Spowolnienie gospodarcze stało się zauważalne zaraz po powrocie Władimira
Putina na Kreml, jednak to przede wszystkim sankcje gospodarcze doprowadziły do
spadku wartości rubla. Podejmując wysiłki na rzecz odbudowy mocarstwowej
pozycji Rosji, Władimir Putin niewiele uwagi poświęca gospodarce. Potrafi
jedynie składać daleko idące obietnice socjalne. Rosja nie jest przygotowana na
kryzys – mówi ekonomista i polityk Władisław Inoziemcew.
Zamiast realizacji
wcześniej opracowanego planu działań, można spodziewać się nowej fali
propagandy. Społeczeństwo dowie się, że kryzys sprowokowali Amerykanie, i że w
trudnej chwili należy skupić się wokół prezydenta Putina.
Z Władisławem Inoziemcewem rozmawia Dmitrij Paszynski, colta.ru
Władisław Inoziemcew: "powinniśmy mieć gotowy plan". |
Sankcje zostaną zaostrzone
Dmitrij Paszynski:
Sankcje nałożone na Rosję będą obowiązywać przez cały następny rok. Jak
to wpłynie na sytuację finansową Rosjan?
Władisław Inoziemcew:
Wiele czynników może mieć znaczenie. Mam wrażenie, że jeszcze do ludzi jeszcze
nie dotarło, iż sankcje obowiązują. Do najważniejszych dziś należą ograniczenia
na rynkach finansowych. Rosyjskie przedsiębiorstwa czeka spłata poważnych
długów, szczyt spłat w przyszłym roku wypadnie w lutym-kwietniu. Wtedy wybuchnie
ogromny popyt na walutę. Oprócz tego, handel wyprzedaje teraz towary
dostarczone zgodnie z umowami podpisanymi latem, gdy rubel był jeszcze drogi.
Dostawy zapisane w nowych kontraktach zaczną docierać w styczniu-lutym, nie
będą sprzedawane po cenach obowiązujących dziś. I w końcu państwo oraz
korporacje zaczną funkcjonować w oparciu o budżet przyjęty na rok 2015. Można
różnie to komentować, ale nie stworzy on takich możliwości jak ten, obowiązujący
obecnie. Następstwa sankcji jeszcze przed nami. Tak naprawdę pojmiemy, jak na
nas wpływają znacznie później. Obraz kompletny zobaczymy i tak o wiele później,
bliżej lata 2015 roku.
Przyszłość zależy od zachowania naszego przywódcy, w szczególności od
jego polityki wobec Ukrainy. Czy będziemy kontynuować wojnę, czy też w końcu
się zatrzymamy? Jestem przekonany o tym, iż także w Kijowie istnieje silna
„partia wojny”. Idea zwrotu Donbasu Ukrainie ma tam swoich zwolenników, chociaż
z ekonomicznego punktu widzenia, ten region nie jest jej potrzebny. Dlatego, z
pewnością będziemy jeszcze świadkami zaostrzenia konfliktu. Ukraińcy zainicjują
nową ofensywą, a my odpowiemy w typowym dla nas stylu, wprowadzając faktycznie siły
zbrojne, tak jak zrobiono to w sierpniu (choć zarzekamy się, że nie
wprowadzaliśmy). Rzecz jasna, sprowokuje to nową falę sankcji. Jakie one będą,
trudno przewidzieć. Ale gotów jestem przyjąć, iż w pierwszej połowie 2015 roku
sankcje zostaną zaostrzone, będą one skutkiem problemów o charakterze
geopolitycznym.
Podam przykład z Jugoslawii. Zastosowane wobec niej sankcje wywołały w
czasach Milosewica, w 1993 roku, inflację na poziomie 1 miliona %. W przypadku
Rosji, nie spodziewam się oczywiście inflacji aż w takich rozmiarach, ale nieprzewidywalność naszych władz
uniemożliwia opracowanie bardziej precyzyjnej prognozy. Oto na przykład 1
grudnia prezydent Putin ogłosił, iż rezygnuje z gazociągu South Stream. A co
zrobi jutro?
