Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rosyjskie państwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rosyjskie państwo. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 1 marca 2016

Państwo gorsze od społeczeństwa



Rosjanie są społeczeństwem paternalistycznym, a jednak podejrzliwie traktują reprezentujących państwo urzędników. Nagminnie lekceważą przepisy, ale pomogą sąsiadowi w biedzie i nakarmią go talerzem gorącej zupy. Ella Paniejach, socjolog z Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu od lat obserwuje społeczeństwo rosyjskie i biurokrację. W rozmowie z dziennikarzem portalu Meduza ostrzega, iż w dzisiejszej Rosji, osoby szanujące wartości europejskie nie mogą czuć się wolne od lęku i spać spokojnie. Nie dlatego, że są tchórzami. Przyczyną jest prawdziwa ekspansja państwa na obszary należące do strefy życia prywatnego. Obywatele, którzy chcą żyć i działać według własnych indywidualnych zasad, poddawani są naciskom. W Rosji - podkreśla Ełła Paniejach - państwo jest o wiele gorsze od społeczeństwa.



  

Z Ełłą Paniejach rozmawiał Andriej Kozienko  




 
Państwo rosyjskie lubi rozmach, splendor, poczucie wielkości. Agresywnie ingeruje w życie obywateli. 







„Państwo rosyjskie jest o wiele gorsze od rosyjskiego społeczeństwa” – opinia socjolog Ełły Paniejach o poglądach, wartościach i obawach Rosjan



Ełła Paniejach, w rozmowie z Andriejem Kozienko, dziennikarzem „Meduzy” potwierdziła, iż wartości wyznawane przez mieszkańców Rosji w zasadzie niewiele różnią się od wartości europejskich, są jednak tłumione przez strach wywołany presją ze strony państwa – niewydolnego, ale za to nieustannie ingerującego w życie osobiste obywateli.




Andriej Kozienko:
Chciałem zapytać panią o rosyjską mentalność. Powszechnie uważa się, iż pod tym względem wyróżniamy się na tle innych. Czy odrębna rosyjska mentalność rzeczywiście istnieje?


Mit wyjątkowości


Ełła Paniejach
Takie zjawisko jak mentalność nie istnieje! Socjolog, słysząc ten termin, od razu się krzywi. Istnieją za to różnego rodzaju odrębności kulturowe. W przypadku Rosjan nie są one jednak aż tak wyjątkowe, jak to nam się wydaje z naszej własnej, wewnętrznej perspektywy.

Co zwykle kryje się pod pojęciem „mentalność”? Jakiś szczególny profil psychologiczny, specyficzny sposób myślenia. Jednak w socjologii od dawna już rozpatruje się to zjawisko jako zbiór złożony z różnorodnych elementów. To właśnie poszczególne elementy różnią się między sobą w zależności od środowiska, od przynależności do grupy społecznej. W przypadku poszczególnych osób funkcjonujących w ramach jednej i tej samej kultury różnice są znacznie silniejsze, niż w przypadku mieszkańców różnych krajów.

Podam prosty przykład: jak wiadomo, światopoglądy młodzieży i osób starszych bardzo się od siebie różnią. Podobnie jest w przypadku kobiet i mężczyzn – w dość patriarchalnym społeczeństwie rosyjskim chłopców i dziewczynki wychowuje się według odmiennych wzorców.  W ankietach i badaniach odpowiedzi mężczyzn i kobiet na dokładnie te same pytania różnią się bardziej, niż w przypadku, powiedzmy, Rosjan i Niemców.

Pojęcie „mentalność” wprowadza niepotrzebne zamieszanie. Jeśli natomiast uwzględnimy poszczególne elementy składające się na światopogląd, to zauważymy, że pod pewnymi względami mieszkańcy Rosji niezbyt różnią się od Europejczyków, pod innymi zaś różnią się dość mocno.

Popularny jest pogląd, że wartości typowe dla kultury rosyjskiej są zupełnie wyjątkowe i znacznie różnią się od wartości europejskich. Jesteśmy rzekomo zwolennikami kolektywizmu, lekceważymy indywidualizm i wysoko cenimy jakąś mityczną soborność. Jednak gdy socjolog rozłoży te zjawiska na czynniki pierwsze, gdy zapyta: „Jaki jest pani/pana stosunek do takiej i takiej kwestii? Jak by się pan zachował w takiej sytuacji? Czy należy zabraniać ludziom tego, albo zachęcać do robienia owego?” – okazuje się, że w kulturze rosyjskiej nie ma takich wartości, które absolutnie odróżniałyby ją od pozostałych kultur. Zresztą, mit własnej wyjątkowości istnieje dosłownie w każdej społeczności.

Kozienko:
A na jakiej podstawie określa pani, co jest wartością, a co nie?

Paniejach:
Wartości to wyobrażenia ludzi o tym, co jest dobre, a co złe. Odwołując się do tych wyobrażeń, członkowie społeczeństwa są gotowi działać wbrew osobistym interesom.

Wartości nie należy utożsamiać z normami społecznymi, czyli z działaniami, dzięki którym niezbyt różnimy się od otaczających nas ludzi. Wartości to przekonania czy też wyobrażenia o świecie. Angielski termin „beliefs” czasami tłumaczy się jako „przekonania”, ale nie chodzi tu o przekonania w takim znaczeniu, w jakim mówimy o sobie np. „jestem liberałem”. Chodzi tu o przekonania dotyczące zasad funkcjonowania świata. Wartości to coś, co kieruje twoim postępowaniem niezależnie od ewentualnych konsekwencji.

Jak się je bada? Sposób klasyczny to ankiety. Opisuje się w nich przykładowe sytuacje i respondenci odpowiadają, które z nich by wybrali. „Chciałby pan (pani), żeby otaczali pana ludzie z określonymi cechami, czy lepiej, żeby było ich jak najmniej? W jakich kwestiach byłby pan gotów wprowadzić zakazy dla innych? Czy należy zakazać seksu przedmałżeńskiego? Czy trzeba zabraniać używania narkotyków? Jeśli tak, to w jaki sposób należy karać tych, którzy to robią – surowo czy łagodnie?”. Dzięki tej metodzie otrzymujemy obraz wartości deklarowanych, czyli dowiadujemy się, co ludzie mówią na dany temat.


Rosja nie jest krajem religijnym


Rosyjskie wartości nie są przesadnie tradycyjne, są raczej świeckie. Nie jesteśmy krajem religijnym. Pewnie dla ludzi zanurzonych po uszy w prawosławiu takie stwierdzenie brzmi dość niewiarygodnie, ale naprawdę wystarczy trochę popytać, aby się przekonać, że Rosjanie są zsekularyzowanym społeczeństwem. To zupełnie naturalne po dziesięcioleciach radzieckiego ateizmu. Na dodatek nasze społeczeństwo jest bardzo indywidualistyczne. A przy tym w Rosji bardziej ceni się stabilność, niż skłonność do zmian i postępu.

Niedawno ukazał się artykuł opisujący prace zespołu pod kierownictwem Władimira Maguna, który dość wnikliwie przebadał różnice i podobieństwa pomiędzy różnymi krajami europejskimi Następnie, według tej samej metodologii, przebadano respondentów w Rosji. Okazało się, że pod względem większości kryteriów Rosja zajmuje pozycję na środku skali, czyli że jest zupełnie przeciętnym europejskim krajem.

Kozienko:
Skoro wyznajemy podobne wartości, to dlaczego nasza codzienność tak bardzo się różni?

Paniejach:
Działa tu szereg czynników i, jak sądzę, wartości odgrywają wśród nich rolę drugorzędną. Przykładowo, w Rosji państwo jest o wiele gorsze od społeczeństwa. Z tego rodzaju państwem zwykle mamy do czynienia w krajach, które wg parametrów jakościowych (wykształcenie, wielkość kapitału ludzkiego, śmiertelność wśród dzieci) Rosja wyprzedza w międzynarodowych rankingach o kilkadziesiąt pozycji.

Kozienko:
A jednak… Panują u nas stosunkowo silne nastroje paternalistyczne, a jednocześnie pogardliwie  i podejrzliwie odnosimy się do urzędników. Powszechne jest lekceważenie przepisów i norm, poczynając od drobnych łapówek w urzędzie paszportowym, a kończąc na łamaniu przepisów ruchu drogowego. Wciąż także mamy w Rosji wielu dobrych i wrażliwych ludzi. Pomagają sąsiadom, każdego gościa obowiązkowo poczęstują talerzem zupy. Czy to wszystko nie składa się na „mentalność”?

Paniejach:
Jeśli ktoś nie ma ochoty analizować całego szeregu elementów, które się na te zjawiska składają, to może użyć słowa „mentalność” i uważać, że powiedział coś sensownego.

Ot, choćby wspomniane przez pana lekceważenie norm. W Rosji przepisy są równie szczegółowe, jak w Niemczech, ale ich jakość bardziej pasuje do Ghany. Nasze przepisy są naprawdę kiepskie, ale za to mamy ich zatrzęsienie. Zwykle tam, gdzie nie potrafią tworzyć prawa w ogóle, przepisów jest niewiele. A tam, gdzie potrafią to robić, zaczyna się niepotrzebne mnożenie norm i paragrafów. W efekcie ludzie narzekają na biurokrację, ale mimo wszystko poszczególne przepisy nie są ze sobą wzajemnie sprzeczne. Natomiast w Rosji obywatele są otoczeni prawdziwym gąszczem drobiazgowych reguł, których po prostu nie da się przestrzegać, bo przeczą sobie nawzajem i nieustannie się zmieniają. Nikt nie jest w stanie nadążyć za tymi zmianami, więc co zwykli ludzie mogą zrobić? Mogą wymyśleć jakieś usprawiedliwienie dla powszechnego łamania przepisów. To właśnie jest ten całkowicie obiektywny i racjonalny czynnik. Nie ma to nic wspólnego ze sposobem myślenia. 

Powyższe zjawiska są skutkiem okoliczności, w których Rosjanom przyszło funkcjonować.

Istnieje też zupełnie inny aspekt tego problemu. Ogromną liczbę przepisów formalnych stworzono wychodząc z założenia, że ci, dla których są one przeznaczone, będą ich rzetelnie i uczciwie przestrzegać. Natomiast kiedy wszyscy dookoła są przekonani, że urzędnicy biorą w łapę, to najmądrzejsze, najbardziej racjonalne, co można zrobić, to nauczyć się omijać przepisy.

Trzeci parametr to zatrważająco niska kultura organizacyjna. Boimy się nie tego, że urzędnik zażąda od nas łapówki, lecz tego, że może zapodziać gdzieś nasze dokumenty. Boimy się biurokratycznego bałaganu. System dopuszcza się całego mnóstwa błędów. Przy takiej kulturze organizacyjnej przepisów powinno być o wiele mniej, bo państwo najzwyczajniej nie ma narzędzi gwarantujących należyte egzekwowanie prawa.

A jednocześnie wiemy przecież, że Rosjanie na emigracji radzą sobie całkiem nieźle. Historia USA dowodzi, że emigranci pochodzenia rosyjskiego zawsze należeli do grona tych, którzy odnosili największe sukcesy. Osoby te szybko wspinały się po drabinie społecznej, robiły karierę i obecnie normalnie funkcjonują w tamtejszym środowisku prawnym; tam wymaga się przestrzegania przepisów. W kulturze rosyjskiej nie ma niczego, co uniemożliwiałoby ludziom życie zgodnie z określonymi normami, pod warunkiem, że są to normy rozsądne.

W Rosji tworzenie ustaw i kodeksów ciągle napotyka na przeszkody. A im surowsze są kryteria, tym uchwalane prawo jest gorsze, bo przepisy zawisają w próżni. Przepisy tworzone są „od czapy”. Nie ma dyskusji, nie ma dialogu, nie istnieje płaszczyzna porozumienia. Ostatnio już nawet ekspertów resortowych nikt nie pyta o zdanie, a o ekspertach niezależnych autorzy ustaw w ogóle zapomnieli. Tu nawet nie chodzi o złą wolę, po prostu nikt nie potrafi przewidzieć, jakie problemy powstaną po wprowadzeniu w życie kolejnego rozporządzenia. W przychodniach wprowadzono elektroniczną rejestrację wizyt u specjalistów. Efekt? W razie potrzeby lekarz nie ma możliwości poświęcić choremu choćby dodatkowych pięciu minut. To się odbija na zdrowiu pacjentów, a sami lekarze są przepracowani. Nikt celowo nie dążył do takiego rezultatu. Tak wyszło, bo nasz system polityczny funkcjonuje w sposób, który uniemożliwia uwzględnianie sugestii i rad osób, faktycznie znających się na jakimś zagadnieniu.

Kozienko:
Czyli co? Ludzie dopasowują się do systemu i w efekcie stają się tacy a nie inni?

Paniejach:
Moim zdaniem, obecnie w Rosji ludzie w znacznie mniejszym stopniu kierują się własnymi wartościami, niż się nam, socjologom, dotychczas wydawało. Opieraliśmy się na teoriach stworzonych na bazie danych zebranych w krajach zachodnich albo wśród typowych społeczności tradycyjnych. O ile jednak dla zachodniego socjologa – odwołuję się tu do Avnera Greifa – normy, wartości i światopogląd stanowią trzy równoprawne elementy składowe zjawisk społecznych, to w Rosji proporcje między nimi rozkładają się nieco inaczej.

Do takiego wniosku doszłam, kiedy uczestniczyłam w badaniach, w których stosowaliśmy zarówno kryteria ilościowe, jak i jakościowe. Rozdawaliśmy ludziom ankiety, przeprowadzaliśmy z nimi pogłębione, wielogodzinne wywiady, a oprócz tego analizowaliśmy statystyki dotyczące ich działalności, różne sprawozdania i dane.

Co się okazało? Okazało się, że ludzie deklarują jedne wartości, a w praktyce przestrzegają zupełnie innych. Przykładowo, jeśli zapytać sędziego: Co jest dla pana (pani) najważniejsze w pracy – przestrzeganie prawa, solidność, humanizm…? Sędzia odpowie: prawo stoi dla mnie na pierwszym miejscu. A przecież wszyscy wiemy, jak w praktyce wygląda praca sędziów. Pracują tak, żeby nie przekroczyć terminów, przestrzegają ustalonych procedur, dbają o należyte wypełnienie dokumentacji i starają się wykonać jak najwięcej pracy w jak najkrótszym czasie. A zatem tak naprawdę wyznają wartości biurokratyczne, a nie legalistyczne.

A przepisami prawa manipulują, jak chcą. I to nie tylko, jak się powszechnie sądzi, w trosce o własne interesy, ale również po to, żeby faktycznie wdrażać w życie te wartości, które szczerze cenią.

Następnie przechodzimy na wyższy poziom i zaczynamy analizować procedurę związaną z podejmowaniem decyzji. Okazuje się, że ludzie przestrzegają wyznawanych przez siebie wartości wyłącznie wtedy, gdy nie wiąże się to z negatywnymi skutkami. Są gotowi poświęcić niewielką część swojego komfortu wyłącznie po to, żeby samych siebie mogli uważać za przyzwoitych ludzi. Osoby zajmujące dość wysokie stanowiska kierownicze, mające stosunkowo wysoki status i przestrzegające surowych standardów etycznych, gotowe są co najwyżej pozwolić sobie na niegroźne konflikty z otoczeniem. Daje im to poczucie, że są porządnymi ludźmi. Czyli wyznawane przez nich wartości mają wątły fundament.


Uczestnicząc w sondażach ludzie kłamią….


Istotne jest też to, że w Rosji uczestnicy badań opinii społecznej kłamią znacznie częściej, niż respondenci w innych krajach. Amerykanie napisali szereg artykułów o tym, jak ludzie już po wyborach manipulowali swoimi odpowiedziami i twierdzili, że głosowali na zupełnie innych kandydatów. To znaczy, gdy pytano ich, na kogo głosowali, dawali jedną odpowiedź, ale po upływie kilku lat część spośród 4% „niezdecydowanych” twierdziła, że głosowała za zwycięskiego kandydata. Już po fakcie chcieli zrobić dobre wrażenie i pokazać, jacy są mądrzy, więc okłamywali socjologów.

Kozienko:
A dlaczego ludzie kłamią w takich badaniach? Przecież ankiety są anonimowe, uczestników wybiera się losowo.

Paniejach:
Przyczyn jest kilka. Przytoczyłam już przykład amerykański. W Rosji z kolei odsetek ludzi, którzy po upływie kilku lat mówią niezgodnie z prawdą, że głosowali na zwycięzcę, jest większy i stanowi już kilkanaście procent. Czyli samo zjawisko jest powszechne, ale w Rosji występuje ono znacznie intensywniej.

Kozienko:
A dlaczego?

Paniejach:
Wymienię trzy najpowszechniejsze przyczyny. Po pierwsze, ludzie chcą zrobić dobre wrażenie. Niepokoi ich, co o nich pomyśli ankieter, który siedzi naprzeciwko nich, lub rozmawia z nimi przez telefon. Taki uczestnik badania siedzi sobie i główkuje: „Ale jestem głupi, głosowałem na partię, która przegrała wybory. Zmarnowałem swój głos. I co ten facet od ankiet teraz sobie o mnie pomyśli?”. Więc badany woli skłamać.

W Rosji kłamstwo nie jest jakoś specjalnie piętnowane, mówienia nieprawdy nie uważa się za coś wstydliwego. Sądzę, że to pozostałość po sowieckiej dwulicowości, w tamtych czasach była zjawiskiem niemal powszechnym. Od ludzi żądano nie tylko, by się nie sprzeciwiali, ale żeby wstawali i głośno deklarowali: wierzę partii i władzom. Dlatego właśnie słowo ma u nas bardzo niską wartość. Nie chodzi mi tu o obietnice, a w ogóle o słowa: rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji nie jest uznawane za coś kompromitującego.

Po drugie, w kraju panuje reżim autorytarny, na obecnym etapie jego transformacji czeka nas jeszcze silniejsze „dokręcanie śruby”. Naturalne jest więc, że ludzie żyją z przekonaniem, iż wyrażanie na głos nielojalnych wobec władzy opinii jest niebezpieczne. 

Trudno określić granice ostrożności, bo kiedy mówisz, że nie ufasz prezydentowi, to jest to niewątpliwie przejaw nielojalności. Ale czy brak zaufania do władz lokalnych też można uznać za nielojalność? Dziś niby nie grozi to żadnymi konsekwencjami, ale kto wie, co będzie za trzy lata? Czy na skutek propagandy tradycyjnych wartości nie dojdzie do tego, że z czasem zwolennicy aborcji na życzenie też zostaną uznani za element podejrzany?  Nie wiadomo. Dlatego ludzie stają się nadmiernie ostrożni, tak na wszelki wypadek. Krótko mówiąc, jestem pewna, że odsetek „kłamiących lojalnie” jest stosunkowo wysoki. Trzeba tu jednak zrobić dwa zastrzeżenia: nie jesteśmy w stanie zmierzyć skali tego zjawiska; nie możemy też twierdzić, że wszyscy ludzie, którzy odpowiadają ankieterom nie do końca szczerze, w rzeczywistości myślą tak albo inaczej.

Ostatnim, trzecim czynnikiem, jest niezwykle niski poziom zaufania. Ludzie nie ufają sobie nawzajem, nie ufają organom ścigania i sądom, a przede wszystkim nie ufają państwu jako takiemu. Ktoś może kochać ojczyznę całym sercem, wychwalać aneksję Krymu, ale jednocześnie podczas wizyty dzielnicowego taki ktoś staje się czujny i nerwowy, waży każde swoje słowo.


Na Krymie bez prądu


Kozienko:
Czy obecnie dwulicowość się nasiliła? Obserwuje pani taką tendencję?

Paniejach:
Jak każdy, kto mieszka w Rosji, jestem pewna, że fałszu w naszym życiu przybyło. Ale socjologom trudno jest oceniać poziom czyjejś szczerości. Nie posiadamy maszynki do czytania myśli. Jedyny sposób, dzięki któremu mamy czasem możliwość zmierzyć szczerość odpowiedzi, to porównywanie tego, co ludzie mówią, z tym, co rzeczywiście robią.

Kozienko:
Wierzy pani w wyniki badań WCIOM [Rosyjskie Centrum Badania Opinii Publicznej] i innych socjologów związanych ze strukturami państwowymi?

Paniejach:
Nie mam cienia wątpliwości, że akurat we WCIOM-ie badania przeprowadza się rzetelnie, a ich wyniki nie są wyssane z palca.

Tyle tylko, że aby otrzymać pożądane wyniki, nie trzeba niczego fałszować. Wystarczy tylko nieprawidłowo formułować pytania, albo stawiać w określonej kolejności. Często wystarczy po prostu zadać takie pytanie, którego w danym miejscu i czasie nie powinno się stawiać.

Wyjaśnię to na przykładzie: WCIOM wysyła swoich ludzi na Krym i pyta „Czy popieracie pomysł, żeby jeszcze trochę wytrzymać bez prądu, ale za to nie podpisywać porozumienia z Ukrainą, bo Ukraińcy chcą wpisać do umowy pewne sformułowania o charakterze politycznym, których my nie możemy zaakceptować?”. Ankieta z takimi pytaniami nie daje odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście mieszkańcy Krymu chcą i są w stanie znosić niegodności. To jest jedynie odpowiedź na pytanie, czy są gotowi to zadeklarować w rozmowie z ankieterem, który zadzwonił do nich w noworoczną noc.

Konkretny respondent może rękami i nogami popierać przyłączenie Krymu, ale przecież mieszka na zaanektowanym terytorium. Jak wiadomo, warunki zmieniły się tam z dnia na dzień – dotychczasową względną swobodę i liberalizm zastąpiły silne tendencje autorytarne. Dlatego respondent z Krymu jest dziś ostrożniejszy, niż przeciętny Rosjanin mieszkający gdzieś na dalekiej prowincji. Gdyby mieszkańców jakiegoś, przykładowo, Uriupińska zapytano, czy z takich a takich względów gotowi są tolerować odcięcie energii elektrycznej w środku zimy, to bez względu na polityczne podteksty i obawę przed konsekwencjami, respondenci udzieliliby zupełnie innych odpowiedzi, niż mieszkańcy Krymu. W samej Rosji obywatele nie są jeszcze aż tak zastraszeni.

Zatem socjolog ma do dyspozycji następujące dane wyjściowe: jeżeli w noworoczną noc zadzwoni się do mieszkańców Krymu z pytaniami o prąd i światło, to dadzą właśnie taką odpowiedź, jak przytoczona powyżej.

Kozienko:
A jaka jest wartość takiej informacji z naukowego punktu widzenia?

Paniejach:
To w ogóle nie są dane naukowe. Jakie wnioski mogłabym z tych danych wyciągnąć? Powiedzmy, widzę teraz wyraźnie, na ile nerwowi i niepewni jutra są tamtejsi mieszkańcy. Nie wyciągam jednak z tego wniosku, że przestali się cieszyć z aneksji.


Urzędnicy nie mają lekko


Kozienko:
Powiedziała pani, że w Rosji państwo jest o wiele gorsze, niż społeczeństwo. Czy na tej podstawie można stwierdzić, że we współczesnej Rosji najbardziej komfortowo czuje się biurokracja jako klasa? To przecież właśnie ci ludzie uosabiają państwo.

Paniejach:
Biurokracją zajmuję się od dawna, skupiam się na socjologii instytucji państwowych. Kiedy mamy do czynienia z urzędami jako obywatele, wydaje nam się, że urzędnikom wiedzie się świetnie. W każdym razie o wiele lepiej, niż nam samym. Ale jeśli spojrzeć na problem od wewnątrz, okazuje się, że urzędnicy czują się okropnie. Żyją w ciągłym stresie i strachu, z poczuciem poniżającej zależności, a na dodatek są przepracowani. Może nie wszędzie, ale w większości przypadków tak właśnie jest.

Jeśli instytucja państwowa zajmuje się nie tylko powszednią papierkologią, jeśli do jej obowiązków należy również obsługa petentów, to jej pracownicy są naprawdę zawaleni robotą.  Policja też jest przepracowana. Pracują ponad 8 godzin dziennie, chociaż tak naprawdę mnóstwo czasu poświęcają nie na to, co faktycznie przynosi pożytek. Najważniejsze jest imitowanie wydajnej pracy oraz udawanie, że wszelkie przepisy są przy tym przestrzegane. A potwierdzeniem tej ich intensywnej działalności mają być stosy papierków i raportów.

W budżetówce przepracowanie jest powszechnym zjawiskiem. A sfera budżetowa to nie tylko gryzipiórki z urzędów, ale też lekarze czy nauczyciele. Oni też pracują ponad siły. Biurokracja i wypełnianie dokumentacji zabiera im mnóstwo czasu, więc na zasadniczą pracę zostaje go niewiele. Więc realnie pracuje się już raczej już po godzinach pracy.

Pracownicy budżetówki żyją w ciągłym stresie i pod presją. Nie chodzi tu jedynie o strach przed utratą pracy, ale też o obawę przed odpowiedzialnością karną. System wymaga produkowania ogromnej masy dokumentów, więc łatwo tu o pomyłki i nadużycia. A przecież nawet mało ważny świstek, ale wypisany ze wsteczną datą, podpada pod paragrafy o nadużyciu stanowiska służbowego.

Jednocześnie w naszym kraju istnieje fenomen, który moi koledzy z Wyższej Szkoły Ekonomii nazwali „kryminogennym regulowaniem biznesu”. W szerszym znaczeniu jest to po prostu stosowanie nielegalnych metod wobec każdego, kto uczestniczy w obrocie dokumentów - zarówno wobec przedsiębiorców, jak i w odniesieniu do organizacji non-profit, instytucji państwowych czy jednostek budżetowych. Nasze organy ścigania mają skłonność każde najdrobniejsze wykroczenie traktować jak poważne przestępstwo. Nawet wtedy, gdy wystarczyłaby kara w postaci zwolnienia z pracy albo nagany, ewentualnie postępowania administracyjnego. Nasi urzędnicy naprawdę nie mają lekko.

Kozienko:
Jak rozumiem, organy ścigania i organy nadzoru wszczynające w takich sprawach postępowanie karne, również działają pod dokładnie taką samą presją?


Taryfa ulgowa


Paniejach:
Szczególnie policja. Funkcjonariusze bardziej wpływowych i samodzielnych resortów mogą jeszcze liczyć, że w razie czego ktoś się za nimi wstawi.

Oczywiście, funkcjonariusze resortów siłowych są grupą uprzywilejowaną, podobnie jak urzędnicy najwyższego szczebla. W razie kłopotów w ich obronie wystąpi ich rodzimy resort, a sądy wolą z takimi instytucjami nie zadzierać. Statystyki dowodzą, że w stosunku do osób, które pracowały dla „systemu”, najczęściej wynoszone są łagodne wyroki. W ich przypadku domniemanie niewinności nie jest martwym przepisem. Kiedy przed sądem staje, na przykład, były śledczy, to nagle okazuje się, że sędziowie potrafią wysłuchać argumentów adwokata, potrafią interpretować wątpliwości na korzyść oskarżonego. Takim ludziom najczęściej włos z głowy nie spadnie. I wcale nie dlatego, że ktoś w ich interesie nagiął przepisy. Po prostu, inaczej niż podczas większości zwykłych procesów, tutaj sędziowie nie podporządkowują się pokornie woli prokuratora. A takie sytuacje się zdarzają.

Kozienko:
A jak jest w przypadku przedsiębiorców? W stosunku do nich też stosuje się jakieś taryfy ulgowe?

Paniejach:
Sytuacja przedsiębiorców niewiele różni się od sytuacji zwykłych ludzi. Z jednej strony, oczywiście, biznesmen ma wyższy status społeczny, zazwyczaj ma też jakieś znajomości, no i stać go na wynajęcie adwokata (co w naszym kraju wcale nie jest takie powszechne). Z drugiej strony, sędziowie od początku są do przedsiębiorców uprzedzeni, nie potrafią zdobyć się na bezstronność. Istnieją oczywiście  grupy, w stosunku do których sędziowie przejawiają znacznie więcej wyrozumiałości, na przykład niezbyt chętnie skazują na więzienie studentów. Niemniej jednak studentów wsadza się u nas za kraty znacznie częściej, niż byłych funkcjonariuszy organów ścigania i resortów pokrewnych.


Ekspansja państwa


Kozienko:
Omówiliśmy kilka znaczących grup społecznych. Jak pani myśli, czy w Rosji w ogóle są jeszcze ludzie wyznający normalny system wartości? Żyją sobie spokojnie i mówią wprost, co myślą nie poddając się presji otoczenia?

Paniejach:
Na zachowania człowieka wpływają nie tylko wyznawane przez niego wartości. Ważne są tu również warunki, w jakich żyje i całe jego otoczenie. Nie powiedziałabym, że osoby szanujące wartości europejskie mogą w dzisiejszych czasach niczego się nie obawiać i spać spokojnie. Nie dlatego, że są tchórzami, a dlatego, że obecnie mamy do czynienia z prawdziwą ekspansją państwa na obszary należące do strefy życia prywatnego.

Przestała już działać popularna w Rosji zasada: „kto by się tam mną przejmował; byle się nie wychylać, to nikt mnie ruszy”. Nie wychylałeś się, a mimo to oni sami cię znaleźli, przyszli i zrównali z ziemią twój sklepik razem z towarem. Ciesz się, że ciebie samego przy okazji nie zgarnęli. Tak niedawno stało się w Moskwie. To nie ludzie zwrócili się do państwa, to państwo przyszło do ludzi. Takie sytuacje stają się coraz częstsze. W konsekwencji obywatele, którzy chcieli żyć i działać według własnych indywidualnych zasad, obecnie poddawani są naciskom. Ryzykują, żyją w niepewności, a przecież dotykające ich represje nie mają jeszcze, - póki co, - charakteru politycznego.

Kozienko:
A jakie konkretnie są to represje?

Paniejach:
Pierwszy z brzegu przykład. Władze Moskwy postanowiły zadbać o estetykę miasta. Krążą plotki, że przy okazji konkretne osoby nieźle się obłowiły, ale mniejsza z tym. Załóżmy, że chodziło wyłącznie o upiększenie stolicy. Władze zburzyły w tym celu pawilony handlowe koło stacji metra, a ludzie zostali pozbawieni pracy i źródła dochodów. Kiedy handlowcy powołali się na swoje akty własności i zawarte umowy, władze odpowiedziały, że te papierki nie mają żadnego znaczenia. No to pójdźmy o krok dalej: jakie papierki są dowodem, że wykupione przez nas mieszkanie jest naszą własnością? Czy wszystkie te świstki zdobyliśmy zgodnie z przepisami? Zresztą, nie ma sensu rozpatrywać skrajnych przykładów i dumać, co się stanie, gdy krwawy reżim przyjdzie i wyrzuci nas z własnego mieszkania. Rozpatrzmy bardziej prawdopodobną sytuację: przychodzi do nas urzędnik i mówi „Proszę rozebrać zabudowę balkonu, te szyby są wstawione niezgodnie z przepisami”. Tu nie ma żadnej polityki, ale mimo wszystko ktoś przecież wdziera się na nasze terytorium, które urządziliśmy sobie tak, jak nam się podobało.

Kilka lat temu zaczęłam pracować jako wykładowca na uczelni. Kiedy wzięłam się za pisanie swojego pierwszego w życiu programu zajęć, usłyszałam: nie może pani korzystać z podręczników starszych, niż sprzed pięciu lat. Tak zdecydowało państwo i nie ma od tej zasady wyjątków. Wtedy od momentu wydania jedynego solidnego podręcznika z mojej dziedziny, który zamierzałam wykorzystywać na zajęciach, minęło równo sześć lat.  Ze zdziwienia, delikatnie mówiąc, zaniemówiłam.

Kozienko:
Czyli tu też mamy do czynienia z odgórną ingerencją.

Paniejach:
Tak, ale proszę zwrócić uwagę na pewien istotny szczegół. Kiedy na podstawie autorskiego programu prowadzi się zajęcia dla niewielkiej grupki aspirantów, to zasada, o której przed chwilą powiedziałam, niewątpliwie jest pewnym problemem. Ale jeśli w oparciu o standardowy podręcznik prowadzi się wykłady z socjologii dla studentów z innych wydziałów i uczelni? Podręcznik dla takich studentów rzeczywiście jest wznawiany co kilka lat w dużych nakładach, ale materiał jest w nim uproszczony, dostosowany do potrzeb niespecjalistów. Zatem wychodzi na to, że cały ten przepis utrudnia prowadzenie zajęć ze słuchaczami zarówno na poziomie podstawowym, jak i zaawansowanym. 

W ogóle, im intensywniej rozwija się jakaś dziedzina, tym większym utrudnieniem staje się dla niej gęsta sieć nienaruszalnych przepisów. To ogranicza możliwości rozwoju. Dlatego właśnie w Rosji, przy tak wysokim ogólnym poziomie wykształcenia, tak słabo rozwija się na przykład biznes w branży IT. Nowe pomysły nie mieszczą się w ramach wyznaczonych przez przestarzałe przepisy. Brakuje przestrzeni dla rozwinięcia skrzydeł.




Tłumaczenie: Katarzyna Kuc









*Ełła Paniejach (ur. 1970), socjolog, publicystka, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu. Studiowała w Uniwersytecie Michigan (Ann Arbour) w USA. Jest autorką licznych publikacji w Rosji i za granicą. 











Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.