W latach dziewięćdziesiątych,
w czasach rozkwitu petersburskiej przestępczości zorganizowanej, Maksym
Freidzon brał udział w wielu podejrzanych operacjach. Kiedy trzeba płacił
łapówki, wiedział do kogo się zwrócić, gdy trzeba było załatwić licencje,
zezwolenia, odpowiednie lokale. I co najważniejsze orientował się dobrze, jaką
rolę odgrywał w tym wszystkim były pierwszy zastępca mera miasta, Władimir
Putin. Freidzon mieszka teraz w Izraelu. Czując się bezpiecznie, opowiada
mediom o ciemnych interesach wokół petersburskiego portu, o rzece przelanej
krwi w walce o kontrole nad płynącymi zeń dochodami. I przede wszystkim o współpracy
środowiska przestępczego z przyszłym prezydentem Rosji.
Z Maksymem Freidzonem
rozmawia Dmitrij Wołczek
Rosyjskie media niezależne nie ustają w zbieraniu informacji o niejasnej petersburskiej przeszłości obecnego prezydenta Rosji.
W żółwim tempie toczy się proces sądowy w sprawie, znajdującego się już za kratami, lidera tambowskiej grupy przestępczej Władimira Barsukowa (Kumarina). Dotyczy zorganizowanego przez niego zamachu na przedsiębiorcę Siergieja Wasiliewa.
Przestępstwo popełniono 5
maja 2006 roku. Kiedy samochody ze współwłaścicielem ‘Petersburskiego Terminalu
Naftowego’ i jego ochroną wjechały na Prospekt Lewaszowski, zostały ostrzelane
z karabinów automatycznych.
W czerwcu 2014 roku
przysięgli uniewinnili Barsukowa i jego dwóch przypuszczalnych wspólników. W
listopadzie Sąd Najwyższy uchylił wyrok w tej sprawie. Ze względów
bezpieczeństwa proces toczy się w Moskwie. W maju 2016 roku przysięgli uznali
oskarżonego za winnego. Wyrok miał zapaść w lipcu, jednak posiedzenie zostało
przeniesione na 19 sierpnia (w końcu w
tej sprawie został wydany wyrok, Kumarina skazano na 23 lata pozbawienia
wolności w instytucji penitencjarnej o zaostrzonym reżimie -
"mediawRosji").
Nazwisko jeszcze jednego
znanego w bandyckim Petersburgu biznesmena Ilji Trabiera o przezwisku "Antikwar"
znalazło się w nakazie aresztowania, wydanym w maju przez sąd w Hiszpanii.
Hiszpańskie śledztwo zakłada, że poza Trabierem do grupy przestępczej należeli deputowani
Dumy Państwowej i urzędnicy. Niewykluczone także, iż ślady prowadzą na Kreml.
W cyklu wywiadów udzielonych
Radiu Swoboda mieszkający w Izraelu
biznesmen Maksym Freidzon opowiedział już, jak w latach 90tych w Petersburgu
świat przestępczy zawarł sojusz z władzą. i jaką rolę odegrał w nim urzędnik
merostwa Władimir Putin. Freidzon przyznał, iż przyszły prezydent Rosji dwukrotnie
otrzymał od niego łapówkę za załatwienie określonych formalności – po 10 tysięcy dolarów.
Nowa rozmowa z cyklu dotyczy
okresu, kiedy Putin, po ucieczce Anatolija Sobczaka do Paryża (b. mer St. Petersburga, znany polityk okresu
pieriestrojki i szef Putina - "mediawRosji"). i objęciu urzędu
przez Władimira Jakowlewa, stracił w Petersburgu swoje wpływy. Z czasem jednak zrobił
w Moskwie zawrotną karierę. W opinii naszego rozmówcy, tak szybki awans nie byłby
możliwy, gdyby wpływowi przedsiębiorcy petersburscy, nie udzielili Putinowi pomocy
finansowej. W pierwszej kolejności, należy wspomnieć o jego udziale w aktywach
petersburskiego portu. „Na ile mi wiadomo, po tym jak Putin otrzymał stanowisko
w FSB, rozpoczął się okres pełnej bezkarności dla jego partnerów z
Petersbuskiego Terminalu Naftowego, spółki OBIP oraz petersburskiego portu. Współpracownik
Putina, Aleksiej Miller (obecnie prezes zarządu Gazpromu) pełnił rolę jego pełnomocnika
opiekując się wspomnianymi aktywami. Dzięki wsparciu FSB i takiego partnera,
jak Putin, ludzie ci przestali lękać się prawa. Przestępcy i służby działali
efektywnie i w pełnej harmonii. Tylko dużo przelano krwi” – wspomina Maksym
Freidzon.
Dmitrij Wołczek:
Jak „środowisko” postawiło
na Putina?
Maksym Freidzon:
Jeśli dobrze pamiętam, kiedy
Władimir Władimirowicz był urzędnikiem merostwa, chętnie przyjmował łapówki i
udziały, starał się nie przepuszczać żadnej okazji. Z kasyna pieniądze odbierał
wówczas Roma Cepow, potem walizki z gotówką szły w górę. Miller zbierał łapówki.
Graham Smith w Liechtensteinie prał i akumulował środki z przemysłu naftowego.
Ale kiedy Sobczak przegrał wybory i musiał uciekać w obawie przed sprawą karną,
Władimirowi Władimirowiczowi zrobiło się ciężko. Nikt nie potrzebuje urzędnika
złodzieja. Nie bardzo wiedziano, za co mu płacić.
"Paczka" stawia na Wołodię
Wolczek:
Jednak postanowili płacić?
Freidzon:
Moim kolegą był wtedy Dima
Skigin, partner w spółkach "Sigma" i" Sowex". Od niego
dowiedziałem się, że zdecydował się na nieco ryzykowny (jak na tamte czasy)
ruch. Dima uznał, że Władimirowi Władimirowiczowi należy pomóc w zachowaniu udziałów
w sensownie już wtedy zarządzanym terminalu naftowym i firmie "Sowex".
Z terminalem sprawa był prosta: jednemu z inżynierów portu, od początku zaangażowanemu
w jego budową, nie przedłużono umowy o dzierżawie. Przeszła ona na Skigina i
Trabiera. Jak powiedział Dima, całą operację przepchnął bezpośrednio Władimir
Władimirowicz, potem wszechstronnie pomagał przy powstawaniu terminalu. Za to
dostał swój udział.
Dima postawił na niego i
zapewnił swoich partnerów – Trabiera, Wasiljewa i Kumarina, że Putina nie warto spisywać
na straty. Sytuacja była wielobiegunowa. Trudno było przewidzieć,
kto w końcu przejmie władzę. Myślę, że Putinowi po prostu potrzebne były
pieniądze. Przypuszczam, że w czasie pracy w merostwie porządnie nakradł, ale w
Moskwie podejście do pieniędzy jest inne. Potrzebne jest stałe źródło porządnych
dochodów, biednych ludzi tam się nie lubi, tacy w Moskwie nikomu nie są
potrzebni. Bierezowski miał cudowne powiedzonko: "pieniądze były, jeszcze
nie raz będą, ale teraz ich nie ma!"
W 1996 roku Miller otrzymał
stanowisko zastępcy dyrektora terminala naftowego. Zastępcą był także Sasza
Diukow, najbardziej zaufany współpracownik Dimy Wasiljewa, a Trabier był
dyrektorem naczelnym. Następnie Miller został jednym z dyrektorów i upoważnionym
przedstawicielem spółki OBIP, gdzie znów spotkał się z Diukowem. Ilja Trabier
sprawował funkcję przewodniczącego rady dyrektorów. Dima ulokował Millera jako
protegowanego Władimira Władimirowicza. Chodziło o to, by pokazać, iż będziemy wspierać Putina – naszego człowieka w
Moskwie – i to nam się opłaci. Proszę mi wierzyć, to była poważna decyzja.
Sytuacja szybko się zmieniała i wydawanie pieniędzy na kogoś, kto na razie
niczego nie może zrobić, było bardzo ryzykowne.
Wołczek:
Ryzykowne, ale
perspektywiczne... Inwestycja szybko się opłaciła, kiedy Putin został szefem
FSB.
Rzeka krwi
Freidzon:
Na ile mi wiadomo, inwestycja
w Putina opłaciła się już wcześniej, gdy w roku 1997, udało mu się umocnić
pozycję w administracji prezydenta.
Myślę, że to były ustalenia
zawarte przez Putina, to on otrzymał dla swego „środowiska” carte blanche na prywatyzację
portu petersburskiego i odsprzedanie go Moskwie (bez poparcia petersburskiej „paczki”,
ludzie z Moskwy nigdy by tam weszli). W 1997 roku, choć koszta były wysokie,
portem zaczęła zarządzać spółka OBIP. Ale los uśmiechnął się do nas
najbardziej, gdy Putin stanął na czele FSB. Trabier & Co zupełnie przestali
bać się prawa. Gdy przejmowano port i potem, gdy go sprzedawano oraz
zaprowadzano własne porządki, zginęli po kolei kapitan spółki "Morskoj Port
Sankt-Peterburga" Michaił Sinielnikow, jego asystent odpowiadający za
bezpieczeństwo Siergiej Bojew, kierownik spółki "Siewiero-Zapadnoje
Parochodstwo" Jewgienij Chochlow, główny kadrowiec tej firmy Nikolaj
Jewstafiejew, współwłaściciel spółki "Siewiero-Zapadnyj Tamożnyj Terminal"
Nikolaj Szatilo, oraz dyrektor generalny Witold Kajdanowicz. Zginęli także
współwłaściciele Koncernu "Orimi" Dmitrij Warwarin i Siergiej Kriżan
uwiklani w walkę o przejęcie spółki "Pietroliesport" i inne mniej
znane osoby.
Wołczek:
Najgłośniejsze było
zabójstwo wicegubernatora Sankt Petersburga Michaiła Maniewicza. Zastrzelono go
z karabinu automatycznego w środku miasta, na Prospekcie Newskim…
Freidzon:
Maniewicz sprzeciwiał się, by
port wyszedł spod kontroli miejscowych władz. Myślę, że to było główną
przyczyną zabójstwa. Po jego śmierci władze petersburskie zrezygnowały ze
swoich pretensji pod adresem portu. Nieco później Diukow, Miller i Trabier
przenieśli się ze spółki OBIP do jego zarządu. Diukow został dyrektorem
generalnym, Miller zastępcą do spraw inwestycji, Trabier – członkiem rady dyrektorów.
Z powodzeniem odsprzedali port ludziom z Moskwy. Myślę, że Władimir
Władimirowicz nadzorował transakcję i jako udziałowiec i jako szef FSB. Petersburski
port jest obiektem strategicznym o znaczeniu państwowym.
Z dolą należącą do Putina
wszystko załatwiono jak trzeba, inaczej, niż w wypadku pokrętnej sprawy Roldugina
(wiolonczelista, przyjaciel Putina
figurujący w dokumentach ujawnionych w Panamie - "mediawRosji").
Tutaj wszystko było prostsze. Pod ręką znajdował się Graham Smith, współpracowano
z nim długo i owocnie od czasów spółki "Sowex". Pod jego kontrolą rzetelnie
i sprawnie rozdzielono udziały. Sprzedaż portu odbyła się poprzez spółkę "Nasdor",
zarejestrowaną w Liechtensteinie, pod tym samym adresem co należąca do "Sowexu"
spółka "Horizon International Trading",. Wszystko nadzorował Smith, a
Trabier figurował jako beneficjent. Jeśli mówić o prawdziwych relacjach
Władimira Władimirowicza, jako szefa Federalnej Służby Bezpieczeństwa ze
światem przestępczym, to według mnie wyglądała ona następująco: w porcie
pracował jego najbliższy zaufany współpracownik Miller, Putin sprawował swego rodzaju patronat. Miller
orientował się w całej działalności portu, także wówczas, gdy była niezgodna z
prawem, w końcu brał udział w grze. By przejąć port, sprzedać go, wszystko
załatwić jak należy, trzeba było podjąć masę działań o charakterze organizacyjnym. Zajmowali się nimi Sasza
Diukow i Losza Miller. Występowali jako upoważnieni pełnomocnicy, prowadzili
rozmowy, a gdy nie udawało się osiągnąć porozumienia, zjawiał się Trabier ze
znajomymi i problem rozwiązywano radykalnie.
Wołczek:
Wychodzi na to, że port petersburski
odegrał ogromną rolę w rosyjskiej polityce. Możliwe, że gdyby go nie było,
prezydentem w Rosji zostałby ktoś inny?
Określone zobowiązania
Freidzon:
Myślę, że jeśli w 1996 roku
Dima Wasilijew nie zadbałby o udział w terminalu i spółce "Sowex" dla
Władimira Władimirowicza, temu ostatniemu byłoby znacznie trudniej. Kiedy do
petersburskiego merostwa na stanowisko szefa przyszedł Władimir Jakowlew, Putin
stracił wiele ze swych wcześniejszych źródeł dochodów. Bez nich miał niewielkie
szanse, by zajść wyżej.
Sądzę, że Putin nawiązał bliską
współpracę z tym środowiskiem. Przekroczyła ona ramy zwykłej w Rosji
urzędniczej korupcji, dało się to zauważyć najlepiej w 1996 roku, gdy mer
Petersburga Anatolij Sobczak przegrał wybory. Żeby zachować udziały i ciągły
dopływ gotówki, Putin musiał swojej "paczce" przynosić określone
korzyści. Należeli do niej tacy kumple, jak Kumarin, Trabier, Wasiliew, Skigin,
Timczenko, Smith, Diukow i inni szanowni panowie. Pozbawiony pracy urzędnik
merostwa został poparty przez grupę złożoną z przestępców i biznesmenów, ostatecznie
stał się jej członkiem. Bronił jej interesów na tyle, na ile w Moskwie było to
możliwe. Trzeba było odpracować otrzymaną dolę. Myślę, że do dnia dzisiejszego wobec
tych ludzi Putin ma określone zobowiązania.
Wołczek:
Wśród nich są też Traibier i Wasilijew?
Freidzon:
Sądzę, że Trabier i Wasiliew,
jak i szereg innych członków grupy, są nietykalni ponieważ wsparli Putina w
trudnym momencie życia. Są związani z nim wspólną działalnością w latach dziewięćdziesiątych.
Myślę, że przypadek Kumarina jest wyjątkiem, on w pewnym momencie przekroczył dozwoloną
granicę. W grupie przestrzegano określonej zasady, panowie, załatwiajcie sprawy
między sobą tak, jak chcecie, ale Wołodii proszę nie zaczepiać. Niepożądane były
strzelaniny publiczne i kłopoty na mieście, to mogłoby podważyć autorytet
Wołodii. Nie strzelajcie jeden do drugiego, to najważniejsza lekcja, jaką ci
faceci musieli przyswoić.
Port w Petersburgu jest
ogromnym aktywem. To jedyny poważny port na północnym zachodzie Rosji. Główny
strumień towarów do jej części europejskiej, w tym do Moskwy, idzie przez
Petersburg. Dzięki temu port ma znaczenie strategiczne. Naturalnie, przejęcie
nad nim kontroli umożliwia kontrolowanie gospodarki w europejskiej części
Rosji.
Władimir Władimirowicz
prowadził w Moskwie określoną grę, by odnieść sukces najbardziej potrzebne mu były
pieniądze. Poprzez sprzedaż portu dużo zyskał w oczach moskiewskich partnerów.
Zuch – wsparł swoją "paczkę", pomógł ludziom z Moskwy i o sobie nie
zapomniał. Dla moskiewskich partnerów było to potwierdzeniem jego zdolności do
działania i wierności – proszę bardzo, człowiek z Petersburga zasługuje na
zaufanie. Trzeba było pokonać wiele przeciwności, by w końcu przepchnąć
sprzedaż petersburskiego portu ludziom z Moskwy. By to osiągnąć potrzebny był ktoś
z wewnątrz.
W Petersburgu Moskwian nie
lubią. Nie dopuszcza się ich do swoich
spraw. Wołodia potrafił pomóc i nieźle na tym zarobił. A bogatemu człowiekowi
łatwiej zajmować się polityką.
Statuetka Piotra Wielkiego
Wołczek:
Jednak Putin nie pchał się
do polityki, wszystko wydarzyło się trochę wbrew jego woli…
Freidzon:
Nie pchał się na początku. Jednakże
w swoim gabinecie chętnie umieścił statuetką Piotra Wielkiego. Zaraz po
wyborach prezydenckich zrobiono z Putinem świetny wywiad. Gdy stało się jasne,
że wygrał, wtedy powiedział: „Nawet w koszmarnym śnie nie mogłem wyobrazić sobie
czegoś podobnego”. Kiedy oglądałem tę wypowiedź, zadzwonił do mnie Dima Skigin
i powiedział, że mieliśmy rację. Myślę, że Władimir Władimirowicz nie czuł się
z tym dobrze, na pewno z początku. Do tego trzeba być specyficznym człowiekiem.
On kocha pieniądze, nigdy nie wyróżniał się jako osoba publiczna. Ale władza
zmienia ludzi.
Mądrzy ludzie
Wołczek:
Pana przyjaciele nie chcieli
w ślad za nim wejść do polityki?
Freidzon:
Nie, to byli mądrzy ludzie. Dima
Wasilijew cicho przeprowadził się do Nicei i Monako. Chcesz zagwarantować sobie
bezpieczeństwo, wtedy warto znajdować się w pobliżu władzy, nie brać na siebie
żadnej odpowiedzialności. Można zarządzać terminalem naftowym, uczestniczyć w
sprzedaży portu, zajmować się eksportem produktów ropopochodnych, zarabiać kasę
i spokojnie żyć za granicą. Timczenko to pod tym względem najlepszy przykład. Ale
brać na siebie odpowiedzialność za kraj o nazwie Rosja i akceptować wszystko,
co z tym związane? Nie, dziękuję bardzo! Dima nie poszedł do polityki, wybrał
kasę, przeprowadził do Nicei i Monako.
Wolczek:
A Pana nie ciągnęło do
Moskwy?
Freidzon:
Pracować dla KGB? Dziękuję
bardzo. Z tą organizacją najlepiej nie mieć żadnych związków. Niestety, wielu
moich całkiem wykształconych i inteligentnych znajomych wykorzystało daną im
przez służby szansę, by "wybić się na ludzi". Nawiasem mówiąc, przy
Putinie uczciwi profesjonaliści nie szukali władzy. Jeden z moich dobrych
przyjaciół zajmował się zagadnieniami infrastruktury portowej w spółce "RosMorPort".
Na początku lat dwutysięcznych otrzymał propozycję z Moskwy, by objąć wysokie
stanowisko w pewnym ministerstwie. Odmówił: „W żadnym wypadku. Nie mamy w kraju
problemów politycznych - tłumaczył swoją decyzję - mamy za to problemy
infrastrukturalne i technologiczne. W naszym systemie władzy są one nie do
rozwiązania".
Jeśli chcesz doić krowę,
musisz się o nią troszczyć. A naszą krowę już zjedzono i zakopano. Putin i jego
ludzie – to nie ścierwniki lat dziewięćdziesiątych, a trupie robactwo. Wszystko
niedługo zacznie się sypać: podstacje, kotłownie – nie są przecież wieczne.
Putin odwraca uwagę ludzi
pracy, ale kiedy posypie się energia elektryczna i ogrzewanie, zrobi się bardzo
niemiło. Nie mówiąc już o tym, że kraj nie jest w stanie sam zaopatrzyć się w
produkty spożywcze. I dla przyjezdnych także jest za drogo. Jak mówi mój
przyjaciel: pojadę do Rosji, jeśli w końcu zbudujecie drogę z Petersburga do
Moskwy. Wtedy uwierzę, że kraj wstał z kolan.
Myślę, że Putina trzeba
usunąć tak szybko, jak to możliwe. Rządzi w taki sposób, że katastrofa
techniczna jest nie do uniknięcia. On ostatecznie dobije kraj. Putin kradł,
krył bandytów, zarabiał pieniądze, potem
zaczął głosić idee patriotyczne i zagarnął Krym, ale to drobiazgi w porównaniu
z tym, co nas czeka. Nie gra w patriotyzm jest ważna, musimy walczyć o
przeżycie.
Tłumaczenie: MR
Oryginał ukazał się na
portalu rosyjskiej redakcji Radio Svoboda: http://www.svoboda.org/a/27914802.html
W porównaniu z oryginałem w polskiej wersji dokonano niewielkich skrótów.
*Dmitrij Wołczek (ur. 1964), od 1988 roku dziennikarz rosyjskiej
redakcji Radio Swoboda. Redaktor naczelny portalu svoboda.org. Poeta, tłumacz
literatury anglojęzycznej.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.
Za starej komuny(czyli do roku 1989),komuniści w Polsce mówili tak:lepiej żeby w Rosji rządził jak najdłużej jeden przywódca,bo wiadomo z kim mamy do czynienia,a nie wiadomo kto przyjdzie po nim,może będzie gorszy:,a kto teraz może zastąpić Putina,czy jest tam ktoś z poza układu komunistycznej Rosji,odpowiedzieć można NIE.Żeby nie było takiej zamiany jaką Rosja już przeżyła:Z Cara na Lenina.Bo dopiero wtedy będzie tragedia dla Rosji i całego świata.
OdpowiedzUsuń