Paszynski:
Ciekawe pytanie. Być może w związku z pogorszeniem się sytuacji
gospodarczej Putin weźmie kurs na
liberalizację, jeśli nie polityki, to przynajmniej gospodarki?
Liberalizacja? Nie wierzę !
Inoziemcew:
Nie chce mi się w to wierzyć. Putin już tyle lat znajduje się u władzy
i przez cały czas zajmował się „dokręcaniem śruby”. Co nagle miałoby go skłonić
do zmiany stanowiska? Przeciwnie, trudno o lepszą chwilę dla zaostrzenia kursu,
teraz gdy Rosja poddawana jest z zewnątrz naciskom politycznym i gospodarczym.
Jeśli okrążają nas wrogowie, to o jakiej liberalizacji będziemy mówić... W jaki
sposób można byłoby wytłumaczyć zwolennikom tego rodzaju woltę? Wladimir
Wladimirowicz jest politykiem konsekwentnym, nie przyznaje się do błędów, a gdy
wyczuwa presję, zachowuje się stanowczo i nieprzewidywalnie.
W Rosji przeprowadzono liberalizacją finansową, ale nie całej
gospodarki. Może pan kupić dolary za dowolną ilość rubli i legalnie wywieźć je
za granicę. Więc jak można bronić kursu rubla w warunkach rosnącej paniki? Tego
rodzaju otwarte granice to szczyt liberalizmu. W tym wypadku, ja bym doradzał
odejście od tego rodzaju skrajnego liberalizmu, można byłoby na przykład
ogłosić moratorium na spłatę długów zewnętrznych. Stworzenie własnego systemu
finansowego jest niemożliwe, jeśli granice są otwarte dla ucieczki kapitału.
Ale w sektorze gospodarki realnej nie ma mowy o żadnym liberalizmie. Trzeba
było już dawno obniżyć podatki dla małego biznesu. Trzeba było to zrobić już w
zeszłym roku, kiedy zaczęliśmy osuwać się w recesję. A podatki są tylko
podwyższane. Czy tak trudno zrozumieć, że w takich warunkach biznes będzie się
zwijał, unikając podwyższonych podatków. W tej dziedzinie potrzebna jest
liberalizacja.
Ale ja nie wierzę Putinowi. Nawet jeśli padnie deklaracja o
liberalizacji gospodarki, to musimy przekonać się, iż jest ona wprowadzana w
życie, że nie są to puste obietnice. Należy przede wszystkim naprawdę obniżyć
podatki. Przydałyby się demonstracyjne zwolnienia z pracy prokuratorów i
śledczych inicjujących na zamówienie sprawy karne wymierzone w ludzi biznesu.
Potrzebna jest odbudowa zniszczonego wcześniej sądu arbitrażowego. Ale jakoś
nie widzę warunków, by to wszystko mogło się zdarzyć.
Długi zagraniczne
- Jakie pana zdaniem należałoby podjąć decyzję, bu ustabilizować
sytuację w gospodarce w obecnych warunkach?
Inoziemcew:
Należało wprowadzić moratorium na spłatę zagranicznych długów
korporacyjnych, a nie idiotyczny zakaz importu produktów żywnościowych. Ogromne
zapotrzebowanie na dolary, z jakim mamy obecnie do czynienia obecnie wynika z
tego, iż rosyjskie korporacje mają wielkie zobowiązania przed zagranicznymi
kredytodawcami. Gdy Zachód wprowadził sankcje finansowe, Putin mógł powiedzieć, nie dajecie nam nowych pieniędzy, a my
nie będziemy oddawać wam starych. Kiedy się pogodzimy i wy znów udostępnicie
nam źródła finansowania, tak jak było to przedtem, spłacimy wszystkie długi z
należnymi odsetkami. Tymczasem my spłacamy długi w sytuacji, gdy spadają ceny
na ropę naftową. W rezultacie drastycznie spadną nasze rezerwy.
