Po raz kolejny w Rosji obudziły się nastroje emigracyjne. Wystraszeni kryzysem ukraińskim i konserwatywnym kursem Kremla rosyjscy intelektualiści głośno zastanawiają się nad przeprowadzką do wolnego świata. Leonid Berszydski, wyróżniający się publicysta średniego pokolenia tłumaczy, dlaczego zdecydował się na wyjazd do Niemiec. Obecna emigracja nie jest ucieczką od więzienia i prześladowań. Wynika z wielkiego rozczarowania, iż europejskie nadzieje Rosji legły w gruzach.
Taki tekst wysłałem wczoraj do redakcji „Snoba”. Los
rozporządził inaczej, artykuł się nie ukazał. Więc publikuję go na Facebooku.
Czy spełni się marzenie Leonida Berszydskiego? Czy uda mu się wrócić do Rosji zintegrowanej z Europą? |
Rosja w Europie?
Chciałbym przyznać się do popełnienia pewnego głupstwa. W
1993 roku rzuciłem uniwersytet w Kalifornii i wróciłem do Moskwy. Mniej więcej
wtedy państwa europejskie podpisały umowę w Maastricht. Rozmarzyłem się, byłoby
dobrze, gdyby Rosja wstąpiła do Unii Europejskiej.
Nie wygląda na to, że tylko ja jeden. „Europa bez Rosji –
mówił Borys Jelcyn – nie będzie Europą. Tylko razem z Rosją może stać się
wielką Europą. Na całej kuli ziemskiej takiej Europie nikt nie dorówna”.
Jelcyn umarł. Z tego świata odeszło wielu jeszcze ludzi i
idei. Po aneksji Krymu stało się jasne, Albania i Turcja, nawet Ukraina znajdą się
w Unii Europejskiej szybciej od Rosji.
Wspólnie z moim krajem nie udało się dołączyć do Europy. To
oznacza, iż trzeba tam wstąpić samodzielnie. Za kilka dni przenoszę się do
Berlina.
Jestem patriotą
Całe życie wykręcałem się od emigracji, chociaż zagranica
kusiła i maniła. W tym miejscu czuję, że powinienem wyznać jeszcze jedno. Choć
znam kilka języków obcych i stosuje się do mnie punkt piąty (w Związku
Radzieckim pod punktem piątym w ankiecie osobistej trzeba było określić swoją
narodowość, pozwalało to dyskryminować różne grupy etniczne, Żydów, Niemców,
Tatarów, itd. – „mediawRosji”), pozostałem patriotą. W 1991 roku, powstanie
Rosji z kolan było dla mnie radosnym wydarzeniem. Pragnąłem te wydarzenia nie
tylko obserwować, ale także w nich uczestniczyć. Przede wszystkim zależało mi
na stworzeniu prasy niezależnej, podobnej do tej, jaka w Ameryce drukuje
wynurzenia Snowdena, a w Europie nie pozwala ministrom kolejny raz posłużyć się
urzędową kartą kredytową.
Ta działalność dobiegła dziś dla mnie końca. Nie powiem, że
nic się nie udało. W końcu niektóre z mediów, także te które pomagałem
zakładać, do dziś nie mają zamiaru godzić się na zgniłe kompromisy. Ale jeśli spojrzeć
na obraz ogólny, poniosłem klęskę. Mainstream rosyjskich mediów reprezentują z
jednej strony wyłupiaste oczy Dmitrija Kisieliowa (główny telewizyjny
propagandysta Kremla – „mediawRosji”) z drugiej czysto inteligenckie rozterki
na antenie telewizji „DOŻD’”. Wszystko, co znajduje się pomiędzy nimi jest
nieinteresujące, nie ma też nic wspólnego z podstawową funkcją mediów, jaką
jest obrona słabszych przed silnymi.
Zapewne, także w rezultacie mojej i naszej klęski, ci silni
utracili wszelkie poczucie wstydu. Co zobaczycie, idąc dziś po moskiewskiej
ulicy? Przed kawiarniami stoją wypędzeni ze środka palacze, tu i tam samochód
pomocy drogowej wywozi nieprawidłowo zaparkowany dżip, milicjanci kontrolują brodacza o ciemnej
skórze, wielkie plakaty krzyczą „Krym znów jest nasz, moskiewskie ulice znów
będą bez korków”. Czytam facebook, a tam takie wiadomości: właśnie zabroniono wystawiać spektakl teatralny,
gdyż odnaleziono w nim „elementy propagandy nietradycyjnych stosunków
seksualnych adresowane do niepełnoletnich”, w fabryce Chruniczewa toczy się
sprawa o szkodnictwo, znów istnieje pomysł, by miasto Wołgograd wróciło do
starej nazwy Stalingrad, a jeśli masz dwa paszporty, należy powiadomić o tym
władze, blogi podlegają rejestracji.
Przekonuję sam siebie, na pewno ktoś zapełnia tym wszystkim pole
informacyjne, by odwrócić naszą uwagę od czegoś ważniejszego. Chyba jednak nie.
Tak po prostu swą przewagę demonstrują silniejsi, gdyż nikt im nie może się
przeciwstawić.
Wygląda na to, iż przywódcy polityczni, których można byłoby
wesprzeć ponieśli taką samą klęskę, jak i ja. Albo jeszcze się nie urodzili. A
Jelcyn umarł.
Przeprowadzano różne kontrole. Najpierw usiłowano nas
przekupić. Potem nas rozpędzano. Teraz sadzają. Rozglądam się dookoła, nie
zostało prawie nikogo. To, co jeszcze dwa lata temu przypominało opozycję
zardzewiało, wydziela nieświeżą woń. W tym także jest część mojej winy. Niektórzy
znajomi w Kijowie, w podobnej sytuacji nauczyli się rzucać butelkami z
koktajlem Mołotowa i w końcu coś im się udało – choć z drugiej zapewne strony, nie
do końca to, czego pragnęli.
Emigracja polityczna?
Byłbym śmieszny, gdybym nazwał się emigrantem politycznym. Nikt
mnie nie represjonował, nie siedziałem, nie byłem aresztowany, nie zesłano
mnie. Na emigracji politycy budują swój kapitał polityczny, obrastają
tłuszczem, te zapasy przydają im się, gdy wracają do ojczyzny. A ja podobnie do
wielu kolegów, przedstawicieli naszego zawodu nie bardzo potrafię zająć jasne stanowisko.
Jak mi się wydaje każda ze stron konfliktu ma swoją rację. Może ta słabsza ma
jej trochę więcej.
W tym konflikcie dwóch bliskich sobie krajów, Rosji i
Ukrainy, tym trudniej opowiedzieć się całkowicie po którejś ze stron. Przez to życie
w Moskwie i w Kijowie, nawet w sieci stało się trudniejsze, jedno przekleństwo
sąsiaduje z innym.
Coraz mniej czytam po rosyjsku i po ukraińsku. W lekturach po
angielsku i francusku szukam obiektywnego spojrzenia. I odnajduję, choć na ogół
uważa się, iż wszędzie przeważa propaganda.
Nie da się ze mnie zrobić emigranta ekonomicznego. W Niemczech
trzeba będzie płacić podatek w wysokości 40% zamiast 13%, moje dochody przez to
ulegną istotnemu zmniejszeniu. Ale czemu by nie płacić, jeśli dzięki temu można
jeździć po idealnych drogach, a nauka w szkołach wyższych pozostaje bezpłatna. Może
moje dzieci z tego skorzystają.
A za Krym płacić nie chcę. Za nic w świecie. Krym ukradli.
Piąta fala
Nowa fala emigracji jest już piąta. Nie jest wymuszona, nie
ma, tak jak trzy pierwsze, charakteru politycznego,
nie ma, tak jak czwarta, charakteru ekonomicznego (ta z lat 90ych). Więc jakby
tu nazwać tę falę? Może emigracją rozczarowanych?
Moje motywy, jak mi się wydaje, są dla niej typowe.
W odróżnieniu od wielu obecnych emigrantów, na tym okręcie nie
byłem szczurem, raczej marynarzem. Ale okręt popłynął innym kursem, nie dotarł
do wyznaczonego portu. Teraz przez głośniki informują o tym głośno i otwarcie. Więc
cóż, w tej sytuacji bez szczególnej paniki spuściłem na wodę szalupę. Popłynę
razem z innymi, tam dokąd się wybierają.
Jeszcze jeden szczegół. Zachowam obywatelstwo rosyjskie. Być
może na stare lata uda się przyjść z moim oprawionym w czerwone okładki
paszporciną do lokalu wyborczego w Moskwie i oddać głos w rosyjskich wyborach
do Parlamentu Europejskiego. Ludzie oraz idee umierają, nadzieje nie.
Tłum. Zygmunt
Dzięciołowski
*Leonid Berszydski (ur. 1971), wybitny rosyjski publicysta, politolog
średniego pokolenia. Był pierwszym redaktorem naczelnym dziennika „Wiedmosti”.
Zajmował także stanowisko redaktora naczelnego portalu slon.ru, był
komentatorem agencji Bloomberg.
Tekst ukazał się na stronie Leonida Berszydskiego w
Facebooku:
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz