Rostowie mnie pytano: doktorze, zdaje Pan sobie sprawę z tego, dokąd pan jedzie? Zdaję – odpowiedziałem. Zrozumiałeś, czym to
pachnie? Zrozumiałem. I nawet wtedy mogłem się wycofać. Wielu się wycofywało.
Nikt nikogo za to nie osądzał. Wszyscy mamy jedno życie. Nie miałem innych możliwości,
by dostać się na Ukrainę, więc się nie wycofałem.
Bykowa:
Pojechałby pan jeszcze raz?
Kłoss:
Pojechałbym, ale pod jednym warunkiem. Tam
potrzebna jest lepsza organizacja. Jeśli pojawiłoby się lepiej przygotowane kierownictwo, jakaś jednak władza, lepsza łączność, odpowiednia koordynacja, a
nie tak, jak jest teraz, rozdrobnione oddziały, każdy ze swoim dowództwem.
Powstańcy są w stanie zadbać o odpowiednią organizację. Ale tam jest zbyt dużo
dowódców, dochodzi do tego, że zaczynają walczyć między sobą. Obecnie, nawet
nie wiadomo z kim tam rozmawiać, z kim prowadzić dialog.
Podczas ucieczki z lotniska w Doniecku na oddział separatystów spadł grad kul i rakiet. |
Na przedniej linii frontu lekarz nie ma nic do
roboty. Tam potrzebny jest felczer, instruktor sanitarny. Więc w rzeczywistości
wypełniałem funkcje sanitariusza, choć w szpitalach potrzebni byli lekarze. Co
za idiotyzm. Gadałem kiedyś z człowiekiem uczestniczącym w pierwszej wojnie
czeczeńskiej, wtedy także ciągnięto lekarzy na pierwszą linię frontu. Opowiadał,
jak w ciągu pierwszego miesiąca stracili 26 wysokiej klasy chirurgów. Z drugiej
strony, duch bojowy ochotników jest o wiele większy, jeśli razem z nimi
znajdują się lekarze. Wtedy rośnie ich gotowość do ryzyka.
Mieliśmy za mało czasu, by się zgrać pod względem
bojowym. Przyjechaliśmy i od razu znaleźliśmy się w ogniu.
Bykowa:
Co pan może powiedzieć o reakcji ludności cywilnej?
Jaki jest jej stosunek do powstańców? Do idei Noworosji? Do samej Rosji?
Ludność była pasywna
Kłoss:
Jeśli mówić o wschodzie, to w tamtym
przynajmniej okresie, ludność była bardzo pasywna. Przeprowadzono referendum –
i co dalej? Sami nie wiedzieli czego chcieli, federalizacji, niepodległości, przyłączenia
Rosji... To się czuło. Ludzie byli zajęci własnym życiem, jak gdyby nic się nie
działo. Chodzili do kawiarni, na dyskoteki, za miasto. Donieck ma ponad milion
ludności, ale w batalionie „Wschód” służyło kilka tysięcy żołnierzy. W okręgach
wiejskich powstańców było więcej, ludzie w mieście muszą chodzić do pracy, na
wsi są w stanie wykarmić się sami.
Jeśli idzie o zwolenników jedności Ukrainy, to
oni byli na nas wkurzeni za Krym. Im się nie dało wytłumaczyć, że ludzie na Krymie
zawsze chcieli do Rosji.
Tłum. ZDZ
Oryginał ukazał się na łamach magazynu sieciowego Russkaja Płanieta:
http://rusplt.ru/society/u-opolchentsev-slishkom-mnogo-komandirov-12007.html
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Bardzo przygnębiający i dlatego zapewne prawdziwy ten wywiad.
OdpowiedzUsuńRobicie doskonałą robotę, w tym morzu propagandowych bredni icelowych kłamst trudno się połapać nie słysząc krytycznych głosów obu stron.
Proszę, róbcie to dalej.
Bardzo dobry wywiad. Może dlatego gościa ciągnęło na wojenkę, bo tej dziewczyny/żony nie miał? Niejasna jest jego motywacja, za te ofiary w Odessie? Chyba tak samo zmanipulowany przez rosyjską propagandę, jak miliony.
OdpowiedzUsuńPrzerażajaca pustka intelektualna. Kolejne potwierdzenie, że gdyby nie pieniądze i sprzęt od Putina to "powstanie" trwałoby kwadrans.
OdpowiedzUsuńW ogóle nie powiedział dlaczego jedzie? Ot tak? Bo w TV mówili straszne rzeczy? Przerażające pokolenie!
OdpowiedzUsuńPrzerażające jest też wytłumaczenie aneksji Krymu - "bo oni zawsze chcieli do Rosji"... to jest jakiś żart. Doskonały powód na kradzież kwałka innego państwa, totalnie puste wytłumaczenie człowieka który ma chyba zupełnie wyprany mózg rosyjską propagandą.
Czekam na więcej tłumaczeń, świetna robota!