wtorek, 13 maja 2014

Wschód Ukrainy: scenariusz „syryjski”, czy „abchaski”?


Jest jedynym deputowanym parlamentu rosyjskiego, który glosował przeciw aneksji Krymu. Ilja Ponomariow dzieli się na swym blogu wrażeniami z podróży na Wschód Ukrainy. Kijów nie chce słuchać ludzi z Donbasu, Moskwie nie zależy na zdobyczach terytorialnych, a na uzależnieniu Ukrainy. Jednak sprawy zaszły tak daleko, iż zachowanie jedności kraju może już być niemożliwe. Na wschodzie Ukrainy zrealizuje się jeden z dwóch scenariuszy – „syryjski”, lub „abchaski”.
 

Autor:  Ilja Ponomariow




12 maja 2014

Kolejny raz wróciłem z Ukrainy. Tym razem byłem tam podczas referendum. Odwiedziłem Donieck, Mariupol, dla kontrastu wybrałem się też do Dniepropietrowska. Nie mogę powiedzieć, by pod wpływem tej podróży zmieniło się radykalnie moje zrozumienie tamtejszej sytuacji, jednak na wiele ważnych momentów patrzę teraz nieco inaczej.

Tak widziałem sytuację do tej pory:


- Majdan był masowym powstaniem przeciw korupcji i samowoli. Pod tym względem było ono bardzo podobne do ruchu protestu w Rosji. Na Ukrainie jednak na plan pierwszy wysunęła się prawica, powstał sojusz neoliberałów z nacjonalistami gotowymi do twardej konfrontacji z lewicą (m.in. z powodu zdradzieckiego sojuszu Komunistycznej Partii Ukrainy z Partią Regionów).


Ilja Ponomariow, opozycyjny polityk rosyjski. Krytykowany w kręgach
nacjonalistycznych za odmowę poparcia aneksji Krymu. 


- Do sprzeczności istniejących między rolniczym i w głównej mierze zorientowanym na wartości  prawicowo-konserwatywne Zachodem, postindustrialnym, liberalnym Kijowem i przemysłowym, lewicowym Wschodem doszły problemy o charakterze narodowym, a także głębokie między-klanowe konflikty wewnątrz ukraińskiej elity. W ich rezultacie doszło do konfrontacji na ulicach.

- Rosyjskie władze, jak się okazało, boleśnie odczuły odrzucenie przez, jak się nam zdawało, braterski naród, naszego projektu Unii Celnej (korzystnego z obiektywnego punktu widzenia dla gospodarki ukraińskiej; jednak na skutek braku profesjonalizmu w prowadzeniu przez Unię Europejską polityki zagranicznej, przeciwstawiono mu koncepcję integracji europejskiej). Obawiając się spadku wskaźników popularności i potencjalnych zamieszek w samej Rosji, jej władze postanowiły wykorzystać chaos na Ukrainie i błędy tamtejszego, nowego rządu, by zaanektować część terytorium ukraińskiego. Potrafiły także zmobilizować wokół siebie społeczeństwo rosyjskie – w ten sposób klęskę zamieniono w zwycięstwo.

- Z kolei władzę w Kijowie zajęły korzystną dla siebie pozycję psychologiczną. Zetknąwszy się z problemami na Wschodzie, zignorowano rzeczywiste zaniepokojenie ze strony obywateli, ich troskę o własną przyszłość. Uznano, że ich protest jest skutkiem manipulacji ze strony Rosji i miejscowych oligarchów. Nawet utrata Krymu nie otrzeźwiła Kijowa, na odwrót, tego rodzaju nastroje uległy wzmocnieniu. Ta logika podpowiedziała wybór oligarchów na stanowiska gubernatorów we wschodnich obwodach Ukrainy, ale te nominacje tylko zaostrzyły istniejące problemy. W rezultacie Majdan pozbawiony został swego głównego anty-oligarchicznego, antykorupcyjnego  przesłania. Umożliwiło to utożsamianie wydarzeń w Kijowie z ultraprawicowym puczem (kierowanym przez mityczny „Prawy Sektor”, organizacja ta w najlepszym wypadku liczy zaledwie kilkuset bojowników w całym kraju). W ten sposób w języku rosyjskich propagandzistów pojawił się nie mający wiele wspólnego z rzeczywistością termin junta.

- Mimo to, ilość protestujących aktywnie mieszkańców Wschodu pozostawała niewystarczająca, by zdobyć władzę w tych regionach, lub by uzasadnić interwencję zbrojną ze strony Rosji. W najbardziej „problematycznych” obwodach odsetek protestujących nie przekraczał 25% ludności.  Wtedy właśnie władze w Moskwie, dzięki intensywnemu wsparciu propagandowemu ze strony telewizji, zaczęły wykorzystywać dla swoich celów (działając na ślepo) radykalne grupy tak lewicowej , jak i prawicowej orientacji. Na wschodzie Ukrainy pojawili się ochotnicy z różnych regionów Rosji i Ukrainy, zmobilizowano także część miejscowego świata przestępczego.  Jako główny punkt oporu wybrano miasto o symbolicznej nazwie „Słowiansk”. Organy wywiadu wojskowego udzieliły rebeliantom pomocy „metodologicznej” (możliwe także, że i materialnej i technicznej), a następnie służby specjalne (nie wykluczam, iż jednocześnie działały służby obu stron) sprowokowały krwawe wydarzenia w Odessie i Mariupolu. Umożliwiło to przeciwnikom Kijowa przeprowadzenie mobilizacji i konsolidacji swoich zwolenników. Zademonstrowano także, iż Kijów nie dysponuje realną władzą i nie jest w stanie zadbać o porządek publiczny. W ten sposób Rosja stała się jedynym i bezalternatywnym źródłem siły i prawa w ogarniętych chaosem regionach.

- Silna presja Zachodu zmusiła prezydenta Putina do przeprowadzenia w początkach maja manewru taktycznego, wystąpił on wówczas z apelem o przeniesienie terminu referendum. Jednak cel Kremla, jakim jest doprowadzenie do upadku obecnego rządu i objęcie władzy na Ukrainie przez lojalne w stosunku do Rosji siły polityczne  nie uległ zmianie.  Tak, jak mi się wydaje, wygląda zadanie podstawowe, pretensje terytorialne (w tym nie wykluczone w przyszłości wprowadzenie sił zbrojnych) pozostają przede wszystkim instrumentem destabilizacji nowej ukraińskiej władzy.


Frekwencja na referendum w sprawie niezależności Donieckiej Republiki
Ludowej, zdaniem Ilji Ponomariowa okazala się nieoczekiwanie wysoka. 

Nowe obserwacje

Co zobaczyłem podczas obecnej podróży do Donbasu i w jakich punktach moje stanowisko uległo zmianie?

- Co najważniejsze nie dostrzegłem w obecnych protestach elementu „socjalnego”. Ani trochę. Ani na jotę. W ogóle. Istotnie, w środowisku powstańców pełno jest apeli o powrót do świata wartości ZSRR. Ale tu nie chodzi o lewicowość Związku, a o jego charakter imperialny. W najlepszym wypadku myśli się o starej radzieckiej stabilizacji i gwarancjach opieki socjalnej, o zniszczonych po rozpadzie ZSRR związkach gospodarczych pomiędzy rosyjskimi oraz ukraińskimi przedsiębiorstwami. Kwestie socjalne są o wiele większą troską władz obwodowych nie skłonnych do udzielenia poparcia pakietowi zaproponowanemu przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Wśród protestujących pierwsze skrzypce grają grupy prawicowe, starzy członkowie takich organizacji jak „RNJ” (Russkoje Nacjonalnoje Jedinstwo), prawicowe skrzydło partii „Nacjonał-Bolszewickiej”, „SSO” (Związek Oficerów Radzieckich), Komunistyczna Partia Ukrainy/Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej, drużyny kozackie. W tym środowisku o wiele chętniej rozmyśla się o rządzie światowym, antychryście, Europie gejów, niż o podwyżkach cen i reformie emerytur. Duchowymi przywódcami tego towarzystwa są tacy działacze jak Barkaszow, Limonow, Dugin, Prochanow.

- Wstrząsnął mną jeden fakt, powstańcy nie mają żadnych aspiracji do zarządzania. Przez dwa miesiące współistnieli z oficjalnymi organami władzy w tych miastach, w których okupowane były budynki administracyjne. Przez cały ten czas, nie podjęto żadnej próby przejęcia władzy administracyjnej, nie próbowano wziąć pod kontrolę banków, instytucji łączności, kluczowych zakładów przemysłowych. Nie mamy tu do czynienia z żadną „Komuną Paryską”, tak jak niedawno opisywał sytuację na wschodzie Ukrainy  Borys Kagarlicki i w co gotów byłem uwierzyć do swojej ostatniej podróży. Na przykład, w Doniecku zajęto centrum telewizyjne, jednak miejscowa stacja, tak jak wcześniej nadaje w oparciu o wytyczne gubernatora, a nie Donieckiej Republiki Ludowej. Sens okupacji ma charakter czysto polityczny, demonstracyjny, zaś anatomia nowej władzy może być określona jako „imitacyjna” (zatknąć flagę i utrzymać ją do pojawienia się prawdziwej władzy achmietowskiej, lub moskiewskiej – trudno powiedzieć). Jeden z moich rozmówców powiedział słusznie, Doniecka Republika Ludowa to „obserwatorzy” (rozmówca Ponomariowa posłużył się terminem „smotriaszczyj” znanym z kryminalnego żargonu, określającym przedstawiciela świata przestępczego kontrolującego swoje terytorium – „mediawRosji”). Jest wiele świadectw tego, iż przywódcy DRL nie podejmują samodzielnie żadnych decyzji.

- Nie ma żadnych związków między załogami przedsiębiorstw, a rebeliantami (w fabrykach nie ma organizacji rebelianckich, nie ma żadnych rad, czy grup wewnątrz struktur związkowych). Za to w dniu referendum pan Achmietow poinformował o powołaniu do życia w Mariupolu (czysto robotniczym mieście) brygad robotniczych dla zaprowadzenia porządku. Prawdę mówiąc, realną władzę w Donbasie sprawują obecnie Achmietow i struktury kryminalne, nie DRL, czy Kijów. Ale z różnych powodów starają się swojej roli nie afiszować.

- Uważałem, iż frekwencja na referendum będzie niewysoka. Nie miałem racji – frekwencja była wysoka. Rzecz jasna referendum zorganizowano nie we wszystkich miejscach, kolejki i ścisk w lokalach wyborczych zorganizowano specjalnie z myślą o PR. Ale wydarzenia w Mariupolu silnie wzburzyły społeczeństwo. Ludzi wzięli udział w referendum, by pojawiła się choć jakaś władza zdolna do zaprowadzenia porządku i zatrzymania przemocy. Ludzie, ma się rozumieć,  glosowali nie za DRL, a za Rosję. Formułowanie ocen to zajęcie niewdzięczne, ale na moje wyczucie, 11 maja w glosowaniu wzięło udział od 40 do 60 % mieszkańców Doniecka. Nie 75%, jak poinformowała nas DRL, ale oczywiście także sporo.

- Wstrząsnęła mną impotencja władz w Kijowie. Kijowski rząd sam nie wie. czego chce, nie ma żadnej strategii w odniesieniu do Wschodu, a nawet nie jest gotów wsłuchać się w zdroworozsądkowy glos swoich własnych przedstawicieli obwodowych. Ci zaś powtarzają wciąż to samo, należy wycofać wojsko i przeprowadzić referendum w kwestii federalizacji/decentralizacji (niuanse związane z różnicami znaczeń tych terminów są teraz nieważne) razem z wyborami prezydenckimi. Uważają też, iż dla przywódców rebeliantów należy znaleźć miejsce w ramach oficjalnego procesu politycznego. Wojna informacyjna w Doniecku i Ługańsku została przegrana, wszelkie działania podejmowane przez centrum umacniają tylko nastroje separatystyczne. Starania, by zademonstrować swą władzę, niechęć do wsłuchania się w glos zgromadzonych na placach ludzi w pełnej mierze przypominają błędy popełnione przez Janukowicza. Jeden z moich rozmówców powiedział ciekawie: wszystkie wydarzenia na Ukrainie, Majdan, powstanie na Wschodzie to rewolucja nieusłyszanych.

Jaki scenariusz?


Przechodzę do wniosków.

Referendum moim zdaniem stworzyło dylemat:

- albo na Ukrainie zostanie zrealizowany scenariusz „syryjski” – niekończąca się,  rozpełzająca się stopniowo wojna domowa, podsycana z zagranicy.

- albo Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa upodobnią się do Abchazji i Osetii Poludniowej.

Osobiście jestem za jednością Ukrainy. Tak będzie lepiej dla Rosji, tak będzie lepiej dla ludności zamieszkującej Wschód Ukrainy, a nawet jej Zachód (nie uda się zbudować nowoczesnego społeczeństwa w kraju odciętym od bazy przemysłowej „problematycznych regionów”, nadzieja na to jest tylko iluzją liberałów), ale nie jestem pewien, czy taki wariant jest jeszcze realny.

Dla ludności zamieszkałej na Wschodzie, z pozostałych wariantów najkorzystniejszy wydaje się scenariusz abchaski. Oznacza on gospodarczą stagnację, zamknięcie wielu przedsiębiorstw i większości kopalni ( w obwodzie rostowskim, w wyniku przeprowadzonych reform, wydobycie węgla spadło pięciokrotnie, w Donbasie zaś do tej pory tylko dwa razy). To wszystko oznacza brak modernizacji i podobnego rodzaju nieprzyjemności. Ale to też oznacza pokój. W tej sytuacji, dla zagwarantowania pokoju Rosja będzie musiała uznać DRL i ŁRL, a także wysłać tam sily pokojowe. Wszystko z resztą dla tego jest już gotowe. Trzeba też jednak rozumieć, że dla naszego kraju oznacza to zaostrzenie sankcji ze wszystkimi związanymi z nimi konsekwencjami dla gospodarki, dla poziomu życia. Do tego należy doliczyć ogromne wydatki wielokrotnie przewyższające krymskie. I wreszcie możemy stanąć w obliczu wojny partyzanckiej: strzelanina 11 maja w Krasnoarmiejsku była sygnałem ostrzegawczym. Strzelały i zabiły cywilnego mieszkańca siły pro kijowskie, nie armia regularna, czy siły samoobrony, ale całkowicie samodzielni, przybyli  z zewnątrz „chłopcy” gotowi do zademonstrowania swego patriotyzmu wobec „rosyjskiej agresji”.


Wydarzenia w położonych na południu Ukrainy Mariupolu i Odessie zaostrzyły
nastroje wśród miejscowej ludności. Ludzie tęsknią za wladzą, ktora zatrzyma
przemoc i zaprowadzi pokój. 


„Scenariusz syryjski” byłby najgorszy. Oznacza on jeszcze większy rozlew krwi. Rosji, być może uda się uniknąć najgorszych sankcji, jednak pod bokiem, po sąsiedzku powstanie kuźnica prawdziwych kadr partyzanckich. W Czeczenii walczyli bojownicy obcy nam z etnicznego punktu widzenia, tutaj zetkniemy się ze swoimi. Będą to ci sami ludzie, którzy uczestniczyli w „Marszach Rosyjskich” ze swastykami, i tak dalej. Obrzucając Kijów obelgą „faszyści, faszyści” tworzymy we własnych miastach, własnych faszystów.

Chcemy tego? Może lepiej byśmy zaczęli się słuchać nawzajem, i wreszcie usłyszeli o co nam chodzi?

PS.
Podczas podróży rozmawiałem spokojnie ze wszystkimi. Odwiedziłem budynek okupowanej administracji obwodowej, wypisano mi przepustkę-list żelazny, kontaktowałem się z wieloma aktywistami i komendantami średniego szczebla. Przywódcy DRL nie gotowi byli do dialogu, jednak nie spotkałem się z przejawami agresji ze strony ich zwolenników. Nie odczułem agresji ze strony zwolenników DRL w lokalach wyborczych, choć w zasadzie wszędzie mnie rozpoznawano. Cala agresja, niestety, przychodzi od Rosjan. Równie intensywnie kontaktowałem się z przedstawicielami władz w Kijowie, a także z władzami miejskimi.

PS.

Jeśli chodzi o oficerów GRU. Nie widziałem ich. Nie liczyłem z resztą na to, że spotkam ich w Doniecku, by ich zobaczyć trzeba pewnie jechać do Słowiańska. Ale zebrałem wiele świadectw, rozmawiałem z wieloma ludźmi uczestniczącymi w starciach po stronie DRL. Jak się wydaje, prawda leży po środku, głośni oficerowie działają, nie są to jednak ludzie z moskiewskiego garnizonu, ale żołnierze z Kaukazu, ci sami, którzy przeszli Osetię Południową i bezpośrednio sami Osetyjczycy. Plus wojskowi z Krymu. Ich ogólna liczba nie jest duża, być może jest ich setka. Ale jak już podkreślałem wiele razy, to nie są dowódcy, a najwyżej doradcy. 



Ilja Ponomariow (ur.1975), rosyjski polityk opozycyjny, deputowany do Dumy Państwowej, członek frakcji „Sprawiedliwa Rosja”. Na początku swej kariery zajmował się biznesem w dziedzinie nowoczesnych technologii. Aktywista rosyjskich organizacji lewicowych. W 2011 roku zaangażował się aktywnie w działalność ruchu protestu przeciw fałszerstwom wyborczym. 





Oryginał tekstu można znaleźć pod adresem: http://www.echo.msk.ru/blog/ilya_ponomarev/1318444-echo/



Obserwuj i polub nas na Facebooku: 




2 komentarze:

  1. Kimkolwiek jesteście, dzięki za tłumaczenie tego tekstu. Ważne są źródła z pierwszej ręki: YT, blogi uczestników, VK...

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się pod powyższym, grunt to info ze środka konfliktu. Wychodzi mi na to, że ze wschodem Ukrainy trzeba rozmawiać tak, jak PO próbuje rozmawiać z PiS-em i jego zwolennikami. Po prostu usiąść i rozmawiać, bez obrażania się wzajemnie.
    Druga rzecz - spiskowe teorie, jakimi są karmieni ludzie na wschodzie Ukrainy. W polskim necie też jest tego zatrzęsienie i wciąż przybywa. To potrafi pomieszać w wielu głowach, jeśli na wszystko jest wytłumaczenie: "kto za tym wszystkim stoi - wiadomo, żydowscy bankierzy z USA i eurosodoma". Jest masa tych stron i blogów i jest to robota rosyjskich agentów od urabiania i rozmiękczania ludziom mózgów - takich łatwo napuścić na siebie nawzajem.

    OdpowiedzUsuń