Wymiana ognia w Ługańsku trwa niemal bez przerwy. W mieście
coraz więcej śladów wojny, rozbitych okien, dziur po kulach, zrujnowanych
zabudowań. Zatrwożeni ludzie przekazują sobie wiadomości o porwaniach, zabójstwach,
rabunkach. Na dworcu kolejowym tłum szuka okazji do ucieczki z miasta. O życiu
w oblężonym Ługańsku, na łamach portalu slon.ru pisze miejscowy nauczyciel Nikołaj
Siemionow.
Autor: Nikołaj Siemionow
Szóstego lipca władze ukraińskie ogłosiły blokadę
zbuntowanego regionu. Zawieszenie broni trwało prawie cały tydzień, ale w tym
czasie życie w Ługańsku stało się nie do zniesienia. Żołnierze i separatyści
strzelają do siebie ponad głowami cywilnych mieszkańców, niszcząc miasto.
Wszystkim grozi śmiertelne niebezpieczeństwo i nie tylko z powodu operacji
bojowych.
W Ługańsku widać coraz więcej śladów prowadzonych tu walk. Los miasta może być jeszcze bardziej tragiczny, gdy rozpocznie się prawdziwa bitwa o miasto. |
Taktyka rebeliantów
Nie jest jasne kto obecnie dowodzi ługańskimi rebeliantami.
Gubernator ludowy Walerij Bolotow jeszcze na początku lipca przeniósł się do
miasta Stachanow i nie wykluczone, ze został pozbawiony swojej funkcji w kierownictwie
Ługańskiej Republiki Ludowej. Krążą plotki, że mocno pije. Oddziały zbrojne rebeliantów dokonały wyboru szalonej
strategii obrony. Przez cały tydzień prowadzony był z miasta ostrzał pozycji ukraińskich.
Dla przykładu, w piątek rano, wyrzutnie „Gradów” strzelały bezpośrednio z
dzielnic położonych na południu miasta. Rozmieszczone były po środku gęsto
zaludnionej strefy. Trudno zrozumieć, czy tego rodzaju ostrzał ma jakikolwiek
sens. Obserwując sytuację z boku, można odnieść wrażenie, iż rebelianci prowokują
oddziały ukraińskie, by w odwecie celowały w miasto. W niedzielę, ta prowokacja
okazała się skuteczna, południe Ługańska znalazło się pod ostrzałem. Ładunki
obok innych celów, trafiły także w budynek szkoły. Fala uderzeniowa uszkodziła szereg
budynków mieszkalnych. „U nas w mieszkaniu okna plastikowe otworzyły się same, chociaż
były szczelnie zamknięte” – napisał na Facebooku jeden z mieszkańców.
Ludzie opowiadają o wydarzeniach na dworcu kolejowym – w ostatnich
dniach gęsto tam od ludzi, jabłko nie miałoby gdzie spaść. Kiedy na peronie zatrzymał
się pociąg do Charkowa i ludzie zaczęli do niego wsiadać, z położonego w pobliżu
Parku 1go Maja zaczęła strzelać wyrzutnia Gradów. Dwa razy wycelowano w
kierunku wojsk rządowych, po czym baterię przeniesiono w inne miejsce. Ładunki
wystrzelone w odpowiedzi na salwę Gradów cudem nie spadły na peron. „Skoczyliśmy
natychmiast pod wagon. Wydało mi się, że jak trafią w peron, łatwiej będzie się
nam wydostać”. – opowiedział mi jeden ze świadków strzelaniny na dworcu.
Ruchome wyrzutnie rakietowe można zauważyć w sąsiedztwie domów, szkół,
szpitali. Istnieje podejrzenie, iż wyrzutnię Gradów rozmieszczono w pobliżu izby
porodowej w dzielnicy Jakira.
- „Podjechała wyrzutnia Gradów i wystrzeliła, zaraz potem ją wycofano” – informują z tamtego rejonu.
Nie wiadomo kto i do kogo strzela
Sytuacja w mieście jest niejasna, trudno zrozumieć, kto i do
kogo strzela. „Dookoła się nawalają, drżą ściany i okna. Codziennie jeździmy na
daczę, jeśli coś będzie nie tak, schowamy się w malinach.” – żartuje para staruszków. Optymizm zachowało
niewielu. W czwartek wieczorem, poza miastem, na terytorium obwodu, pod ogniem znalazł
się autobus z górnikami – zginęło 4, ponad 10 zostało rannych. We wtorek kule
trafiły w „marszrutkę” – zgięły dwie osoby.
- Przez kota „Węgielka”, żona spóźniła się do pracy. Gdyby nie on, wsiadłaby do tej rozstrzelanej „marszrutki” numer 132. Wychodzi na to, że kot uratował jej życie… – napisał jeden mieszkańców Ługańska. W dzielnicy Szewczenki (prawie w centrum miasta) zginęła kobieta, odłamek, jak mówią, trafił ją na balkonie własnego mieszkania.
Serie z automatów na
nikim nie robią wrażenia. Strzelaninę słychać stale w różnych częściach miasta.
Nie można się zorientować, kto strzela do kogo. Ukraińskich żołnierzy na razie
w mieście nie ma. Pewne wyobrażenie, o tym co się dzieje, dają komunikaty
specjalne publikowane przez radę miejską. Pożary, zniszczone przez falę
uderzeniową okna, uszkodzenia linii energetycznych, zabłąkane kule i ładunki –
tak wygląda nasze ługańskie życie codzienne.
Porwania i rabunki
Na porządku dnia są rabunki i porwania ludzi. Niedawno
uprowadzono syna rektora Ługańskiego Uniwersytetu Medycznego. W kilka dni
później ze źródeł w kierownictwie Ługańskiej Republiki Ludowej poinformowano,
iż rektor ofiarował rebeliantom pół miliona griwien na amunicję. Nieco później
uprowadzono dwóch miejscowych przedsiębiorców (ojca i syna), ograbiono także
ich dom. Informacje o porwaniach są zbierane i rozpowszechniane za pośrednictwem
sieci społecznościowych. Nigdy nie wiadomo, czy w spisie zakładników, nie
odnajdzie się nazwisko waszego przyjaciela, lub krewnego.
Nie wszystkie porwania maja charakter „komercyjny”. Do
rebelianckiego więzienia można trafić za cokolwiek, także z powodów politycznych.
Mój stary znajomy spędził dwa tygodnie pod aresztem, w piwnicy budynku Służby
Bezpieczeństwa Ukrainy za zwykłe gadanie. Spróbujesz dziś odezwać się krytycznie
na temat Lugańskiej Republiki Ludowej, a jutro do pracy przychodzą po ciebie ludzie
z automatami. Mój znajomy miał szczęście, wypuszczono go w dobrym stanie
zdrowia, wystarczyło, że się pokajał. Jego współtowarzysze spod celi mieli
mniej szczęścia. Jednego z nich bili po głowie młotkiem, innego pokaleczono w celi przesłuchań. Relację
znajomego o okrucieństwach popełnianych przez rebeliantów potwierdzają także inne
źródła. Podczas przesłuchania student Aleksander Mangusz był torturowany prądem
elektrycznym. Jego matkę poinformowano, że syn zostanie rozstrzelany. Na
szczęście chłopaka udało się wykupić za 60 tys. dolarów.
Trudno jest ustalić liczbę aresztowanych. Media dowiadują się tylko o najgłośniejszych
przypadkach. Trudno odgadnąć, ile rodzin liczy na to, iż zachowując milczenie,
uda im się wykupić swoich bliskich. Milicji nie ma w mieście od wiosny. W
kwestiach uprowadzeń najlepiej porozumiewać się bezpośrednio z rebeliantami. Opowiadają
także, iż aresztowanych wysyła się do kopania okopów w strefie działań bojowych.
Jednak przede wszystkim brakuje informacji o porwanych, z wieloma nie udało się
nawiązać kontaktu od momentu uprowadzenia.
Aresztowanie nie jest jednak czymś najgorszym, co może
spotkać człowieka. Syn znajomej został rozstrzelany za naruszenie godziny
policyjnej – podobno po zatrzymaniu przez patrol Ludowej Republiki Ługańskiej,
chłopak próbował ucieczki.
Z patrolami lepiej nie kłócić się. Kilka dni temu rebelianci
ustawili karabin maszynowy w pobliżu Zakładów im. Rewolucji Październikowej i
rozpoczęli strzelaninę. W pobliżu przejeżdżała grupa ratowników górniczych,
poprosili rebeliantów, by przenieśli się z karabinem nieco dalej od domów mieszkalnych.
Rebelianci natychmiast odpowiedzieli ogniem, cała czwórka ratowników została
ranna.
Zabierają nie tylko pieniądze i samochody, mieszkania także.
10 lipca uzbrojeni w broń automatyczną umundurowani ludzie wtargnęli do budynków
numer 55 i 55 a na ulicy Karmeluka. – takĄ informację podała milicja.
Bojówkarze Ługańskiej Republiki Ludowej aresztowali miejscowego nauczyciela
historii Ukrainy, Władimira Semistiagę, odebrano mu także mieszkanie. Zmuszono
go do dostarczenia dokumentów i przepisania prawa własności do nieruchomości na
innego właściciela. Jaki los czeka porzucone mieszkania na razie trudno odgadnąć. Wielopiętrowe domy mieszkalne do polowy puste
nie są dziś w Ługańsku rzadkością.
To wszystko, co dzieje się w mieście, sprawia przygnębiające
wrażenie. Rebeliantom brak sił, dla okazania skutecznego oporu wobec armii ukraińskiej.
Ale wyraźnie postanowiono, ze będą robić wszystko, co w ich mocy, by swą klęskę
przeciągnąć w czasie. Nawet za cenę cywilnych mieszkańców, jakoby bronionych
przed juntą. Teraz ludzi zamieniono w żywą tarczę. Miejscowa ludność nie chce wstępować
do oddziałów rebeliantów. Tłumy ludzi można zobaczyć na dworcu kolejowym, w
punktach poboru do sił zbrojnych republiki nie jest tłoczno. Każdego dnia w ginącym
mieście dochodzi do zabójstw, rabunków, porwań.
Coraz więcej domów straszy wybitymi oknami, albo śladami po kulach. Bez
przerwy słychać wystrzały i wybuchy. W sieciach społecznościowych bez przerwy
trwa wymiana informacji: „Kambrod, co dzieje się u was? Centrum, skąd
strzelają? Dzielnica Aviacentrum, jak u was?”
W niedzielę walki toczono już na peryferiach, oddziały
ukraińskie przedostały się w pobliże granic miasta, nie tylko na północy, ale i
na południu. Co się stanie z Ługańskiem, kiedy rozpocznie się regularna bita za
miasto? Nikt tego nie wie, trudno nam myśleć o przyszłości z optymizmem.
*Nikołaj Siemionow, pracownik oświaty z Ługańska, autor relacji
z miasta publikowanych przez portal, slon.ru
Artykuł ukazał się na portalu slon.ru
Adres: http://slon.ru/world/kak_zhivetsya_v_osazhdennom_luganske_-1126747.xhtml
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Ciężko nazwać to, co Putin rozpętał i nadal dolewa do ognia - wojna totalna, wojna-chaos. Iście diaboliczne działanie. "Błogosławieni pokój czyniący".
OdpowiedzUsuńJeszcze wielka prośba do media-w-rosji: podawajcie jak najwięcej bieżących informacji o tym, co się dzieje na wschodzie Ukrainy - mniej mam na myśli działania zbrojne, ale to, co mówią media obu stron, z kim sympatyzują mieszkańcy, co się mówi na mieście. To oni są adresatami wojny propagandowej prowadzonej przez Kreml. Właśnie to jest ciekawe, czy ta kremlowska, kłamliwa narracja wciąż znajduje posłuch u mieszkańców wschodu Ukrainy. Uważam, że ma to fundamentalne znaczenie, czy wyjdzie od tamtego społeczeństwa rodzaj odtrutki-szczepionki na wielką kampanię dezinformacji, jaką prowadzi Rosja, w całej Europie. Historia się dzieje na naszych oczach.
OdpowiedzUsuń