Aleksiej Kudrin od lat osiemdziesiątych należał do grona liberalnych
rosyjskich ekonomistów. Po rozwiązaniu ZSRR w merii St. Petersburga odpowiadał
za finanse. Tam spotkał Władimira Putina. W latach dwutysięcznych, z jego inicjatywy,
przez blisko 10 lat zajmował stanowisko ministra finansów. Zdymisjonowany przez
Dmitrija Miedwiediewa dołączył nieoczekiwanie do akcji protestacyjnej przeciw
sfałszowanym wyborom w 2011 roku.
W pogarszającej się w Rosji sytuacji gospodarczej Kudrin, liberalny ekonomista traktowany jest przez media jako potencjalny kandydat na stanowisko premiera. Kreml nie widzi w nim przeciwnika politycznego, Putin podtrzymuje z nim kontakt.
Na zeszłorocznym spotkaniu w Jekaterinburgu, zorganizowanym przez niezwykle interesujące, miejscowe wydawnictwo internetowe www.znak.com, Kudrin w ciekawy sposób wypowiedział się o rosyjskiej polityce, gospodarce, historii.
Jeszcze do nas nie dotarło, że sytuacja w dalszym ciągu
będzie się pogarszać. Tempo rozwoju gospodarczego, tempo przyrostu dochodów
budżetowych uległo w połowie 2013 roku silnemu spowolnieniu. Na razie wciąż dysponujemy
małą warstewką zapasów budżetowego „tłuszczu”. Regiony redukują inwestycje,
przez co udział wydatków socjalnych w budżecie rośnie. Jeszcze nie
przekroczyliśmy granicy, choć wielu regionom wydaje się, że znalazły się pod
ścianą. Budżet federalny, na razie nie
zdaje sobie sprawy, do jakiego stopnia rzeczywistość ulegnie skomplikowaniu w
ciągu najbliższych 2-3 lat. Teraz właśnie prowadzone są prace nad budżetem na ten
okres. Jest on projektowany w taki sposób, jak gdyby, nie istniały żadne poważniejsze
zagrożenia. Mówiłem już o tym, przez najbliższe 3 lata będziemy mieli do
dyspozycji o 3 tryliony rubli mniej, niż zakładają to autorzy budżetu. Na razie
jednak przyjmuje się, że dochody na tym poziomie są do osiągnięcia. Ale, jeśli
w połowie 2014 roku trudności gospodarcze zaczną być odczuwalne wyraźniej, być
może wtedy trzeba będzie podjąć odważniejsze decyzje.
Elity, to nie tylko urzędnicy, to także wpływowi biznesmeni, działacze polityczni i społeczni. Mówimy tu o grupie osób zdolnych okazać wpływ na podejmowanie decyzji, zainteresowanych ich kształtem. Biznesowi, dla przykładu, zależy na przyjęciu określonych decyzji, ale do tej pory nie słyszałem, by wypowiadał się wyrazistym głosem. Biznes, przede wszystkim informuje, iż jest niezadowolony, że ma masę problemów, jednak do tej pory nie dotarły do nas sformułowane przez biznesmenów sugestie, dotyczące przyszłych działań rządu. A kto pierwszy powinien zdać sobie z tego sprawę? Zawsze mówiłem o tym, iż biznes winien donośniej mówić o swoich problemach i o tym, co jego zdaniem trzeba zrobić. Pod warunkiem, że nie będzie sugerował rozwiązań uproszczonych. W rodzaju, zmniejszcie podatki, więcej nie wytrzymamy. Potrzebujemy decyzji o charakterze instytucjonalnym.
Wyobraźmy sobie, że prezydentem, na drugą kadencję zostałby Miedwiediew (sala śmieje się). O co pytalibyście mnie teraz? Czy Miedwiediew zdaje sobie sprawę…? Proszę zrozumieć, problem nie polega na tym. Jeśli przyjrzymy się naszej historii, do tej pory nie zdarzyło się, by w Rosji aspirującej do budowy cywilizowanych mechanizmów sprawowania władzy, do demokracji, władza tak długo znajdowała się w tych samych rękach. By tak długo tak wiele zależało od jednego człowieka.
