Telewizja jest oczkiem w głowie kremlowskich propagandystów,
zwłaszcza stacje o zasięgu ogólnokrajowym. To ich najlepsza maszyna do prania
mózgów współobywateli. Analityczny, cotygodniowy przegląd wydarzeń politycznych
Marianny Maksymowskiej emitowany przez stację REN TV od 2003 r. był wyjątkiem. Jego
dziennikarzom pozwalano na więcej. Do czasu. W sierpniu „Tydzień z Maksymowską” zlikwidowano.
Jego dziennikarze, nawet ci najlepsi i najpopularniejsi, tacy jak Roman Super
zostali bez pracy. Rozumieli, że jeśli zechcą w telewizji znaleźć nową,
w dzisiejszych warunkach będą musieli iść na kompromis. Okazało się jednak, że
o kompromisie nie ma mowy. Od dziennikarza telewizyjnego – pisze Roman Super -
wymaga się dziś wyłącznie dyscypliny wojskowej.
Autor: Roman Super
Roman Super jest reporterem telewizyjnym z wielkim doświadczeniem. Przez cały czas starał się pracować zgodnie z najlepszymi tradycjami swego zawodu. |
W sierpniu 2014 roku stacja telewizyjna REN TV zamknęła swój
program „Tydzień z Marianną Maksymowską”. Był to jeden z ostatnich niezależnych
programów analitycznych poświęconych polityce w rosyjskim telewizyjnym
mainstreamie. Na prośbę „Meduzy” były dziennikarz „Tygodnia” Roman Super
opowiada o tym, jak poszukiwał nowej pracy związanej z telewizją.
Koniec lata 2014 roku. Jestem na urlopie. Pojechałem do
rodziców. Za tydzień powinienem wrócić do pracy. Za dwa tygodnie szykuje się
reporterski wyjazd. Za trzy – jeszcze jeden. 5 września na konto powinna
przyjść zaliczka. 20 września – pensja. Mam nadzieję, że do końca roku uda mi
się spłacić kredyt hipoteczny. Nagle przychodzi esemes.
„Przyjaciele, stało się. Zamknęli nas. Dziękuję wam za
wszystko.”
Tak moja szefowa, prowadząca program, Marianna Maksymowska
zawiadomiła nas, iż ani piątego, ani dwudziestego żadnych wypłat nie będzie.
Kredytu nie uda się spłacić. Urlop przedłuży się. Pracy nie będzie. O
przyczynach zamknięcia głośno nie rozmawiamy, wszyscy wiemy dlaczego.
Kiedy załatwiałem formalności i wypełniałem kartę obiegową,
w każdym gabinecie słyszałem to samo”: „Jaka szkoda, że musicie odejść. Przez
ostatnich pięć lat byliście najlepsi, w rosyjskiej telewizji nikt wam nie
dorównywał. Jestem pewien, że ze swoim talentem pan nie przepadnie. Wszyscy
będą chcieli pana zdobyć.” To samo dziewczyny z księgowości, z archiwum video,
wydziału przygotowania antenowego… I stawiali swoje podpisy przybliżające
chwilę rozstania.
Nie odczuwałem ani paniki, ani depresji. Wróciłem do domu z książeczką pracy, całkowicie pewien, iż już za tydzień znajdę pracę, że wezmą mnie wszędzie, dokąd się zgłoszę. Jakość naszych programów informacyjnych nie jest zbyt wysoka. Konkurencja w środowisku dziennikarzy działających w tej dziedzinie niemal nie istnieje. Moje doświadczenie, moja wiedza, styl, pieprzona charyzma, telegeniczność – będą się o mnie bić. Chcecie – mogę pracować w studio, na żywo. Chcecie – możecie wysłać mnie do dowolnego miejsca na świecie, przywiozę reportaż interesujący dla milionów. I jeśli zechcecie, rozprawię się w siedem minut z deputowanym Żelezniakiem z Dumy Państwowej.
Telefon numer jeden
Wyznacza mi spotkanie jeden z redaktorów odpowiedzialnych, NTV
szykuje nowy program informacyjny. Ma zabawną nazwę „AD”, jak gdyby jego liczni
współpracownicy każdego dnia szykowali się do trudnego życia
pozagrobowego. Spotkaliśmy się w pobliżu Stawu Ostankinowskiego. Pogoda była fajna. Kaczki. Wymiana zdań.
- Roma, widziałem, ze postawiłeś „lajk” pod postem Dmitrija
Olszanskiego (znany w Rosji publicysta o
nacjonalistycznych poglądach – „mediawRosji”) w Facebooku. Powiedz mi, co to znaczy?
- Pod którym postem?
- Kiedy opisał to, co Ukraińcy wyprawiali w Doniecku,
Ługańsku. Co znaczy twój lajk?
- Nie pamiętam. Może tekst był fajnie napisany…
- Fajnie. Facet ma talent. Ale co ważniejsze. tekst
odpowiadał rzeczywistości.
- Nie pamiętam.
- A ty co naprawdę myślisz o Ukrainie?
- Wojna. Co tu myśleć? Wojna to zło.
- Zło. Ale chyba rozumiesz, że Rosja w tej sytuacji podnosi
stawkę…?
- Myślę, że Rosja uczestniczy w niepotrzebnej wojnie, ona w
ogóle nie powinna była się zdarzyć.
Kręcimy się wkoło. Pogoda świetna. Kaczki. Redaktor
odpowiedzialny tłumaczy, iż właśnie teraz nadeszły czasy, kiedy dziennikarz
może się spełnić na 100%. Lata dziewięćdziesiąte należały do dziennikarzy bandytów.
Pierwsza dekada dwutysięcznych była najlepsza dla oportunistów. A teraz mamy
dziennikarstwo obywatelskie. W tej grze podnosimy stawkę.
- A ja w jaki sposób mógłbym pomóc? No, jak rozumiem
chcieliście mi coś zaproponować…
- Na razie Roma nie wiem, czy możemy ci złożyć jakąś
propozycję. Sam jeszcze się zastanów, czy możemy…? I zatelefonuj.
Jechałem do domu kolejką jednoszynową. Zrobiło mi się
przykro. Redaktor odpowiedzialny z NTV nie zapytał co potrafię, czego pragnę, w
jakiego rodzaju dziennikarstwie czuję się najlepiej. Nie omawialiśmy ani
kwestii mojego wynagrodzenia, ani tego, kto będzie reżyserem programu, jak
poszczególne tematy będą prezentowane. O zawodzie nie rozmawialiśmy nawet przez
sekundę. Wysłuchałem monologu na temat wojny na Ukrainie. Obok pływały kaczki.
Jak mówił Edward Murrow w filmie o dziennikarstwie „Dobranoc i powodzenia”:
„jeśli kwaczesz jak kaczka i chodzisz jak kaczka – sam jesteś kaczką.”
Od naszego spotkania z redaktorem odpowiedzialnym upłynęły
dwa tygodnie. Dowiedziałem się, że go zwolniono. Wystarczyła formuła „żeby więcej
tu nie pracował, jasne?” Nie mam pojęcia, co było przyczyną. Może jego
szefowie, zauważyli iż pod jakimś nieodpowiednim wpisem na Facebooku postawił
swój lajk. Wygląda na to, ze lojalność, tak czy inaczej, nie zapewnia
człowiekowi immunitetu. Można sobie na zadku wytatuować portret prezydenta – i tak
może to nic nie dać. Gra na podwyższenie stawki, mówił o niej redaktor, w jego
wypadku doprowadziła do degradacji. Trudno dodać coś więcej, nieszczęśliwy
przypadek. Nie da się znaleźć innego wytłumaczenia.
Telefon numer dwa
Jeden z czołowych menedżerów innej stacji o zasięgu ogólnorosyjskim.
Spotykamy się w kawiarni. Uśmiechnięty od ucha do ucha facet w marynarce
przysiada się do mojego stolika, od razu proponuje, byśmy przeszli na ty i
natychmiast zaczyna rozmowę o separatyzmie na Ukrainie.
- Roma, świetnie potrafię sobie wyobrazić, jaki mógłbyś
nakręcić film o dniu codziennym separatystów w Donbasie. Można to zrobić super.
Nie gorzej od facetów z Vice.
- Można. Chociaż mała szansa, by jakaś rosyjska stacja
pokazała film o separatystach, tak jak zrobiliby go faceci z Vice.
- Dlaczego?
- Bo separatyści zachowują się, jak bandyci. To państwo
zadecydowało, że są patriotami Rosji, nie bandytami.
Czołowy menedżer zamilkł i więcej się nie uśmiechał.
Oczywiście nie było już mowy, ani o honorarium, ani w jaki sposób mógłbym być
użyteczny dla stacji. Wracałem do domu i znowu opanowała mnie melancholia. Podczas
rozmowy o moim możliwym zatrudnieniu jedynym tematem jaki poruszyliśmy były nie
kwestie profesjonalne, a wojna.
Upłynęły trzy miesiące. Czołowego menedżera mianowano na
jeszcze wyższe stanowisko. A nad nim – już tylko prezes.
Trzeci telefon zadzwonił ze stacji „Zwiezda”. Od razu
pomyślałem, że stacja należąca do ministerstwa obrony natychmiast zamiast
mikrofonu przydzieli mi automat, „wstążkę georgijewską”, mundur, oraz zmusi
mnie, bym się ostrzygł na krótko, by zapobiec niebezpieczeństwu, iż do redakcji
przyniosę wszy. Oddzwoniłem i
powiedziałem, że nie dam rady przyjść na rozmowę o pracy. I nie poszedłem.
Poszedłem do babci na pierogi
Moja babcia jest człowiekiem prostym. Nie zdobyła wielkiego
wykształcenia. Ale nie brakuje jej życiowej mądrości, potrafi intuicyjnie i
zawsze prawidłowo odróżnić dobro od zła. I jej pierogi są zawsze takie, jakie
powinny być u babci. Pijemy herbatę. Zajadam się.
- Roma, no i jak tam z pracą?
- Syf babciu.
- Przecież masz talent. Co to znaczy „syf”?
- Nikt dziś na talent nie zwraca uwagi. Dziennikarze stali
się żołnierzami. Wysłano ich na front. Ale biorą tylko sprawdzonych, lojalnych
i zdrowych.
- Zarazy.
- Kto?
- Kto? Kto? Obama. I Ukraińcy. Wszystkim napaskudzili.
Cierpisz nawet ty, mój wnuk.
- Obama? Napaskudził mnie… W jaki sposób? Po co? I Ukraińcy?
- A kto odpowiada za tę wojnę? Obama. I Ukraińcy. Roma, a
dlaczego nie możesz zająć się czymś niepolitycznym? Jak Małachow (Andriej Małachow – jeden najpopularniejszych
w Rosji dziennikarzy telewizyjnych, showman, prowadzi przede wszystkim programy
rozrywkowe – „mediawRosji”)…
- On też zrobił program na temat Krymu, jeśli się nie mylę.
- No i w porządku, że o Krymie. Dzielny chłopak. Teraz
właśnie trzeba robić programy o Krymie. Trzeba wszystkim opowiadać, że teraz
jest nasz. Zawsze był naszym. Spróbuj, tu jest pieróg z kapustą…
Przeżuwam i uświadamiam sobie, że ten wirus rozprzestrzenia
się szybciej od Eboli. Dociera wszędzie, zaraża telewizyjnych szefów,
telewizory, mózg mojej babci, pierogi, kapustę, wszystko. Trochę później
odbyłem podobną rozmowę z dziadkiem żony. Jest inwalidą o jednej nodze,
przeszedł Wielką Wojnę Ojczyźnianą: kijowska junta, Krym jest nasz ! Dziadkowi,
tak jak i babci, także było strasznie przykro, że zostałem bez pracy. Obama.
Wreszcie telefony ze stacji telewizyjnych ustały. Poczułem
panikę. Wpadłem w depresję. Wydało mi się, że doświadczam końca świata.
Zostałem bez pracy. Szukam jej, ale podczas rozmów kwalifikacyjnych, padają pytania,
jakie powinni raczej zadawać oficerowie służb specjalnych, poszukując kandydatów
do pracy wśród absolwentów szkoły FSB.
Mam do spłacenia kredyt hipoteczny. W domu małe dziecko. Żona
tylko przez jakiś czas będzie się czuć lepiej – remisja. Więc muszę myśleć. Myśl
! MYŚL !
Kiedy skończyły się pieniądze z ostatniej wypłaty, zacząłem
telefonować do przyjaciół pracujących w ogólno rosyjskich telewizjach. Może
znaleźliby jakieś sprytne rozwiązanie… bokiem…. ostrożniutko…, by przecisnąć
się między wydziałem odpowiedzialnym za nieprawdę, a wydziałem odpowiadającym
za półprawdę, by dotrzeć do trzeciego, produkującego błyszczącą chałę – jak mądrze
poradziła moja babcia (i został kimś w rodzaju Małachowa). Ale przyjaciele
odpowiadali, że ostrożniutko teraz się nie da. Albo zakładasz mundur z naramiennikami,
albo po cywilnemu zajmujesz się czymś zupełnie innym. Telewizja z wielkim
rozmachem prowadzi teraz działania wojenne. Wszystkie siły, budżety, zapasy
przeznaczone są dla frontu, mają przynieść zwycięstwo. Na tyłach też jest
niebezpiecznie. Telewizyjni generałowie żyją w nieustannym napięciu.
Jeden z moich przyjaciół, jak z raz w mundurze generalskim,
pracuje w WGTRK (państwowy koncern
medialny, właściciel stacji TV „Rossija” – „mediawRosji”), od kliku dni i
nocy nie wychodzi z gabinetu. Co chwila dzwoni telefon, kierownictwo co 15
minut wydaje nowe psychoneurologiczne rozkazy:
- Kiedy to wszystko tylko się zaczynało, a Janukowicz dopiero
co uciekł z Ukrainy, pomagała kokaina. Teraz i z nią nie jest lepiej. Roma,
kicha do kwadratu. Trzymam się tylko dzięki temu, że mam dobry metabolizm,
wbrew zdrowemu rozsądkowi. Działam na autopilocie. Napięcie jest nie do zniesienia.
Zdarzyło się, że z nerwów, z oczu poszła mi krew.
- Waszym widzom, też z oczu cieknie krew. Po co to robisz?
- Rodzina.
Wszyscy rozumieją wszystko. Telewizyjni szefowie rozumieją
lepiej od innych. Na wielu ludzi w telewizji, poczucie, iż za chwilę wszystko się
rozwali działa motywacyjnie. Jutro rozwali się wszystko w naszej firmie, w
gospodarce, i tak w ogóle w kraju – to znaczy, iż już dziś trzeba w robocie wycisnąć
z siebie wszystko. To oznacza, iż zgadzać się trzeba na wszystko. Każą kłamać, trzeba
kłamać. Wydadzą polecenie, by prowadzący w programie na żywo, rozebrali się,
szczeknęli, zrobili sobie zastrzyk z heroiny – będzie zrobione wszystko, striptiz,
szczeknięcie, zastrzyk, co komu tylko przyjdzie do głowy. Ważne, by starczyło
czasu na zrobienie wystarczających oszczędności, potem można razem z rodziną
wyskoczyć z odjeżdżającego pociągu.
W październiku 2014 roku zastępca Olega Dobrodiejewa (szef państwowego koncernu medialnego WGTRK –
„mediawRosji”) Siergiej Archipow porzucił stanowisko, wyjechał za granicę,
tam będzie pracował. W dziale prasowym
WGTRK odmówili komentarza na ten temat, ograniczyli się do czterech słów: „Wyjechał
do pracy za granicą.”
Mój dobry przyjaciel – człowiek porządny i utalentowany,
przepracował wiele lat w WGTRK na stanowisku kierownika wydziału. Przez cały
czas klął, cierpiał, czul się obrzydliwie, wytrzymywał… Miał jeden „humanitarny”
cel, zamiast dla telewizji „Rosja” i państwa Rosja żyć i pracować w Europie.
Zdobył to, o czym marzył…. Załatwił sobie prawo pobytu w jednym z przytulnych państw
Unii Europejskiej i wyjechał.
I żeby tylko on. Przyjedźcie latem do Jurmały i przejdźcie się
po nabrzeżu. Wśród spotkanych, co piąty – jeśli nie co czwarty – okaże się generałem
rosyjskiej telewizji. Rosyjscy dziennikarze i prowadzący programów wykupili w
Łotwie tysiące metrów kwadratowych powierzchni mieszkalnej.
Mniejsze zło
Rozmyślałem więc przez cały czas. Wcześniej kolegom z tego
samego roku na dziennikarstwie przyglądałem się podejrzliwie, zwłaszcza tym, którzy
po studiach znaleźli pracę poza zawodem. Ktoś został na przykład rzecznikiem
prasowym wicepremier Olgi Golodiec (odpowiada
za kwestie socjalne w rządzie Dmitrija Miedwiediewa – „mediawRosji”). Ktoś
inny trafił jako asystent do rzecznika do spraw dziecka Pawla Astachowa (Astachow cieszy się w kręgach liberalnych szczególnie
marną reputacją – „mediawRosji”). No i jak? Przecież to takie nudne. A po
drugie, gdy się zostanie asystentem Pawła Astachowa, przed snem zapewnie trzeba
zdejmować z głowy bandaż z napisem: „Zjadam dzieci.” A poza godzinami snu trzeba
go nosić przez cały czas.
Teraz, czy w ogóle da się w łatwy sposób znaleźć odpowiedź
na pytanie, o to które zło jest gorsze? Umowne ministerstwo rozwoju
gospodarczego, czy umowna dyrekcja programów prawnych NTV? Pytanie bardzo dziś wątpliwe.
Telewizja stała się państwem. Państwo przekształciło się w swój
obraz z ekranów telewizji. Dziennikarz telewizyjny niczym się już nie odróżnia
od urzędnika państwowego (i on też już dawno kupił mieszkanie nad morzem, tylko
nie na Krymie). Urzędnik państwowy już się nie boi dziennikarza telewizyjnego
(choć bać się go powinien przez cały czas). Wywiad w telewizji przypomina dziś
codzienną odprawę, na której spotykają się podwładny (dziennikarz) i
zwierzchnik (przedstawiciel władz). Telewizyjne tematy informacyjne zamieniają
mózgi naszych babć, w to co powinno być w środku babcinych pierogów. W nadzienie.
A na razie będę kleić pierogi. Potem zobaczymy. Recepta jest
prosta. Kolejne porcje mąki przesianej przez sito, zmieszane z solą wysypać na
stolnicę. Potem ugnieść miękkie ciasto, będzie
się nieco kleiło do rąk. Ugniatać ręcznie przez 15-20 minut. W robocie przez 8
minut. Gotowe ciasto ułożyć na stolnicy i ugniatać je jeszcze przez kilka
minut. Przygotować nadzienie. Od gotowego ciasta odrywać niewielkie kawałki,
rozpłaszczać je palcami, albo wałkiem, wycinać z nich krążki o potrzebnej
średnicy (8-10 cm). Po środku umieścić porcję nadzienia. Jeśli ciasto wciąż jeszcze
trochę klei się do rąk, na stolnicę wysypać odrobinę mąki.
Tłum.: ZDZ
Artykuł ukazał się na lamach portalu Meduza.io . Portal pod
kierownictwem Galiny Timczenko powstaje w stolicy Łotwy Rydze, pracują w nim
dziennikarze dawnego moskiewskiego portalu lenta.ru
https://meduza.io/feature/2014/12/29/babushka-eto-svyatoe
*Roman Super, popularny rosyjski dziennikarz telewizyjny średniego pokolenia. Był reporterem telewizji REN TV. Laureat nagrody portalu SNOB w kategorii „Dziennikarstwo” w 2013 roku. Reporter telewizyjny 2013 roku – nagroda rosyjskich krytyków telewizyjnych. Jest autorem licznych artykułów publikowanych w prasie drukowanej i w sieci (GQ, Esquire, Afisza).
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
kiedyś Żydzi, teraz Obama, co poradzisz...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, ze ci najwieksi propagandziści nie zdążą wyskoczyc z pociągu na czas.
OdpowiedzUsuńPS. Dziękuję za tego bloga. Robicie bardzo pożyteczną i potrzebną robotę.
Pasjonaci! :D Dajecie tyyyle inspiracji. Analiza i porównanie działania mediów w Polsce działałyby podobnie. Macie namiary na coś takiego? :)
OdpowiedzUsuńCanBe.pl
Jedna drobniutka uwaga natury tłumaczeniowej. Edward Murrow mówił to w filmie "Good Night and Good Luck" (a nie "Dobranoc i powodzenia"), bo tak w oryginalnej wersji angielskiej ten film funkcjonuje w Polsce. Pozdrawiam redakcję bloga :-)
OdpowiedzUsuń