Przeciętny Rosjanin w wieku ok. 45 lat, lojalny wobec
władzy i pozbawiony własnego światopoglądu nie pamięta czasów radzieckiego
zastoju. Lata dziewięćdziesiąte odczuł na własnej skórze. Zgodnie z oficjalną
wykładnią były to lata przeklęte. W 1998 roku Rosja zbankrutowała, ale
błyskawicznie udało się przezwyciężyć kryzys. Może z tego powodu ludzie o nim
zapomnieli. Ten z lat 2008-2009 też nie był długotrwały i nie utrwalił się w
pamięci. To dlatego - twierdzi petersburski publicysta Siergiej Szelin -
obywatele nie rozumieją, że kryzys w czasach Putina nosi inny charakter, będzie
trwał długo i nie da się go rozwiązać w ramach istniejącego systemu.
Poradziecki eksperyment się nie udał. Trzeba się znowu będzie zabrać za
rozwiązywanie problemów.
Autor: Siergiej Szelin
Społeczeństwo rosyjskie nie wyciągnęło wniosków z kryzysowych lekcji 1998 i 2008 r. |
Wyobraźmy sobie przeciętnego "poradzieckiego"
Rosjanina. Niech będzie przyzwoity, lojalny wobec władzy, pozbawiony
światopoglądu, taki jak nam podpowiada statystyka, no i będzie sobie liczył
mniej, niż 45 lat. Człowiek większości, wciąż ich drażnią przypominając znany
wskaźnik "84 procent". Może tylko niekiedy zapominamy o jednym, o
czym należałoby wspomnieć choćby po to, by oddać mu sprawiedliwość: to dzięki
jego rękom i głowie powstaje ponad połowa wytwarzanych w kraju dóbr i usług.
Zapomniane lata zastoju
Ludzie ci nie pamiętają czasów radzieckiego zastoju. Ale dzięki telewizji wiedzą, iż w tamtych czasach żyło się jak w raju. Większość z nich zastała lata dziewięćdziesiąte. Wówczas zobaczyli na własne oczy, iż nie wszystko było do luftu. Jednak po latach udało się ich przekonać, iż tamta rzeczywistość była beznadziejna. Prawie wszyscy z nich dobrze pamiętają nasze obydwa poradzieckie kryzysy ekonomiczne, z 1998 r. i 2008 r. To ich bagaż intelektualny, z nim wkraczają w obecną epokę wzrostu poziomu biedy.
Dla zachowania dokładności, trzeba powiedzieć, iż
stopniowe pogarszanie się warunków materialnych zaczęło się u nas jeszcze w
roku 2013. Jednak kryzys rozkręcił się na dobre równo rok temu. We wrześniu
2014 roku, po raz pierwszy od lat, średnia miesięczna cena baryłki ropy naftowej
spadła poniżej 100 dolarów. Nasza waluta rubel, nie zwracając uwagi na starania
Banku Centralnego, by zapobiec jego dewaluacji zaczęła tanieć. W końcu września
trzeba już było zapłacić 39 rubli za 1 dolar. W tamtym momencie był to wynik
rekordowy.
Tak to się zaczynało. Teraz, dokonując podsumowania pierwszego
roku kryzysu, należy podkreślić, iż do jego najważniejszych konsekwencji należy
realny spadek wynagrodzeń i innych dochodów, mniej więcej o jedną dziesiątą. W
pierwszym półroczu 2015 roku dochody niższe od minimum niezbędnego do przeżycia
uzyskały 22 miliony obywateli, jest to liczba o 1,4% wyższa, niż w 2013 roku.
Warto się zastanowić, jak na te zjawiska patrzy przedstawiony
na początku przeciętny Rosjanin. Zapewne, całkiem instynktownie porównuje swoje
obecne doświadczenie, z tym co widział i przeżył wcześniej.
Kryzys
2008-2009
Trajektoria kryzysu z lat 2008-2009 była na początku podobna. Można jednak zauważyć i różnice. Na samym początku gdy tamten kryzys się rozkręcał, wszystkie wskaźniki spadały gwałtowniej, niż obecnie. Średnia miesięczna cena baryłki ropy Brent w grudniu 2008 roku spadła poniżej 40 dolarów (uwzględniając dzisiejszą wartość dolara).
Przez pięć kolejnych miesięcy, od września 2008 roku do
stycznia 2009 realne dochody ludności były niższe, niż w ciągu analogicznych
pięciu miesięcy roku poprzedniego. W grudniu 2008 roku, w szczytowym momencie
spadku, różnica w porównaniu z grudniem 2007 roku wynosiła 11%.
Ale potem, z punktu widzenia prostego człowieka wszystko się jakoś ułożyło. Od lutego 2009 roku rubel przestał spadać. Zaraz potem zaczął się umacniać. Ceny ropy już latem 2009 roku wzrosły do 60 dolarów za baryłkę (uwzględniając dzisiejszą wartość dolara), w grudniu za ropę płacono już 70 dolarów. We wrześniu 2009 r., po roku od wybuchu kryzysu, rzeczywiste osiągane przez ludność dochody były już o 2,7% wyższe, niż w analogicznym miesiącu 2008 roku. Liczba mieszkańców znajdujących się poza granicą ubóstwa w roku 2009, w porównaniu z 2008 uległa niewielkiemu zmniejszeniu (18,4 mln).
Ale potem, z punktu widzenia prostego człowieka wszystko się jakoś ułożyło. Od lutego 2009 roku rubel przestał spadać. Zaraz potem zaczął się umacniać. Ceny ropy już latem 2009 roku wzrosły do 60 dolarów za baryłkę (uwzględniając dzisiejszą wartość dolara), w grudniu za ropę płacono już 70 dolarów. We wrześniu 2009 r., po roku od wybuchu kryzysu, rzeczywiste osiągane przez ludność dochody były już o 2,7% wyższe, niż w analogicznym miesiącu 2008 roku. Liczba mieszkańców znajdujących się poza granicą ubóstwa w roku 2009, w porównaniu z 2008 uległa niewielkiemu zmniejszeniu (18,4 mln).
Tamten kryzys uderzył mocno w gospodarkę rosyjska. Nie
udało się jej przezwyciężyć wszystkich jego następstw, ale obywatele tylko
troche najadli się strachu. Spodziewali się dramatu, zdołali się jednak jakoś
wykręcić.
1998
rok: niewypłacalność
Spójrzmy więc może w nieco odleglejszą przeszłość.
Łatwiej nam będzie zrozumieć, dlaczego obywatele bez specjalnych emocji
wspominają także sierpniowo-wrześniowy kryzys z 1998 roku. Mimo, iż siła jego
uderzeniowa była potężna.
Rzeczywiste osiągane przez ludzi dochody spadły w 1998
roku o 16%, w 1999 roku jeszcze o 12%. Do kieszeni obywateli trafiało zaledwie
74% dochodów osiąganych w 1997 roku. Liczba żyjących poza granicą ubóstwa, i
tak ogromna, w tam tym okresie wzrosła o jedną czwartą (z 34 mln do 42 mln).
Ale tamto bankructwo miało także inne następstwa. Jego
skutkiem stal się gwałtowny wzrost gospodarki. Zaczął się on już w końcu 1998
roku. Już po roku przełożył się na oszałamiające tempo wzrostu dochodów
indywidualnych. W liczbach rzeczywistych ulęgły one zwiększeniu o 12% w roku
2000, o 9% w 2011, o 11% w 2002. Tak udało się odrobić straty poniesione w
wyniku ogłoszonej przez Rosję w 1998 roku niewypłacalności. W tym samym 2002
roku liczba żyjących za granicą ubóstwa także wróciła na poziom sprzed
sierpniowego bankructwa. No i potem, przyszły lata tłuste. Przygody i
zawirowania z przełomu wieków zaczęto odbierać jako prolog do wielkiej epoki
dobrobytu.
Klęska poradzieckiego eksperymentu
Te właśnie kryzysy gospodarcze utrwaliły się w pamięci człowieka
poradzieckiego. Widział je, doświadczył ich na sobie, jednak tak naprawdę nie
był w stanie pojąć, co się stało. Doświadczenie osobiste nie stało się dla niego
źródłem szczególnego lęku, nie podpowiada mu, iż kryzys w czasach Putina może
okazać się trudniejszy, niż wstrząsy i przeżycia z "przeklętych lat
dziewięćdziesiątych". Propaganda karmi go wszelkimi bajkami, umacniając
taki ogląd rzeczywistości. Nie musi jednak go kształtować od początku, człowiek
poradziecki i tak myśli w ten sposób.
Poradzieckiemu człowiekowi nie chce pomieścić się w
głowie, że cały trwający już ćwierć wieku eksperyment poradziecki się nie udał,
i że trzeba będzie go powtórzyć, że od nowa trzeba się będzie zabrać za
rozwiązywanie problemów.
To oznacza, iż ku zrozumieniu tej myśli trzeba będzie iść
drogą dłuższą, podobną do tej, którą już przechodziliśmy.
Obecny kryzys nie we wszystkich swych elementach przypomina
upadek gospodarki radzieckiej w schyłkowej epoce ZSRR. Jednak istnieją też
podobieństwa. Ten kryzys będzie trwał długo, ma charakter nieodwracalny, nie da
się go przezwyciężyć w ramach istniejącego systemu, buduje jedność prostych
ludzi.
Mniej więcej od połowy 1970 roku poziom życia w ZSRR
powoli, choć nieodwracalnie się pogarszał. Wieloletnie i trwające bez żadnych przerw
pogarszanie się standardów materialnych było stałym fragmentem życia
społecznego w epoce późnego Związku Radzieckiego.
Likwidacja starych porządków mogła zostać przeprowadzona
według różnych scenariuszy i pod różnymi sztandarami ideologicznymi. Do
sytuacji, w której naród dał na nią zgodę mogło dojść wtedy dopiero, gdy upowszechniła
się wizja upadku systemu, a przede wszystkim jego gospodarczej nieefektywności.
Nie doczekaliśmy się zwycięstwa mądrości i odpowiedzialności
społecznej. Ostatnie pokolenie radzieckie i tak nie rozstało się z radzieckimi
iluzjami. Wyraziło swą zgodę na zmianę systemu tylko wtedy, gdy ludzie znaleźli
się pod ścianą. Zrozumiałe, że pokolenie to okazało się nie przygotowane na czekających
je perypetie, i że nie odrobiło wynikającej z nich lekcji.
Dlatego właśnie pokoleniu poradzieckiemu zechciało się raz
jeszcze popróbować radzieckiego stylu życia. Teraz więc stoi przed nim
konieczność powtórnego przejścia tej samej smutnej i długiej drogi. Kiedyś
zapewne nasi współobywatele dojrzeją, wtedy obudzimy się w nowych latach
dziewięćdziesiątych. Nie jestem jednak pewien, czy chciałbym by do tego doszło,
zanim zmądrzeją.
W przeciwnym wypadku znów czeka nas droga po kole.
W przeciwnym wypadku znów czeka nas droga po kole.
Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski
*Siergiej Szelin (ur. 1955), petersburski dziennikarz, publicysta orientacji demokratycznej. W przeszłości za-ca red. naczelnego tygodnika "Dieło" i petersburskiej gazety "Wiecziernij Pietierburg". Jego teksty ukazują się na łamach prasy petersburskiej i moskiewskiej ("The New Times", "Nowaja Gazieta", "Fontanka.ru", "Rosbalt.ru").
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.
Problemem Rosji jest to, że tak naprawdę nie rozliczyła się uczciwie ze swoją przeszłością. Ludzie w dalszym ciągu są karmieni tymi samymi kłamstwami i co gorsza w te kłamstwa wierzą i chcą wierzyć. Żyją kłamliwymi mitami i na dobrą sprawę bez tych mitów życia sobie nie wyobrażają. Bez uczciwego spojrzenia na swoją historię Rosja skazana jest na ciągłe powtarzanie tych samych błędów. Dużą przeszkodą są jej bogactwa naturalne, których rabunkowa eksploatacja pozwala się utrzymać przy władzy niekompetentnym reżimom, które tak naprawdę są niczym innym jak kontynuacją rządów bolszewików pod trochę innym szyldem. Ten ogromny kraj jest utrzymywany w całości jedynie dzięki sile władzy centralnej. Nie ma żadnego innego spoiwa (no – może propaganda i zakłamana historia). Kiedy wyczerpie się ta siła dojdzie do rozpadu (dość szybko po odejściu Putina). To niekoniecznie musi być katastrofa. Raczej scenariusz jaki miał miejsce w przypadku ZSRR : spotka się paru oligarchów w daczy pod Moskwą i ustalą strefy podziału.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńTrochę nie zgadzam się w sprawie spoiwa, we Władywostoku, na Kamcztace, w Nowosybirsku u Orenburgu ludzie mówią w tym samym języku, mają poczucie przynależności do jednego narodu, to wygląda trochę inaczej, niż w wypadku Związku Radzieckiego, mozaiki różnych republik narodowych. W Rosji nie brakuje mniejszości, jednostek terytorialnych o charakterze etnicznym Tatarstan, Baszkiria, ale ich siły i ambicji nie da się porównać z dążeniami niepodległościowymi narodów bałtyckich. No i jest jeszcze Kaukaz północny, ale to zupełnie inna historia.
UsuńProblem w tym, że ta "wspólna tożsamość" oparta jest na fałszu : kłamliwym micie "wielkiej ojczyźnianej". Jeśli mit zostanie odkłamany spowoduje to zniknięcie tego "poczucia wspólnoty". Sądzę, że rosyjskie "elity" zdają sobie z tego sprawę i stąd wynikają tak gwałtowne reakcje władz Rosji i samych Rosjan na jakiekolwiek przejawy podważania tego mitu. Jednak tego typu mit jest naprawdę skuteczny tylko w obliczu "zagrożenia". Dlatego też władze w miarę pogarszania się sytuacji nasilają coraz bardziej propagandę. Tylko, że jest to tak naprawdę ślepa uliczka prowadząca w stronę przepaści. Nie da się pożenić rozpętanej ksenofobii z jednoczesnym otwarciem gospodarki koniecznym do wyjścia z kryzysu. Doskonałym przykładem jest tutaj Bałtycka Elektrownia Atomowa , której budowa została rozpoczęta a teraz stoi i czeka na lepsze czasy -aż sąsiedzi Rosji zechcą podpisać umowy na kupno jej energii, co jest bardzo mało prawdopodobne przy tak instrumentalnym podejściu Rosji do gospodarki i tworzonym przez nią napięciu międzynarodowym (wrogowie mają kupować…). Widać tutaj wyraźną strategiczną nieudolność obecnych władz Rosji, których działania to szereg taktycznych działań obliczonych na chwilowe, krótkoterminowe korzyści bez uwzględniania długofalowych negatywnych skutków.
OdpowiedzUsuńWracając do „spójności” FR : trzyma się ona na historycznym kłamstwie i silnej władzy centralnej. Zakładając, że agresywna propaganda pozwoli utrzymać kłamstwo pozostaje jedynie kwestia siły władzy centralnej. To są resorty siłowe i o tej pory to była też siła cen ropy dzięki której władze były w stanie kupić sobie spokój. No i jeszcze mamy precedens rozpadu ZSRR, który pokazał, że żadna struktura nie jest wieczna i że jej rozpad nie oznacza katastrofy. Pieniądze się praktycznie skończyły (co wyraźnie widać po manewrach w Rosji polegających na przelewaniu „z pustego w próżne”), więc ochłapy pozostawiane prowincjom zaczynają być niewystarczające. Zostaje więc siła , ale na ile ona będzie w obecnych czasach skuteczna. To nie czasy stalinizmu, kiedy w totalnie odseparowanym kraju tyran mógł sobie pozwolić na wszystko.