Moim zdaniem taka decyzja byłaby dramatyczna, ale racjonalna. Uniknęlibyśmy
bankructwa, tak jak to miało miejsce w 1998 roku, gdy państwo zaprzestało
regulowania własnych zobowiązań. Obecnie państwo ich nie ma – długi zaciągały
przedsiębiorstwa, nie rząd. Mamy do czynienia z siłą wyższą i Rosja mogłaby
oświadczyć, iż zabrania przedsiębiorstwom regulować swoje zobowiązania, tak
długo jak wy zabraniacie swojemu biznesowi inwestować w nasz przemysł
wydobywczy. Z kolei przedsiębiorstwa mogłyby przerzucić odpowiedzialność na
państwo, jesteśmy gotowi spłacać długi, ale państwo nam nie pozwala. Taka
decyzja mogłaby doprowadzić do poprawy sytuacji. Wystarczyłoby, gdyby na
giełdzie zakupy waluty zmniejszyły się o 0,5-1,5 miliarda dolarów kupowanych na spłaty długów,
by uległa zmniejszeniu presja na rynek walutowy, a kurs rubla zaczął rosnąć.
Zaczęłyby wtedy spadać ceny towarów importowanych, zobaczylibyśmy spowolnienie
inflacji. Państwo może także zażądać od monopolistów, by nie podnosili swoich
taryf. Gdyby udało się doprowadzić do pewnego ustabilizowania sytuacji, Bank
Centralny mógłby znów przystąpić do zwiększania masy pieniężnej, co mogłoby
zaowocować ożywieniem w gospodarce.
Jak uwolnić się od sankcji?
Paszynski:
Co powinny zrobić władze, by doprowadzić do zniesienia sankcji? Czy to
jest w ogóle możliwe w przewidywalnej przyszłości?
Inoziemcew:
Należy umożliwić Ukraińcom przejęcie pełnej kontroli nad granicą,
zrezygnować z wysyłania na ich terytorium najnowocześniejszych czołgów i
zaprzestać organizowania tajnych pogrzebów żołnierzy wojsk desantowych z
Pskowa. To stworzyłoby możliwości zniesienia sankcji, Europa prowadzi z Rosją
interesy biznesowe na dużą skalę. Nie wolno jednak jej przeceniać, tak jak i
gotowości do lobbowania na ich rzecz. W
Rosji przyjęto mówić, iż niemiecki biznes występuje przeciw sankcjom. W
rzeczywistości w Niemczech istnieją dwa poważne stowarzyszenia gospodarcze.
Pierwsze prowadzi działania na rzecz wielkiego biznesu, drugie lobbuje na rzecz
małego i średniego. Przedstawiciele drugiego są zachwyceni sankcjami, chcieliby
bowiem, by Ukraina dołączyła do rynku europejskiego, wtedy tam można będzie rozwinąć
produkcję. Wielki biznes, odwrotnie, jest zorientowany na Rosję. Społeczność
biznesowa Europy nie jest monolitem, nie śpiewa jednym chórem – „odpuśćmy
Moskwie”. Tak więc, kiedy zostawimy w spokoju Ukraińców, biznes podejmie
działania na rzecz zniesienia sankcji.
Paszynski:
Jak pan wytłumaczy fakt, iż wielkiemu biznesowi w Niemczech nie udaje
się przeforsować swojego punktu widzenia?
Inoziemcew:
Wielki biznes nie decyduje o polityce demokratycznego państwa. Tam nie
ma oligarchicznego systemu. Nawet jeśli prezydent tak wielkiej korporacji, jak
Siemens przychodzi do kanclerz Merkel i opowiada jak dużo zarabia na handlu z
Rosjanami, ona może go zapytać: a
chciałby pan zamieszkać w nowej NRD? Przecież Putin zamierza odtworzyć ją, tym
razem, w całej Europie?
Do pewnego momentu Merkel usiłowała zachować równowagę pomiędzy
finansowymi interesami Niemiec, a prawem międzynarodowym. Ale szybko zapomniała
o biznesie, zrozumiała, że jeśli przyjacielowi Władimirowi zostanie wybaczone
wszystko pod rząd, to rzeczywiście pewnego dnia może sama obudzić się w „ukochanej”
NRD. W jej przypadku, nie ma co liczyć na zachwyt.
Strefa wpływów
Paszynski:
Czy Putin grzęznąc w historii z
Donbasem i Krymem nie przewidywał wcześniej, że następstwa dla gospodarki mogą
być bardzo poważne?
Inoziemcew:
Nie mam pojęcia, co dzieje się w głowie prezydenta. Ale Putin już od
dawna przekonywał Zachód, by nie wtykał nosa na Ukrainę. Jego zdaniem, takie
państwo nie istnieje, na ten temat wypowiedział się precyzyjnie w wywiadzie dla
federalnych stacji telewizyjnych w końcu 2011 roku: Związek Radziecki – „to właśnie
jest Rosja, tylko nazywała się wówczas inaczej.” Cala przestrzeń poradziecka to
dla Putina historyczna Rosja, „niezdrowe zainteresowanie Zachodu Ukrainą, Białorusią,
Kazachstanem” w jego oczach tożsame jest wtargnięciu na teren historycznej
Rosji. Sam siebie uważa zapewne za kogoś w rodzaju sekretarza generalnego KC
KPZR z końca lat siedemdziesiątych. Związek Radziecki jest imperium,
mocarstwem, a na jego czele znajduje się KGB. W roku 1969 Leonid Breżniew
wprowadził siły zbrojne do Pragi, wtedy świat zachodni nie zareagował, sfery
wpływów podzielono wcześniej. Teraz Putin, traktuje Ukrainę jako strefę swoich wpływów, zakłada, iż ma
prawo dojść ze swymi czołgami i „zielonymi ludzikami” do Kijowa. I jeśli nie do
Kijowa, to na pewno na Krym.
Paszynski:
Z pana słów wynika, iż o następstwach gospodarczych nie pomyślał nikt….
Inoziemcew:
Nikt…
Od kilku miesięcy, Rosjanie, każdego dnia sprawdzają na ile zmienił sie kurs wymiany rubla w stosunku do dolara i euro. |
Nikt nie robił rachunków…
Paszynski:
Zagrały wyłącznie ambicje imperialne?
Inoziemcew:
Nie tylko. Mamy tu do czynienia z dziwną mieszaniną, z jednej strony
jest w niej poczucie własnej wielkości, z drugiej ocena słabości przeciwnika
(pod tym ostatnim względem okazało się, że Putin miał całkowicie rację). Ze
strategicznego punktu widzenia przywódcy europejscy przegrali z nim. Ale po
aneksji Krymu, należało raczej odwołać się do ONZ, alarmować, iż „kijowska
junta” szykuje się do rozprawy z ludnością rosyjską, że bronimy tego regionu,
ale na razie nie będziemy go przyłączać. Niechby potem Kijów się uspokoił,
Ukraina mogłaby wstąpić do Unii Europejskiej (gdzieś tak za 30 lat), a my bylibyśmy
wtedy przygotowani do rozmów o przyszłości półwyspu. Rozgrywając taki
scenariusz, zapewne uniknęlibyśmy sankcji…
Z gospodarczego punktu widzenia, nikt rzecz jasna nie robił żadnych
rachunków. Budżet Ukrainy na 2014 rok przewidywał dotacje dla Krymu w wysokości
300 mln dolarów. Dla Putina 300 mln, to tyle co wydatki na lody i kieszonkowe.
Ale po wkroczeniu Rosji suma 300 mln uległa zwiększeniu do 3 miliardów, a na
budowę mostu potrzeba będzie jeszcze dziesięć.
Paszynski:
Czy Rosja mogłaby uniknąć kryzysu gospodarczego, gdyby jej hipoteki nie
obciążyło przyłączenie Krymu. Gdyby jej sumienia nie obciążała interwencja
wojskowa na Ukrainie – to ona spowodowała nałożenie sankcji.
Inoziemcew:
Opracowując prognozę na rok 2014 pomyliłem się w kilku punktach. Przede
wszystkim w kwestii inflacji. Zakładałem, że będzie niska, wdawało mi się, iż
Putin, nawet bez ukraińskiej epopei, tak dokręci śrubę, iż przedsiębiorcy staną
się wrogiem klasowym, że ludzie będą masowo wywozić pieniądze za granicę.
Ucieczka kapitału musiałaby wpłynąć na
obniżenie kursu waluty. W tej sytuacji inflacja musiałaby spaść, jej zmniejszenie
byłoby skutkiem spadku popytu i pojawienia się problemu nie co i jak kupić, a
sprzedać. Stanęlibyśmy w obliczu nadmiaru towarów na rynku. Jeszcze przed kryzysem
ukraińskim myśl, iż nasza gospodarka gaśnie i nie może się rozwijać była dla
mnie oczywista, zwłaszcza w sytuacji, gdy przedsiębiorca jest wyrzutkiem i
potencjalnym przestępcą. Byłem pewien, że recesja jest nieunikniona.
670 miliardów dolarów.
Paszynski:
Najbardziej w rosyjskie przedsiębiorstwa uderzył zakaz udzielania im
kredytów za granicą?
Inoziemcew:
Niech pan przypomni sobie sytuację z początku roku. Zaraz po aneksji
Krymu ludzie pobiegli do punktów wymiany waluty, obawiali się, że kursy
wzrosną. Niech pan ściągnie ich wykres z tego okresu, na nim zobaczy pan na
początku gwałtowny skok, a potem po miesiącu powrót na dawny poziom. Społeczeństwo
w panice zaniosło ruble i skupiło maksimum 5-10 mld dolarów. A potem zabrakło rubli
na wymianę, panika zgasła, wtedy jeszcze nie było sankcji. Ale gdy tylko je
wprowadzono, po dolary pobiegli nie obywatele, a oligarchowie i korporacje
państwowe, oni rozumieli, że czeka ich spłata zachodnich długów. Przyjaciele
Putina pójdą do niego i dostaną pieniądze z Funduszu Narodowego Dobrobytu, tak
robi to na przykład Igor Sieczin. Ale wielu ludzie nie ma takich możliwości,
ale oni tez musza gdzieś kupić dolary, żeby zwrócić swoje długi. W tej sytuacji
głównym nabywca dolarów stały się przedsiębiorstwa i korporacje. Sektor
prywatny jest zadłużony na zachodzie na 670 miliardów dolarów, to jest poważna
historia. Popyt społeczeństwa na walutę nigdy nie zbliży się do podobnego
poziomu, ludzie nie mają aż tylu rubli. Teraz mamy problem nie do
przezwyciężenia, bo kiedy firmy ruszają na zakupy nie 10 miliardów, a 20, 30 ,
a nawet 40, to skutki dla rynku finansowego są już innego rodzaju. Im bardziej
podnosił się kurs, tym bardziej korporacje spieszyły się, by kupić dolary, im
potrzebna jest poduszka bezpieczeństwa. W minionych latach rosyjskie
przedsiębiorstwa nie zwracały ok. 80% długów, na ich spłatę zaciągały nowe. Obecnie
refinansowanie nie jest możliwe. Pieniądze jednak trzeba oddawać, w innym
wypadku można w oczach zachodniego biznesu stać się wyrzutkiem. Wzrost kursu
jest skutkiem sankcji, ropa naftowa to inna historia. Warto zauważyć, że
istotny spadek cen zaczął się miesiąc-dwa temu.
Im większa inflacja, tym tańszy rubel
Paszynski:
Co oznacza dla prostych obywateli spadek cen na ropę naftową?
Inoziemcew:
Jeśli cena zatrzyma się na poziomie 70 dolarów za baryłkę, nasz eksport
może zmniejszyć się o 35%. Dochody budżetu wyrażone w dolarach spadną o 40%,
konsumpcja zmniejszy się o 20%. Wysoki kurs waluty oznacza, iż wzrosną rublowe
dochody obywateli, więc rząd będzie powtarzał, iż „życie stało się lepsze i
weselsze”. Ale siła nabywcza wypłat poważnie spadnie. Będziemy świadkami
znacznego obniżenia się poziomu życia.
Ludzie o wiele wcześniej powinni byli pomyśleć o zakupie dolarów i
euro. Mówiłem o tym jeszcze w kwietniu. Teraz, obserwując prowadzoną obecnie przez nas
politykę, nie widzę szans na umocnienie rubla. Inflacja będzie tylko
przyspieszać spychając rubla w dół. Półtora miesiąca temu napisałem felieton
dla magazynu „Snob”, uprzedzałem w nim, ze nasza dewaluacja nie będzie taka jak
w Kazachstanie, a taka jak w Białorusi. Zacznie funkcjonować samonapędzający się mechanizm, im większa
inflacja tym większy spadek kursu.
Paszynski:
Na ile wzrost kursu walut zagranicznych wpłynie na ceny towarów
nabywane przez konsumentów?
Inoziemcew:
Importujemy mniej więcej ok. 40% produktów rolniczych, 50% towarów
konsumpcyjnych i 70% lekarstw. Oprócz tego ludzie przez ostatnie lata nauczyli
się wyceniać usługi i towary w dolarach i euro. Przypuśćmy, przychodzi pan do
restauracji, zamawia danie za 800 rubli, w Europie kosztuje ono tyle samo – 20
euro. Za kilka miesięcy cena się zmieni, wyniesie 1300 rubli, wystarczy
policzyć, iż przy nowym kursie to będzie także 20 euro. Pamiętając o cenach
europejskich da się zamówić tę potrawę, ludzie we wzroście ceny nie zobaczą niesprawiedliwości.
Rzecz jasna z tej sytuacji skorzystają także nasi producenci, podciągną
ceny do poziomu droższego importu.
Ropa i benzyna
Paszynski:
A co się będzie działo z benzyną? Dlaczego tanieje ropa naftowa, a
benzyna nie?
Inoziemcew:
W Rosji cena benzyny nie reaguje na zmiany na rynku ropy naftowej. Tak
się dzieje tylko w USA, tam ropa i benzyna są zwykłymi towarami. Nich pan sobie
wyobrazi, tanieją kartofle, w ślad za nimi tanieją chipsy. Tak powinno być z
ropą i benzyną. W Ameryce nie ma ani jednego stanu, w którym jedna kompania
kontrolowałaby chociaż 30 procent stacji benzynowych. W kraju działa 50 firm
naftowych. Dlatego, kiedy zmieniają się warunki, na końcu tego konkurencyjnego
łańcucha spadają, lub rosną ceny. A w Rosji, w Europie benzyna jest głównym
źródłem podatków. W cenie benzyny w Rosji – 80% - 82% stanowią podatki. Jeśli
cena ropy na rynku naftowym spada, korporacje paliwowe mogą zmniejszyć cenę
benzyny tylko odrobinę, ich kompetencja to 18-20% ceny całkowitej. Finalny
skutek będzie nieznaczny. A jeszcze w naszych warunkach, jeśli przedsiębiorstwa
przestają zarabiać na marży na rynku zewnętrznym, szukają zysku na rynku
wewnętrznym. No i państwo zawsze chce jak najwięcej podatków.
Paszynski:
Zmiany cen na rynku naftowym są rezultatem jakichś procesów o charakterze
racjonalnym, czy raczej zakulisowych
ustaleń zainteresowanych stron? Innymi słowy, czy widzi Pan tu miejsce dla
polityki?
Inoziemcew:
Polityki czystej tu niewiele. Mają miejsce jakieś zakulisowe intrygi
rozgrywane przez rządy państw Bliskiego Wschodu. Im zależy na przyhamowaniu
wydobycia ropy z łupków w Stanach Zjednoczonych, na wstrzymaniu alternatywnych
projektów w Europie. W takich wypadkach bywa, iż ceny obniża się sztucznie, a
potem czeka się aż podniecenie wokół łupków i wiatraków ucichnie. Jeśli się
uda, potem można znów wrócić do cen na starym poziomie.
Ale przede wszystkim cena ropy zależy od sytuacji na rynku. Tu nie ma
żadnego spisku światowego. Ani Ameryka, ani Arabia Saudyjska nie zamierzają
rzucać Rosji na kolana, świadomie obniżając ceny. Mamy do czynienia z procesami
o czysto rynkowym charakterze. W końcu przyszłego roku cena ropy naftowej może
wrócić na stary poziom, ok. 100 dol. z baryłkę.
Pomnik dla George’a Busha
Paszynski:
Sytuacja na Ukrainie ma jakiś wpływ na rynek ropy?
Inoziemcew:
W żadnym wypadku. Ropa jest towarem podlegającym gigantycznym
spekulacjom na rynkach surowcowych. Handel ropą, spośród wszystkich surowców,
osiąga największe obroty. Zanim baryłka ropy dostarczona jest konkretnemu
klientowi, bywa iż kontrakt na nią przechodzi z rąk do rąk ok. 19 razy. Wartość
rzeczywistych dostaw wynosi zaledwie 4% wartości handlu. Właśnie obserwujemy ,jak
cena naftowych futures poddawana jest weryfikacji.
Udział Rosji w eksporcie ropy jest znaczny, to ok. 10% światowego
eksportu. Ale obecnie europejczycy zaprzestali dostaw sprzętu wydobywczego. To
oznacza, iż w przyszłości przedsiębiorstwa rosyjskie ograniczą wydobycie i ceny
powinny ruszyć w górę. W rzeczywistości jednak zachowują się odwrotnie,
spadają… W istocie wypychanie Rosji z rynku powinno skutkować wzrostem cen, ale
obserwujemy teraz zjawisko odwrotne. Dlatego nie ma żadnego związku między
kryzysem ukraińskim, a procesem spadku cen na ropę.
Nie wierzę też w spiski. Kiedy w 2003 roku Amerykanie weszli do Iraku,
wielu rosyjskich analityków zaniepokoiło
się, iż czeka nas teraz powódź naftowa i nieuchronny spadek cen. A ja
powtarzałem wtedy, że dojdzie do paraliżu kraju, wydobycie spadnie, będą płonąć
szyby. I taki scenariusz miał miejsce. Amerykańska awantura w Iraku po raz
pierwszy doprowadziła do znacznego podniesienia ceny rosyjskiej ropy na
początku lat dwutysięcznych. Tak w ogóle powinniśmy postawić pomnik
prezydentowi Bushowi, za to, że tam polazł. Pod wieloma względami, ta właśnie
operacja stała się źródłem naszego dobrobytu, Aż do kryzysowego roku 2008.
Jeden z szybów wydobywczych korporacji Gazprom-Nieft'. Rosyjskie firmy wydobywcze dadzą sobie radę, nawet gdy na rynku utrwali się niższa cena ropy. |
Paszynski:
Więc od czego w końcu zależą ceny na ropę?
Inoziemcew:
Od oczekiwań i spekulacji. Wie pan, zupełnie nie rozumiem, dlaczego
nasz rząd i społeczeństwo nie mogą trochę poczekać i powstrzymać się od
lamentowania, „ach, co to będzie, kiedy ropa spadnie do 60, albo 40 dolarów?”
Nam będzie odpowiadać dowolna cena zaaprobowana przez rynek.
Paszynski:
Dowolna? Nie ma jakiegoś krytycznego poziomu z punktu widzenia
rosyjskiej gospodarki?
Inoziemcew:
Po pierwsze, zajmijmy się kwestią długotrwałości cen na określonym
poziomie. W 2009 roku ropa spadła do 36 dolarów, a potem znów wzrosła do 100.
Także cena 40 dolarów będzie w porządku, pod warunkiem, ze nie utrzyma się zbyt
długo. Jeśli na długo, to i z ceną 60 dol. będziemy mieli problemy. Po drugie,
czym jest ekonomika? Nasze przedsiębiorstwa wydobywcze mogą funkcjonować i
osiągać dobre wyniki nawet przy niższych cenach. Problem nie w „ekonomice”, a w
budżecie. Z tego punktu widzenia będzie trudno o zachowanie równowagi, zwłaszcza
jeśli będziemy realizować programy socjalne obiecane uroczyście przez Putina.
Rządzą nami nieudacznicy
Przyzwyczailiśmy się do myśli,
że ekonomika i budżet to właściwie to samo. Ale ekonomika w Rosji funkcjonowała
i przy cenie 15 dolarów za baryłkę, i wówczas, gdy państwo nie było w stanie
regulować swoich zobowiązań, przeżyliśmy na prawdę wiele. Jeśli utrzymane zostaną niskie ceny na ropę,
znacząco spadnie konsumpcja, ludzie nauczą się oszczędzać, zmniejszą się inwestycje,
zbankrutuje wiele banków i developerów. Ale to nie będzie jakiś rozpad, a
jedynie proces adaptacji do nowych warunków. Nie sądzę, by czekała nas wielka
katastrofa. Tempo rozwoju PKB od dawna ulegało spowolnieniu, zaczęło się na
długo przed historią z Ukrainą i sankcjami. To zjawisko widzieliśmy już w
momencie przyjścia Putina na trzecią kadencję. Władza podjęła określony wybór,
woli szkodzić i paraliżować gospodarkę, gwarantując wysoki poziom życia
prokuratorom i ludziom z resortów siłowych.
A już zupełnie inna historia związana jest z tym, iż zarządzają nami
nieudacznicy. Główne niebezpieczeństwo dla Rosji wynika z tego, iż nasza klasa
rządząca nie osiągnęła odpowiedniego poziomu. Proszę bardzo, Bank Centralny publikując
nowa strategię polityki pieniężno- kredytowej, wskazał iż cena ropy może spaść
do 60 dolarów. Na ten scenariusz poświęcono 3 strony. Ale jeśli ropa rzeczywiście
będzie kosztować 60 dolarów, powinniśmy mieć gotowy plan, co trzeba zamknąć, co
zredukować, co zamrozić. Zamiast tego usłyszymy jednak z ekranów naszych
telewizorów, że to wredni Amerykanie by zrobić nam na złość, sprowokowali
spadek cen, i że w tych warunkach
powinniśmy jeszcze silniej skupić się wokół prezydenta. Ale tym razem, mam
wrażenie, te zaklęcia już nie pomogą.
Tłum.: ZDZ
Oryginał ukazał się na portalu
colta.ru:
.
*Władisław Inoziemcew (ur. 1968), wybitny rosyjski ekonomista,
socjolog, polityk o demokratycznej orientacji. Dyrektor Centrum Badań Społeczeństwa
Postindustrialnego. Redaktor naczelny pisma „Swobodnaja Mysl”. Jest autorem
kilkuset opublikowanych w Rosji i za granicą prac naukowych i publicystycznych.
Ma na koncie 15 monografii. Jest członkiem Rady Naukowej i Prezydium Rosyjskiej
Rady do Spraw Zagranicznych.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz