O bojownikach walczących w oddziałach separatystycznych na wschodzie Ukrainy wiadomo niewiele, zwłaszcza o tych pochodzących z Rosji. Niezależne rosyjskie media podejmują spore wysiłki, by dotrzeć do ludzi gotowych do walki za Donbas i poznać ich motywację. Petersburski dziennikarz Anton Szyrokich zapisał monolog Siergieja, petersburskiego biznesmena wybierającego się na front. Materiał opublikował magazyn internetowy colta.ru
O rosyjskich ochotnikach walczących po w obronie Donieckiej
Republiki Ludowej wiadomo niewiele. Z drugiej strony, informacje na ich temat w
sieciach społecznościowych są ogólnodostępne. W serwisie „Wkontaktie” powstała
grupa „Pospolite Ruszenie Donbasu”, do chwili obecnej zapisało się do niej ok.
71 tys. internautów. Na tej stronie opisano szczegółowo, jak można wstąpić do
Ludowej Armii Striełkowa. Zapis ten pojawił się w sieci 13 marca, obecnie
znajduje się pod nim ponad 3000 komentarzy. Wiele z nich to po prostu prośba o
przyjęcie w szeregi ochotnicze wraz z dokładnym opisem własnego doświadczenia
bojowego. Tam też odnalazłem Siergieja. On sam szukał potencjalnych towarzyszy
broni z Petersburga, razem mieliby dojechać do Rostowa nad Donem i wspólnie
przekroczyć granicę. Napisałem do niego z prośbą o spotkanie. Odpowiedział mi
po dwóch dniach, oświadczył, że chętnie się spotka i pogada. Musieliśmy
zorganizować spotkanie w ciągu najbliższych czterech dni, bo już 28 czerwca
Siergiej miał przekroczyć granicę. Umówiliśmy się następnego dnia w jednej z
petersburskich kawiarni. Przede mną siedział powściągliwy, dobrze ubrany
mężczyzna.
Ochotnicy do walki w Donbasie werbowani są w Rosji także poprzez internetowe sieci społecznościowe. |
- Ostateczną decyzję podjąłem, kiedy w telewizji zobaczyłem
kadry z rannym chłopcem hospitalizowanym w szpitalu w Słowiańsku. Pokazywano je
wielokrotnie. Ja rzecz jasna, rozumiem, iż dziennikarzom nie jest łatwo zarobić
na chleb. W tej historii z chłopcem
udało im się po mistrzowsku pokazać jego cierpienie, jego wyraz twarzy. To
wszystko mną wstrząsnęło. Powiem uczciwie, już wcześniej miałem ochotę, by po
prostu pojechać w gości do znajomych na Ukrainie i zobaczyć na własne oczy, co
tam się dzieje. Ale po obejrzeniu tego reportażu, zrozumiałem, że nie
interesuje mnie już Ukraina środkowa i że pojadę na wschód. I że wybiorę się
tam w określonym celu.
Nikt tego nie reklamuje…
Zacząłem szukać możliwości. Najpierw szukałem w sieci,
telefonowałem do przyjaciół, pytałem, czy nie mają jakichś znajomych, którzy
się orientują… Przecież tego nikt nie reklamuje. Przynajmniej na razie. Znalezienie
odpowiednich kontaktów zajęło mi cztery dni. Kiedy dotarły do mnie pierwsze
informacje i spróbowałem skontaktować się z odpowiednimi ludźmi, to co
usłyszałem, wydało mi się co najmniej podejrzane. Mówiono o tym, iż niektórzy
ochotnicy, zwłaszcza ci wysyłani w małych grupach, trafiają, nie tam gdzie
trzeba. Dziś to już nie jest tajemnicą, w Rosji są ludzie zbierający o nas
informacje i przekazujący je Ukraińcom. W końcu znalazłem całkowicie bezpieczny
wariant. Szukałem nie tylko w ogólnie dostępnych źródłach informacyjnych, ale
także za pośrednictwem znajomych. Po jakimś czasie skontaktował się ze mną
człowiek z Rostowa. Wytłumaczył, od kogo dotarła do niego informacja o mnie. Jak
to odkryłem później, była to już odpowiedź na moją inicjatywę. I w końcu skontaktowano
mnie z człowiekiem z bliskiego otoczenia Strielkowa (dowódca separatystów w Słowiańsku -"mediawRosji").
W Rosji werbunkiem ochotników zajmują się tylko Rosjanie. Zaczynając
od Rostowa, w stronę Ukrainy, tam już wszystko jest zorganizowane. Funkcjonuje
stała łączność. Ludzie zajmują się tylko tym. Jak rozumiem, ochotnicy przerzucani są raz na dwa, trzy dni. Odbywa się to ze sporą częstotliwością,
przerzucane grupy nie są liczne. Przedwczoraj dowiedziałem się, że naszą z jakiegoś powodu połączono z innymi ludźmi, dlatego w sumie przez
granicę zostanie przerzuconych 12 osób.
Po przekroczeniu granicy niczego nam już nie będzie potrzeba,
wszystko zabierzemy ze sobą. Będą nam tylko wydawać amunicję.
Do kiedy istniała możliwość bezpiecznego przekraczania
określonych przejść granicznych, ludzi wysyłano nie w grupach, a pojedynczo i
bez specjalnego wyposażenia. Pozostałych przerzucano mniej więcej w odległości
10 kilometrów od przejścia granicznego. Nasza grupa przekroczy granicę w
podobny sposób. Będziemy wyposażeni w środki łączności, system identyfikacji
celów, będziemy częściowo uzbrojeni. Dopiero co kontaktowałem się z naszym
przewodnikiem, z nim będziemy przekraczać granicę, dowiedziałem się od niego,
iż FSB zawraca z drogi wielu naszych ochotników. Uzbrojenie zostanie nam dostarczone
na granicy, jeszcze po stronie rosyjskiej. Muszę powiedzieć od razu, że to
nasze własne uzbrojenie. Niektórzy w grupie mają za sobą udział w prawie wszystkich
konfliktach zbrojnych, jakie miały miejsce w byłym ZSRR, służyli w różnych
oddziałach specjalnych. To są ich kanały. To one są teraz wykorzystywane. Po
przekroczeniu granicy, nic nam już nie będzie potrzebne, mamy ze sobą wszystko.
Będą nam wydawać tylko amunicję.
Potrzebni są ludzie z doświadczeniem bojowym
Ludzie organizują się sami. Między nami mówiąc, dołączyć do
oddziałów ochotniczych nie jest łatwo. Na kilku ogólnie dostępnych stronach dokonywana
jest wstępna selekcja spośród tych, którzy zgłosili gotowość do wyjazdu.
Powstały odpowiednie bazy danych. Można więc prawie zawsze zorientować się, czy
człowiek mówi prawdę, czy kłamie. Choć
baza danych Ministerstwa Obrony jest dość stara, to pozostaje w zasadzie
dostępna. Chłopaki ze sztabu mówili mi, iż odrzuca się mniej więcej do 70%
zgłaszających się. Kryteria wyboru są surowe, choć nie wszystkie są dla mnie
zrozumiałe. Powiedziano mi, iż przyjmuje się ochotników tylko w wieku powyżej
20 lat. Największa ich część to ludzie po trzydziestce. W mojej grupie
najmłodszy liczy sobie 34 lata. Ja sam jestem najstarszy, mam już 43. Przede
wszystkim, potrzebni są ludzie z doświadczenie wojskowym, trzeba umieć
posługiwać się wszystkim tym, co będzie tam potrzebne. O tym nawet nie ma co
gadać. Dla przykładu, pisze chłopak, liczy sobie 25 lat, nie służył w wojsku. Tutaj
wszystko jest jasne. Jego nie wezmą.
Być może, taką decyzję podjęto, by zminimalizować straty.
Potrzebni są profesjonaliści, albo ludzie z doświadczeniem wojennym, dołączą do
oddziału i w ciągu 1-2 dwóch dni przypomną sobie, co i jak. Kiedy człowiek po
raz pierwszy trafi pod obstrzał, naprawdę może się wystraszyć. Ludzie bez
przygotowania mogą popełnić błąd niemożliwy później do naprawienia. Nie jeden
raz strzelali do mnie swoi, widziałem często jak nieostrzelani chłopcy ginęli z
głupoty. Nieprawidłowy ruch, seria. Koniec.
Człowieka już nie ma.
Sam przez 7 lat
służyłem w Legii Cudzoziemskiej. Do tego zasadnicza służba wojskowa. Potem na półtora
roku dostałem kontrakt w OMONie (oddziały
specjalne milicji – „mediawRosji”). Z Legią przeszedłem Iran, Syrię. W tych
krajach zawsze jest niespokojnie. Poszczególne plemiona walczą między sobą. Nie
ma żadnej władzy. Odpowiadaliśmy za elementarny porządek. Swego czasu chciałem
zostać w OMONie, ale potem zrozumiałem, że to zupełnie nie dla mnie. Kiedy
przyjęto mnie w latach dziewięćdziesiątych, wtedy właśnie zaczęto wykorzystywać
OMON do rozpędzania demonstracji. Wystarczyły mi dwa-trzy razy, żeby zrozumieć,
że ja tak nie mogę. Pamiętam dobrze do dziś: Plac Wosstanija, przede mną stoją
dziadek z babcią, u obojga cała klatka piersiowa obwieszona jest medalami. My jesteśmy
w pełnym rynsztunku, kamizelki kuloodporne, chełmy, środki specjalne.
Dostaliśmy także po kałasznikowie. Wtedy pomyślałem, kogo ja mam rozpędzać?
Wyszedłem z kolumny, przystanąłem na chodniku. Potem napisałem raport z prośbą
o zwolnienie.
Nie jestem żołnierzem zawodowym
Warto powiedzieć, że ja nie jestem zawodowym wojskowym. Co
nieco potrafię, trochę w życiu przeszedłem. Mam doświadczenie bojowe. W
zasadzie, dam radę i wytrzymam bezpośrednie ataki, poza tymi z powietrza, przez
jakieś pół roku. Kwestia naszej motywacji? Powiem otwarcie, jedziemy do
Słowiańska, nie po to by walczyć o niepodległość ludowych republik. Czyjaś
niepodległość, albo nie, to nie moja sprawa. Ale to, co słyszę od ludzi, sprawujących
w Kijowie władzę…. Powiedzmy to sobie po męsku, jeślibym usłyszał coś podobnego
tutaj w barze, człowieka trzeba by było odwieźć do szpitala. Próbowano mnie przekonać,
że na Ukrainie nie prześladuje się Rosjan. Ale po Odessie zadajemy sobie jedno
pytanie - i co dalej? Opowiadali, iż tam
u nich, po ulicach chodzą tłumy nastolatek w maskach i z pałkami. I że jest im
wszystko jedno kogo…. Cały ten tłum odczuwa określone emocje, wystarczy, ze
ktoś im się nie spodoba, wtedy koniec. Wystarczy, że się odezwie po rosyjsku,
nie po ukraińsku i nie zacznie wykrzykiwać razem z nimi nacjonalistycznych
haseł. Bardzo dobrze znam nasz klub Zenit. Mój syn grał w nim, w najmłodszej
drużynie. Świetnie rozumiem, kibice napili się piwa, pokrzyczeli,
pohulali, rozkwasili komuś nos, zbili kilka wystaw. Jasne. Ale, jeśli trwa to przez prawie pół roku i jeśli taka jest oficjalna polityka
władz…. Chciałbym przełamać tę sytuację.
Przynajmniej trochę się postarać. Ja nie jestem w stanie
zmienić czegokolwiek w skali globalnej, mogę próbować zmienić coś tylko na
miejscu, żeby strzelali mniej. Mam wrażenie, że kiedy tam przyjadę, liczba
walczących z nami będzie się zmniejszać.
Trzeba im zadać pierwszą poważną klęskę
Jest tylko jeden sposób. Jeśli nie dać po głowie tak zwanemu
zgrupowaniu antyterrorystycznemu, nic się nie zmieni. Trzeba doprowadzić do
tego, by oni ponieśli pierwszą poważną klęskę. Niszcząc tylko technikę, niczego
nie osiągniemy. Trzeba zniszczyć ich siły ludzkie. Wystarczy, iż jednego dnia
zginie od 500 do tysiąca, wszystko od razu się uspokoi. Będziemy mieli
Chasawjurt (31.08 1996 r. podpisano tu
porozumienie kończące pierwszą wojnę czeczeńską – „mediawRosji”), lub coś
innego w tym rodzaju, tym razem na terytorium Ukrainy. Wojna musi być powstrzymana
przy pomocy wszelkich dostępnych środków. Rosja oficjalnie nie będzie
interweniować. To było jasne od początku. Tylko własnymi silami. Ale w chwili
obecnej, niestety, sił nie starcza. Tu nie chodzi nawet o liczebność oddziałów.
Dokąd niebo pozostaje ukraińskie, nasze zwycięstwo nie jest możliwe. I ja
rozumiem, że w czyichś oczach, decyzja by tam pojechać, może w jakimś sensie
wydać się absurdalna. Ale trzeba podjąć wysiłek, i nie dać im wejść, zachować kontrolę
przynajmniej nad miastami.
Ochotnicy do walki w Donbasie przerzucani są przez granicę w niewielkich grupach z własnym uzbrojeniem. |
Jedziemy tam jako ochotnicy
Ludzie mają zamiar zostać tam aż do zwycięstwa, ale jak w
każdej armii można zrezygnować w związku z okolicznościami rodzinnymi. Dogadać
się, albo napisać raport, o tym że człowiekowi potrzebne są dwa-trzy dni wolnego.
Tam panuje zwykła dyscyplina wojskowa. Bywa, że ktoś mówi, dość, więcej nie
mogę, wtedy przesuwa się go do jakichś zajęć technicznych. Jednak na początku
trzeba przez kilka dni wykonać swoje. Niech pan zrozumie, wielu z nas chce
dowodzić, nie jadą dokądkolwiek, po to by sobie postrzelać… Ja sam jadę jako
szeregowiec, ale potem zobaczymy jak to będzie. Jeśli dowództwo uzna, że warto
mnie awansować – to dostanę awans. A tak w ogóle, moja wojskowa specjalność –
snajper.
Chce podkreślić, jedziemy tam jako ochotnicy. Ja sam dla
przykładu jestem stosunkowo zamożnym człowiekiem. W mojej grupie, co najmniej, jeszcze dwóch ma się równie
dobrze. Pozostali są zwykłymi pracownikami, ale oni nie jadą tam, by zarobić.
Pieniądze bierzemy z sobą. Oczywiście, dadzą nam wyżywienie, ten kto pali, dostanie
papierosy. Ale nie ma żadnego alkoholu – obowiązuje całkowita trzeźwość, pod
groźbą oddania pod sąd. Tam nikt nie będzie bawił się ze swoimi. Nikomu tam nie
płacą. Obecnie podejmowane są starania, by w jakimś stopniu pomóc materialnie
miejscowym ochotnikom, nie mogą przecież chodzić do pracy. Dotyczy to obarczonych
rodziną. Jeszcze raz podkreślam, sprzęt, wszystko co niezbędne, kupujemy za
własne pieniądze. Ja sam jestem właścicielem firmy budowlanej. Mam dziecko. Mam
wnuka. Choć rozwiodłem się z żoną, utrzymuję ją. Oddałem jej stare mieszkanie,
sobie kupiłem nowe. W naszej grupie wszyscy mają rodziny. Jeden z nas jest
zamożniejszy ode mnie.
Rzecz jasna, można się dziwić, skąd wzięła się ta wojna.
Mówiłem już o wielu rzeczach, ale dla mnie ważny był jeszcze jeden powód, zrozumienie
go pomogło mi w podjęciu decyzji. Mam teraz 43 lata. Za dwa lata, będę miał 45,
zestarzeję się, stracę szybkość, ruchliwość, celność, choć być może przybędzie
mi doświadczenia bojowego. I na polu bitwy przestanę być pełnowartościowym
żołnierzem. Wygląda na to, że to moja ostatnia szansa by w życiu zrobić coś
dobrego dla innych ludzi. Nie mam na myśli kwestii materialnych. Nawiasem
mówiąc, w mojej firmie pracują ludzie z zachodniej Ukrainy. Od pięciu lat
przyjeżdżają do mnie całe dwie wsie. Wynajmuję dla nich mieszkania. Pracują u
mnie. Wyjeżdżają, kiedy przychodzi pora siewów, albo świąt. Wielkanoc, albo św.
Trojca. Może się to panu wydać dziwne, ale nasze stosunki są znakomite. Nie
wykluczone, że kiedy wracają do siebie, to ich także, tak jak wszystkich dookoła,
przenika bies nacjonalizmu. Ale tutaj tego nie ma. Przyjeżdżają do mnie nie tylko
starsi, z pięćdziesiątką na karku, także młodsi, po dwadzieścia lat. Na
zachodzie Ukrainy nie ma żadnej pracy. Cale wsie siedzą bez roboty. Zebrali
plony. Koniec.
Jestem rosyjskim patriotą
Ostateczną decyzję podjąłem także z powodów patriotycznych.
Ale moje uczucia patriotyczne w żadnym wypadku nie są związane z postacią
Wladimira Putina. Mam tu na myśli coś większego. Jeszcze w czasach
komunistycznych, mówiłem swojej mamie, była członkiem partii, iż szczerze
nienawidzę komunizmu. Wydarzenia w Odessie były dla mnie szokiem. Prawdziwym
szokiem. Nie mogłem też zrozumieć, dlaczego ludzie nie wyszli na ulicę. Miasto
z milionową ludnością. Po prostu wyjść na ulice. Bez strzelania i niszczenia.
Pomyślałem sobie wtedy, że sam nie dałbym się aż tak zastraszyć, by stłumić wewnętrzne
poczucie złości.
Można porównać mnie do głównego bohatera filmu „Zaburzenie
częściowe”. Ale w moim wypadku nie da się powiedzieć, iż marzą mi się znów te same
mocne wrażenia, jakie kiedyś przeżywałem na polu bitwy. Może w jakimś stopniu…
Ale to tylko mała część mojej motywacji. Bralem udział na polu bitwy w pięciu
konfliktach zbrojnych. W dwóch uczestniczyłem wspólnie z tymi samymi ludźmi. W
pozostałych z różnymi. Już po tygodniu, stawaliśmy się jedną rodziną. Tylko
patrzenie na śmierć było okrutne.
Igor Strielkow (prawdziwe nazwisko Girkin) dowodzi siłami separatystycznymi w Słowiańsku. |
Rodzina wie o mojej decyzji. Wszystkie swoje sprawy zdążyłem
uporządkować, biznes, rachunki, nieruchomości, byłem nawet u notariusza.
Zwróciłem długi. Z żoną rozstaliśmy się już dawno temu, ale na wszelki wypadek
zawiadomiłem i ją. Na początku powiedziała, że jestem głupcem, ale potem
pogodziła się z moją decyzją. Syn mnie wsparł. Tylko jednemu człowiekowi nie
powiedziałem o moim wyborze – matce. Dla niej wyjeżdżam w interesach do innego
miasta. Brat też się orientuje. Siostrom nie mówiłem, żeby nie powtórzyły
mamie. Rozstanie z rodziną jest bolesne, ale moja rodzina jest dorosła. Gdybym
miał małe dziecko, to na pewno bym nie pojechał. U jednego z ludzi z naszej
grupy niedawno urodziła się córka, nie bardzo pojmuję, jak on zdecydował się
jechać. Na ten temat jednak zwykle nie zadaje się pytań. Będzie miał ochotę -
opowie sam. A moi bliscy – wszyscy są dorośli.
Tylko wnuk za chwilę skończy trzy
latka.
Po naszym spotkaniu, pojadę go zobaczyć.
Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciolowski
Materiał ukazał się w internetowym magazynie społeczno-kulturalnym
colta.ru:
*Colta.ru – stojący na wysokim poziomie magazyn społeczno-kulturalny
publikowany w Internecie. Ukazuje się od lipca 2012 roku. Redaguje go zespół
związany wcześniej z portalem openspace.ru
. Redaktorem naczelnym jest poetka Maria Stiepanowa, jednym z jej zastępców
Michaił Ratgauz. Magazyn finansowany jest metodą crowdfoundingu przez czytelników
i przyjaciół. Colta.ru jest jedną z najciekawszych publikacji w świecie współczesnych
rosyjskich mediów.
*Anton Szyrokich, dziennikarz z St. Petersburga. Współpracuje
także z magazynem „Russkij Rieportior”.
Obserwuj i polub nas na Facebooku:
Tak mówi człowiek z głową sformatowaną przez oficjalne media rosyjskie. Straszne, indoktrynacja, aż do rozlewu krwi - to sobie może Putin zapisać na swój rachunek.
OdpowiedzUsuńGosc ktory ma kompleksy...niedowartosciowany.......from propaganda to primitivism..jego wybor....good luck.....
OdpowiedzUsuńWyrzutnie Grad, zestawy przeciwpancerne Fagot, zestawy przeciwlotnicze Strieła, działa, BTRy -podkreśla że koloradzi kupują za własne pieniądze!!!. Werbują tylko Kacapów? - to skąd w Donbasie tysiące ciurków z Kaukazu?. Jedna wielka ściema!!
OdpowiedzUsuń