Jeśli spojrzymy na naszą historię, to zobaczymy, iż
przeżywaliśmy o wiele trudniejsze okresy. Trudno porównać obecną stagnację z najgorszymi
momentami naszej historii. Jeden z filozofów zaobserwował, iż za każdym razem,
gdy mówi się o tym, iż Rosja znajduje się na skraju przepaści, można mieć
nadzieję, iż od przepaści wciąż dzieli ją jakaś odległość. Podobne momenty w
naszej historii zdarzały się często, jakoś dawaliśmy sobie radę. Okres po roku
1917, lata stalinowskie były dla kraju znacznie bardziej dramatyczne, niż to co
przeżywamy obecnie. Przecież staliśmy się otwartym krajem, ludzie podróżują…
Czy mogliśmy sobie pozwolić na wydawanie tych pieniędzy? W odniesieniu do tej kwestii mylą się politycy, działacze gospodarczy, niejednokrotnie ludzie ze stopniem naukowym. Na początku lat dwutysięcznych cena ropy wynosiła 20 dolarów za baryłkę. Roczny dochód ze sprzedaży ropy, gazy i produktów naftowych wynosił wówczas 60 miliardów dolarów. Później cena wzrosła dwukrotnie, trzykrotnie, w zeszłym roku eksport ropy, gazu i produktów naftowych wyniósł 350 miliardów dolarów, przy całkowitym rozmiarze eksportu wynoszącym trochę ponad 500 miliardów. To jasne, kto dostaje te pieniądze. To są dochody przedsiębiorstw gazowych i naftowych. Co firmy z nimi robią? Może inwestują je w Rosji? Ale dolar nie jest u nas oficjalną walutą…. Czy tymi pieniędzmi, zarobionymi bezpośrednio na eksporcie można wypłacić pensje? można je zainwestować? Zbudować jakieś obiekty? Nie. Te dolary są sprzedawane na rynku wewnętrznym za ruble. Kiedy przeprowadzana jest operacja sprzedaży dolarów (co roku ilość sprzedawanych za ruble dolarów rośnie) czy prowadzi to do wzrostu masy rublowej w gospodarce? Czy może firmy naftowe skupują ruble, które już obecne są w gospodarce? Masa rublowa na rynku w tym momencie nie rośnie, za to tanieje dolar, a rubel zaczyna się umacniać. Kto sprzedaje ruble? Ci, którzy mają zamiar wydać je poza terytorium Federacji Rosyjskiej. W efekcie te dolary nie są inwestowane w kraju, są wykorzystywane w operacjach zagranicznych. To tymi dolarami opłacane są dostawy importowe, albo regulowane długi zagraniczne. Dzięki nim tworzono są rezerwy dolarowe na rachunkach banków rosyjskich i zagranicznych.
Umocnienie rubla wyrządziło Rosji niedźwiedzią przysługę. Jeśli rubel umacnia się, to za swoje wynagrodzenie obywatel Federacji Rosyjskiej może kupić więcej dolarów, albo towarów importowanych, bo stają się one dla obywateli bardziej dostępne. Jak tylko rzucamy na rynek większą ilość dolarów, tanieje import i towary importowane zaczynają zalewać rynek. Jeśli ceny na rynku wewnętrznym rosną szybciej, niż ceny naszych partnerów handlowych, od których kupujemy towary importowane, oznacza to, iż import staje się jeszcze bardziej dostępny. To zjawisko znane jest dobrze jako „choroba holenderska”. W rzeczywistości prowadzi ona do dławienia produkcji wewnętrznej importem, źródłem jest tu umocnienie waluty krajowej.
Ten efekt „choroby holenderskiej” wskazuje dlaczego kraje naftowe, zorientowane na eksport, nie wydają wszystkich swoich dolarów na rynku wewnętrznym i nie wydają ich na modernizację.
Pojawia się wtedy nowe pytanie, czy dysponujemy odpowiednią ilością rubli, by sfinansować inwestycje budowlane, wypłatę wynagrodzeń, itd.? Czy chcemy wydrukować więcej rubli? W latach 2006-2007, kiedy Bank Centralny skupował dolary za emitowane dodatkowo ruble, masa rublowa na rynku wzrosła o 50% w ciągu roku. Czy można taką sytuację tolerować w normalnej gospodarce? To było zjawisko niekorzystne. Dla porównania, w Chinach, gdy wzrost gospodarczy osiągał 10 % pozwalano sobie na zwiększanie masy pieniężnej o maksimum 18-20%. Chodziło o to, by nie utracić kontroli nad inflacją. Nasza polityka była odważniejsza, ale w rezultacie inflacja wyniosła 9%, a w 2007 wzrosła do 13% (w tym wypadku przyczyną jej wzrostu była nie tylko polityka pieniężna, ale także wzrost cen produktów rolnych). Tak więc kwestia wykorzystywania rezerw finansowych nie jest taka prosta.
A teraz przyjrzyjmy się tej sytuacji z drugiej strony. Czy
wiecie Państwo jaka jest całkowita suma rocznych wydatków inwestycyjnych w
Federacji Rosyjskiej? Powiedziano tu, iż by przeprowadzić pełną modernizację
kraju potrzeba nam 700 miliardów dolarów (pod tym względem zgadzam się z
Gajdarem). Odpowiadam: 13 bilionów rubli, to jest 400 miliardów dolarów. To są
pieniądze wydawane na wydobycie, na nieruchomości, banki, centra handlowe, na
wszystko. Tak więc roczny przyrost majątku narodowego wynosi obecnie w Rosji
400 miliardów dolarów rocznie. Powstaje więc pytanie, dlaczego w takim wypadku
nie prowadzimy globalnej modernizacji? W rzeczywistości proces modernizacji się
odbywa, choć w tempie wolniejszym, niż byśmy tego pragnęli i może niekoniecznie
w tych w najważniejszych dla nas dziedzinach. Z tego powodu, iż nie udało się
nam wziąć pod kontrolę inflacji i upowszechnić na rynku długoterminowych
kredytów o niskiej stopie procentowej (ona zaś zależy od inflacji), w warunkach
wysokiej inflacji dostępne były kredyty krótkoterminowe o wysokiej stopie
procentowej. W rezultacie, jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać centra
handlowe, rozwinął się przemysł developerski, budownictwo, to co związane z
nieruchomościami. W tej dziedzinie rozmiar kredytowania zwiększał się corocznie
o 30-50%, bywało, że i o 80%. Wiele z tych kredytów pozostało potem
niespłaconych.Za to tam, gdzie przeprowadzana jest modernizacja przemysłu,
potrzebny jest kredyt na 7 lat, na 5-7 %. Dla modernizacji w tej dziedzinie
tamten model finansowy się nie nadawał, trzeba było prowadzić o wiele bardziej
restrykcyjną politykę pieniężno-kredytową.
Borys Jelcyn zaproponował Gajdarowi wprowadzenie reformy
gospodarczej, kiedy faktycznie doszło już do całkowitego rozpadu ZSRR, późną
jesienią 1991 roku. Jak dokonać transformacji gospodarki planowanej do rynkowej, jeśli ta planowana praktycznie umarła?
Spadła cena ropy naftowej, ZSRR borykał się z wielkimi długami, gospodarka
ledwie dyszała. Wtedy także rozsypał się Związek Radziecki, przestał działać
jako połączony, jedyny organizm oparty na planowaniu. A tu jeszcze zakazano
KPZR. Kadra zarządzająca, zapewne nie efektywna, ale jedyna, która nam pozostała
przestała pracować. Tego mechanizmu nie było czym zamienić. W tych warunkach
Gajdar i Czubajs stanęli przed koniecznością znalezienia szybkiego sposobu na aktywizację
handlu. Chciałbym przypomnieć, czym była jesień 1991 roku i zima 1992. W
Petersburgu nie mieliśmy zapasów żywności, potencjał gospodarczy miasta w połowie
związany jest z przemysłem obronnym, budowa statków w 80-90% miała charakter
wojskowy. Co robić z tą produkcją, gdzie znaleźć artykuły żywnościowe? Ta
terapia szokowa, rezygnacja z planowania, nie była wyborem Gajdara i Czubajsa,
to nie była ich propozycja. Taka była surowa rzeczywistość. Trzeba było szybko uruchomić
mechanizmy handlowe. Gospodarka jednak w żaden sposób nie była przygotowana do nowych
mechanizmów, do nowych cen. Okazało się, że towary produkowane przez cały kraj
nie są nikomu potrzebne. Szukaliśmy żywności, towarów masowej konsumpcji, zamówienia
dla przemysłu obronnego zostały zredukowane pięciokrotnie. Jednak zespół
Gajdara i Czubajsa sprostał temu wyzwaniu. Nawet nie wyobrażam sobie, jak by
potoczyła się historia, gdyby na ich miejscu okazali się ludzie nie rozumiejący
rynku, bez świadomości koniecznych do podjęcia decyzji.
Mówią nam często – zniszczyliście przemysł. Kiedy rozpadał się ZSRR nie mieliśmy żywności, obowiązywał system kartkowy, za to w dalszym ciągu produkowano czołgi. Stały na placach fabrycznych, choć dla wszystkich było jasne, że nigdzie już nie pojadą i nie uratują kraju od rozpadu. Ten błąd popełnili stratedzy wojskowi, zupełnie nie rozumieli prawdziwych zagrożeń tamtych czasów, te zagrożenia nosiły inny charakter. Więc jak, trzeba było w dalszym ciągu klepać czołgi?
96 rok. Poparcie dla prezydenta było minimalne. Wynosiło nie więcej, niż kilka procent. W sztabie kierowanym przez wicepremiera Olega Soskowca, przy wsparciu Barsukowa (szef FSB) i Korżakowa (szef prezydenckiej ochrony) zaczęła dojrzewać myśl, iż Jelcyn nie ma szans na zwycięstwo i że w związku z tym trzeba będzie rozwiązać parlament i odłożyć wybory. Powoli zaczęto realizować ten scenariusz, szykowano odpowiednie dokumenty, projekty dekretów, wybierano się z tym do Jelcyna. Wtedy właśnie do jego drzwi zastukał także Czubajs, choć praktycznie był wtedy człowiekiem z ulicy. Postarał się przekonać Jelcyna, iż tamtą drogą iść nie wolno i spróbował narysować inny scenariusz, jak przejść przez wybory. Między Czubajsem i Jelcynem dochodziło wówczas do bardzo ostrych sporów. Ale w rezultacie prezydent zmienił całkowicie plan przygotowań do wyborów 1996 roku, zdymisjonował Soskowca, na szefa sztabu wyborczego powołał premiera Czernomyrdina, Czubajsa mianowano szefem zespołu analityków. Wszystkie dokumenty przechodziły wówczas przez niego.
