wtorek, 2 września 2014

Dziennikarz, czy szpieg? Batalion Azow kontroluje rosyjskiego dziennikarza



W poniedziałek po południu świat dziennikarski wstrzymał oddech, niezależna rosyjska stacja TV „DOŻD’” utraciła łączność ze swoim korespondentem na Ukrainie, Timurem Olewskim. Wiadomo było, iż znajdował się w strefie działań bojowych. Obiektywne i prawdziwe relacje Olewskiego zdobyły mu szacunek widowni odpornej na propagandę kremlowską. Na szczęście, Olewskiemu, zatrzymanemu przez ukraiński batalion „Azow” nic się nie stało.


W rozmowie z moskiewską radiostacją Echo Moskwy Olewski opowiada, jak traktowano go podczas kilkugodzinnego zatrzymania. I o tym, że w dziennikarskiej pracy na wojnie trzeba liczyć się z różnymi zagrożeniami.


Rozmawia: Aleksiej Husarow.



 



Dzięi swym relacjom z Ukrainy Timur Olewski zdobył wielki szacunek u nie
poddającej się propagandzie kremlowskiej widowni. Jest dziś jednym z najbardziej
szanowanych dziennikarzy rosyjskich. 



Timur Olewski:

Cały dzień pracowaliśmy w terenie. Przyglądaliśmy się, jak bataliony terytorialne i Gwardia Narodowa przygotowują się do spodziewanego szturmu Mariupola. Chcieliśmy porozmawiać z ochotnikami, którzy na drogach prowadzących do miasta budują schrony i okopy. W pobliżu filmowanego przez nas umocnienia zatrzymali nas funkcjonariusze jednego z batalionów. Nasze paszporty rosyjskie wzbudziły ich podejrzenia, z resztą trudno się temu dziwić. A do tego ci ludzie nie bardzo znali media, dla których pracujemy (Olewskiego zatrzymano razem z korespondentem rosyjskiego wydania magazynu „Forbes”- „mediawRosji”).


Od razu zabrano nam komórki



Potem mieliśmy okazję, by znacznie bliżej poznać ludzi z batalionu „Azow”. Przyjechali, żeby nas sprawdzić, zabrali do swojej bazy. Tam od razu zabrano nam telefony komórkowe, dlatego nie byliśmy w stanie zatelefonować do naszych redakcji i poinformować, gdzie się znajdujemy. Kontrola trwała długo, przez ten czas czekaliśmy, by bojownicy Azowa przekonali się, że jesteśmy dziennikarzami z odpowiednią akredytacją. I że nie jesteśmy szpiegami, których się obawiają. Kiedy to wyjaśnili, zostaliśmy zwolnieni. To była taka standardowa sytuacja w rejonie walk, tu gdzie się aktualnie znajdujemy.

Aleksiej Husarow:
Na stronie internetowej telewizji „DOŻD’” jest informacja, że siedzieliście z workami plastikowymi na głowie.

Olewski:
To prawda. Tam, tak to jest zorganizowane. Kiedy przyjeżdżasz do bazy batalionu „Azow” (jak się wydaje, znajduje się budynku dawnej szkoły sportowej), zatrzymanym nie pokazują, gdzie rozlokowane są różne pomieszczenia. Dlatego na głowy nakładane są worki plastikowe. I mnie i mojemu koledze Orchanowi Dżemalowi także je założono. Worek nie był specjalnie ciasny, nie przeszkadzał oddychać, po prostu zakrywał oczy. Potem odprowadzono nas do piwnicy, zamknięto w oddzielnej celi. Tam też potem z nim rozmawialiśmy, nie widzieliśmy jednak twarzy przesłuchujących nas ludzi. Kiedy nas wyprowadzano także mieliśmy na głowie worki. Po zakończeniu kontroli pozwolono nam je zdjąć, wtedy zobaczyliśmy naszych rozmówców. Część z nich nie obawiała się pokazać twarzy, przestali już je ukrywać. Trochę porozmawialiśmy o ich służbie, może nawet to będzie tematem jednego z naszych kolejnych reportaży.


O co pytali? 


Husarow:
O co pytali? Jak odbywała się ta kontrola?


Olewski:
Najpierw pytają, gdzie pracujesz. Zadają podstępne pytania, mając nadzieję, że człowiek popełni pomyłkę, że zdradzi się, że nie pracuje tam, gdzie początkowo sugerował. Na przykład w moim przypadku, powiedzieli, mi że stacja telewizyjna „DOŻD’” dawno nie działa, że ją zamknęli. I dodali, że jestem szpiegiem. Ja im odpowiedziałem, że to nie prawda, i że być może się nie orientują, stacja telewizyjna „DOŻD’” działa, a ja nie jestem szpiegiem. Przez jakiś czas sprzeczaliśmy się. Potem wznowili kontrolę. Zadawali wiele pytań, o to skąd przyjechałem, kiedy dotarłem na Ukrainę, gdzie bywałem. Pytali o sprawy łatwe do sprawdzenia. Potem kilku ludzi mnie rozpoznało. Powiedzieli, że widzieli nasz reportaż z północy Doniecka. Takich żołnierzy było dwóch. To spowodowało, że wszyscy zaczęli nas traktować o wiele spokojnie. A tak w ogóle, jak się orientuję, w taki właśnie sposób nie rzadko sprawdzani są artyści w Mariupolu, ich także często podejrzewa się , że są szpiegami. Od jednego z żołnierzy „Azowa” usłyszałem (sprawdzić tego się nie da, ale jak mi się zdaje, powiedział prawdę):  „Nazywają nas nazistami, ale jeszcze nikogo nie pobiliśmy, nikt po pobycie u nas nie jest skazany na krzesło inwalidzkie.” Ale wiem za to, na pewno, coś innego. To było słychać z sąsiedniego pomieszczenia. Ludzi pojmanych przez batalion Azow, jeśli odnajdą u nich zdjęcia pochodzące z samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej, uczą ukraińskiego hymnu. Słyszeliśmy jak, ci których uczyli śpiewają.



Obowiązek akredytacji


Husarow:

Tam nie ma pomysłu by ludziom, jak ty, którzy przeszli stosowną odpowiednią kontrolę wydawać odpowiednie dokumenty, by nie groziło im ryzyko powtórnego sprawdzania?

Olewski:
No nie, takie dokumenty nie istnieją. Ludzie odpowiedzialni za kontrolę na odpowiednim terenie nie zmieniają się, w jakiś sposób dla siebie rejestrują już tych skontrolowanych. Nawiasem mówiąc, w strefie Operacji Antyterorystycznej istnieje obowiązek akredytacji w Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy. Jeśli chcesz tu pracować, musisz się akredytować. W rzeczywistości, nie chodzi nawet o papier, a raczej o możliwość zatelefonowania do SBU, tam mają listy dziennikarzy, sprawdzają, czy człowiek zarejestrował się, czy nie. To że jesteś na liście nie oznacza, iż jeśli jakieś organy zaczynają cię kontrolować, kontrola zostanie automatycznie zawieszona. Musisz czekać, aż doprowadzona zostanie do końca.

To wszystko trochę wyglądało, jak kino. Ale to była zwyczajna sytuacja, zwłaszcza w takim miejscu i okolicznościach. Jeśli jedziesz z kamerą i zamierzasz filmować budowę umocnień, to trzeba być przygotowanym na to, iż jacyś ludzie zareagują podejrzliwie, a potem zechcą dokładnie sprawdzić twoja biografię.


Tekst rozmowy ukazał się na stronie internetowej radiostacji „Echo Moskwy”:

http://echo.msk.ru/programs/beseda/1392014-echo/


Materiały Timura Olewskiego na "Media-w-Rosji":



http://media-w-rosji.blogspot.it/2014/08/wysano-ich-na-cwiczenia-batalionowe.html

Byli przyzwyczajeni do tego, iż często wysyła się ich na ćwiczenia. Więc nie zdziwił ich nowy rozkaz do wyjazdu. Zapowiedziano batalionowe ćwiczenia taktyczne w obwodzie rostowskim. Nagle na ich czołg spadł pocisk. Strzelały do nich karabiny maszynowe. Wtedy zrozumieli, że ich oszukano i że trafili na prawdziwą wojnę. By ratować rannego kolegę, kierowcę czołgu, poddali się napotkanemu po drodze oddziałowi żołnierzy umundurowanych inaczej, niż rosyjscy. Wtedy dowiedzieli się, że są na Ukrainie.


Sensacyjny wywiad z grupą wziętych do niewoli żołnierzy kostromskiej dywizji desantowej przeprowadził w Kijowie, korespondent stacji telewizyjnej TV DOŻD’, Timur Olewski.







Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz