Wiele fabryk i kopalń wstrzymało produkcję. Nie działają banki. Po emerytury i świadczenia ludzie wyjeżdżają na tereny kontrolowane przez legalne władze Ukrainy. Większość towarów do miejscowych sklepów i na bazary dociera z Rosji. Reguły prowadzenia interesów ustalają komendanci formacji separatystycznych. W gospodarce zapanował chaos. Maksym Butczenko opisuje dramat na wschodzie Ukrainy.
Autor: Maksym Butczenko
Każdego ranka na targu w mieście Roweńki między rzędami
sprzedawców przechadza się troje umundurowanych ludzi. Jeden z nich przewiesił
przez ramię kałasznikowa, drugi jest uzbrojony w pistolet, a trzeci –
jasnowłosa kobieta – to ochotniczka, o niej wiadomo tylko tyle, że ma na imię
Oksana. Ludzie ci stanowią tymczasową administrację targu. Bazar należał
wcześniej do osoby prywatnej. Właściciel uciekł jednak po referendum w sprawie
niepodległości Ługańskiej Republiki Ludowej. Wtedy rynkiem zaczęli administrować
miejscowi rebelianci. Ich zadanie jest proste: pilnują, by sprzedawcy nie
dyktowali wysokich cen.
Zamknięcie ukraińskich banków na terenach kontrolowanych przez separatystów uderzyło w miejscową gospodarkę i mieszkańców. |
Podobne ręczne zarządzanie ma miejsce prawie we wszystkich
miastach na terenie samozwańczych republik. Ukraińskie banki – zarówno
państwowe, jak i prywatne – przerwały działalność w DRL i LRL na początku lata.
Przyczyną było niepodporządkowanie się tych terytoriów ukraińskim przepisom,
coraz częstsze napady na przewożących pieniądze konwojentów, a także zakłócanie
prac oddziałów bankowych przez uzbrojonych ludzi.
Ostatnie wydarzenia zmieniły tutejszy krajobraz gospodarczy.
Znaczna część biznesmenów opuściła okupowane terytoria. Ci, którzy zdecydowali
się pozostać, zostali postawieni przed wyborem: albo będą płacić podatki do
budżetu republik, albo grozić im będzie likwidacja. Tutejszy krajobraz
gospodarczy charakteryzują dwa ważne szczegóły: zamknięto większość dużych
przedsiębiorstw przemysłowych oraz upaństwowiono znaczną część sklepów, centrów
handlowych, a nawet fabryk. Tę operację przeprowadzono w stylu z 1917 roku.
Środowisko biznesowe w LRL i DRL porównać można do ledwie
parującego kotła, ogień pod nim już dawno zgasł. Jego zawartość pozostaje jeszcze
co prawda ciepła, ale jak długo utrzyma tę temperaturę? Ekonomiści przewidują,
że od kilku miesięcy do pół roku. Mimo oczywistych problemów, miejscowa ludność
nie stara się poznać dokładniej prawdy na temat obecnych wydarzeń i w dalszym
ciągu wierzy w świetlane perspektywy gospodarcze Noworosji.
Podatki albo życie
Po upadku banków w
Donbasie zaprzestał działalności Urząd Podatkowy Ukrainy, regionalny Skarb
Państwa, oddziały Funduszu Emerytalnego oraz instytucje opieki społecznej. W
tym samym czasie główne stery władzy w miastach przejęli miejscowi komendanci
wojskowi. Są zazwyczaj przedstawicielami klasy robotniczej – w Stachanowie na
przykład na tym stanowisko znalazł się murarz Pawieł Driemow, a w Roweńkach
spawacz Igor Kulkin. Warto dodać, że u władzy pozostali również dotychczasowi
merowie, ale pozbawiono ich realnego wpływu na życie swoich miejscowości.
Drobni przedsiębiorcy podlegają teraz nakazom komendantur,
podatki ustalane są przez miejscowe władze złożone z rebeliantów. W Swierdłowsku
na przykład wszyscy biznesmeni oraz osoby prawne zobowiązane są do
przerejestrowania działalności. W poczekalni „Ludowego Urzędu Podatkowego”
ludzie stoją w ogromnych kolejkach, miastowi nie chcą mieć problemów z nową
władzą.
Przerejestrowanie działalności jest płatne – koszt zaświadczenia wynosi
100 hrywien (22 złote), jednocześnie należy uiścić opłatę w wysokości 200
hrywien za patent na prowadzenie działalności gospodarczej. Pobierany jest
także podatek gruntowy za ubiegły i bieżący rok. Wszystkie opłaty można uiścić
wyłącznie gotówką.
Cechą charakterystyczną struktury LRL jest podział tego
terytorium na kilka sfer wpływów. W Ługańsku (mimo istnienia kilku
konkurujących ze sobą zgrupowań) dominującą rolę odgrywa Igor Płotnicki, lider
republiki. Wpływy na południu Ługańszczyzny podzielili między sobą ataman
Wojska Dońskiego Nikołaj Kozicyn, miejscowe formacje rebeliantów oraz, jak
twierdzą miejscowi, rosyjskie wojsko. W Ałczewsku pełnię władzy i wpływów
posiada Aleksiej Mozgowoj, komendant batalionu „Prizrak”. I tak dalej. Panuje
dość znaczne rozdrobnienie, dlatego też warunki stawiane przedsiębiorcom są
różne w zależności od regionu. Większość opłat trafia do kieszeni merów
ludowych i komendantów, część zasila budżet centralny republiki. Choć to akurat
ciężko jest sprawdzić – oficjalnych informacji podatkowych nikt nie publikuje.
W Donieckiej Republice Ludowej struktura finansowania jest o
wiele prostsza. Za cały system podatkowy odpowiada tak zwane ministerstwo
dochodów i opłat. Osoby prawne zobowiązane są do odprowadzania podatku
dochodowego w wysokości 20%, osoby fizyczne rozliczają się według dwóch stawek
podatku dochodowego: 13% w przypadku dochodu niższego niż 10 tysięcy hrywien
(2230 złotych) oraz 20%, jeśli dochód jest wyższy. Dla porównania przepisy
Ukrainy przewidują podatek dochodowy na poziomie od 10 do 17% w zależności od
kategorii i poziomu dochodu.
Dla części przedsiębiorców przepisy DRL przewidują ryczałt
podatkowy: taksówkarze płacą 170 hrywien miesięcznie (38 złotych), kierowcy
marszrutek – 500 hrywien miesięcznie (112 złotych), właściciele stoisk na
bazarze – 150 hrywien (35 złotych). Opłata za wykorzystanie zasobów naturalnych
wynosi po 10 tysięcy hrywien do budżetu miejscowego oraz centralnego.
W donieckim ministerstwie nie ukrywają, że za uchylanie się
od płacenia podatków przewidziane są poważne kary – od grzywny do aresztu.
Problem polega jednak na tym, że tego typu metody nacisku
działają tylko na drobnych przedsiębiorców. Wielcy biznesmeni zachowują się
inaczej – należąca do miliardera Rinata Achmetowa firma DTEK, kontrolująca
kilka wiodących przedsiębiorstw wydobywczych, poinformowała, iż w dalszym ciągu
płaci podatki do budżetu Ukrainy. Niektóre pracujące w rejonie konfliktu
kopalnie zwróciły się jednak do organów podatkowych z wnioskiem o odroczenie
płatności w związku z trudną sytuacją finansową.
„W ciągu dziewięciu miesięcy 2014 roku przedsiębiorstwa
położone w rejonie walk, mimo wszelkich trudności, zasiliły ukraińskie budżety
wszystkich poziomów kwotą 3 miliardów hrywien z podatków” – mówi Marina
Poliakowa z dyrekcji do spraw kontaktów zewnętrznych DTEK.
Były deputowany Partii Regionów Borys Kolesnikow dodaje, że
wszystkie znane mu duże przedsiębiorstwa w dalszym ciągu płacą podatki do
budżetu Kijowa, albo przynajmniej tak twierdzą.
Martwe rekiny biznesu
Równocześnie duża część przedsiębiorstw przemysłowych
zaprzestała działalności. Przykładów nie trzeba szukać daleko. W Gorłówce
jeszcze latem zamknięto oddział koncernu „Stirol”, największego na Ukrainie
producenta nawozów mineralnych, jego właścicielem jest ukraiński miliarder
Dmitrij Firtasz. Wszystkie zapasy środków chemicznych zostały wywiezione ze
strefy działań wojennych, a produkcja została wstrzymana.
W równie nieciekawej sytuacji okazała się Ługańska Fabryka
Budowy Maszyn. W ciągu ostatnich dwudziestu lat fabryka produkowała na rynek
rosyjski, konstruując urządzenia dla takich dziedzin przemysłu, jak metalurgia
(czarna, stali węglowej, metali kolorowych), przemysł koksochemiczny,
energetyczny, budowlany, celulozowo-papierniczy oraz dla rolnictwa. Pod koniec
sierpnia hale fabryczne zostały niemal całkowicie zniszczone w wyniku ostrzałów
artyleryjskich. Kierownictwo przedsiębiorstwa zdecydowało o jego ewakuacji na
teren Rosji – zakład będzie się teraz mieścił w
Kamieńsku Szachtyńskim w
obwodzie rostowskim.
W podobnej sytuacji znalazła się też Ługańska Fabryka
Odlewniczo-Mechaniczna. Powstała ona w 1933 i przed konfliktem była jednym z
wiodących przedsiębiorstw wytwarzających grzejniki żeliwne, kominy, technikę
wojskową. Na początku działań wojennych fabryka wstrzymała produkcję. Później
zniszczeniu uległa jej infrastruktura energetyczna. Niektóre budynki
administracji spłonęły w czasie ostrzałów. Doniecka fabryka „Topaz” wytwarzała
i opracowywała skomplikowane systemy i
wyroby radiotechniczne, a także elementy specjalnego przeznaczenia. Obecnie w
fabryce trwa przestój, jej kierownictwo uciekło. Niektóre dane mówią o tym, iż
w czerwcu przedstawiciele DRL wywieźli z terenu zakładu wszystkie maszyny, w
tym kosztowne urządzenia zagłuszania sygnałów radiolokacyjnych „Mandat”. W
halach fabrycznych „Topazu” widać jednak mimo wszystko oznaki życia – zaczęli
tam koszarować separatyści.
Robotników przestał wzywać do pracy również Doniecki Zakład
Metalurgiczny (DMZ), kontrolowany przez rosyjskiego przedsiębiorcę Wiktora
Nusienkisa. Przyczyną przestoju jest uszkodzenie torów kolejowych, którymi
dowożono surowce oraz wywożono gotowe produkty. W pierwszych dniach
października kierownictwo zakładu dziarsko raportowało, że rozpoczął pracę piec
nr 1, wyłączony z pracy ze względu na brak surowca. W ciągu dziewięciu miesięcy
bieżącego roku DMZ wyprodukował 760 tysięcy ton żelaza – o 25,9% mniej w porównaniu
z rokiem ubiegłym.
Na położony w pobliżu granicy rynek w Lugańsku obecnie trafiają przede wszystkim towary z Rosji. |
Jak długo popracuje jeszcze ten zakład? Ukraiński ekonomista
Aleksandr Żołud’ przekonany jest, że dni fabryki są policzone. Powody wyjaśnia
następująco: metal to trudny produkt, w celu obcięcia kosztów transportowany
tylko drogą morską. W przypadku transportu torami kolejowymi produkcja szybko
staje się niedochodowa. Największa obecnie trudność polega na tym, że jedyny przydatny
dla metalurgów port znajduje się w Mariupolu, kontrolowanym przez Kijów.
– Wróży to, delikatnie mówiąc, mgliste perspektywy dla
przedsiębiorstw metalurgicznych, a właściwie stawia na nich krzyżyk –
przekonany jest Żołud’.
Lista przedsiębiorstw, które z różnych przyczyn zaprzestały
działalności, jest bardzo duża: Charcyzska Fabryka Rur, Jenakijewski Zakład
Metalurgiczny, Donieckgormasz, Ałczewski Kombinat Metalurgiczny,
przedsiębiorstwa DTEK – „Rowienkiantracit” i „Swierdłowantracit” (oba te
przedsiębiorstwa wydobywcze składują produkcję w magazynach, dostawę węgla
klientom uniemożliwiają uszkodzone tory kolejowe), kopalnia „Komsomolec
Donbassa” (największa kopalnia Ukrainy, odpowiadająca za 8% krajowego wydobycia
węgla).
Warto przypomnieć, iż wiele fabryk w Donbasie zapewniało egzystencję
miastom, w których się znajdowały. Pracowała w nich większość mieszkańców,
materialnie zależna od nich była większość dorosłej ludności danego terytorium.
– Nie chcę wdawać się w politykę, ale proszę tylko
pomyśleć – wielkie fabryki wstrzymają
pracę, ludzie nie będą mieć pieniędzy. Znikną drobne przedsiębiorstwa, głównie
ze sfery usługowej. Nie będzie przecież
nawet pieniędzy na chleb, a co dopiero na bilet do kina. Mniej przedsiębiorstw
to mniej podatków. Oznacza to, że miejscowy budżet będzie zbyt mały. Gospodarka
posypie się jak domek z kart – uważa Żołud’.
Czy da się przetrwać?
Ludność LRL i DRL, pozbawiona ukraińskich emerytur i
zasiłków społecznych ze względu na paraliż systemu bankowego, kombinuje jak
może. Wielką popularność zyskała „turystyka ekonomiczna” – grupa ludzi zbiera
karty bankowe górników i za prowizję w wysokości 200-400 hrywien pobiera ich
wypłaty w znajdującym się pod kontrolą Kijowa obwodzie charkowskim, czyli tam,
gdzie pracują banki.
Podobnie postępują emeryci. Jeżdżą do miast kontrolowanych
przez Ukrainę, przerejestrowują swoje emerytury i zasiłki, i spokojnie wracają
na terytorium samozwańczej republiki. Czasami również władze LRL i DRL
podrzucają swoim obywatelom po 1,8 tysiąca hrywien, określając te wypłaty jako „emeryturę
tymczasową”. Choć nie są prowadzone żadne statystyki, ilu ludziom ją wypłacono,
to konsumenci wciąż dysponują pewną ilością gotówki. Dlatego też wciąż jeszcze
działają drobni przedsiębiorcy – handlarze, małe sklepiki spożywcze. Znaczna
część produktów sprzedawanych w DRL i LRL pochodzi z Rosji. W ten sposób
stopniowo wypychane z rynku są towary ukraińskich wytwórców.
Ale i tutaj dysponować trzeba znajomościami z
przedstawicielami republik. Praca w handlu jest możliwa, jeśli współpracuje się
z obecną władzą. Za wynagrodzenie pieniężne władza gwarantuje ciągłość dostaw
towarów i produkcji. Ci, którzy się sprzeciwiają, traktowani są zgodnie z
prawami czasu wojny – rozmowa z nimi jest krótka. W Ługańsku tak potraktowano dużą
ukraińską sieć handlową ATB. Znacjonalizowano, a mówiąc prościej skonfiskowano,
należące do niej 25 sklepów i magazynów z towarami. Na ich podstawie stworzono
nową sieć supermarketów, nazwaną „Narodnyj”.
Anna Liczman, kierownik służby
prasowej „ATB”, mówi, że towar dowożono prawdopodobnie z innych ograbionych
magazynów albo wykorzystano to, co pozostało na
składach ATB.
Podobny los podzieliły dwa największe ługańskie centra
handlowe „Atrium” oraz „Centralnyj”. Działalność wznowił za to w Ługańsku
główny rynek – jego dotychczasowy właściciel zdołał dogadać się z nową władzą.
W każdym niemal wypadku prowadzenie działalności gospodarczej
możliwe jest, gdy znajdzie się wspólny język z miejscową formacją separatystów.
W biznesie nie istnieją jednolite zasady gry. Chociaż ze strony DRL i LRL, od
czasu do czasu, słychać komunikaty o stworzeniu wspólnego dla wszystkich „Banku
Ludowego” czy Urzędu Podatkowego, to od zrealizowania tych koncepcji dzieli
wszystkich jeszcze długa droga.
Ciężko przewidywać też, jaka będzie stabilność tych
struktur, ponieważ warunki dla prowadzenia biznesu zmieniają się w zależności
od miasta. Wciąż jest niejasne, czy praca systemowa jest tu w ogóle możliwa. Z LRL
i DRL wyjechała co najmniej połowa przedsiębiorców i mówią o tym oni sami. Przyczyną był brak warunków do prowadzenia biznesu, powrót do umów „na gębę” i prymitywnych
relacji pieniężnych, imitujących grę rynkową.
To jednak nie koniec złych wieści dla republik. Rząd Ukrainy
opracował strategię wymierzoną w „turystykę ekonomiczną”. Wszyscy, którzy nie
zarejestrują się jako uchodźcy, nie będą otrzymywać emerytur i zasiłków, nawet
jeśli przerejestrowali wcześniej swoje dokumenty. Oznacza to, że większość z
czterech milionów mieszkańców tych terytoriów zostanie pozbawiona i tego
złudnego poczucia stabilności finansowej.
Prezydent Petro Poroszenko podpisał dekret „O pilnych
przedsięwzięciach w celu stabilizacji sytuacji na okupowanych terytoriach
obwodu donieckiego i ługańskiego”. Jeden z punktów tego dekretu przewiduje
zaprzestanie obsługiwania przez banki rachunków należących do ludności oraz
podmiotów gospodarczych o dowolnej formie własności działających w rejonie
„operacji antyterrorystycznej, w obwodzie donieckim i ługańskim”.
Oznacza to, że przedsiębiorstwa działające w LRL i DRL zostaną
ostatecznie odcięte od pępowiny ukraińskiego systemu finansowego. Własnego
systemu na tych terytoriach nie stworzono i wszyscy ci, którzy pragną dalej
prowadzić biznes bądź otrzymywać świadczenia, będą zmuszeni do wyjazdu.
Żołud’ przypomina, iż podobny scenariusz rozpadu więzi między państwami poradzieckimi rozegrany został na początku lat dziewięćdziesiątych. Zamiast gospodarki ZSRR zaczęły funkcjonować gospodarki poszczególnych republik. Wtedy rozerwane zostały więzi między poszczególnymi przedsiębiorstwami. Skutkiem tego było zamykanie zakładów produkcyjnych i fabryk, wzrost bezrobocia oraz długi okres spadku poziomu życia.
Amerykański ekonomista Mancur Olson pisał, iż w warunkach
zbliżonych do anarchii, niekontrolowana
grabież ze strony konkurujących między sobą band niszczy bodźce do inwestowania
i produkcji. I mieszkańcy i „bandyci” zostają pozbawieni wszystkiego. Z czasem jeden
z bandytów zostaje mianowany „dyktatorem”. Sam
jedynowładczo monopolizuje i reguluje grabież ludności poprzez podatki.
W rezultacie wszyscy na tym zyskują.
Dlatego samozwańcze republiki podążyć mogą jedną z trzech
dróg. Pierwsza to powrót w skład gospodarki Ukrainy; jak widać, dzieje się
jednak dokładnie na odwrót. Druga możliwość to pełna integracja z Rosją, ten
wariant (z uwagi na konieczność dotowania regionu) jest jednak niekorzystny dla
Kremla. I wreszcie trzecia droga: dyktatura proletariatu w swoim afrykańskim
wariancie – z własnymi regułami, miejscowym kolorytem i prawem dla wybranych.
Wydarzeniom w Donbasie najbliżej do ostatniego wariantu.
Rozpadowi ulegają wszelkie zasady prowadzenia biznesu, które jako tako
przetrwały jeszcze od czasów Ukrainy. Noworosja wyrusza w swobodny rejs. Tylko
morze pozostaje niespokojne i trzeba pokonywać potężne fale niestabilnej
gospodarki.
Tłum.: T.Cz.
*Maksym Butczenko, publicysta ukraińskiego magazynu „Nowoje
Wremia”. Wiele lat przepracował w Donbasie jako inżynier.
Artykuł ukazał się na portalu
slon.ru:
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz