wtorek, 20 lutego 2024

Putin: zechciał i zabił

 

Wiadomość o śmierci Aleksieja Nawalnego dotarła do Ilji Jaszyna z opóźnieniem. Sam jest więźniem politycznym. Skazano go na 8 i poł roku obozu w sfabrykowanym procesie sądowym. W grudniu zeszłego roku przeniesiono go do obozu IK-3 w Safonowie, w obwodzie smoleńskim. Jaszyn i Nawalny często ze sobą współpracowali, podejmowali wspólne inicjatywy. Byli przyjaciółmi. Dla Jaszyna śmierć Aleksieja Nawalnego byla wyjątkowo bolesna. 


Ilja Jaszyn






Z Facebooka Anatolija Nawalnego, 2020 r. : "Do Naszego biura wpadł Ilja Jaszyn....."



Do baraków obozowych wiadomości dochodzą powoli i o śmierci Aleksieja Nawalnego dowiedziałem się dopiero wczoraj. Wstrząsnęło to mną, trudno nawet to opisać. Trudno mi teraz zebrać myśli. Ból i przerażenie są nie do zniesienia.

A jednak nie będę milczeć – powiem to, co uważam za ważne.

Nie zadaję nawet sobie pytania, co stało się z Nawalnym. Nie mam wątpliwości, że został zamordowany. Przez trzy lata Aleksiej znajdował się pod kontrolą sił bezpieczeństwa, które już w 2020 r. zorganizowały nieudany zamach na jego życie. Teraz doprowadzili tę sprawę do końca.

 

Nie zadaję sobie także pytania, kto zabił. Nie mam wątpliwości, że to Putin. To zbrodniarz wojenny. Nawalny był jego głównym przeciwnikiem w Rosji i źródłem nienawiści na Kremlu. Putin miał zarówno motyw, jak i możliwości. Jestem przekonany, że to on zlecił zabójstwo.

 

Manipulacje propagandy

 

Zdaję sobie sprawę, że propaganda państwowa zacznie teraz manipulować opinią publiczną. Powiedzą, że śmierć Nawalnego jest nieopłacalna dla prezydenta, że ​​zabicie go na miesiąc przed wyborami jest nielogiczne, że Putin jest zajęty polityką globalną i nie ma czasu myśleć o jakimś pojedynczym więźniu… Kompletna bzdura, zignorujcie ją od razu. Po otruciu Aleksieja w 2020 r. propaganda broniła Putina argumentem „gdyby chciał zabić, to by to zrobił”. Zgadza się. Zechciał i zabił. I nie tylko zabił. Zamordował Aleksieja demonstracyjnie. Odebrał mu życie w przededniu wyborów, żeby nikt w istocie nie zwątpił, że to jego sprawka. Prigożyna zabił w podobny demonstracyjny sposób. Po to, by nikt nie miał wątpliwości, że za tym zabójstwem stoi on.

 

Putin i mafia

 

Putinowi wydaje się, że w taki sposób sprawuje się władzę: poprzez morderstwa, okrucieństwa i demonstracyjną zemstę. Ale to nie jest sposób myślenia męża stanu. Taki jest sposób myślenia szefa gangu. Przyznajmy więc otwarcie: Putin jest przywódcą struktury mafijnej zrośniętej z naszym państwem. Jest pozbawiony jakichkolwiek hamulców moralnych i prawnych. Utrzymuje ludzi w strachu, a tych, którzy się nie boją, więzi i niszczy.

 

Dlatego zastrzelono Borysa Niemcowa. Dlatego zginął Aleksiej Nawalny. Przez trzy lata pobytu w obozie torturowano go, osadzano go w karcerze, by go złamać, by prosił o litość. Nie udało się. Więc pozbawiono go życia.

 

Konfrontacja Nawalnego z Putinem pokazała wymiar ich osobowości. Aleksiej zapisze się w historii jako człowiek o wyjątkowej odwadze. Szedł naprzód, by osiągnąć to, w co wierzył. Szedł, gardząc strachem i śmiercią. Szedł z uśmiechem i podniesioną głową. I umarł jako bohater.

 

Putin pozostanie małym człowiekiem, który przypadkowo zdobył ogromną władzę. Ukrywa się w bunkrze, potajemnie zabija, zakładnikami jego kompleksów są miliony ludzi. Ale nie życzę mu śmierci. Marzę, aby odpowiedział za swoje zbrodnie nie tylko przed Sądem Bożym, ale także przed sądem ziemskim.

 

Moja przysięga

 

Aleksiej Nawalny był moim przyjacielem. Podobnie Borys Niemcow. Działaliśmy we wspólnej sprawie i poświęciliśmy nasze życie, by przekształcić Rosję w kraj pokoju, wolny i szczęśliwy. Teraz obaj moi przyjaciele nie żyją. Czuję czarną pustkę w środku. I oczywiście zdaję sobie sprawę z własnego ryzyka. Jestem za kratami, mój los jest w rękach Putina, moje życie jest w niebezpieczeństwie. Ale ja pozostanę przy swoim.

 

Stojąc nad ciałem Borysa w lutym 2015 roku, przysięgałem, że nie będę się bać, nie poddam się i nie będę uciekać. Dziewięć lat później, opłakując Aleksieja, mogę tylko powtórzyć tę przysięgę.

 

Dopóki serce bije w piersi, będę walczyć z tyranią. Dopóki żyję, nie ulęknę się zła. Dopóki oddycham, będę ze swoim narodem.

Przysięgam.

 

Aleksiej, śpij dobrze, bracie.

 

Julio, Ludmiło Iwanowna, Anatoliju Iwanowiczu, Oleg, Dasza, Zachar, trzymajcie się.

Jestem z Wami.




Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 




piątek, 8 grudnia 2023

Życie codzienne w celi karnej



Za sprzeciw wobec agresji na Ukrainę rosyjskiego opozycjonistę Ilję Jaszyna skazano na 8 i pół roku łagru. Dzisiaj znajduje się w obozie pracy pod Smoleńskiem. Od czasu do czasu udaje mu się przesłać z obozu jakąś wiadomosć. Jego notatki publikowane sa na stronie Jaszyna w Facebooku. W jednej z ostatnich podzielił się wrażeniami z pobytu w karcerze. Warto ją przeczytać, by jeszcze raz przekonać się jaką cenę rosyjscy działacze opozycyjni płacą za swoją postawę. 



Ilja Jaszyn




Wielu z Was zapewne orientuje się, czym jest cela karna (SZIZO), izolatka, mogliście o niej usłyszeć od innych więźniów politycznych. Teraz moja kolej, aby podzielić się wrażeniami.

A więc cela izolacyjna. Jakie są jej wady?

1. Jest w niej bardzo ciasno. Czujesz się dosłownie zamknięty w kamiennej norze o wymiarach 3 na 4 metry.

2. W godzinach od 05:00 do 21:00 łóżko jest przytwierdzone do ściany. W ciągu dnia nie wolno się położyć, nawet na podłodze. Można siedzieć na taborecie i chodzić wzdłuż i wszerz. 3 metry i 4 metry. W tę i z powrotem.

3. Jest zimno. Do celi karnej nie można przynieść ani swetra, ani kurtki.

4. Z kranu leci wyłącznie zimna woda. Korzystanie z grzałki jest zabronione.

5. Urządzenia wodno-kanalizacyjne są stare i przegniłe. Dlatego cela zawsze śmierdzi kanalizacją.

6. Obowiązuje całkowity zakaz palenia papierosów. Zabronione jest posiadanie zapałek. Więźniom palaczom jest szczególnie ciężko (ja na szczęście nie palę).

7. Ze szczeliny za ubikacją regularnie wchodzi do celi bezczelny szczur, nie jest mniejszy od kota średnich rozmiarów.

8. Książkę i kartkę z długopisem wydają na półtorej godziny dziennie, tylko wtedy wolno coś pisać i czytać. Przez resztę czasu (oprócz snu) trzeba słuchać radia. Dzięki za to, że w moim przypadku nadają popsowe piosenki a nie jak w karcerze Nawalnego przemówienie Putina.

9. Trzy razy dziennie dają nam do jedzenia wyłącznie więzienną bałandę. Więźniowie w karcerze nie mają prawa, by dożywić się czymś z własnych zapasów.

10. Plac ćwiczeń jest jeszcze mniejszy od celi: 2,5 na 3 metry. Zamiast sufitu jest krata, a pod nogami leży śnieg. Na spacer przeznaczona jest jedna godzina, między 6ą, a 7ą rano.

***

Pewnie zastanawiacie się, czy karcer ma jakieś zalety? Jedną ma na pewno. Nie musisz się bać, że trafisz do celi karnej. Już w niej się znajdujesz. 😊

***

To oczywiste, że karcer to w istocie przewidziane naszym prawem tortury. Ludzi przetrzymuje się w takich warunkach, by ich męczyć, by osiągnąć pożądany przez władze efekt.

I dlatego niemal wszyscy więźniowie polityczni trafiają do cel karnych. Nawalny z karceru nie wychodzi już -prawie od roku. Do podobnej celi regularnie trafiają Kara-Murza i Piwowarow. Nie raz w ten sposób znęcano się nad Gorinowem. I zwróćcie uwagę na to, że nikogo z nich nie złamali.

I mnie też nie złamią. 



Ilja Jaszyn (ur. 1983), dzialacz rosyjskiej opozycji. Przyjaciel i współpracownik Borysa Niemcowa. Wielokrotnie aresztowany, poddawany represjom i policyjnym prowokacjom. Skazany na 8,5 roku za dyskredytację rosyjskich sil zbrojnych. 




 



Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 

piątek, 19 maja 2023

Nasz dyktator zasługuje na egzekucję !

 

Przed kilkoma dniami sąd w Moskwie skazał działacza rosyjskiej opozycji demokratycznej na 7 lat obozu pracy. Uznano go winnym popierania terroryzmu i siania nienawiści. Od lat Michail Kriger był aktywnym uczestnikiem opozycyjnych demonstracji. I gwałtownie zareagował na rozpętaną przez Putina wojnę. Wygłoszonego w sądzie ostatniego słowa Michaila Krigera nie da się czytać bez wzruszenia. Takich jak on jest więcej. To oni są dziś sumieniem Rosji.

 

 

Wysoki Sądzie!

 



Zostałem oskarżony o dwa posty na Facebooku. Aresztowano mnie w dwa lata po ich opublikowaniu. Wnoszę z tego, że te moje teksty są tylko wymówką. Jestem prześladowany za moje od samego początku antywojenne, a teraz wręcz pro ukraińskie stanowisko, którego nie tylko nie ukrywam, ale staram się demonstrować jak najszerzej i przy każdej okazji. Uważam, ze mamy do czynienia z wyjątkową sytuacją, kiedy prawda w tej wojnie obecna jest tylko po jednej ze stron. Po ukraińskiej.

Starałem się na swój sposób, przyczyniać się do zmycia „bratobójczej” hańby jaką okrył się nasz naród. Pomagałem ukraińskim uchodźcom, w sieciach społecznościowych przy każdej okazji wyrażałem nadzieję na „pieriemogę” (zwycięstwo) Ukrainy. Byłem i nadal jestem przekonany, iż jeśli także Rosjanom sądzone jest spotkanie z wolnością, to może ona nadejść tylko dzięki zwycięstwu Ukrainy. Tak jak stało się to w wypadku Japonii i Niemiec. Zdobyły wolność, bo przegrały wojnę.

U barda Aleksandra Gorodnickiego można znaleźć takie słowa: "Wolność nie zawsze potrzebuje zwycięstwa, niekiedy potrzebuje klęski.”

Ale wracając do wymierzonego we mnie oskarżenia. Zarzuca mi się więc, że publicznie pozwalam sobie marzyć o powieszeniu Putina. Tak, naprawdę marzę, że dożyję tego święta.

Jestem pewien, że i nasz dyktator zasługuje na egzekucję, podobnie do zbrodniarzy wojennych powieszonych na podstawie wyroku Trybunału Norymberskiego.

Nasz tyran jest taki sam, przypisał sobie nieograniczoną władzę, ma ręce po łokcie zanurzone we krwi. Nakaz aresztowania wydany przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze w pełni potwierdza tę moją ocenę.

Ale może śniąc o karze dla tyrana, zapomniałem o miłosierdziu, mógłbym powiedzieć o "miłosierdziu dla upadłych"? No nie, jeszcze raz nie. To łaska tego rzeźnika sprawia, że (powtarzam, dzięki jego miłościwej łasce) każdego dnia przelewana jest krew.

Rozumiemy wszyscy, że on sam dobrowolnie nie odda władzy i dlatego aresztowanie go i egzekucja są jedynym sposobem na powstrzymanie bratobójczego rozlewu krwi. Podkreślam jeszcze raz, to on rozpętał wojnę z narodem najbliżej z nami spokrewnionym, z narodem mojej rodzimej i ukochanej Ukrainy.

Teraz, z powodu maniakalnych ambicji naszego führera w moim rodzinnym Dnieprze, moi liczni krewni, koledzy z klasy, przyjaciele z dzieciństwa siedzą po piwnicach, czekając na ostrzał i bombardowanie. Za co spotkało ich to wszystko? Za to, że nasz lider z opalona twarzą jako dziecko nie nabawił się ołowianymi żołnierzykami? No i teraz, tak wynika z moich obserwacji, stał się wielbicielem prawdziwego führera i podąża jego szlakiem. Dlatego gdyby spełnił się mój „kryształowy sen” byłoby to sprawiedliwe, rozsądne i uzasadnione.

Parafrazując słowa pewnego znanego lokaja o nazwisku Wołodin (spiker Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej – przyp. tłum.) moglibyśmy powiedzieć: "Jest Putin, jest rzeka krwi, nie ma Putina, nie będzie rozlewu krwi".

Mam nadzieję, że uzasadniłem swoje marzenie wystarczająco i zrozumiale?

Przejdźmy zatem do drugiego punktu wysuniętego wobec mnie oskarżenia. Zarzuca mi się również podżeganie do nienawiści w stosunku do FSB. Zgoda, nie znoszę tego urzędu, który jest absolutnym odpowiednikiem gestapo z czasów Rzeszy Hitlera. A nawet pod wieloma względami, podłość i brutalność FSB jest większa, niż Gestapo. Zapytacie dlaczego? Niemieccy kaci posługiwali się, nieludzkimi metodami, ale walczyli z prawdziwymi wrogami Rzeszy i führera. Nie wymyślali ich.

Nasze, putinowskie gestapo po prostu wymyśla sobie "wrogów". Korzystając z nasłanych prowokatorów tworzy "organizacje terrorystyczne", a następnie samo je "ujawnia". Im zależy na nowych gwiazdkach na pagonach, na orderach, na karierze i by to osiągnąć, będą bez skrupułów łamać życie nieletnim podrostkom, ich rodzicom. Wcale nie będą im współczuć, tak jak nie współczuje się królikowi na talerzu. Swoje nikczemne praktyki zademonstrowali przede wszystkim w odniesieniu do dzieciaków z takich organizacji jak "Nowoje Wieliczje”, „Sieci”, czy nastolatków z Kańska. Co więcej, jeden z dzieciaków z Kańska, 14-letni Nikita Uwarow, był przetrzymywany w areszcie śledczym przez prawie rok, a gdy ukończył 16 lat wtrącono go do obozu karnego na 5 lat.  Na czym polegała jego wina? Był nią domniemany "atak terrorystyczny” podczas gry w Minecraft. Kim trzeba być, żeby wysłać za kraty 14-letnie dziecko? Czy ci współcześni gestapowcy nie są potworami? Jak można ich nazywać ludźmi?

Wyrok w sprawie kaliningradzkiej był dla mnie szokujący. Pod jego wpływem napisałem tekst i to w związku z nim postawiono mi zarzut. Gdyby ktoś zapomniał, tu chodzi o proces i wyrok dla pary nowożeńców. Wlepiono im 12 i 13 lat (!). Jeden z gości na ich ślubie okazał się oficerem FSB. I to on zachował się niezgodnie z regulaminem służby. Ale wieloletnie straszne wyroki wlepiono parze nowożeńców i to niemal natychmiast po ceremonii ślubnej. Po tym co się zdarzyło, na jaką ocenę zasługują pracownicy naszego Gestapo?

Weźmy teraz przypadek „Sieci”. Co najmniej w wypadku dwóch młodych osób ich zeznania wydobyto przy pomocy tortur z użyciem paralizatora. A sędziowie postanowili nie zwracać na to uwagi. O czym świadczy geografia podobnych przypadków, posłuszeństwo sędziów? Mamy do czynienia z ludojadami, z ich kanibalistyczną praktyką, a nie z odosobnionymi ekscesami.  

Gdy analizuję geografię tych przypadków, albo obserwuję demonstrowane w nich posłuszeństwo sądów, dochodzę do wniosku, że ten potworny kanibalizm stal się już regularną praktyką. To nie są odosobnione ekscesy. Więc jak mam się odnosić do pracowników tej brutalnej organizacji? Zasługują na szacunek? Szczeniacki zachwyt?

I z jakimi emocjami powinienem zareagować na wiadomość o próbie zabójstwa Nawalnego, Kara-Murzy i szeregu innych osób przez grupę zabójców ze służb specjalnych podróżujących po kraju w ślad za swoimi ofiarami. To te same „gorące serca i czyste ręce”.

Wytłumaczcie mi proszę, jak wiedząc o tym wszystkim, miałbym się odnosić do organizacji zatrudniającej katów, sadystów, morderców i donosicieli? I dlaczego nie mam prawa dzielić się tym obrzydzeniem z innymi? Czy art. 29 Konstytucji nie gwarantuje mi prawa do rozpowszechniania informacji publicznej?

Wydaje mi się, że wystarczająco uzasadniłem swoje stanowisko w odniesieniu od obu zarzutów.  

Dlatego uważam Michaiła Żlobickiego za bohatera. Chociaż podkreślam, nie akceptuję terroryzmu! Czy władze pozwoliły mu na inną formę protestu? Czy pozostawiono mu jedną tylko możliwość? Samobójstwo i samo detonacja? Czy sędziowie podczas procesu zwrócili uwagę na ślady tortur paralizatorem obecne na ciele oskarżonego Filinkowa? A ilu deputowanych Dumy Państwowej zwróciło się w tej sprawie do Komitetu Śledczego lub Prokuratury? Czy zająknęli się choćby na temat 5 letniego wyroku dla nastolatka Uwarowa? Czy poruszono ten temat w Programie Pierwszym naszej telewizji? Albo w programach telewizji Rosja? A co pozostało bohaterskiemu miłośnikowi prawdy Złobickiemu? Jakieś inne formy protestu? Gdy jego serce płonie żądzą sprawiedliwości? Pozostało mu chyba tylko to, co tak sformułował Gorki: "szaleństwo odważnych"...

Jeszcze kilka słów. Podczas przesłuchań wielokrotnie wspominano o moich licznych zatrzymaniach administracyjnych, najwyraźniej jako o okoliczności obciążającej. Prawdopodobnie, zdaniem prokuratury, powinno to mnie jakoś negatywnie charakteryzować.

Muszę więc powiedzieć, że nigdy nie wychodziłem na protesty, by się dobrze bawić lub z nudów. Robiłem to zawsze wyłącznie w obronie praworządności i w ścisłej zgodności z Konstytucją, która w art. 31 gwarantuje nam wszystkim prawo do pokojowych zgromadzeń.

Powiem więcej. Uważałem, że udział w akcjach protestu wynikał nie tylko z moich praw, był także moim obowiązkiem. Należy walczyć w obronie praw obywatelskich. By spełnić swój obowiązek, musiałem często przezwyciężyć własne lenistwo, zmęczenie, inne przeszkody.

Drodzy sędziowie, prokuratorzy i śledczy ! Broniłem również waszych praw.

Abyście mogli wybrać władze, które będą przed wami odpowiedzialne. I żeby podejmując decyzje, wybrani przez was posłowie myśleli przede wszystkim o waszej reakcji, o tym czy się zgadzacie, czy nie. Żeby te decyzję choć trochę zależały od was. Aby na tej zbrodniczej wojnie wasi synowie, bracia, ojcowie, mężowie nie stracili życia i nie wrócili do domu w plastikowej torbie. Przecież wam też, tak jak mnie, musi na tym zależeć. Tylko boicie się bardziej. Za moje dobre intencje wielokrotnie zatrzymywano mnie, wsadzano do ciupy, karano grzywną.

Cóż, jeszcze kilka słów.

Apeluję do wszystkich, którzy mnie słuchają i do tych, którzy przeczytają te moje słowa. Jeśli kiedykolwiek usłyszycie lub przeczytacie, że "Kriger zmienił zdanie..." lub "Kriger poddał się, wyraził skruchę” oznaczać to będzie, że moim najbliższym, lub mnie samemu zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo.

Na koniec chciałem się zwrócić do moich „rodaków”, do obrońców mojej ojczystej Ukrainy.

Drodzy Ukraińcy!

Moi drodzy przyjaciele!

Najgorsze dla mnie jest to, że nie mogę być razem z wami. Na przykład w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy.

Dlatego mogę wam życzyć tylko zwycięstwa!

Powodzenia, bracia i siostry!

Chwała Ukrainie!



Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 

poniedziałek, 20 czerwca 2022

Jak rozwiązaliśmy ZSRR...



Kiedy rozpadł się Związek Radziecki, w nowej Rosji Gennadij Burbulis zajmował kluczowe stanowiska. Był wicepremierem i sekretarzem stanu. Odegrał istotną rolę podczas negocjacji w Białowieży, gdzie zdecydowano o rozwiązaniu ZSRR. Przekonał Borysa Jelcyna, by powołał do rządu młodego ekonomistę Jegora Gajdara dla wprowadzenia radykalnych reform gospodarczych. Mówił cicho, jakby lekko przez nos. Odszedł z polityki po cichu, bez skandalu. Dopiero teraz, kiedy nadeszła wiadomość o jego śmierci zrozumiano, iż odszedł jeden z najważniejszych autorów historycznych wydarzeń 1991 roku. 


Z Gennadijem Burbulisem, jednym z sygnatariuszy umowy o rozwiązaniu Związku Radzieckiego w 10ą rocznice tego wydarzenia rozmawia Zygmunt Dzięciołowski.

 

 

Pieriestrojka miała na celu odnowienie radzieckiego komunizmu, jednak bardzo szybko okazało się, że postawiła Związek Radziecki wobec problemów o historycznej skali. Kiedy pana zdaniem podłożono minę, która rozsadziła imperium?

 

Gennadij Burbulis:



Na początku 1990 roku zebraliśmy się na posiedzeniu opozycyjnej Międzyregionalnej Grupy Deputowanych, żeby podsumować wyniki dotychczasowej pracy. Wtedy uświadomiliśmy, iż nadeszła pora, by zabrać się za politykę na poziomie republikańskim, a nie jak do tej pory ogólnoradzieckim. To wtedy wyznaczono cel, jakim było zdobycie przez Borysa Jelcyna pozycji głowy jednej z republik. Na pewno historia potoczyłaby się inaczej, gdybyśmy wówczas nie postanowili, że w wyborach do parlamentu Rosji zgłosimy w Swierdłowsku kandydaturę Jelcyna, a później postaramy się o jego wybór na stanowisko Rady Najwyższej. Można jednak na wydarzenia z początku lat dziewięćdziesiątych spojrzeć szerzej. Wtedy uświadomimy sobie, że impuls rozpadu obecny był w strukturze państwa radzieckiego od początku. Przez 70 lat realizowano utopijną ideologię o zgubnych skutkach dla setek milionów ludzi.

 

Pojawił się wówczas termin "defilady suwerenności". Wszystkie republiki, po kolei ogłaszały swoją niezależność. Gruzja, Litwa, Uzbekistan, "ciągnęli z nas latami ile wlezie, wszystko co mają zawdzięczają nam, a teraz pokazują, że mają nas w nosie" - tak reagowano w rosyjskich środowiskach nacjonalistycznych. Pamięta Pan jakie zdumienie wywołało wezwanie pisarza Walentyna Rasputina, by to Rosja plunęła na wszystko i wystąpiła ze Związku? Przecież to nie był glos przedstawiciela demokratycznej opozycji....

 

Na pewno było ono świadectwem powagi sytuacji. Wtedy mogło się to wydawać taktyczną zagrywką ze strony nacjonalistów. Ale Rasputin, nie związany z moskiewską elitą władzy dobrze wyczuwał co dzieje się w rzeczywistości. Parlament Rosji przyjął decyzję o jej suwerenności w czerwcu 1991 roku. Wśród deputowanych komuniści byli w większości. Ale w uroczystym uniesieniu, przez 15 minut klaskali wszyscy razem. Trudno w to dziś uwierzyć, ale w porównaniu z innymi republikami Rosja w największym stopniu pozbawiona była samodzielności. Kiedy wybraliśmy rząd rosyjski okazało się, że zgodnie z radzieckim prawem będzie on odpowiadał za 7% rozlokowanej w Rosji gospodarki. Pozostałą częścią administrowały organy centralne.

 

Także inny pisarz, Aleksander Sołżenicyn zgłosił swoją propozycję reorganizacji państwa. Według niej narody Azji środkowej, Zakaukazia miały pójść swoją drogą, obowiązkiem zaś Rosji było zjednoczenie terytoriów zamieszkałych przez narody słowiańskie, Białorusi, Ukrainy, północnego Kazachstanu.

 

Ta propozycja opierała się na fałszywych przesłankach. W końcu XX wieku świat poszedł inną drogą. Integracja narodów słowiańskich, sztuczna aktualizacja jakichś mesjanistycznych wątków z ich historii byłaby absurdem. Znacznie ważniejsze jest dla nas przezwyciężenie imperialnego dziedzictwa zrozumienie, że  rzeczywistość wirtualna nie zna granic, a możliwości rozwoju są związane z doskonaleniem technik komunikacyjnych. Właśnie znów spotkaliśmy się z niektórymi uczestnikami spotkania w Białowieży. Dla Stanisława Szuszkiewicza, ówczesnego szefa białoruskiej Rady Najwyższej, na szczególną krytykę zasługuje wspieranie przez Rosję białoruskiego neokomunizmu. Jaki sens ma dla Białorusi eksploatowanie anachronicznej tradycji wielowiekowych związków z Rosja, zamiast poszukiwania realnej, strategii europejskiej? Jednoczyć możemy się w oparciu o nowy system wartości, nie w oparciu o fundamentalistyczne idee słowiańskie zakorzenione w prawosławiu.

 

Rozmawiam z przyjaciółmi w Moskwie i słyszę od nich, a jednak to był cud, to się mogło nie zdarzyć... Im nie trudno sobie wyobrazić, że do dziś mieszkają w Związku Radzieckim...

 

Nie zgadzam się. Po zamachu z sierpnia 1991 roku, rozpad ZSRR był nieuchronny, a my podejmując decyzję o jego rozwiązaniu nie mieliśmy innego wyjścia. Dziś nawet rozumiemy lepiej, iż w żadnym wypadku nie wolno nam było się od niej uchylić. To co zrobiliśmy w grudniu w Białowieży zapobiegło kataklizmowi na ogromna skalę. Groziła nam okrutna wojna domowa z tragicznymi skutkami da pokoju światowego.

 

Były prezydent Ukrainy Krawczuk utrzymuje, że w Białowieży do końca namawialiście go do utrzymania w jakiejś formie wspólnego państwa.

 

To prawda. Najbardziej domagał się tego Jelcyn. Do tej pory krąży wersja, iż to on zniszczył państwo, by pozbawić stanowiska Gorbaczowa. To nonsens, bo Jelcyn w Białowieży bardziej od innych, przejmując się możliwymi skutkami likwidacji starego państwa, chciał np. zawiązania konfederacji. Wreszcie przekonaliśmy go, że to niemożliwe i dalsze rozmowy z Gorbaczowem nie mają żadnego sensu. To Krawczuk zapytał dramatycznie, to co wierzycie mu, wierzycie choć w jedno jego słowo? Zamilkliśmy, nikt z nas nie ufał Gorbaczowowi, czuliśmy, że będzie kręcił jak zwykle. W rezultacie wymyślono formułę Wspólnoty Niepodleglych Państw. W aktualnej wówczas sytuacji była prawidłowa. Konstatowała rozpad, umożliwiała jednak utrzymanie calego procesu pod kontrolą, zapobiegała całkowitemu chaosowi.

 

To pan wymyślił nazwę Wspólnota Niepodległych Państw?

 

Nie.

 

W Rosji do dziś panuje przekonanie, iż wówczas nie zdawaliście sobie sprawy z tego co zmajstrowaliście.

 

6 listopada 1991 roku podjął pracę nowy rząd Rosji. Jego szefem był prezydent Jelcyn, wicepremierami m.in. Jegor Gajdar i ja. Formowaliśmy go w warunkach całkowitej katastrofy gospodarczej. Przez miesiąc biliśmy głową o ścianę poszukując skutecznych mechanizmów prawnych, administracyjnych, nawet siłowych, dzięki którym moglibyśmy rozwiązać bodaj jeden problem otrzymany w spadku po poprzedniej epoce. Nawet sam się dziwię, kiedy przypominam sobie do jakiego stopnia nasze działania były wówczas podyktowane pragmatyką. Lecąc na Białoruś czuliśmy, że związek się rozpadł, jednak wyjątkowo trudno nam było pogodzić się z myślą o utracie Ukrainy. Nie potrafiliśmy sobie wyobrazić dokąd miałaby odejść najbliższa nam republika. Oczywiście zadawałem sobie pytanie, jakie będą konsekwencje naszej decyzji dla ludzi, tu jednak nie wszystko można było przewidzieć. Dopiero teraz widać jakie to było trzęsienie ziemi, jak bardzo wpłynęliśmy na losy milionów rodzin i obywateli. Ale pamiętam też podczas powrotu z Białowieży uczucie, iż zapisaliśmy nową kartę w historii świata. Gigantyczne imperium, groźne dla całej kuli ziemskiej przestało istnieć.

 

Odczuwał pan radość?

 

Pamiętam wewnętrzną sprzeczność w swoich emocjach. Związek Radziecki był moją ojczyzną, a ja przyłożyłem ręki do jego zniszczenia. Z drugiej strony ja i miliony ludzi odczuwały wobec niej uzasadnione pretensje. Ale moją ojczyzna jest także Rosja, więc odczuwałem pewnego rodzaju uniesienie. Byliśmy wyzwolicielami. Białowieża oddała w nasze ręce odpowiedzialność za dzień jutrzejszy. Pojawiła się perspektywa przezwyciężenia chaosu. Otworzyły się nowe możliwości.

 

Zastanawiał się pan dlaczego Michaił Gorbaczow nie podjął aktywnych kroków, by przekreślić wasze decyzje? Przecież jako prezydent Związku Radzieckiego wciąż dysponował odpowiednimi pełnomocnictwami, by ukarać garstkę spiskowców.

 

Niedawno podobne pytanie zadano w telewizji innemu bliskiemu współpracownikowi Borysa Jelcyna z tamtych czasów. Michaił Połtoranin, wówczas minister do spraw prasy i informacji powiedział, iż sam się dziwi, że nas wszystkich wówczas nie aresztowano. Moja odpowiedź jest inna. Gorbaczow sam najlepiej rozumiał rzeczywistość i wiedział w jakim stanie zostawia państwo. Dobrze orientował się, co dzieje się w gospodarce. Kiedy bolszewicy przejęli władzę w 1917 znaleźli w skarbcu 1300 ton złota, my 280. Chaos sparaliżował możliwość zarządzania gigantycznym terytorium. Żeby kogokolwiek aresztować potrzebne jest oparcie w strukturach siłowych, choć by jeden oddany i wierny pułk. Przydałoby się dobrze chronione więzienie, albo posłuszny sąd. U Gorbaczowa nie było ani jednego ani drugiego. Już po Białowieży spotkał się z marszałkiem Szaposznikowem i zapytał go o nastroje w armii. Usłyszał, że nie ma na co liczyć, i że siły zbrojne z wielką nadzieją obserwują bieg wydarzeń. Gorbaczow nic by nie osiągnął, nawet gdyby okazał się zdolny do jakiegoś dramatycznego gestu.  I co z tego, gdyby ten pozbawiony wówczas autorytetu polityk przemówił w telewizji, apelując o ratowanie państwa? To by tylko dało skutek odwrotny od zamierzonego. Gorbaczowowi nie mogła pomóc także społeczność międzynarodowa, tak bardzo zakochany w nim zachód. Przecież już porozumieliśmy się z Bushem, nie przypadkowo zostaliśmy przez niego uznani. Świat na pewno obawiał się rozpadu imperium komunistycznego, ale jeszcze bardziej lękał się o los jego arsenału atomowego. Konieczny był wybór, z jednej strony istniała groźba niekontrolowanego rozpadu, nasilenie konfliktów etnicznych, pretensji terytorialnych, z drugiej pojawiła się możliwość zapanowania nad chaosem. Wzięliśmy na siebie odpowiedzialność, daliśmy gwarancje. Uzyskaliśmy powszechnie uznanie. Więc Gorbaczow nie protestował, bo rozumiał, iż de facto przestał już być głową państwa. I samo państwo odchodziło do historii.

 

Historia opuściła kurtynę w niecałe trzy tygodnie później, gdy wyprowadził  się z Kremla...

 

Przyznawałem się już do tego nieraz. Dla mnie najbardziej wzruszający był moment, gdy 25 grudnia na Kremlu zamiast radzieckiego sztandaru z sierpem i młotem załopotała trójkolorowa flaga Rosji. Zanim do tego doszło musieliśmy przekonać deputowanych Rady Najwyższej, by ratyfikowali nasze postanowienia. Trzeba było nadać im odpowiednią moc prawną. Z jednej strony jako sekretarz stanu odpowiadałem wówczas za wypracowanie strategii nowej poradzieckiej Rosji tak w polityce zagranicznej, jak i wewnętrznej, z drugiej byłem także I wicepremierem rządu i musiałem zajmować się bieżącymi sprawami. W zastępstwie Borysa Jelcyna podpisywałem najważniejsze dokumenty. Codziennie punktualnie o północy kładziono mi na stół raport o stanie zapasów państwowych. Z każdym dniem zmniejszała się w magazynach ilość cukru, soli, mazutu, ziarna, metalu. Rano po przyjściu do biura sprawdzaliśmy dokąd dotarły wagony z niezbędnymi towarami. Musieliśmy karmić i poić 150 milionów ludzi pozostałych na terytorium Rosji. To w pamięci utkwiło mi chyba niemniej, niż emocje związane ze znaczeniem historycznym tamtego okresu.

 

O spotkaniu w Białowieży opowiedziano już bardzo wiele. O saunie w jakiej spotkali się prezydenci i morzu wypitego alkoholu. O próbach nawiązaniu kontaktu z nieprzybyłym na spotkanie prezydentem Kazachstanu Nazarbajewem. Poznaliśmy już wszystkie istotne szczegóły?

 

Tak. Na pewno tak. W odniesieniu do naszego spotkania trudno mówić o jakichś zakulisowych sekretach. Pozostały zagadki historiozoficzne. W 1991 roku przestało istnieć wielkie mocarstwo, jednak ludzie do tej pory nie są świadomi co to takiego zniszczona machina państwowa. Jak w takiej sytuacji zarządzać masą spadkową? Oskarżano mnie później wiele razy, iż to ja podsunąłem Jelcynowi formułę jaką zaproponował on później byłym republikom radzieckim i podmiotom Federacji Rosyjskiej: "bierzcie tyle suwerenności ile jesteście w stanie udźwignąć". Jednak to nie mój język, nie mogę wystąpić o ochronę praw autorskich. Ale pytanie jak kierować takim pełnym wewnętrznych sprzeczności organizmem było wówczas szczególnie aktualne. Przy pomocy strachu, przekupstw? Pozostawało jedno wyjście. Dać ludziom szansę samodzielnej walki o przeżycie. Albo kwestia spadku po komunizmie. Jak z tym dać sobie radę? Jak przezwyciężyć pustkę w duszach i umysłach? Czy ktoś wówczas wynalazł specjalne mydło, rozpuszczalnik, którymi można by się obmyć jak z pyłu i brudu po dniu pracy? Przez 70 lat był komunizm, a teraz nagle zniknął. Co z tym zrobić?

 

Jak się panu wydaje, historia zapamięta was jako ludzi, którzy zniszczyli ZSRR, czy położyli fundament pod nowa Rosję?

 

Od tam tej pory brałem kilka razy w różnych kampaniach wyborczych, więc nauczyłem się odpowiadać na zarzuty jakie spotykają mnie stale. Mam wrażenie, że po to by dobrze rozumieć teraźniejszość trzeba dobrze pojmować przeszłość i przewidywać przyszłość. Rosji potrzebna jest strategia europejska. Już dość wiecznego przekonania o naszej wyjątkowości, wiecznego zadawania sobie pytania kim jesteśmy. Gdy ta przemiana się urzeczywistni, będziemy na pewno mogli powiedzieć, iż zbudowaliśmy nową Rosję.

 

Ma pan przeczucie, kiedy przestaniemy mówić o Rosji z dodatkiem, "nowa", albo "poradziecka".

 

Jest taka anegdota, iż Rosjanie zamiast budowania dróg produkują "wiezdiechody" pojazdy terenowe, zdolne do poruszania się w każdych warunkach. Rosja stanie się normalną, nie poradziecką Rosją, kiedy odwrócimy tę logikę i zamiast za wytwarzanie "wiezdiechodów" zabierzemy się za drogi.

 

Rozmawiał w Moskwie ZDZ

 

 

Gennadij Burbulis (ur.1945), najbliższy współpracownik Borysa Jelcyna w pierwszym okresie jego rządów (do 1993 r.) Nazywany rosyjskim szarym kardynałem był I wicepremierem. Równolegle piastował specjalnie dla niego utworzone stanowisko sekretarza stanu. W czasach radzieckich wykładowca marksizmu-leninizmu w Swierdłowsku (dziś Jekaterynburg). Od samego początku z entuzjazmem wsparł pieriestrojkę, wybrany do parlamentu rosyjskiego wstąpił do opozycyjnej Międzyregionalnej Grupy Deputowanych. Wówczas znalazł się w gronie sojuszników walczącego z Gorbaczowem Borysa Jelcyna. W swoich wspomnieniach, były szef ochrony Jelcyna, gen. Korżakow, zalicza Burbulisa do inicjatorów porozumienia w Białowieży. Obecnie jest szefem fundacji "Strategia" i deputowanym do Rady Federacji, wyższej Izby Parlamentu Rosyjskiego z obwodu nowogrodzkiego.

 

 

piątek, 27 sierpnia 2021

Nazywam się Natasza Sindiejewa i nie jestem agentem obcego państwa

 
Niezależna stacja telewizyjna DOŻD' znana też jako TV RAIN istnieje od 11 lat.  Z jej programów widzowie dowiadywali się prawdy o działalności Aleksieja Nawalnego, o tym jak w rzeczywistości przebiegała wojna na Ukrainie. Dziś w ramach kremlowskiej kampanii przeciw resztkom wolnych mediów nadano stacji status agenta obcego państwa. Założycielka telewizji Natasza Sindiejewa w liście do widzów dzieli się swoimi refleksjami. 




Wreszcie udało mi się zebrać myśli, zdobyłam się na refleksję, na temat tego, co nam się przydarzyło. Więc napisałam poniższy list do naszych widzów.

 


 Kiedy 11 lat temu zakładała stację telewizyjną DOŻD Natalia Sindiejewa nie spodziewała się, że stanie się ona głosem wolnej Rosji. 


Nazywam się Natasza Sindiejewa

 

 

Nazywam się Natasza Sindiejewa. Jestem dyrektorem generalnym stacji telewizyjnej TV DOŻD’. I nie jestem agentem obcego państwa.

 

Jestem patriotką. Mieszkam w Rosji, kocham swój kraj, nie mam zamiaru stąd wyjeżdżać, nigdy o tym nie myślałam.

 

I DOŻD’ nie jest żądnym agentem obcego państwa. DOŻD’ – to prawie 200 ludzi, którzy tak jak i ja kochają swój kraj, kibicują mu i chcą by Rosja stała się lepsza, bardziej bezpieczna, ludzka, sprawiedliwsza, uczciwsza, bardziej wolna. Czego pragniemy? Chcemy być szczęśliwi, żyć w pokoju, odczuwać dumę z własnego kraju. I jestem pewna, że 20 milionów ludzi, którzy oglądają nas każdego miesiąca, pragnie tego samego.

 

W liczącej 11 lat historii DOŻDia działo się wiele.  Wyrzucono nas z sieci kablowych, robiono wszystko by zaszkodzić w prowadzeniu biznesu, nadawaliśmy z prywatnego mieszkania, nie mając pojęcia co będzie dalej.  Ale przez cały czas zajmowaliśmy się uczciwym dziennikarstwem, mówiliśmy naszym widzom prawdę. I będziemy to robić dalej. Nawet, jeśli komuś się to nie podoba.

 

Oczywiście, można żartować ile wlezie na temat statusu agenta obcego państwa, można widzieć w tym swoisty znak jakości. Ale w gruncie rzeczy jest to okropne. Jest w tym coś bardzo złego, kiedy państwo zaczyna dzielić ludzi na „swoich” i „obcych”.  

 

Nie mam innego państwa


Agent, w istocie, to człowiek, albo organizacja, którzy działają w interesach obcego państwa. Ale ja nie mam żadnego innego państwa. Żyjemy, pracujemy i zarabiamy na to tylko, by funkcjonować w Rosji. Działamy wyłącznie w interesach naszych obywateli, z myślą o Rosjanach, którzy zgodnie z konstytucją mają prawo do wolności słowa.          

Oto, co mi się wydaje szczególnie ważne.

Przepisy o statusie agenta obcego państwa są nie tylko podłością, pozwalają na piętnowanie swobodnych i myślących inaczej specjalnym znakiem, napuszczają jednych na drugich, są przede wszystkim piramidą absurdu. Zgodnie z nimi status agenta obcego państwa można dziś nadać każdemu medium. Uwierzcie, każdemu. Wystarczy zostać zacytowanym przez medium już oznaczone w ten sposób, np. przez Meduzę, Swobodę, czy Lwa Ponomariowa. No i wystarczy, że jakieś pieniądze dostaniecie z zagranicy.

 

My, tak jak i pozostałe media, jeszcze do uchwalenia przepisów o agentach, składaliśmy w Roskomnadzorze sprawozdania o każdej sumie otrzymanej z zagranicy. Dzisiaj sprawdziliśmy na portalu tej organizacji, kto jeszcze zgłaszał podobne finansowanie. I proszę, jakie cudo. Tam oprócz DOŻDia znaleźć jeszcze można kilkadziesiąt różnych mediów, zaczynając od czasopism poświęconych dzierganiu na drutach, do państwowych korporacji takich jak TASS, Russia Today, i inne.

 

Każde z tych mediów, jeśli choć raz na swoich łamach zacytuje innego „agenta obcego państwa” także może zostać wpisane do rejestru agentów. Każde. Pomyślcie tylko o tym. Ale z jakichś przyczyn, są media, które cytują, ale do rejestru nie trafiają.

 

Jakiś idiotyzm? Oczywiście idiotyzm. Ale czy zaskakuje to, że status agenta przyznano DOŻDiowi? Nie, nie zaskakuje. Ale nie czuję się tym upokorzona.

 

Będziemy walczyć o swoje interesy


Będziemy walczyć o swoje interesy. Będziemy walczyć o interesy stacji TV DOŻD’ a także, pozostałych mediów uznanych za agentów obcego państwa. Będziemy walczyć o interesy naszych rodaków. Będziemy bronić prawa naszych widzów do informacji o tym, co rzeczywiście dzieje się wokół  nas.

 

W świecie idealnym marzyłabym, by możliwa była praca bez reklamy. Reklama odwleka widza od ważniejszych treści. Marzyłabym, by wystarczały nam pieniądze wpłacane przez abonentów. Mam nadzieję, że doczekamy nadejścia takich idealnych czasów. Ale żyjemy tu i teraz, nie w idealnym świecie. Rezygnację ze współpracy każdego z naszych reklamodawców odczujemy bardzo boleśnie.

 

Tworzenie nowych programów, działalność stacji telewizyjnej to droga przyjemność. Nie mamy żadnego mecenasa, nie otrzymujemy wsparcia ze strony państwa. Nie należymy do żadnego oligarchy, czy kogoś innego. Jesteśmy niezależnym rosyjskim medium. Państwo po raz kolejny chce nas zniszczyć, po prostu dlatego, że jesteśmy niezależni.

 

A jeszcze do tego jesteśmy uczciwi. Przede wszystkim wobec naszych widzów. Nigdy nie byliśmy gotowi do kompromisu, nawet wówczas gdy groziło nam fizyczne niebezpieczeństwo. Nigdy swoich programów nie poddawaliśmy cenzurze, ani wówczas gdy na nas naciskano, ani wówczas gdy musieliśmy tłumić własne lęki i obawy. Ale dzięki temu nie jest nam wstyd, gdy sobie i wam spoglądamy w oczy.

 

Dziękujemy wam za wsparcie. Za wiarę w nas. Będziemy dalej robić to wszystko, co od nas zależy.

 

DOŻD’ nie jest agentem obcego państwa.

 

DOŻD’ jest agentem Rosjan.

 

DOŻD’ – to miłość.

 

 

Oryginał ukazał się na prowadzonej przez Nataszę Sindiejewą stronie w Facebooku.  

https://www.facebook.com/1815078645/posts/10215934441913317/?d=n



Inne teksty na blogu dotyczące stacji telewizyjnej DOŻD':


1.

Telewizja, której nie jest wszystko jedno. 

Wywiad z Natalią Sindiejewą. Rozmawiał Zygmunt Dzięciołowski
https://media-w-rosji.blogspot.com/2013/04/telewizja-ktorej-nie-jest-wszystko-jedno.html


2. 

Od blokady Leningradu, do blokady TV „Dożd’”

Wśród kontrolowanych przez Kreml rosyjskich mediów, stacja telewizyjna TV Dożd’ jest absolutnym wyjątkiem. Żadna inna telewizja rosyjska nie poświęca tyle uwagi działalności opozycji, korupcji urzędników, walce o prawa człowieka. Nadany kilka dni temu program poświęcony wojennej blokadzie Leningradu (z udziałem pisarza Wiktora Jerofiejewa) stał się pretekstem dla zmasowanego ataku na „Dożd’”. Czy telewizyjna wysepka wolności przetrwa pro kremlowskie tsunami?

https://media-w-rosji.blogspot.com/2014/01/od-blokady-leningradu-do-blokady-tv-dozd.html