-----------------------------------------------------------------------------------------
W pogarszającej się w Rosji sytuacji gospodarczej Kudrin, liberalny ekonomista traktowany jest przez media jako potencjalny kandydat na stanowisko premiera. Kreml nie widzi w nim przeciwnika politycznego, Putin podtrzymuje z nim kontakt.
Na zeszłorocznym spotkaniu w Jekaterinburgu, zorganizowanym przez niezwykle interesujące, miejscowe wydawnictwo internetowe www.znak.com, Kudrin w ciekawy sposób wypowiedział się o rosyjskiej polityce, gospodarce, historii.
Sytuacja gospodarcza. Inercja.
Jeśli zajmiemy się obecną sytuacją gospodarczą, to chciałbym powiedzieć, że w każdym kraju mamy do czynienia z polityczną inercją. Nie da się jej przełamać momentalnie, przy pomocy pałeczki czarnoksięskiej, bo tak sobie nagle wyobraziliśmy. Po to by to osiągnąć potrzebne jest współdziałanie wszystkich instytucji społecznych, takich jak system sądowniczy i prawny, uczciwe wybory, a także instytucje ekonomiczne. Potrzebne są niepopularne decyzje, których wpływ na rezultat wyborów może okazać się ogromny. Przyczyną inercji, tak jak widzę ją ja, jest lęk przed podejmowaniem niepopularnych decyzji oraz pragnienie, by okazać się lepszym, niż to możliwe.Na listopadowym spotkaniu w Jekaterinburgu na Uralu Aleksiej Kudrin mówił o polityce, gospodarce, historii |
Elity
Elity, to nie tylko urzędnicy, to także wpływowi biznesmeni, działacze polityczni i społeczni. Mówimy tu o grupie osób zdolnych okazać wpływ na podejmowanie decyzji, zainteresowanych ich kształtem. Biznesowi, dla przykładu, zależy na przyjęciu określonych decyzji, ale do tej pory nie słyszałem, by wypowiadał się wyrazistym głosem. Biznes, przede wszystkim informuje, iż jest niezadowolony, że ma masę problemów, jednak do tej pory nie dotarły do nas sformułowane przez biznesmenów sugestie, dotyczące przyszłych działań rządu. A kto pierwszy powinien zdać sobie z tego sprawę? Zawsze mówiłem o tym, iż biznes winien donośniej mówić o swoich problemach i o tym, co jego zdaniem trzeba zrobić. Pod warunkiem, że nie będzie sugerował rozwiązań uproszczonych. W rodzaju, zmniejszcie podatki, więcej nie wytrzymamy. Potrzebujemy decyzji o charakterze instytucjonalnym.
Pytanie, czy głos jednej części elity jest słyszany przez
jej drugą część... Jeśli przyjrzeć się jej rządowej części, to również w jej
łonie istnieją poważne podziały. Niektórzy słyszą glosy krytyczne, inni nie….
Putin i gospodarka
Wyobraźmy sobie, że prezydentem, na drugą kadencję zostałby Miedwiediew (sala śmieje się). O co pytalibyście mnie teraz? Czy Miedwiediew zdaje sobie sprawę…? Proszę zrozumieć, problem nie polega na tym. Jeśli przyjrzymy się naszej historii, do tej pory nie zdarzyło się, by w Rosji aspirującej do budowy cywilizowanych mechanizmów sprawowania władzy, do demokracji, władza tak długo znajdowała się w tych samych rękach. By tak długo tak wiele zależało od jednego człowieka.
Emocjonujemy się pytaniem, czy sama władza zdolna jest do
nowej oceny obecnej sytuacji, czy będzie gotowa do podjęcia nowych decyzji? Chcę
przypomnieć, iż wszyscy czekaliśmy na Putina 2.0, dziennikarze, politolodzy.
Niestety, do pewnego stopnia, nie doczekaliśmy się. W jakiejś mierze jego program
jest nowy, choć nie wszystko nam się w nim podoba.
Dopiero teraz zdaliśmy sobie sprawę ze stopnia złożoności
naszego procesu politycznego. Uświadomiliśmy sobie, iż musimy szukać potencjału
do rozwiązania problemów wewnątrz naszego niego. Dopiero teraz zobaczyliśmy
jego różnorodność. Tu nie chodzi, jak mi się wydaje, o Putina. Ważniejszą
kwestią jest system wyborów, stopień zdecydowania różnych politycznych grup, by
zaproponować inną platformę polityczną, inne stanowisko. Nawalny? A może w tym
wypadku mamy do czynienia z nie do końca
uformowanym politykiem? A może nie rozumiemy do końca jego stanowiska…? Kto
jeszcze oprócz Nawalnego? Okazało się, że różne instytucje, organizacje są w
tym samym stopniu nie przygotowane co i władza, która wybory organizuje i na
nie wpływa.
Przytoczę zdanie, jakie wypowiedziałem z trybuny na
Prospekcie Sacharowa (na demonstracji protestu, po wyborach 2011 r. – przyp.
znak.com). „Nie proponuję, byśmy uznali wybory za nieważne i rozwiązali Dumę.
Co by się wtedy zdarzyło? W ciągu dwóch miesięcy, na podstawie istniejących
przepisów, odbyłyby się nowe wybory. Kto by na nie poszedł? Czy istnieje jakaś
inna, autentyczna partia, zdolna do rzeczywistego udziału w takich wyborach?”
Zaproponowałem wtedy inne rozwiązanie, najpierw należałoby przyjąć nową ustawę
o wyborach umożliwiającą start wyborczy różnym strukturom politycznym. Mniej,
więcej półtora roku-dwa lata przygotowań, a potem przedterminowe wybory. Taka
sytuacja byłaby zdrowsza. Choć widzimy dziś, iż na razie nie powstały partie
zdolne do stworzenia realnej konkurencji w stosunku do władzy.
Jakimi wpływami dysponują ci, którzy już zarejestrowali się
i wzięli udział w ostatnich wyborach regionalnych? Czy „Platforma Obywatelska”
stanie się realną siłą polityczną, zdolną do konkurowania z obecna władzą, a
konkretnie z Putinem? Niezbędne jest powstanie realnych ugrupowań politycznych,
one kształtują się dopiero teraz. Dokładnie teraz powstaje zapotrzebowanie na
zmiany, także w odniesieniu do systemu wyborów. Takie było źródło krytycznej
reakcji po wyborach 2011 roku. Obecnie jej dynamika spadła, ale jak mi się
wydaje, właśnie teraz odbywa się swojego rodzaju transformacja, poszukiwanie
nowych rozwiązań. Za 2-3 lata zobaczymy to wszystko jeszcze wyraźniej. Przed
nowymi wyborami sytuacja będzie znacznie bardziej interesująca, emocjonująca, pojawią
się nowe ugrupowania.
Aleksiej Kudrin, do niedawna minister finansów, nieoczekiwanie pojawił się na opozycyjnej demonstracji zorganizowanej na znak protestu przeciw sfałszowanym wyborom do parlamentu w 2011 |
Silna ręka
Co najważniejsze, działa Internet. Można z łatwością
korzystać z najróżniejszych kanałów informacyjnych, zdobycie informacji
przestało być dziś problemem. To prawda, nasze centralne stacje telewizyjne
często rozmijają się z prawdę, ale jeśli komuś zależy naprawdę, nie ma problemu
z dotarciem do informacji. Jesteśmy świadkami rosnącej dojrzałości opinii
publicznej. Na arenie politycznej będziemy obserwować rosnący nacisk na władze,
by zaczęła podejmować decyzje. Zetkniemy się z rosnącą konkurencją. Jeśli nawet
nie będzie ona miała charakteru otwartego, to tak czy inaczej poczujemy rosnący
nacisk ze strony opozycji, także wewnątrz elity (dziś przyjęto mówić o podziale
elit). Zostaną podjęte wysiłki, bo do władzy doszli nowi ludzie. Zgadzam się,
istnieje także wariant modernizacji autorytarnej, nie można go wykluczyć do
końca, nie ma żadnej gwarancji, iż nie zostanie zrealizowany. Ale moim zdaniem,
nie ten scenariusz okaże się zwycięski.
Rezerwy walutowe. Na co wystarczy 700 miliardów dolarów?
Czy mogliśmy sobie pozwolić na wydawanie tych pieniędzy? W odniesieniu do tej kwestii mylą się politycy, działacze gospodarczy, niejednokrotnie ludzie ze stopniem naukowym. Na początku lat dwutysięcznych cena ropy wynosiła 20 dolarów za baryłkę. Roczny dochód ze sprzedaży ropy, gazy i produktów naftowych wynosił wówczas 60 miliardów dolarów. Później cena wzrosła dwukrotnie, trzykrotnie, w zeszłym roku eksport ropy, gazu i produktów naftowych wyniósł 350 miliardów dolarów, przy całkowitym rozmiarze eksportu wynoszącym trochę ponad 500 miliardów. To jasne, kto dostaje te pieniądze. To są dochody przedsiębiorstw gazowych i naftowych. Co firmy z nimi robią? Może inwestują je w Rosji? Ale dolar nie jest u nas oficjalną walutą…. Czy tymi pieniędzmi, zarobionymi bezpośrednio na eksporcie można wypłacić pensje? można je zainwestować? Zbudować jakieś obiekty? Nie. Te dolary są sprzedawane na rynku wewnętrznym za ruble. Kiedy przeprowadzana jest operacja sprzedaży dolarów (co roku ilość sprzedawanych za ruble dolarów rośnie) czy prowadzi to do wzrostu masy rublowej w gospodarce? Czy może firmy naftowe skupują ruble, które już obecne są w gospodarce? Masa rublowa na rynku w tym momencie nie rośnie, za to tanieje dolar, a rubel zaczyna się umacniać. Kto sprzedaje ruble? Ci, którzy mają zamiar wydać je poza terytorium Federacji Rosyjskiej. W efekcie te dolary nie są inwestowane w kraju, są wykorzystywane w operacjach zagranicznych. To tymi dolarami opłacane są dostawy importowe, albo regulowane długi zagraniczne. Dzięki nim tworzono są rezerwy dolarowe na rachunkach banków rosyjskich i zagranicznych.
Umocnienie rubla wyrządziło Rosji niedźwiedzią przysługę. Jeśli rubel umacnia się, to za swoje wynagrodzenie obywatel Federacji Rosyjskiej może kupić więcej dolarów, albo towarów importowanych, bo stają się one dla obywateli bardziej dostępne. Jak tylko rzucamy na rynek większą ilość dolarów, tanieje import i towary importowane zaczynają zalewać rynek. Jeśli ceny na rynku wewnętrznym rosną szybciej, niż ceny naszych partnerów handlowych, od których kupujemy towary importowane, oznacza to, iż import staje się jeszcze bardziej dostępny. To zjawisko znane jest dobrze jako „choroba holenderska”. W rzeczywistości prowadzi ona do dławienia produkcji wewnętrznej importem, źródłem jest tu umocnienie waluty krajowej.
Ten efekt „choroby holenderskiej” wskazuje dlaczego kraje naftowe, zorientowane na eksport, nie wydają wszystkich swoich dolarów na rynku wewnętrznym i nie wydają ich na modernizację.
Pojawia się wtedy nowe pytanie, czy dysponujemy odpowiednią ilością rubli, by sfinansować inwestycje budowlane, wypłatę wynagrodzeń, itd.? Czy chcemy wydrukować więcej rubli? W latach 2006-2007, kiedy Bank Centralny skupował dolary za emitowane dodatkowo ruble, masa rublowa na rynku wzrosła o 50% w ciągu roku. Czy można taką sytuację tolerować w normalnej gospodarce? To było zjawisko niekorzystne. Dla porównania, w Chinach, gdy wzrost gospodarczy osiągał 10 % pozwalano sobie na zwiększanie masy pieniężnej o maksimum 18-20%. Chodziło o to, by nie utracić kontroli nad inflacją. Nasza polityka była odważniejsza, ale w rezultacie inflacja wyniosła 9%, a w 2007 wzrosła do 13% (w tym wypadku przyczyną jej wzrostu była nie tylko polityka pieniężna, ale także wzrost cen produktów rolnych). Tak więc kwestia wykorzystywania rezerw finansowych nie jest taka prosta.
Poznali się w petersburskiej merii. Zaprzyjaźnili. Po objęciu prezydentury Władimir Putin powołał Aleksieja Kudrina na stanowisko ministra finansów i wicepremiera. |
Mimo to, nawet teraz, z tych 400 miliardów dolarów
inwestowanych w rosyjskiej gospodarce, 25% przeznaczane jest na przemysł
przetwórczy. 100 miliardów dolarów rocznie inwestowane jest w fabryki,
przedsiębiorstwa, wydawane jest na remonty, nowe linie technologiczne. Widzimy
to także analizując import, połowa to maszyny, sprzęt, technologie, materiały
budowlane, jednym słowem towary inwestycyjne.
I ostatnia myśl. Niedawno zrobiłem odpowiednie rachunki. Od
2001 do 2012 roku Rosja podwoiła swój PKB, bez względu na kryzys, udało nam się
to osiągnąć nie w ciągu 10 lat, a w 12-13. W tym okresie swój produkt
wewnętrzny podwoiło 27 rosyjskich regionów. Olimpiada
Teraz powiem coś zaskakującego. Jak Państwo myślą – ile wynoszą wydatki budżetu federalnego na Olimpiadę? Niech będzie to 700-800 miliardów rubli (22-27 miliardów dolarów) przez cały okres budownictwa olimpijskiego. W ciągu roku wydajemy na drogi i ich utrzymanie trochę więcej, niż 400 miliardów rubli, gdzieś tak pod 500. To prawda, na budowę infrastruktury powinniśmy w ciągu roku wydawać około 1 biliona rubli (30-32 miliardy dolarów). Tu wskaźniki trzeba podwajać i potrajać. Niezbędne nam są w tej dziedzinie poważne inwestycje. Ale Soczi, pod tym względem nas by nie uratowało, oznacza bowiem rezygnację ze zwiększenia inwestycji na drogi na rok-dwa. Ja nie byłem przeciw Soczi, aktywnie wspierałem nasze starania o Olimpiadę, pamiętam dobrze jak wszyscy cieszyliśmy się ze zwycięstwa, wtedy jednak nie znaliśmy ceny, jaką przyjdzie na za to zapłacić, ceny korupcji. To jasne, że wolałbym, byśmy jej uniknęli.Federalizm
Także jestem zdania, że dojrzała kwestia decentralizacji władzy. Potrzebne jest wzmocnienie roli regionów i samorządu terytorialnego. Potrzebne są bezpośrednie wybory gubernatorów, szefów władz miejskich, niezbędne są zmiany w regionalnej polityce budżetowej. Nie zmienimy sytuacji bez bardziej sprawiedliwego, wolnego od korupcji systemu sądowego. Bez nowoczesnych instytucji, bardziej odpowiadających współczesnej gospodarce, nowy model nie będzie funkcjonował. Nie wystarczy zmienić stawki procentowe, albo przeprowadzić redystrybucję pełnomocnictw między urzędnikami, jedna, dwie zmiany nie sprawią, że model zacznie działać. Mamy do czynienia z zadaniem kompleksowym, powinny zacząć funkcjonować wszystkie odpowiednie mechanizmy.
Krok za krokiem będziemy doskonalić system federalny. To się
nie stanie w minutę, tutaj także potrzebne jest dojrzewanie systemu. Ważne,
żeby odpowiednie mechanizmy działały płynnie, żeby przygotować grunt, byśmy
uruchomili instytucje kontrolne.
Anatoli Czubajs
Znam go dobrze jeszcze z czasów, gdy był docentem Instytutu Inżynieryjno-Ekonomicznego im. Palmiro Togliatti w Petersburgu. Poznaliśmy się po jego powrocie z rocznego stypendium na Węgrzech, kiedy usiłował przenieść na nasz grunt zasady tamtejszych reform rynkowych. Wtedy dołączyłem do grupy ekonomistów jednoczącej specjalistów z Moskwy i Petersburga. Byli wśród nich Gajdar, Czubajs, Siergiej Ignatiew, Michail Dmitriew, Piotr Awen. To była mocna grupa, która potem objęła w Rosji władzę.Anatoli Czubajs, obecnie szef korporacji Rosnano odegrał niezwykle ważną rolę we współczesnej historii Rosji |
Mówią nam często – zniszczyliście przemysł. Kiedy rozpadał się ZSRR nie mieliśmy żywności, obowiązywał system kartkowy, za to w dalszym ciągu produkowano czołgi. Stały na placach fabrycznych, choć dla wszystkich było jasne, że nigdzie już nie pojadą i nie uratują kraju od rozpadu. Ten błąd popełnili stratedzy wojskowi, zupełnie nie rozumieli prawdziwych zagrożeń tamtych czasów, te zagrożenia nosiły inny charakter. Więc jak, trzeba było w dalszym ciągu klepać czołgi?
Na szczęście władzę powierzono wówczas odpowiednim ludziom,
zdolnym do zrobienia czegoś w tamtych warunkach. Choć otaczały ich ruiny,
potrafili w gospodarkę tchnąć życie. Transformacja rynkowa dokonała się u nas w
najsurowszych warunkach, nikt się tego nie spodziewał. Okazali odwagę, a ich
zasługi pozostają niedocenione. Do tego obarcza się ich odpowiedzialnością za
wszystko.
Kiedy używamy terminu „biedne dziewięćdziesiąte”, trzeba
pamiętać, iż o tym jak wyglądały, nie rozstrzygnęły wyłącznie podejmowane
wówczas działania. Źródła tkwiły w przeszłości. 20 lat wcześniej możliwe było przemyślane
przejście do gospodarki rynkowej, tak jak to się dzieje obecnie w Chinach. W
połowie lat sześćdziesiątych przespaliśmy ten scenariusz. Wtedy właśnie podjęto
i u nas próbę refleksji na temat nieefektywności naszej gospodarki, zastanawiano
się nad systemem bodźców, absurdami gospodarki planowej, kierowanej przez
trzydzieści, czterdzieści ministerstw związkowych, które między sobą nie mogły
dojść do porozumienia. Ale ówczesna elita polityczna była na tyle niewykształcona,
na tyle nie rozumiała potrzeby rynku, iż nie była w stanie podjąć niezbędnych
kroków, nie zrozumiała wyzwania przed jakim stanęła. Czytałem pisane wówczas książki, ministrowie handlu, dyrektorzy
pisali cale wykłady, o tym jak można w ramach całego ZSRR podejmować zupełnie racjonalne
kroki. W końcu dociągnęliśmy z nimi do końca, do całkowitej degradacji. Przez
jakiś czas dawaliśmy sobie radę dzięki wysokim cenom ropy naftowej, pamiętam,
jak do Petersburga dostarczano francuskie masło w ładnych opakowaniach, choć już
wtedy korzystano także z kartek. Tak więc reformatorzy znaleźli się na pogorzelisku,
system zarządzania się rozpadł i decyzje trzeba było podejmować w biegu. Gajdar
kierował radą ministrów przez rok. A teraz gniewamy się, że nie przeprowadził
przemian gospodarczych płynnie i racjonalnie. 96 rok. Poparcie dla prezydenta było minimalne. Wynosiło nie więcej, niż kilka procent. W sztabie kierowanym przez wicepremiera Olega Soskowca, przy wsparciu Barsukowa (szef FSB) i Korżakowa (szef prezydenckiej ochrony) zaczęła dojrzewać myśl, iż Jelcyn nie ma szans na zwycięstwo i że w związku z tym trzeba będzie rozwiązać parlament i odłożyć wybory. Powoli zaczęto realizować ten scenariusz, szykowano odpowiednie dokumenty, projekty dekretów, wybierano się z tym do Jelcyna. Wtedy właśnie do jego drzwi zastukał także Czubajs, choć praktycznie był wtedy człowiekiem z ulicy. Postarał się przekonać Jelcyna, iż tamtą drogą iść nie wolno i spróbował narysować inny scenariusz, jak przejść przez wybory. Między Czubajsem i Jelcynem dochodziło wówczas do bardzo ostrych sporów. Ale w rezultacie prezydent zmienił całkowicie plan przygotowań do wyborów 1996 roku, zdymisjonował Soskowca, na szefa sztabu wyborczego powołał premiera Czernomyrdina, Czubajsa mianowano szefem zespołu analityków. Wszystkie dokumenty przechodziły wówczas przez niego.
Rosja pokonała wówczas poważny zakręt w swojej historii.
Wyobraźcie sobie możliwe konsekwencje pozakonstytucyjnych działań podjętych
przez Barsukowa i Korżakowa.
Być może uniknęliśmy wtedy wojny domowej. To jest zasługa
Czubajsa. W każdym kraju takich ludzi jest zaledwie kilku, jednostki, Czubajs
jest postacią historyczną, dzięki niemu uniknęliśmy wielu dramatycznych
wstrząsów.
Przypomnijcie sobie jak żyliśmy w ZSRR. Z deficytowymi towarami,
różnymi zakazami, nie wyjeżdżaliśmy za granicę, doświadczyłem tego w pełnej mierze,
nie chcę do tego wracać. Mówią dziś o tym, jaka była wówczas nauka, albo
przemysł. Ale ja pamiętam za jaką cenę. Ale dziś nauka w taki sposób działać
już nie może.
W 2003 roku świat uznał, iż w Rosji istnieje gospodarka
rynkowa. Przyjęliśmy wówczas cały szereg ustaw, o podatkach, budżecie, kodeks
pracy, obywatelski. W ciągu 10 lat Rosja
podpisała 360, lub 370 wielostronnych konwencji i umów międzynarodowych. Przyjęliśmy
dla siebie system standardów w dziedzinie przepływu kapitałów, ochrony
własności intelektualnej, zgodności przepisów podatkowych, zaakceptowaliśmy
system zasad międzynarodowych, wstąpiliśmy to WTO. Podporządkowaliśmy się postanowieniom
Trybunału Strasburskiego do spraw człowieka. Każdy z tych kroków prowadził ku
liberalizacji, do odbudowy mechanizmów rynkowych. Byli tacy, którzy przez ten czas
krzyczeli, i tacy, którzy robili krok za krokiem. Robiliśmy to w sposób zaplanowany,
zorganizowany, co byśmy na ten temat nie mówili. Teraz, kiedy rozwój
gospodarczy uległ pewnemu spowolnieniu, okazuje się, iż trzeba dalej działać na
rzecz ochrony biznesu, usprawniać pracę sądownictwa, walczyć z korupcją. Obecny
rząd też to robi, ale trzeba robić więcej. Z obecnej sytuacji są dwa wyjścia,
albo pogłębienie liberalizacji, albo jej ograniczanie. Ale w tym drugim wypadku
rozwoju gospodarczego na pewno nie będzie. Przecież nie da się odbudować
Komisji Planowania, KPZR, KGB, mechanizmów przemocy obecnych w każdej
dziedzinie. Dziś dokręcanie śruby nie da spodziewanego rezultatu. Może więc
teraz trochę podrepczemy na miejscu, ale w końcu, tak czy inaczej pójdziemy
liberalnym traktem. -----------------------------------------------------------------------------------------
Także o aktualnym stanie gospodarki rosyjskiej:
Gospodarka Rosji: w 2014 roku prawie jak w czasach kryzysu
Na najbliższe lata zaplanowano w Rosji
wielkie wydatki na modernizację wojska, na różnego rodzaju programy socjalne.
Jednak eksperci alarmują, iż w 2014 roku rosyjska gospodarka zetknie się z
poważnymi problemami, wręcz uniemożliwiającymi realizację tych planów. Nie brak
głosów wieszczących nadejście poważnego kryzysu gospodarczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz