środa, 3 grudnia 2014

„Gospodarka Noworosji” – co to takiego?


Wiele fabryk i kopalń wstrzymało produkcję. Nie działają banki. Po emerytury i świadczenia ludzie wyjeżdżają na tereny kontrolowane przez legalne władze Ukrainy. Większość towarów do miejscowych sklepów i na bazary dociera z Rosji. Reguły prowadzenia interesów ustalają komendanci formacji separatystycznych. W gospodarce zapanował chaos. Maksym Butczenko opisuje dramat na wschodzie Ukrainy.


 

Autor: Maksym Butczenko





Każdego ranka na targu w mieście Roweńki między rzędami sprzedawców przechadza się troje umundurowanych ludzi. Jeden z nich przewiesił przez ramię kałasznikowa, drugi jest uzbrojony w pistolet, a trzeci – jasnowłosa kobieta – to ochotniczka, o niej wiadomo tylko tyle, że ma na imię Oksana. Ludzie ci stanowią tymczasową administrację targu. Bazar należał wcześniej do osoby prywatnej. Właściciel uciekł jednak po referendum w sprawie niepodległości Ługańskiej Republiki Ludowej. Wtedy rynkiem zaczęli administrować miejscowi rebelianci. Ich zadanie jest proste: pilnują, by sprzedawcy nie dyktowali wysokich cen.



Zamknięcie ukraińskich banków na terenach kontrolowanych przez separatystów
uderzyło w miejscową gospodarkę i mieszkańców. 


Podobne ręczne zarządzanie ma miejsce prawie we wszystkich miastach na terenie samozwańczych republik. Ukraińskie banki – zarówno państwowe, jak i prywatne – przerwały działalność w DRL i LRL na początku lata. Przyczyną było niepodporządkowanie się tych terytoriów ukraińskim przepisom, coraz częstsze napady na przewożących pieniądze konwojentów, a także zakłócanie prac oddziałów bankowych przez uzbrojonych ludzi.

Ostatnie wydarzenia zmieniły tutejszy krajobraz gospodarczy. Znaczna część biznesmenów opuściła okupowane terytoria. Ci, którzy zdecydowali się pozostać, zostali postawieni przed wyborem: albo będą płacić podatki do budżetu republik, albo grozić im będzie likwidacja. Tutejszy krajobraz gospodarczy charakteryzują dwa ważne szczegóły: zamknięto większość dużych przedsiębiorstw przemysłowych oraz upaństwowiono znaczną część sklepów, centrów handlowych, a nawet fabryk. Tę operację przeprowadzono w stylu z 1917 roku.

Środowisko biznesowe w LRL i DRL porównać można do ledwie parującego kotła, ogień pod nim już dawno zgasł. Jego zawartość pozostaje jeszcze co prawda ciepła, ale jak długo utrzyma tę temperaturę? Ekonomiści przewidują, że od kilku miesięcy do pół roku. Mimo oczywistych problemów, miejscowa ludność nie stara się poznać dokładniej prawdy na temat obecnych wydarzeń i w dalszym ciągu wierzy w świetlane perspektywy gospodarcze Noworosji.

Podatki albo życie

Po upadku banków  w Donbasie zaprzestał działalności Urząd Podatkowy Ukrainy, regionalny Skarb Państwa, oddziały Funduszu Emerytalnego oraz instytucje opieki społecznej. W tym samym czasie główne stery władzy w miastach przejęli miejscowi komendanci wojskowi. Są zazwyczaj przedstawicielami klasy robotniczej – w Stachanowie na przykład na tym stanowisko znalazł się murarz Pawieł Driemow, a w Roweńkach spawacz Igor Kulkin. Warto dodać, że u władzy pozostali również dotychczasowi merowie, ale pozbawiono ich realnego wpływu na życie swoich miejscowości.

Drobni przedsiębiorcy podlegają teraz nakazom komendantur, podatki ustalane są przez miejscowe władze złożone z rebeliantów. W Swierdłowsku na przykład wszyscy biznesmeni oraz osoby prawne zobowiązane są do przerejestrowania działalności. W poczekalni „Ludowego Urzędu Podatkowego” ludzie stoją w ogromnych kolejkach, miastowi nie chcą mieć problemów z nową władzą. 

Przerejestrowanie działalności jest płatne – koszt zaświadczenia wynosi 100 hrywien (22 złote), jednocześnie należy uiścić opłatę w wysokości 200 hrywien za patent na prowadzenie działalności gospodarczej. Pobierany jest także podatek gruntowy za ubiegły i bieżący rok. Wszystkie opłaty można uiścić wyłącznie gotówką.

Cechą charakterystyczną struktury LRL jest podział tego terytorium na kilka sfer wpływów. W Ługańsku (mimo istnienia kilku konkurujących ze sobą zgrupowań) dominującą rolę odgrywa Igor Płotnicki, lider republiki. Wpływy na południu Ługańszczyzny podzielili między sobą ataman Wojska Dońskiego Nikołaj Kozicyn, miejscowe formacje rebeliantów oraz, jak twierdzą miejscowi, rosyjskie wojsko. W Ałczewsku pełnię władzy i wpływów posiada Aleksiej Mozgowoj, komendant batalionu „Prizrak”. I tak dalej. Panuje dość znaczne rozdrobnienie, dlatego też warunki stawiane przedsiębiorcom są różne w zależności od regionu. Większość opłat trafia do kieszeni merów ludowych i komendantów, część zasila budżet centralny republiki. Choć to akurat ciężko jest sprawdzić – oficjalnych informacji podatkowych nikt nie publikuje.

W Donieckiej Republice Ludowej struktura finansowania jest o wiele prostsza. Za cały system podatkowy odpowiada tak zwane ministerstwo dochodów i opłat. Osoby prawne zobowiązane są do odprowadzania podatku dochodowego w wysokości 20%, osoby fizyczne rozliczają się według dwóch stawek podatku dochodowego: 13% w przypadku dochodu niższego niż 10 tysięcy hrywien (2230 złotych) oraz 20%, jeśli dochód jest wyższy. Dla porównania przepisy Ukrainy przewidują podatek dochodowy na poziomie od 10 do 17% w zależności od kategorii i poziomu dochodu.

Dla części przedsiębiorców przepisy DRL przewidują ryczałt podatkowy: taksówkarze płacą 170 hrywien miesięcznie (38 złotych), kierowcy marszrutek – 500 hrywien miesięcznie (112 złotych), właściciele stoisk na bazarze – 150 hrywien (35 złotych). Opłata za wykorzystanie zasobów naturalnych wynosi po 10 tysięcy hrywien do budżetu miejscowego oraz centralnego.

W donieckim ministerstwie nie ukrywają, że za uchylanie się od płacenia podatków przewidziane są poważne kary – od grzywny do aresztu.

Problem polega jednak na tym, że tego typu metody nacisku działają tylko na drobnych przedsiębiorców. Wielcy biznesmeni zachowują się inaczej – należąca do miliardera Rinata Achmetowa firma DTEK, kontrolująca kilka wiodących przedsiębiorstw wydobywczych, poinformowała, iż w dalszym ciągu płaci podatki do budżetu Ukrainy. Niektóre pracujące w rejonie konfliktu kopalnie zwróciły się jednak do organów podatkowych z wnioskiem o odroczenie płatności w związku z trudną sytuacją finansową.

„W ciągu dziewięciu miesięcy 2014 roku przedsiębiorstwa położone w rejonie walk, mimo wszelkich trudności, zasiliły ukraińskie budżety wszystkich poziomów kwotą 3 miliardów hrywien z podatków” – mówi Marina Poliakowa z dyrekcji do spraw kontaktów zewnętrznych DTEK.

Były deputowany Partii Regionów Borys Kolesnikow dodaje, że wszystkie znane mu duże przedsiębiorstwa w dalszym ciągu płacą podatki do budżetu Kijowa, albo przynajmniej tak twierdzą.

Martwe rekiny biznesu

Równocześnie duża część przedsiębiorstw przemysłowych zaprzestała działalności. Przykładów nie trzeba szukać daleko. W Gorłówce jeszcze latem zamknięto oddział koncernu „Stirol”, największego na Ukrainie producenta nawozów mineralnych, jego właścicielem jest ukraiński miliarder Dmitrij Firtasz. Wszystkie zapasy środków chemicznych zostały wywiezione ze strefy działań wojennych, a produkcja została wstrzymana.

W równie nieciekawej sytuacji okazała się Ługańska Fabryka Budowy Maszyn. W ciągu ostatnich dwudziestu lat fabryka produkowała na rynek rosyjski, konstruując urządzenia dla takich dziedzin przemysłu, jak metalurgia (czarna, stali węglowej, metali kolorowych), przemysł koksochemiczny, energetyczny, budowlany, celulozowo-papierniczy oraz dla rolnictwa. Pod koniec sierpnia hale fabryczne zostały niemal całkowicie zniszczone w wyniku ostrzałów artyleryjskich. Kierownictwo przedsiębiorstwa zdecydowało o jego ewakuacji na teren Rosji – zakład będzie się teraz mieścił w 
Kamieńsku Szachtyńskim w obwodzie rostowskim.

W podobnej sytuacji znalazła się też Ługańska Fabryka Odlewniczo-Mechaniczna. Powstała ona w 1933 i przed konfliktem była jednym z wiodących przedsiębiorstw wytwarzających grzejniki żeliwne, kominy, technikę wojskową. Na początku działań wojennych fabryka wstrzymała produkcję. Później zniszczeniu uległa jej infrastruktura energetyczna. Niektóre budynki administracji spłonęły w czasie ostrzałów. Doniecka fabryka „Topaz” wytwarzała i opracowywała skomplikowane systemy  i wyroby radiotechniczne, a także elementy specjalnego przeznaczenia. Obecnie w fabryce trwa przestój, jej kierownictwo uciekło. Niektóre dane mówią o tym, iż w czerwcu przedstawiciele DRL wywieźli z terenu zakładu wszystkie maszyny, w tym kosztowne urządzenia zagłuszania sygnałów radiolokacyjnych „Mandat”. W halach fabrycznych „Topazu” widać jednak mimo wszystko oznaki życia – zaczęli tam koszarować separatyści.

Robotników przestał wzywać do pracy również Doniecki Zakład Metalurgiczny (DMZ), kontrolowany przez rosyjskiego przedsiębiorcę Wiktora Nusienkisa. Przyczyną przestoju jest uszkodzenie torów kolejowych, którymi dowożono surowce oraz wywożono gotowe produkty. W pierwszych dniach października kierownictwo zakładu dziarsko raportowało, że rozpoczął pracę piec nr 1, wyłączony z pracy ze względu na brak surowca. W ciągu dziewięciu miesięcy bieżącego roku DMZ wyprodukował 760 tysięcy ton żelaza – o 25,9% mniej w porównaniu z rokiem ubiegłym.


Na położony w pobliżu granicy rynek w Lugańsku obecnie trafiają
przede wszystkim towary z Rosji. 


Jak długo popracuje jeszcze ten zakład? Ukraiński ekonomista Aleksandr Żołud’ przekonany jest, że dni fabryki są policzone. Powody wyjaśnia następująco: metal to trudny produkt, w celu obcięcia kosztów transportowany tylko drogą morską. W przypadku transportu torami kolejowymi produkcja szybko staje się niedochodowa. Największa obecnie trudność polega na tym, że jedyny przydatny dla metalurgów port znajduje się w Mariupolu, kontrolowanym przez Kijów.

– Wróży to, delikatnie mówiąc, mgliste perspektywy dla przedsiębiorstw metalurgicznych, a właściwie stawia na nich krzyżyk ­– przekonany jest Żołud’.

Lista przedsiębiorstw, które z różnych przyczyn zaprzestały działalności, jest bardzo duża: Charcyzska Fabryka Rur, Jenakijewski Zakład Metalurgiczny, Donieckgormasz, Ałczewski Kombinat Metalurgiczny, przedsiębiorstwa DTEK – „Rowienkiantracit” i „Swierdłowantracit” (oba te przedsiębiorstwa wydobywcze składują produkcję w magazynach, dostawę węgla klientom uniemożliwiają uszkodzone tory kolejowe), kopalnia „Komsomolec Donbassa” (największa kopalnia Ukrainy, odpowiadająca za 8% krajowego wydobycia węgla).

Warto przypomnieć, iż wiele fabryk w Donbasie zapewniało egzystencję miastom, w których się znajdowały. Pracowała w nich większość mieszkańców, materialnie zależna od nich była większość dorosłej ludności danego terytorium.

– Nie chcę wdawać się w politykę, ale proszę tylko pomyśleć  – wielkie fabryki wstrzymają pracę, ludzie nie będą mieć pieniędzy. Znikną drobne przedsiębiorstwa, głównie ze sfery usługowej.  Nie będzie przecież nawet pieniędzy na chleb, a co dopiero na bilet do kina. Mniej przedsiębiorstw to mniej podatków. Oznacza to, że miejscowy budżet będzie zbyt mały. Gospodarka posypie się jak domek z kart – uważa Żołud’.

Czy da się przetrwać?

Ludność LRL i DRL, pozbawiona ukraińskich emerytur i zasiłków społecznych ze względu na paraliż systemu bankowego, kombinuje jak może. Wielką popularność zyskała „turystyka ekonomiczna” – grupa ludzi zbiera karty bankowe górników i za prowizję w wysokości 200-400 hrywien pobiera ich wypłaty w znajdującym się pod kontrolą Kijowa obwodzie charkowskim, czyli tam, gdzie pracują banki.

Podobnie postępują emeryci. Jeżdżą do miast kontrolowanych przez Ukrainę, przerejestrowują swoje emerytury i zasiłki, i spokojnie wracają na terytorium samozwańczej republiki. Czasami również władze LRL i DRL podrzucają swoim obywatelom po 1,8 tysiąca hrywien, określając te wypłaty jako „emeryturę tymczasową”. Choć nie są prowadzone żadne statystyki, ilu ludziom ją wypłacono, to konsumenci wciąż dysponują pewną ilością gotówki. Dlatego też wciąż jeszcze działają drobni przedsiębiorcy – handlarze, małe sklepiki spożywcze. Znaczna część produktów sprzedawanych w DRL i LRL pochodzi z Rosji. W ten sposób stopniowo wypychane z rynku są towary ukraińskich wytwórców.

Ale i tutaj dysponować trzeba znajomościami z przedstawicielami republik. Praca w handlu jest możliwa, jeśli współpracuje się z obecną władzą. Za wynagrodzenie pieniężne władza gwarantuje ciągłość dostaw towarów i produkcji. Ci, którzy się sprzeciwiają, traktowani są zgodnie z prawami czasu wojny – rozmowa z nimi jest krótka. W Ługańsku tak potraktowano dużą ukraińską sieć handlową ATB. Znacjonalizowano, a mówiąc prościej skonfiskowano, należące do niej 25 sklepów i magazynów z towarami. Na ich podstawie stworzono nową sieć supermarketów, nazwaną „Narodnyj”. 

Anna Liczman, kierownik służby prasowej „ATB”, mówi, że towar dowożono prawdopodobnie z innych ograbionych magazynów albo wykorzystano to, co pozostało na  składach ATB.
Podobny los podzieliły dwa największe ługańskie centra handlowe „Atrium” oraz „Centralnyj”. Działalność wznowił za to w Ługańsku główny rynek – jego dotychczasowy właściciel zdołał  dogadać się z nową władzą.

W każdym niemal wypadku prowadzenie działalności gospodarczej możliwe jest, gdy znajdzie się wspólny język z miejscową formacją separatystów. W biznesie nie istnieją jednolite zasady gry. Chociaż ze strony DRL i LRL, od czasu do czasu, słychać komunikaty o stworzeniu wspólnego dla wszystkich „Banku Ludowego” czy Urzędu Podatkowego, to od zrealizowania tych koncepcji dzieli wszystkich jeszcze długa droga.

Ciężko przewidywać też, jaka będzie stabilność tych struktur, ponieważ warunki dla prowadzenia biznesu zmieniają się w zależności od miasta. Wciąż jest niejasne, czy praca systemowa jest tu w ogóle możliwa. Z LRL i DRL wyjechała co najmniej połowa przedsiębiorców i mówią o tym oni sami. Przyczyną był brak warunków do prowadzenia biznesu,  powrót do umów „na gębę” i prymitywnych relacji pieniężnych, imitujących grę rynkową.

To jednak nie koniec złych wieści dla republik. Rząd Ukrainy opracował strategię wymierzoną w „turystykę ekonomiczną”. Wszyscy, którzy nie zarejestrują się jako uchodźcy, nie będą otrzymywać emerytur i zasiłków, nawet jeśli przerejestrowali wcześniej swoje dokumenty. Oznacza to, że większość z czterech milionów mieszkańców tych terytoriów zostanie pozbawiona i tego złudnego poczucia stabilności finansowej.

Prezydent Petro Poroszenko podpisał dekret „O pilnych przedsięwzięciach w celu stabilizacji sytuacji na okupowanych terytoriach obwodu donieckiego i ługańskiego”. Jeden z punktów tego dekretu przewiduje zaprzestanie obsługiwania przez banki rachunków należących do ludności oraz podmiotów gospodarczych o dowolnej formie własności działających w rejonie „operacji antyterrorystycznej, w obwodzie donieckim i ługańskim”.

Oznacza to, że przedsiębiorstwa działające w LRL i DRL zostaną ostatecznie odcięte od pępowiny ukraińskiego systemu finansowego. Własnego systemu na tych terytoriach nie stworzono i wszyscy ci, którzy pragną dalej prowadzić biznes bądź otrzymywać świadczenia, będą zmuszeni do wyjazdu.

Żołud’ przypomina, iż podobny scenariusz rozpadu więzi między państwami poradzieckimi rozegrany został na początku lat dziewięćdziesiątych. Zamiast gospodarki ZSRR zaczęły funkcjonować gospodarki poszczególnych republik. Wtedy rozerwane zostały więzi między poszczególnymi przedsiębiorstwami. Skutkiem tego było zamykanie zakładów produkcyjnych i fabryk, wzrost bezrobocia oraz długi okres spadku poziomu życia.

Amerykański ekonomista Mancur Olson pisał, iż w warunkach zbliżonych do anarchii, niekontrolowana grabież ze strony konkurujących między sobą band niszczy bodźce do inwestowania i produkcji. I mieszkańcy i „bandyci” zostają pozbawieni wszystkiego. Z czasem jeden z bandytów zostaje mianowany „dyktatorem”. Sam  jedynowładczo monopolizuje i reguluje grabież ludności poprzez podatki. W rezultacie wszyscy na tym zyskują.

Dlatego samozwańcze republiki podążyć mogą jedną z trzech dróg. Pierwsza to powrót w skład gospodarki Ukrainy; jak widać, dzieje się jednak dokładnie na odwrót. Druga możliwość to pełna integracja z Rosją, ten wariant (z uwagi na konieczność dotowania regionu) jest jednak niekorzystny dla Kremla. I wreszcie trzecia droga: dyktatura proletariatu w swoim afrykańskim wariancie – z własnymi regułami, miejscowym kolorytem i prawem dla wybranych.

Wydarzeniom w Donbasie najbliżej do ostatniego wariantu. Rozpadowi ulegają wszelkie zasady prowadzenia biznesu, które jako tako przetrwały jeszcze od czasów Ukrainy. Noworosja wyrusza w swobodny rejs. Tylko morze pozostaje niespokojne i trzeba pokonywać potężne fale niestabilnej gospodarki.



Tłum.: T.Cz.







*Maksym Butczenko, publicysta ukraińskiego magazynu „Nowoje Wremia”. Wiele lat przepracował w Donbasie jako inżynier.






Artykuł ukazał się na portalu slon.ru:






Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz