Od dziesięcioleci Mustafa Dżemilow walczył o prawa Tatarów
Krymskich. W Związku Radzieckim spotykały go za to prześladowania. W niepodległej
Ukrainie pozostał niekwestionowanym przywódcą swego narodu. Dżemilow nie
pogodził się z przyłączeniem Krymu do Rosji. W walce z Dżemilowem Kreml sięgnął
po drastyczne środki – zabronił mu wjazdu do ojczyzny.
Rozmowa z przywódcą Tatarów Krymskich, Mustafą Dżemilowem.
Rozmawiał Ilia Szelepin, slon.ru
4 maja rosyjska prokuratura wydała ostrzeżenie pod adresem
Medżlisu, cieszącej się największym autorytetem organizacji Tatarów krymskich.
Grozi jej pełna likwidacja. Prokuratura ogłosiła swoje oświadczenie w związku z
wydarzeniami 3go maja, kiedy w Armiansku, mieście położonym na granicy półwyspu
z Ukrainą, kilka tysięcy Tatarów Krymskich starało się zmusić funkcjonariuszy
straży granicznej, by wpuścili na Krym jednego ze swych przywódców –
deputowanego Rady Najwyższej Ukrainy Mustafę Dżemilowa.
Dżemilow w przeszłości był znanym dysydentem. W więzieniach radzieckich
i na zesłaniu odsiedział w sumie ponad 15 lat. Obecnie jednak sprzeciwiał się
przeprowadzeniu referendum w kwestii przyłączenia Krymu do Rosji. Dalej też nie
ma zamiaru uznać jego wyników.
Ilia Szelepin, slon.ru:
W końcu władze rosyjskie wytłumaczyły Panu, dlaczego nie chcą
wpuścić Pana na Krym?
Od czasów radzieckich Mustafa Dżemilow walczy o prawa Tatarów Krymskich. |
Mustafa Dżemilow:
Nie, nikt mi niczego nie tłumaczył. Cała sytuacja stała się
jeszcze mniej zrozumiała. Po raz ostatni wyjechałem z Krymu 27 kwietnia. Wtedy,
na granicy, zwrócili się do mnie żołnierze tak zwanej „Samoobrony” i oświadczyli,
że w stosunku do mnie został wydany zakaz wjazdu na terytorium Rosji. W
porządku, niech będzie, jak chcą niech zakazują, ja do Rosji nie jeździłem
często. Zadałem wtedy pytanie, gdzie są odpowiednie podpisy, kto zatwierdził
decyzję o zakazie wjazdu. Odpowiedziano mi, iż żołnierzom samoobrony polecono
tylko poinformować mnie o nałożeniu tego rodzaju sankcji. Zaraz potem prasa podniosła
szum. W odpowiedzi, strona rosyjska wydala oświadczenie, że to wszystko jest
wymysłem, żadnej tego rodzaju decyzji w stosunku do mnie nie podejmowano, i że źródłem
krążących na ten temat plotek jest propaganda zachodnich mediów.
3 maja poleciałem na Krym. Obecnie nie ma już bezpośredniego
połączenia między Krymem, a Kijowem, poleciałem więc przez Moskwę. Kiedy
przyleciałem na moskiewskie lotnisko Szeremietiewo, funkcjonariusz FSB
poinformował mnie, iż w odniesieniu do mnie wydano zakaz wjazdu na terytorium
Rosji. Ale i tym razem nie pokazano mi żadnych dokumentów, niczego.
Funkcjonariusz ograniczył się do informacji ustnej, po czym wydał mi bilet
powrotny do Kijowa. Nie miałem wyboru, wróciłem.
Zaraz potem w nocy spróbowałem dotrzeć na Krym samochodem.
Jazda trwa ok. 10 godzin, tyle samo potem trzeba czekać na granicy. Kiedo
dotarliśmy na Krym, przejście graniczne było zablokowane.
Pilnowali go żołnierze,
było ich ok. tysiąca. Oprócz nich granicy strzegli Kozacy, tituszki,
samoobrona, ludzie po cywilnemu. Jak gdyby szykowano się na mój przyjazd. Na
spotkanie ze mną, od strony Krymu przyjechało ok. 800 samochodów z Tatarami. Im
udało się przebić przez ten kordon graniczny, przekroczyli granice w moim
kierunku. Sytuacja zrobiła się bardzo napięta. Prowadziliśmy rozmowy przez
pięć, sześć godzin. Żołnierze przygrozili, iż tych, którzy przebili się na drugą
stronę, nie wpuszczą z powrotem. Posypały się wtedy telefony z Parlamentu
Europejskiego, z Turcji.
Krym zamieszkuje obecnie ok. 240 tys. Tatarów. stanowią oni 12% ludności. |
Ambasador Turcji zapewnił mnie, iż władze jego kraju, a
także osobiście premier Erdogan obserwują sytuację na Krymie. Turcy poprosili
mnie jednak, byśmy zaniechali przebijania się przez przejście graniczne,
doradzili powrót do Kijowa. To jak twierdzili, umożliwi im poszukiwanie wyjścia
dyplomatycznego. Sytuacja na Ukrainie
jest i tak bardzo trudna, na jej terytorium istnieje wiele punktów zapalnych ,
stworzyły je rosyjskie służby specjalne. Postawiłem jednak warunek, ja odjadę,
jeśli moich rodacy, którzy przekroczyli granicę zostaną wpuszczeni z powrotem.
Tak i zrobiono. Ale już następnego dnia zaczęto ich wzywać na rozmowy. Nikt
jednak wytłumaczył, dlaczego nie wpuszczono mnie na Krym.
Rozmowa dwóch głuchoniemych
Szelepin:
W przeddzień referendum na Krymie rozmawiał Pan przez
telefon z Władimirem Putinem. Nie próbował się pan z nim skontaktować teraz?
Dżemilow:
Rozmawialiśmy z nim 4 dni przed referendum. Już wówczas była
to rozmowa dwóch głuchoniemych. Ja mówiłem swoje. Putin przekonywał do swojego
punktu widzenia. Powtarzał, że wszystko zależy od społeczeństwa krymskiego, za
czym opowie się na referendum. Ja mu powiedziałem, ze nie da się przeprowadzić
uczciwego referendum na okupowanym terytorium. Putin mówił, iż Rosja zrobi dla Tatarów
Krymskich o wiele więcej, niż Ukraina zrobiła dla nich przez minione 23
lata. Jednym słowem obiecał nam
szczęśliwe życie. Możemy o tym porozmawiać, odpowiedziałem mu, jednak najpierw
Rosja najpierw powinna wycofać swoje wojska. Rosja może nam pomagać na
podstawie międzynarodowego porozumienia z Ukrainą. Ale później, nie miałem już
żadnego kontaktu ani z nim, ani z jego przedstawicielami.
3 maja, kiedy nie przepuścili mnie w Szeremietiewo,
rozmawiałem z jednym z deputowanych do waszej Dumy. Poznałem go podczas pracy w
Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. Zatelefonował do mnie i zaproponował,
bym napisał pismo na adres Putina i poprosił go, by wyjaśnił sytuację.
Zapytałem, czy ja jestem poddanym Putina, żeby pisać do niego takie listy? On i
tak jest dobrze o wszystkim poinformowany.
Szelepin:
Co zamierza Pani robić teraz?
Dżemilow:
Od czasu do czasu będę przyjeżdżał na granicę Krymu i
próbował dostać się do siebie do domu. Mamy do czynienia z prawdziwym
chamstwem. Pół stulecia walczyliśmy za prawo powrotu do ojczyzny, a tu
pojawiają się jacyś żołnierze i nie dają nam żyć u siebie.
Szelepin:
Rozumie pan, dlaczego go nie wpuszczają? Pan przecież nie uznał
wyników krymskiego referendum.
Dżemilow:
Nikt ich nie uznał poza Rosją i kilkoma innymi krajami.
Szelepin:
Z punktu widzenia prawa międzynarodowego, tak. Ale ludność
na Krymie zachowuje się spokojnie, nie buntuje się, nie organizuje protestów, i
jak się wydaje pogodziła się z przyłączeniem Krymu do Rosji.
Flaga Ukrainy
Dżemilow:
Nikt się nie pogodził. Zaprowadzono tam terror. Na Krymie jest tylko jedno miejsce, gdzie
wisi flaga Ukrainy, to budynek Medżlisu, Zgromadzenia Tatarów Krymskich. Dla
nich to jak dla byka czerwona płachta. Wpadają do nas, zrywają flagę i krzyczą,
iż flaga Ukrainy zwiększa między-etniczne antagonizmy. Co za idiotyzm. Gdy Krym
należał do Ukrainy, setki ludzie przemierzały półwysep z flagą Rosji, nikt na
nich nie zwracał uwagi. A teraz, tak się wściekają na widok flagi ukraińskiej.
Taką mamy atmosferę. Jak gdybyśmy wrócili do Związku Radzieckiego. I to do ZSRR
w nienajlepszym dla siebie okresie.
Szelepin:
Jaki jest sens w tym, by nie wpuszczać Pana na Krym?
Dżemilow:
To jest wyjątkowo głupie. W XVIII-XIX wieku nie było
telefonów, Skype’a, wtedy zablokowanie przywódcy Tatarów Krymskich było możliwe.
Ale dziś, mogę się zwrócić do swoich rodaków z dowolnego punktu planety. Rosja
postąpiła co najmniej dziwnie, także w odniesieniu do samej siebie. Wygląda
tak, jakby chcieli sprowokować rozlew krwi. Choć może to być też przejaw
zwykłej tępoty.
Szelepin:
W marcu przyjeżdżał Pan do Moskwy na spotkanie z byłym prezydentem
Tatarstanu, Szajmijewem. Teraz nie próbował on wystąpić w roli pośrednika?
Dżemilow:
Nie. Rzeczywiście spotkałem się z Szajmijewem, ale obecny
prezydent Tatarstanu Minichanow regularnie przyjeżdża na Krym i opowiada
Tatarom, jak im będzie dobrze w składzie Federacji Rosyjskiej. To dziś jego najważniejsze
zadanie.
Szelepin:
W mediach pojawiły się wiadomości o tym, iż ruch Tatarów
Krymskich może zejść do podziemia. Media powołują się na pana.
Dżemilow:
Krymscy Tatarzy jako naród w żaden sposób nie mogą zejść do
podziemia. Ale na taki krok może zdecydować się Medżlis, Zgromadzenie Tatarów
Krymskich, jeśli na terenie Federacji Rosyjskiej jego działalność zostanie
zakazana. Wracają po prostu stare radzieckie czasy, wówczas istnienie naszych
struktur narodowych było zabronione. Ale legalnie, czy nielegalnie Medżlis
będzie dalej działał.
Szelepin:
W Rosji termin „podziemie” kojarzy się w oczywisty sposób z
bojownikami północnego Kaukazu…
Dżemilow:
Ja nie posłużyłem się terminem „podziemie”, to już twórczość
dziennikarzy.
Szelepin:
Jakby Pan obecnie opisał nastrój panujący wśród pana
zwolenników? Sam pan mówi, iż nie uznali wyników referendum, a Pana do nich nie
puszczają. Będą podejmowane jakieś działania?
Dżemilow:
Za dwa tygodnie, 18 maja, będziemy obchodzić 70 rocznicę
deportacji Tatarów Krymskich. To jubileuszowa data. Rzecz jasna i zwolennicy i przeciwnicy
władzy rosyjskiej spotkają się na wielkiej manifestacji.
Parlament Tatarów Krymskich nie chce zgodzić się na usunięcie ze swej siedziby symboli Ukrainy. |
Na niej podniesiona
zostanie oczywiście kwestia przyłączenia się do Rosji. Ale atmosfera na Krymie
jest ponura – jakby spodziewano się czegoś okropnego. Kilka tysięcy Tatarów już
porzuciło półwysep, albo wywiozło swoje dzieci. Uczniowie w szkole zmuszani są do
śpiewania hymnu rosyjskiego. Rodzicom się to nie podoba. W konsekwencji
obserwujemy znaczący wzrost napięcia. Tatarzy Krymscy postarają się zachować
cierpliwość do końca, ale jeśli tego rodzaju chamstwo się nie skończy, ich
niezadowolenie samo z siebie nie zniknie.
Szelepin:
Do jakich działań wzywa Pan teraz swoich zwolenników? Jakie
daje im pan wskazówki?
Dżemilow:
Przez pięćdziesiąt lat wałczyliśmy o prawo powrotu do
ojczyzny. Wiele razy podkreślałem, ze przez te lata nie przelaliśmy ani kropli własnej
ani cudzej krwi. Tej zasadzie pozostaniemy wierni. Ale jeśli wrogie nam działania
będą kontynuowane, ludzi nie uda się powstrzymać. Bardzo się tym niepokoję, iż sytuacja
może wymknąć się spod kontroli.
Szelepin:
Co Pan ma na myśli, mówiąc o niemożliwych do zaakceptowania
chamskich działaniach władz Rosji?
Dżemilow:
Najbardziej irytuje wmawianie ludziom, iż są teraz
obywatelami Rosji, i ze powinni zrezygnować z obywatelstwa Ukrainy. Mówią nam, iż
jeśli odmówimy, czeka nas status cudzoziemca, i że trzeba się będzie starać o
prawo stałego pobytu. Ale z jakiej racji, pytam się, mamy starać się o prawo
pobytu na własnej ziemi. Jakim cudem okazaliśmy się cudzoziemcami we własnej
ojczyźnie?
Oryginał można znaleźć na stronie slon.ru pod adresem: http://slon.ru/russia/my_polveka_borolis_za_vozvrashchenie_na_rodinu_a_vernulis_v_sovetskiy_soyuz-1094487.xhtml
Obserwuj i polub nas na Facebooku:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz