Rosjanie są społeczeństwem paternalistycznym,
a jednak podejrzliwie traktują reprezentujących państwo urzędników. Nagminnie
lekceważą przepisy, ale pomogą sąsiadowi w biedzie i nakarmią go talerzem
gorącej zupy. Ella Paniejach, socjolog z Uniwersytetu Europejskiego w St.
Petersburgu od lat obserwuje społeczeństwo rosyjskie i biurokrację. W rozmowie
z dziennikarzem portalu Meduza ostrzega, iż w dzisiejszej Rosji, osoby
szanujące wartości europejskie nie mogą czuć się wolne od lęku i spać
spokojnie. Nie dlatego, że są tchórzami. Przyczyną jest prawdziwa ekspansja
państwa na obszary należące do strefy życia prywatnego. Obywatele, którzy chcą
żyć i działać według własnych indywidualnych zasad, poddawani są naciskom. W
Rosji - podkreśla Ełła Paniejach - państwo jest o wiele gorsze od
społeczeństwa.
Z Ełłą Paniejach rozmawiał Andriej Kozienko
Państwo rosyjskie lubi rozmach, splendor, poczucie wielkości. Agresywnie ingeruje w życie obywateli.
„Państwo rosyjskie jest o wiele
gorsze od rosyjskiego społeczeństwa” – opinia socjolog Ełły Paniejach o
poglądach, wartościach i obawach Rosjan
Ełła Paniejach, w rozmowie z
Andriejem Kozienko, dziennikarzem „Meduzy” potwierdziła, iż wartości wyznawane
przez mieszkańców Rosji w zasadzie niewiele różnią się od wartości
europejskich, są jednak tłumione przez strach wywołany presją ze strony państwa
– niewydolnego, ale za to nieustannie ingerującego w życie osobiste obywateli.
Andriej
Kozienko:
Chciałem
zapytać panią o rosyjską mentalność. Powszechnie uważa się, iż pod tym względem
wyróżniamy się na tle innych. Czy odrębna rosyjska mentalność rzeczywiście
istnieje?
Mit wyjątkowości
Ełła Paniejach
Takie zjawisko jak mentalność nie
istnieje! Socjolog, słysząc ten termin, od razu się krzywi. Istnieją za to
różnego rodzaju odrębności kulturowe. W przypadku Rosjan nie są one jednak aż
tak wyjątkowe, jak to nam się wydaje z naszej własnej, wewnętrznej perspektywy.
Co zwykle kryje się pod pojęciem „mentalność”? Jakiś szczególny profil psychologiczny, specyficzny sposób myślenia. Jednak w socjologii od dawna już rozpatruje się to zjawisko jako zbiór złożony z różnorodnych elementów. To właśnie poszczególne elementy różnią się między sobą w zależności od środowiska, od przynależności do grupy społecznej. W przypadku poszczególnych osób funkcjonujących w ramach jednej i tej samej kultury różnice są znacznie silniejsze, niż w przypadku mieszkańców różnych krajów.
Podam prosty przykład: jak
wiadomo, światopoglądy młodzieży i osób starszych bardzo się od siebie różnią.
Podobnie jest w przypadku kobiet i mężczyzn – w dość patriarchalnym
społeczeństwie rosyjskim chłopców i dziewczynki wychowuje się według odmiennych
wzorców. W ankietach i badaniach
odpowiedzi mężczyzn i kobiet na dokładnie te same pytania różnią się bardziej,
niż w przypadku, powiedzmy, Rosjan i Niemców.
Pojęcie „mentalność” wprowadza niepotrzebne zamieszanie. Jeśli natomiast uwzględnimy poszczególne elementy składające się na światopogląd, to zauważymy, że pod pewnymi względami mieszkańcy Rosji niezbyt różnią się od Europejczyków, pod innymi zaś różnią się dość mocno.
Popularny jest pogląd, że
wartości typowe dla kultury rosyjskiej są zupełnie wyjątkowe i znacznie różnią
się od wartości europejskich. Jesteśmy rzekomo zwolennikami kolektywizmu,
lekceważymy indywidualizm i wysoko cenimy jakąś mityczną soborność. Jednak gdy socjolog rozłoży te zjawiska na czynniki
pierwsze, gdy zapyta: „Jaki jest pani/pana stosunek do takiej i takiej kwestii?
Jak by się pan zachował w takiej sytuacji? Czy należy zabraniać ludziom tego,
albo zachęcać do robienia owego?” – okazuje się, że w kulturze rosyjskiej nie
ma takich wartości, które absolutnie odróżniałyby ją od pozostałych kultur. Zresztą,
mit własnej wyjątkowości istnieje dosłownie w każdej społeczności.
Kozienko:
A na
jakiej podstawie określa pani, co jest wartością, a co nie?
Paniejach:
Wartości to wyobrażenia ludzi o
tym, co jest dobre, a co złe. Odwołując się do tych wyobrażeń, członkowie
społeczeństwa są gotowi działać wbrew osobistym interesom.
Wartości nie należy utożsamiać z
normami społecznymi, czyli z działaniami, dzięki którym niezbyt różnimy się od
otaczających nas ludzi. Wartości to przekonania czy też wyobrażenia o świecie.
Angielski termin „beliefs” czasami tłumaczy się jako „przekonania”, ale nie
chodzi tu o przekonania w takim znaczeniu, w jakim mówimy o sobie np. „jestem
liberałem”. Chodzi tu o przekonania dotyczące zasad funkcjonowania świata. Wartości
to coś, co kieruje twoim postępowaniem niezależnie od ewentualnych
konsekwencji.
Jak się je bada? Sposób klasyczny
to ankiety. Opisuje się w nich przykładowe sytuacje i respondenci odpowiadają, które
z nich by wybrali. „Chciałby pan (pani), żeby otaczali pana ludzie z
określonymi cechami, czy lepiej, żeby było ich jak najmniej? W jakich kwestiach
byłby pan gotów wprowadzić zakazy dla innych? Czy należy zakazać seksu
przedmałżeńskiego? Czy trzeba zabraniać używania narkotyków? Jeśli tak, to w
jaki sposób należy karać tych, którzy to robią – surowo czy łagodnie?”. Dzięki
tej metodzie otrzymujemy obraz wartości deklarowanych, czyli dowiadujemy się, co
ludzie mówią na dany temat.
Rosja nie jest krajem religijnym
Rosyjskie wartości nie są przesadnie tradycyjne, są raczej świeckie. Nie jesteśmy krajem religijnym. Pewnie dla ludzi zanurzonych po uszy w prawosławiu takie stwierdzenie brzmi dość niewiarygodnie, ale naprawdę wystarczy trochę popytać, aby się przekonać, że Rosjanie są zsekularyzowanym społeczeństwem. To zupełnie naturalne po dziesięcioleciach radzieckiego ateizmu. Na dodatek nasze społeczeństwo jest bardzo indywidualistyczne. A przy tym w Rosji bardziej ceni się stabilność, niż skłonność do zmian i postępu.
Niedawno ukazał się artykuł opisujący prace zespołu pod kierownictwem Władimira Maguna, który dość wnikliwie przebadał różnice i podobieństwa pomiędzy różnymi krajami europejskimi Następnie, według tej samej metodologii, przebadano respondentów w Rosji. Okazało się, że pod względem większości kryteriów Rosja zajmuje pozycję na środku skali, czyli że jest zupełnie przeciętnym europejskim krajem.
Kozienko:
Skoro
wyznajemy podobne wartości, to dlaczego nasza codzienność tak bardzo się różni?
Paniejach:
Działa tu szereg czynników i, jak
sądzę, wartości odgrywają wśród nich rolę drugorzędną. Przykładowo, w Rosji
państwo jest o wiele gorsze od społeczeństwa. Z tego rodzaju państwem zwykle
mamy do czynienia w krajach, które wg parametrów jakościowych (wykształcenie,
wielkość kapitału ludzkiego, śmiertelność wśród dzieci) Rosja wyprzedza w
międzynarodowych rankingach o kilkadziesiąt pozycji.
Kozienko:
A
jednak… Panują u nas stosunkowo silne nastroje paternalistyczne, a jednocześnie
pogardliwie i podejrzliwie odnosimy się do
urzędników. Powszechne jest lekceważenie przepisów i norm, poczynając od
drobnych łapówek w urzędzie paszportowym, a kończąc na łamaniu przepisów ruchu
drogowego. Wciąż także mamy w Rosji wielu dobrych i wrażliwych ludzi. Pomagają sąsiadom,
każdego gościa obowiązkowo poczęstują talerzem zupy. Czy to wszystko nie składa
się na „mentalność”?
Paniejach:
Jeśli ktoś nie ma ochoty
analizować całego szeregu elementów, które się na te zjawiska składają, to może
użyć słowa „mentalność” i uważać, że powiedział coś sensownego.
Ot, choćby wspomniane przez pana lekceważenie norm. W Rosji przepisy są równie szczegółowe, jak w Niemczech, ale ich jakość bardziej pasuje do Ghany. Nasze przepisy są naprawdę kiepskie, ale za to mamy ich zatrzęsienie. Zwykle tam, gdzie nie potrafią tworzyć prawa w ogóle, przepisów jest niewiele. A tam, gdzie potrafią to robić, zaczyna się niepotrzebne mnożenie norm i paragrafów. W efekcie ludzie narzekają na biurokrację, ale mimo wszystko poszczególne przepisy nie są ze sobą wzajemnie sprzeczne. Natomiast w Rosji obywatele są otoczeni prawdziwym gąszczem drobiazgowych reguł, których po prostu nie da się przestrzegać, bo przeczą sobie nawzajem i nieustannie się zmieniają. Nikt nie jest w stanie nadążyć za tymi zmianami, więc co zwykli ludzie mogą zrobić? Mogą wymyśleć jakieś usprawiedliwienie dla powszechnego łamania przepisów. To właśnie jest ten całkowicie obiektywny i racjonalny czynnik. Nie ma to nic wspólnego ze sposobem myślenia.
Powyższe zjawiska są
skutkiem okoliczności, w których Rosjanom przyszło funkcjonować.
Istnieje też zupełnie inny aspekt
tego problemu. Ogromną liczbę przepisów formalnych stworzono wychodząc z
założenia, że ci, dla których są one przeznaczone, będą ich rzetelnie i
uczciwie przestrzegać. Natomiast kiedy wszyscy dookoła są przekonani, że
urzędnicy biorą w łapę, to najmądrzejsze, najbardziej racjonalne, co można
zrobić, to nauczyć się omijać przepisy.
Trzeci parametr to zatrważająco
niska kultura organizacyjna. Boimy się nie tego, że urzędnik zażąda od nas
łapówki, lecz tego, że może zapodziać gdzieś nasze dokumenty. Boimy się
biurokratycznego bałaganu. System dopuszcza się całego mnóstwa błędów. Przy
takiej kulturze organizacyjnej przepisów powinno być o wiele mniej, bo państwo
najzwyczajniej nie ma narzędzi gwarantujących należyte egzekwowanie prawa.
A jednocześnie wiemy przecież, że
Rosjanie na emigracji radzą sobie całkiem nieźle. Historia USA dowodzi, że
emigranci pochodzenia rosyjskiego zawsze należeli do grona tych, którzy odnosili
największe sukcesy. Osoby te szybko wspinały się po drabinie społecznej, robiły
karierę i obecnie normalnie funkcjonują w tamtejszym środowisku prawnym; tam wymaga
się przestrzegania przepisów. W kulturze rosyjskiej nie ma niczego, co
uniemożliwiałoby ludziom życie zgodnie z określonymi normami, pod warunkiem, że
są to normy rozsądne.
W Rosji tworzenie ustaw i
kodeksów ciągle napotyka na przeszkody. A im surowsze są kryteria, tym uchwalane
prawo jest gorsze, bo przepisy zawisają w próżni. Przepisy tworzone są „od
czapy”. Nie ma dyskusji, nie ma dialogu, nie istnieje płaszczyzna porozumienia.
Ostatnio już nawet ekspertów resortowych nikt nie pyta o zdanie, a o ekspertach
niezależnych autorzy ustaw w ogóle zapomnieli. Tu nawet nie chodzi o złą wolę,
po prostu nikt nie potrafi przewidzieć, jakie problemy powstaną po wprowadzeniu
w życie kolejnego rozporządzenia. W przychodniach wprowadzono elektroniczną
rejestrację wizyt u specjalistów. Efekt? W razie potrzeby lekarz nie ma możliwości
poświęcić choremu choćby dodatkowych pięciu minut. To się odbija na zdrowiu
pacjentów, a sami lekarze są przepracowani. Nikt celowo nie dążył do takiego
rezultatu. Tak wyszło, bo nasz system polityczny funkcjonuje w sposób, który
uniemożliwia uwzględnianie sugestii i rad osób, faktycznie znających się na
jakimś zagadnieniu.
Kozienko:
Czyli
co? Ludzie dopasowują się do systemu i w efekcie stają się tacy a nie inni?
Paniejach:
Moim zdaniem, obecnie w Rosji
ludzie w znacznie mniejszym stopniu kierują się własnymi wartościami, niż się
nam, socjologom, dotychczas wydawało. Opieraliśmy się na teoriach stworzonych
na bazie danych zebranych w krajach zachodnich albo wśród typowych społeczności
tradycyjnych. O ile jednak dla zachodniego socjologa – odwołuję się tu do Avnera
Greifa – normy, wartości i światopogląd stanowią trzy równoprawne elementy
składowe zjawisk społecznych, to w Rosji proporcje między nimi rozkładają się
nieco inaczej.
Do takiego wniosku doszłam, kiedy
uczestniczyłam w badaniach, w których stosowaliśmy zarówno kryteria ilościowe,
jak i jakościowe. Rozdawaliśmy ludziom ankiety, przeprowadzaliśmy z nimi
pogłębione, wielogodzinne wywiady, a oprócz tego analizowaliśmy statystyki
dotyczące ich działalności, różne sprawozdania i dane.
Co się okazało? Okazało się, że
ludzie deklarują jedne wartości, a w praktyce przestrzegają zupełnie innych. Przykładowo,
jeśli zapytać sędziego: Co jest dla pana (pani) najważniejsze w pracy –
przestrzeganie prawa, solidność, humanizm…? Sędzia odpowie: prawo stoi dla mnie
na pierwszym miejscu. A przecież wszyscy wiemy, jak w praktyce wygląda praca
sędziów. Pracują tak, żeby nie przekroczyć terminów, przestrzegają ustalonych
procedur, dbają o należyte wypełnienie dokumentacji i starają się wykonać jak
najwięcej pracy w jak najkrótszym czasie. A zatem tak naprawdę wyznają wartości
biurokratyczne, a nie legalistyczne.
A przepisami prawa manipulują,
jak chcą. I to nie tylko, jak się powszechnie sądzi, w trosce o własne
interesy, ale również po to, żeby faktycznie wdrażać w życie te wartości, które
szczerze cenią.
Następnie przechodzimy na wyższy
poziom i zaczynamy analizować procedurę związaną z podejmowaniem decyzji.
Okazuje się, że ludzie przestrzegają wyznawanych przez siebie wartości
wyłącznie wtedy, gdy nie wiąże się to z negatywnymi skutkami. Są gotowi
poświęcić niewielką część swojego komfortu wyłącznie po to, żeby samych siebie
mogli uważać za przyzwoitych ludzi. Osoby zajmujące dość wysokie stanowiska
kierownicze, mające stosunkowo wysoki status i przestrzegające surowych standardów
etycznych, gotowe są co najwyżej pozwolić sobie na niegroźne konflikty z
otoczeniem. Daje im to poczucie, że są porządnymi ludźmi. Czyli wyznawane przez
nich wartości mają wątły fundament.
Uczestnicząc w sondażach ludzie kłamią….
Istotne jest też to, że w Rosji uczestnicy badań opinii społecznej kłamią znacznie częściej, niż respondenci w innych krajach. Amerykanie napisali szereg artykułów o tym, jak ludzie już po wyborach manipulowali swoimi odpowiedziami i twierdzili, że głosowali na zupełnie innych kandydatów. To znaczy, gdy pytano ich, na kogo głosowali, dawali jedną odpowiedź, ale po upływie kilku lat część spośród 4% „niezdecydowanych” twierdziła, że głosowała za zwycięskiego kandydata. Już po fakcie chcieli zrobić dobre wrażenie i pokazać, jacy są mądrzy, więc okłamywali socjologów.
Kozienko:
A
dlaczego ludzie kłamią w takich badaniach? Przecież ankiety są anonimowe,
uczestników wybiera się losowo.
Paniejach:
Przyczyn jest kilka. Przytoczyłam
już przykład amerykański. W Rosji z kolei odsetek ludzi, którzy po upływie
kilku lat mówią niezgodnie z prawdą, że głosowali na zwycięzcę, jest większy i stanowi
już kilkanaście procent. Czyli samo zjawisko jest powszechne, ale w Rosji występuje
ono znacznie intensywniej.
Kozienko:
A dlaczego?
Paniejach:
Wymienię trzy najpowszechniejsze
przyczyny. Po pierwsze, ludzie chcą zrobić dobre wrażenie. Niepokoi ich, co o
nich pomyśli ankieter, który siedzi naprzeciwko nich, lub rozmawia z nimi przez
telefon. Taki uczestnik badania siedzi sobie i główkuje: „Ale jestem głupi,
głosowałem na partię, która przegrała wybory. Zmarnowałem swój głos. I co ten facet
od ankiet teraz sobie o mnie pomyśli?”. Więc badany woli skłamać.
W Rosji kłamstwo nie jest jakoś
specjalnie piętnowane, mówienia nieprawdy nie uważa się za coś wstydliwego.
Sądzę, że to pozostałość po sowieckiej dwulicowości, w tamtych czasach była zjawiskiem
niemal powszechnym. Od ludzi żądano nie tylko, by się nie sprzeciwiali, ale
żeby wstawali i głośno deklarowali: wierzę partii i władzom. Dlatego właśnie
słowo ma u nas bardzo niską wartość. Nie chodzi mi tu o obietnice, a w ogóle o
słowa: rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji nie jest uznawane za coś
kompromitującego.
Po drugie, w kraju panuje reżim
autorytarny, na obecnym etapie jego transformacji czeka nas jeszcze silniejsze
„dokręcanie śruby”. Naturalne jest więc, że ludzie żyją z przekonaniem, iż
wyrażanie na głos nielojalnych wobec władzy opinii jest niebezpieczne.
Trudno
określić granice ostrożności, bo kiedy mówisz, że nie ufasz prezydentowi, to jest
to niewątpliwie przejaw nielojalności. Ale czy brak zaufania do władz lokalnych
też można uznać za nielojalność? Dziś niby nie grozi to żadnymi konsekwencjami,
ale kto wie, co będzie za trzy lata? Czy na skutek propagandy tradycyjnych
wartości nie dojdzie do tego, że z czasem zwolennicy aborcji na życzenie też
zostaną uznani za element podejrzany?
Nie wiadomo. Dlatego ludzie stają się nadmiernie ostrożni, tak na
wszelki wypadek. Krótko mówiąc, jestem pewna, że odsetek „kłamiących lojalnie”
jest stosunkowo wysoki. Trzeba tu jednak zrobić dwa zastrzeżenia: nie jesteśmy
w stanie zmierzyć skali tego zjawiska; nie możemy też twierdzić, że wszyscy
ludzie, którzy odpowiadają ankieterom nie do końca szczerze, w rzeczywistości
myślą tak albo inaczej.
Ostatnim, trzecim czynnikiem,
jest niezwykle niski poziom zaufania. Ludzie nie ufają sobie nawzajem, nie
ufają organom ścigania i sądom, a przede wszystkim nie ufają państwu jako
takiemu. Ktoś może kochać ojczyznę całym sercem, wychwalać aneksję Krymu, ale
jednocześnie podczas wizyty dzielnicowego taki ktoś staje się czujny i nerwowy,
waży każde swoje słowo.
Na Krymie bez prądu
Kozienko:
Czy
obecnie dwulicowość się nasiliła? Obserwuje pani taką tendencję?
Paniejach:
Jak każdy, kto mieszka w Rosji, jestem
pewna, że fałszu w naszym życiu przybyło. Ale socjologom trudno jest oceniać
poziom czyjejś szczerości. Nie posiadamy maszynki do czytania myśli. Jedyny
sposób, dzięki któremu mamy czasem możliwość zmierzyć szczerość odpowiedzi, to
porównywanie tego, co ludzie mówią, z tym, co rzeczywiście robią.
Kozienko:
Wierzy
pani w wyniki badań WCIOM [Rosyjskie Centrum Badania Opinii Publicznej] i
innych socjologów związanych ze strukturami państwowymi?
Paniejach:
Nie mam cienia wątpliwości, że
akurat we WCIOM-ie badania przeprowadza się rzetelnie, a ich wyniki nie są
wyssane z palca.
Tyle tylko, że aby otrzymać
pożądane wyniki, nie trzeba niczego fałszować. Wystarczy tylko nieprawidłowo
formułować pytania, albo stawiać w określonej kolejności. Często wystarczy po
prostu zadać takie pytanie, którego w danym miejscu i czasie nie powinno się
stawiać.
Wyjaśnię to na przykładzie: WCIOM
wysyła swoich ludzi na Krym i pyta „Czy popieracie pomysł, żeby jeszcze trochę
wytrzymać bez prądu, ale za to nie podpisywać porozumienia z Ukrainą, bo
Ukraińcy chcą wpisać do umowy pewne sformułowania o charakterze politycznym,
których my nie możemy zaakceptować?”. Ankieta z takimi pytaniami nie daje
odpowiedzi na pytanie, czy rzeczywiście mieszkańcy Krymu chcą i są w stanie
znosić niegodności. To jest jedynie odpowiedź na pytanie, czy są gotowi to
zadeklarować w rozmowie z ankieterem, który zadzwonił do nich w noworoczną noc.
Konkretny respondent może rękami
i nogami popierać przyłączenie Krymu, ale przecież mieszka na zaanektowanym
terytorium. Jak wiadomo, warunki zmieniły się tam z dnia na dzień – dotychczasową
względną swobodę i liberalizm zastąpiły silne tendencje autorytarne. Dlatego
respondent z Krymu jest dziś ostrożniejszy, niż przeciętny Rosjanin mieszkający
gdzieś na dalekiej prowincji. Gdyby mieszkańców jakiegoś, przykładowo,
Uriupińska zapytano, czy z takich a takich względów gotowi są tolerować
odcięcie energii elektrycznej w środku zimy, to bez względu na polityczne
podteksty i obawę przed konsekwencjami, respondenci udzieliliby zupełnie innych
odpowiedzi, niż mieszkańcy Krymu. W samej Rosji obywatele nie są jeszcze aż tak
zastraszeni.
Zatem socjolog ma do dyspozycji
następujące dane wyjściowe: jeżeli w noworoczną noc zadzwoni się do mieszkańców
Krymu z pytaniami o prąd i światło, to dadzą właśnie taką odpowiedź, jak
przytoczona powyżej.
Kozienko:
A jaka
jest wartość takiej informacji z naukowego punktu widzenia?
Paniejach:
To w ogóle nie są dane naukowe.
Jakie wnioski mogłabym z tych danych wyciągnąć? Powiedzmy, widzę teraz
wyraźnie, na ile nerwowi i niepewni jutra są tamtejsi mieszkańcy. Nie wyciągam
jednak z tego wniosku, że przestali się cieszyć z aneksji.
Urzędnicy nie
mają lekko
Kozienko:
Powiedziała
pani, że w Rosji państwo jest o wiele gorsze, niż społeczeństwo. Czy na tej
podstawie można stwierdzić, że we współczesnej Rosji najbardziej komfortowo czuje
się biurokracja jako klasa? To przecież właśnie ci ludzie uosabiają państwo.
Paniejach:
Biurokracją zajmuję się od dawna,
skupiam się na socjologii instytucji państwowych. Kiedy mamy do czynienia z
urzędami jako obywatele, wydaje nam się, że urzędnikom wiedzie się świetnie. W
każdym razie o wiele lepiej, niż nam samym. Ale jeśli spojrzeć na problem od
wewnątrz, okazuje się, że urzędnicy czują się okropnie. Żyją w ciągłym stresie
i strachu, z poczuciem poniżającej zależności, a na dodatek są przepracowani.
Może nie wszędzie, ale w większości przypadków tak właśnie jest.
Jeśli instytucja państwowa
zajmuje się nie tylko powszednią papierkologią, jeśli do jej obowiązków należy
również obsługa petentów, to jej pracownicy są naprawdę zawaleni robotą. Policja też jest przepracowana. Pracują ponad
8 godzin dziennie, chociaż tak naprawdę mnóstwo czasu poświęcają nie na to, co
faktycznie przynosi pożytek. Najważniejsze jest imitowanie wydajnej pracy oraz
udawanie, że wszelkie przepisy są przy tym przestrzegane. A potwierdzeniem tej ich
intensywnej działalności mają być stosy papierków i raportów.
W budżetówce przepracowanie jest
powszechnym zjawiskiem. A sfera budżetowa to nie tylko gryzipiórki z urzędów,
ale też lekarze czy nauczyciele. Oni też pracują ponad siły. Biurokracja i
wypełnianie dokumentacji zabiera im mnóstwo czasu, więc na zasadniczą pracę
zostaje go niewiele. Więc realnie pracuje się już raczej już po godzinach
pracy.
Pracownicy budżetówki żyją w
ciągłym stresie i pod presją. Nie chodzi tu jedynie o strach przed utratą
pracy, ale też o obawę przed odpowiedzialnością karną. System wymaga
produkowania ogromnej masy dokumentów, więc łatwo tu o pomyłki i nadużycia. A
przecież nawet mało ważny świstek, ale wypisany ze wsteczną datą, podpada pod
paragrafy o nadużyciu stanowiska służbowego.
Jednocześnie w naszym kraju
istnieje fenomen, który moi koledzy z Wyższej Szkoły Ekonomii nazwali
„kryminogennym regulowaniem biznesu”. W szerszym znaczeniu jest to po prostu
stosowanie nielegalnych metod wobec każdego, kto uczestniczy w obrocie
dokumentów - zarówno wobec przedsiębiorców, jak i w odniesieniu do organizacji
non-profit, instytucji państwowych czy jednostek budżetowych. Nasze organy
ścigania mają skłonność każde najdrobniejsze wykroczenie traktować jak poważne
przestępstwo. Nawet wtedy, gdy wystarczyłaby kara w postaci zwolnienia z pracy albo
nagany, ewentualnie postępowania administracyjnego. Nasi urzędnicy naprawdę nie
mają lekko.
Kozienko:
Jak
rozumiem, organy ścigania i organy nadzoru wszczynające w takich sprawach
postępowanie karne, również działają pod dokładnie taką samą presją?
Taryfa ulgowa
Paniejach:
Szczególnie policja.
Funkcjonariusze bardziej wpływowych i samodzielnych resortów mogą jeszcze
liczyć, że w razie czego ktoś się za nimi wstawi.
Oczywiście, funkcjonariusze
resortów siłowych są grupą uprzywilejowaną, podobnie jak urzędnicy najwyższego
szczebla. W razie kłopotów w ich obronie wystąpi ich rodzimy resort, a sądy
wolą z takimi instytucjami nie zadzierać. Statystyki dowodzą, że w stosunku do
osób, które pracowały dla „systemu”, najczęściej wynoszone są łagodne wyroki. W
ich przypadku domniemanie niewinności nie jest martwym przepisem. Kiedy przed
sądem staje, na przykład, były śledczy, to nagle okazuje się, że sędziowie
potrafią wysłuchać argumentów adwokata, potrafią interpretować wątpliwości na
korzyść oskarżonego. Takim ludziom najczęściej włos z głowy nie spadnie. I wcale
nie dlatego, że ktoś w ich interesie nagiął przepisy. Po prostu, inaczej niż
podczas większości zwykłych procesów, tutaj sędziowie nie podporządkowują się
pokornie woli prokuratora. A takie sytuacje się zdarzają.
Kozienko:
A jak
jest w przypadku przedsiębiorców? W stosunku do nich też stosuje się jakieś
taryfy ulgowe?
Paniejach:
Sytuacja przedsiębiorców niewiele
różni się od sytuacji zwykłych ludzi. Z jednej strony, oczywiście, biznesmen ma
wyższy status społeczny, zazwyczaj ma też jakieś znajomości, no i stać go na
wynajęcie adwokata (co w naszym kraju wcale nie jest takie powszechne). Z
drugiej strony, sędziowie od początku są do przedsiębiorców uprzedzeni, nie
potrafią zdobyć się na bezstronność. Istnieją oczywiście grupy, w stosunku do których sędziowie przejawiają
znacznie więcej wyrozumiałości, na przykład niezbyt chętnie skazują na
więzienie studentów. Niemniej jednak studentów wsadza się u nas za kraty
znacznie częściej, niż byłych funkcjonariuszy organów ścigania i resortów
pokrewnych.
Ekspansja
państwa
Kozienko:
Omówiliśmy
kilka znaczących grup społecznych. Jak pani myśli, czy w Rosji w ogóle są
jeszcze ludzie wyznający normalny system wartości? Żyją sobie spokojnie i mówią
wprost, co myślą nie poddając się presji otoczenia?
Paniejach:
Na zachowania człowieka wpływają
nie tylko wyznawane przez niego wartości. Ważne są tu również warunki, w jakich
żyje i całe jego otoczenie. Nie powiedziałabym, że osoby szanujące wartości
europejskie mogą w dzisiejszych czasach niczego się nie obawiać i spać
spokojnie. Nie dlatego, że są tchórzami, a dlatego, że obecnie mamy do
czynienia z prawdziwą ekspansją państwa na obszary należące do strefy życia
prywatnego.
Przestała już działać popularna w
Rosji zasada: „kto by się tam mną przejmował; byle się nie wychylać, to nikt
mnie ruszy”. Nie wychylałeś się, a mimo to oni sami cię znaleźli, przyszli i
zrównali z ziemią twój sklepik razem z towarem. Ciesz się, że ciebie samego
przy okazji nie zgarnęli. Tak niedawno stało się w Moskwie. To nie ludzie
zwrócili się do państwa, to państwo przyszło do ludzi. Takie sytuacje stają się
coraz częstsze. W konsekwencji obywatele, którzy chcieli żyć i działać według
własnych indywidualnych zasad, obecnie poddawani są naciskom. Ryzykują, żyją w
niepewności, a przecież dotykające ich represje nie mają jeszcze, - póki co, -
charakteru politycznego.
Kozienko:
A jakie
konkretnie są to represje?
Paniejach:
Pierwszy z brzegu przykład. Władze
Moskwy postanowiły zadbać o estetykę miasta. Krążą plotki, że przy okazji konkretne
osoby nieźle się obłowiły, ale mniejsza z tym. Załóżmy, że chodziło wyłącznie o
upiększenie stolicy. Władze zburzyły w tym celu pawilony handlowe koło stacji
metra, a ludzie zostali pozbawieni pracy i źródła dochodów. Kiedy handlowcy
powołali się na swoje akty własności i zawarte umowy, władze odpowiedziały, że te
papierki nie mają żadnego znaczenia. No to pójdźmy o krok dalej: jakie papierki
są dowodem, że wykupione przez nas mieszkanie jest naszą własnością? Czy
wszystkie te świstki zdobyliśmy zgodnie z przepisami? Zresztą, nie ma sensu
rozpatrywać skrajnych przykładów i dumać, co się stanie, gdy krwawy reżim
przyjdzie i wyrzuci nas z własnego mieszkania. Rozpatrzmy bardziej
prawdopodobną sytuację: przychodzi do nas urzędnik i mówi „Proszę rozebrać
zabudowę balkonu, te szyby są wstawione niezgodnie z przepisami”. Tu nie ma
żadnej polityki, ale mimo wszystko ktoś przecież wdziera się na nasze
terytorium, które urządziliśmy sobie tak, jak nam się podobało.
Kilka lat temu zaczęłam pracować
jako wykładowca na uczelni. Kiedy wzięłam się za pisanie swojego pierwszego w
życiu programu zajęć, usłyszałam: nie może pani korzystać z podręczników
starszych, niż sprzed pięciu lat. Tak zdecydowało państwo i nie ma od tej
zasady wyjątków. Wtedy od momentu wydania jedynego solidnego podręcznika z
mojej dziedziny, który zamierzałam wykorzystywać na zajęciach, minęło równo
sześć lat. Ze zdziwienia, delikatnie
mówiąc, zaniemówiłam.
Kozienko:
Czyli
tu też mamy do czynienia z odgórną ingerencją.
Paniejach:
Tak, ale proszę zwrócić uwagę na
pewien istotny szczegół. Kiedy na podstawie autorskiego programu prowadzi się
zajęcia dla niewielkiej grupki aspirantów, to zasada, o której przed chwilą
powiedziałam, niewątpliwie jest pewnym problemem. Ale jeśli w oparciu o
standardowy podręcznik prowadzi się wykłady z socjologii dla studentów z innych
wydziałów i uczelni? Podręcznik dla takich studentów rzeczywiście jest
wznawiany co kilka lat w dużych nakładach, ale materiał jest w nim uproszczony,
dostosowany do potrzeb niespecjalistów. Zatem wychodzi na to, że cały ten
przepis utrudnia prowadzenie zajęć ze słuchaczami zarówno na poziomie
podstawowym, jak i zaawansowanym.
W ogóle, im intensywniej rozwija
się jakaś dziedzina, tym większym utrudnieniem staje się dla niej gęsta sieć
nienaruszalnych przepisów. To ogranicza możliwości rozwoju. Dlatego właśnie w
Rosji, przy tak wysokim ogólnym poziomie wykształcenia, tak słabo rozwija się
na przykład biznes w branży IT. Nowe pomysły nie mieszczą się w ramach wyznaczonych
przez przestarzałe przepisy. Brakuje przestrzeni dla rozwinięcia skrzydeł.
Tłumaczenie: Katarzyna Kuc
Oryginał ukazał się na portalu meduza.io: https://meduza.io/feature/2016/02/19/v-rossii-gosudarstvo-namnogo-huzhe-naseleniya
*Ełła Paniejach (ur. 1970), socjolog, publicystka,
profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu. Studiowała w
Uniwersytecie Michigan (Ann Arbour) w USA. Jest autorką licznych publikacji w
Rosji i za granicą.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.