Strony

piątek, 31 stycznia 2014

Anatomia rozprawy: nie będziemy się wciąż bać.

W świecie rosyjskich mediów stacja telewizyjna „Dożd’” jest wyjątkiem. Nie kłamie. Nie jest instrumentem kremlowskiej propagandy. Zaprasza do studia przedstawicieli opozycji. Pokazuje wydarzenia na Ukrainie. Kilka dni temu, w programie poświęconym blokadzie Leningradu padło adresowane do widzów pytanie, czy kapitulacja miasta, nie uratowałaby życia tysiącom mieszkańców. Kreml wykorzystał je do rozprawy z niepokorną stacją.


Rozmowę o wydarzeniach związanych z kanałem telewizyjnym TV Dożd’ przeprowadzono na antenie radiostacji „Echo Moskwy”. Uczestniczyli w niej Natalia Sindiejewa, dyrektor kanału „Dożd’”, Ilja Kliszyn, redaktor strony internetowej stacji oraz dziennikarze radiostacji "Echo Moskwy", Aleksander Pluszczew i Sofiko Szewardnadze.

Aleksander Pluszczew:
Jak obecnie wygląda sytuacja w waszej redakcji? Jak to wygląda od wewnątrz?
Natalia Sindiejewa:
To co się dzieje, przypomina trochę działania wojenne, rzeczywiście tak to wygląda. Wczoraj jeszcze odczuwałam coś na kształt demoralizacji, po raz pierwszy pozwoliłam sobie na to, by zostać w domu, schować się, popłakać. Nawet nie odczuwałam strachu, niebezpieczeństwa, miałam poczucie wielkiej krzywdy. Dziś jednak wzięłam się w garść, przyjechałam do pracy, zwołaliśmy zebranie, zaczęliśmy zastanawiać się, analizować jak rozwijały się wydarzenia. Nagle wszystko przyspieszyło jeszcze bardziej, co chwila zbieraliśmy się znów na mini zebrania. Dlaczego? Najpierw dostajemy oświadczenie „Akado” o tym, że wyłączają nasz sygnał. Potem dociera do nas ogromna ilość telefonów, mejli od widzów „Dom.ru”, to od nich dowiadujemy się, że ci też nas wyłączają, nie zawiadamia nas o tym sam operator. Równocześnie nasi prawnicy sprawdzają umowy z operatorami, a ja staram się do nich dodzwonić, wyjaśnić o co chodzi, zapytać co się w ogóle dzieje?
Sofiko Szewardnadze:
No i do kogoś udało się dodzwonić?
Sindiejewa:
Do nikogo się nie dodzwoniłam, wszystkie telefony były wyłączone, albo nie podnoszono słuchawki. Nie chcę nikomu stawiać zarzutów, ale nie otrzymaliśmy żadnego oficjalnego pisma, żadnej oficjalnej reakcji, odpowiedzi…


Kadr z programu TV "Dożd'" poświęconego wojennoj
blokadzie Leningradu.
Potem nagle, Walentyna Matwijenko, spiker Rady Federacji mówi, nie można dopuścić do zamknięcia stacji telewizyjnej „Dożd’”. Redakcja od razu się cieszy. To znaczy, że Matwijenko nas wspiera, na początku warknęła, ale potem…  A potem, nagle przestały działać nasze telefony, pauza trwała pół godziny, służba techniczna mówi, że u nas wszystko jest w porządku, że nie wiadomo dlaczego telefony ucichły.
Następny moment – zaczął się atak DDoS na sajt, w pewnym momencie nasza strona internetowa przestala działać, udało się jednak ją reanimować, daliśmy sobie radę.
Rzecz jasna, dla dziennikarzy to były chwile pełne emocji, gorące, wszyscy odczuwaliśmy drive, choć zdawaliśmy sobie sprawę z niebezpieczeństwa, rozumieliśmy jakie mogą być następstwa. Czułam jak wszyscy patrzą mi w oczy, szukają odpowiedzi na pytanie, jaka jest moja reakcja, jak będę się zachowywać. Dlatego dziś wzięłam się w garść, stąd się bierze moja wiara w to, ze się uratujemy, że wszystko jakoś się ułoży, przez cztery lata, wierzcie mi, staramy się pracować najuczciwiej jak potrafimy. Popełniamy błędy, bywa, że trudno ich uniknąć, czasem brakuje nam profesjonalizmu, można nam stawiać rożne zarzuty, ale zawsze unikaliśmy obłudy, nigdy nie prowadziliśmy podwójnej gry, żeby coś załatwić, osiągnąć, gdzieś coś wygrać. Staraliśmy się zawsze wykonywać pracę uczciwie, by z dziennikarskiego punktu widzenia nasza robota była profesjonalna. Dlatego, że… No może dlatego, że tak jest nasza natura, tacy po prostu jesteśmy, chce nam się robić swoją robotę. Kiedy zdarza się taka sytuacja, trzeba podejmować kroki antykryzysowe. My jednak nie dysponujemy żadnym sztabem antykryzysowym, który by wiedział jak się zachować w takich okolicznościach.
Pluszczew:
Sekunda, proszę. Tylko co dotarła do mnie wiadomość, że „NTV Plus „włączył was ponownie. Nie dostaliśmy żadnego oficjalnego oświadczenia, ale przychodzi masa twitów na Twitterze, ludzi piszą, że na NTV Plus „Dożd’” można oglądać znów.
Sindiejewa (śmieje się):
Może jutro, tak samo zrobią wszyscy pozostali.
Szewardnadze:
Jedna platforma za drugą zaczęły was wyłączać, w ogóle do nikogo nie udało się dodzwonić? Do kogoś na górze, lub na dole? Nikt niczego nie komentował, nie tłumaczył, nie mówił?
Sindiejewa:
Komentowali tylko w kuluarach, nieoficjalnie, za kulisami. W rozmowach ze mną, ci do których się dodzwoniłam. W rozmowach z naszymi kolegami. Mówiono, o tym, że były telefony z góry. Z poleceniem, by nas wyłączyć pod dowolnym pretekstem. Problemów z kontraktem, kłopotów technicznych, co wam przyjdzie do głowy. Macie ich wyłączyć i sami wymyślić przyczyny. Dlatego operatorzy, którzy nas wyłączyli, posługują się różnymi argumentami. Ktoś mówi, że dobiegła końca umowa między nami, a my jej nie przedłużyliśmy. Weźmy na przykład spółkę „Dom.ru”, spotkaliśmy się z nimi 5 dni temu, omawialiśmy kwestię przedłużenia umowy, zastanawialiśmy jak będziemy promować kanał „Dożd’” na ich platformie. Robiliśmy wielkie plany. Ja mam potwierdzenie tego, takie zakulisowe, nieoficjalne, że wyłączano nas na telefoniczne polecenie z góry, oficjalnie jednak…
Szewardnadze:
To interesujący moment, czy było polecenie z góry, czy operatorzy postanowili z własnej inicjatywy zademonstrować lojalność wobec góry…
Sindiejewa:
Operatorzy? Nie.To wszystko jest takie dziwne. Nasi widzowie przysyłają nam odpowiedzi operatorów, ludzie się wściekają, telefonują do nich, a tam w centrach obsługi, chłopcy i dziewczyny, którzy odpowiadają na telefony, tylko przepraszają. Przykro nam - proszę państwa - tłumaczą, to nie zależy od nas, sami jesteśmy niezadowoleni, dla nas to też jest nieprzyjemna sytuacja, proszę zrozumieć, że to polecenie z góry, tu nic nie zależy od naszego własnego kierownictwa. To mówią sami operatorzy swoim widzom, klientom. 
Pluszczew:
A sama redakcja? Jak wy na to reagujecie?
Ilja Kliszyn:
Jak mi się wydaje w redakcji panuje nastrój bojowy. Może dlatego, że wkładamy masę wysiłku w organizację niedzielnego maratonu, organizujemy taką imprezę pod hasłem „Kochać ojczyznę”.
Sindiejewa:
Najważniejsze, żeby ten maraton nie przekształcił się w manifestację z poparciem dla „Dożdia”.
Kliszyn:
Jasne. Odczuwamy masę emocji, staramy się jednak, by nie przeszkadzały nam w pracy. Ludzie są gotowi pracować w nadgodzinach, w dni wolne od pracy, podczas maratonu, wszyscy na wlasną prośbę. Nasz kolega Pawel Łobkow zaczął snuć wspomnienia o wydarzeniach 2001 roku (rozprawa Kremla ze stacją telewizyjna NTV – mediawrosji).
Sindiejewa:
Pasza Łobkow (czołowy publicysta stacji – mediawrosji) powiedział, że w jego życiu, to już szósta historia tego rodzaju. Zaczęło się od mera Petersburga Sobczaka, na początku bardzo wspierał dziennikarzy, ale potem, w następstwie jakiejś publikacji, zaczął zamykać różne wydania. Pasza po raz pierwszy znalazł się wtedy w opałach. Złapał się dziś za głowę : o co tu chodzi?
Szewardnadze:
Jeśli zostanie zrealizowany najczarniejszy scenariusz i wszyscy was wyłączą, macie jakiś plan zapasowy?
Sindiejewa:


Natalia Sindiejewa, dyrektor stacji
telewizyjnej "Dożd'"
Wielkie nadzieje pokładamy w naszych widzach i w Internecie. Internet wyłączyć, to na pewno skomplikowana sprawa. Jeśli rozszerzymy trochę bazę techniczną, to w Internecie będzie nas mogła oglądać nieograniczona, w każdym razie wystarczająca, ilość widzów. W tych dniach gwałtownie zwiększyła się liczba widzów wykupujących roczny abonament na dostęp do „Dożdia” w sieci. Dziś przybyło nam tylu abonentów, ilu zwykle przybywa w tydzień. Ludzie okazują solidarność, mówią nam, mamy już abonament, w jaki sposób jeszcze możemy Wam pomóc. Na sajcie rozszerzyliśmy ofertę naszego sklepu internetowego, dodamy tam przycisk z napisem: „Jak wesprzeć „Dożd’”? W tej sytuacji nie mamy innego wyjścia, możemy zwrócić się tylko do widzów. Z punktu widzenia rozwoju, biznesu, to prymitywny sposób, jesteśmy w końcu stacją telewizyjną, koszty naszej produkcji są bardzo wysokie.
Pluszczew:
Jesteście w stanie ocenić obecne straty finansowe?
Sindiejewa:
Teraz to niemożliwe. Teraz można oszacować tylko bezpośrednie straty wynikające z rezygnacji operatorów z naszego sygnału. Oni za niego płacili. Ale to były niewielkie sumy. Na razie jednak nie obserwujemy ucieczki reklamodawców, powiedzmy do dnia dzisiejszego. Powiedzmy tak, jeśli zostaniemy tylko z tymi operatorami, którzy na razie nas nie wyłączyli, to jakoś damy sobie radę, wybrniemy, na dziś utraciliśmy 20% zasięgu. Ale jeśli to pójdzie dalej….
Pluszczew:
Pozwólcie spytać o to pytanie, które padło u was na antenie?
Kliszyn:
Ja spróbuję opowiedzieć tę historię, tu nie ma niczego nadzwyczajnego, opowiem ze szczegółami. Na antenie telewizji „Dożd’”, już od jakiegoś czasu nadawany jest program pod tytułem „Dyletanci”. Tytuł współbrzmi z nazwą naszego partnera, magazynu historycznego „Dyletant”. Głównym tematem ich numeru styczniowego jest…
Szewardnadze:
„Blokada i jej szajka”
Kliszyn:
Tak to się nazywa, „Blokada i jej szajka”. Chodzi o blokadę Leningradu. Na antenie stacji „Dożd’” ten program emitowany jest co niedziela wieczorem. Biorą w nim udział różne osoby, prowadzona jest dyskusja.
Szewardnadze:
W każdej edycji robicie sondę?
Kliszyn:
Co tydzień zadajemy różne pytania…. Tam niekiedy…
Sindiejewa:
Chciałam zwrócić uwagę na jeden ważny moment, to pytanie formułowane jest na żywo, w czasie programu, rodzi się podczas dyskusji z zaproszonym gościem … I to pytanie…
Szewardnadze:
W naszej radiostacji bywa podobnie….
Kliszyn:
Chciałbym by słuchacze Echa zrozumieli co się wydarzyło. W niedzielę wieczorem nadajemy wspólny program razem z magazynem „Dyletant”. Temat – blokada Leningradu. I pojawia się pytanie, zostało zadane także na stronie internetowej magazynu, chodzi o swego rodzaju hipotetyczną interpretację…
Pluszczew:
W trybie warunkowym….
Kliszyn:
Tak, w trybie warunkowym, na temat blokady Leningradu, czy można byłoby uratować mieszkańców, porzucając, poddając  miasto, ewakuując… Tego pytania wcześniej nie konsultowano z redakcją, ani ze mną, ani….
Szwardnadze:
A tak w ogóle, pytania trzeba konsultować?
Kliszyn:
W wypadku tego programu, tak to było ustalone, ufaliśmy jego autorom, to oni dyskutują o historii, formułują interesujące myśli, zadają też pytania…. Tak więc to konkretne pytanie wymyślono na żywo, zwrócono się także do naszego redaktora odpowiedzialnego za sieci społecznościowe, chodziło o to, by dać ludziom możliwość odpowiedzi, za pośrednictwem Twittera i na naszym sajcie. Równolegle do dyskusji na antenie.
Sindiejewa:
Pytanie zostało sformułowane podczas dyskusji z udziałem Orłowej, Dymarskiego i Jerofiejewa. Oglądałam program, kiedy ono padło, nasz redaktor natychmiast je zapisał, on praktycznie stenografował….
Kliszyn:
Co działo się dalej? Przypominam, niedziela, wieczór, pytanie dostaje nasz redaktor sieci społecznościowych. Mnie samego nie było w redakcji… Pytanie zostaje opublikowane. Znajduję się w tym momencie w Moskwie, daleko od redakcji, nawet nie oglądałem programu. Ale nagle zaczynam dostawać wiadomości, esemeski. Piszą do mnie, Ilja, popatrz co się tam u was dzieje na Twitterze, ktoś zadał dziwne pytanie. Piszą przyjaciele, koledzy, dziennikarze. Idę po ulicy, biorę telefon, zaglądam i widzę tę straszną reakcję. Rzucili się na nas ludzie typu Krystiny Potupczik, Konstantina Rykowa, tego rodzaju prokremlowscy blogerzy.
Szewardnadze:
Tobie Natasza, to pytanie nie wydało się dziwne?
Sindiejewa:
Widzowie z nami. Banner na stronie internetowej
www.tvrain.ru, gdzie widzowie moga wesprzeć
stację finansowo. 
Powstała absurdalna sytuacja, w kontekście samej audycji to było normalne, uzasadnione pytanie, długo na ten temat dyskutowano, przy tym nie sformułowano jakiegoś oczywistego stanowiska, nikt nie upierał się przy swoim poglądzie, czy powinno być tak, czy inaczej. Potem, długo zastanawialiśmy się dlaczego to właśnie pytanie sprowokowało taką reakcję. I nie tylko ze strony, jakbyśmy tu ich nazwali, prokremlowskich blogerów, ale także zwykłych ludzi. Oni też poczuli się dotknięci. Stało się tak dlatego, iż pytanie zostało wyrwane z kontekstu całej audycji. Wielu widzów, internautów usłyszało je, nie oglądając programu. Dlatego wzbudziło ich reakcję. Wśród nas, ludzi naszej stacji, także znalazły się osoby zdziwione i dotknięte. Oni tłumaczą dlaczego. Jeśli by, można było wszystko cofnąć, przewinąć do tyłu, to jak mi się wydaje, nie zrezygnowalibyśmy z pytania, sformułowalibyśmy je tak, lub czy inaczej, nie wycofalibyśmy się z dyskusji na ten temat, ale na pewno należałoby zadbać o sposób jego zadania, tu trzeba było zachować dyscyplinę.
Kiliszyn:
Zgodnie z naszym stanowiskiem można zadawać dowolne pytania, także te najbardziej drażliwe dla społeczeństwa, odnoszące się do naszej historii, ale bardzo ważne jest, by je formułować prawidłowo. Niestety, pytanie, które stało się przyczyną kryzysu zostało sformułowane nieprawidłowo. To się stało nie chcący, sprawił to nieszczęśliwy zbieg okoliczności.
Kiedy się zorientowałem, że mamy problem, skontaktowałem się z redaktorem naczelnym stacji Michaiłem Zygariem. W ciągu dwudziestu minut od pojawienia się pytania na Twitterze i na stronie internetowej stacji, podjęliśmy decyzję, by je zdjąć. I nie dlatego, że nie zasługiwało na dyskusję, ale dlatego, ze zostało sformułowane nieprawidłowo. Zorientowaliśmy się, że niektórzy ludzie mogą poczuć się dotknięci. I w Twitterze i na sajcie przeprosiliśmy za jego publikację.
Pluszczew:
Ktoś poniesie odpowiedzialność, za to co się stało?
Sindiejewa:
Nie, rzecz jasna, nie. Nikogo nie będziemy karać, zwalniać. Moje stanowisko jest pod tym względem oczywiste. Jakby to wyglądało…? Jeśli by dziennikarz wyraził opinię, jestem zwolennikiem faszyzmu, jestem homofobem, wtedy bym go zwolniła. To nie są wartości ani moje, ani stacji. Ale tu mamy do czynienia z pomyłką, nawet trudno się zorientować, kto za nią ponosi odpowiedzialność. Uczestnicy programu formułują pytanie, Dymarski, Orłowa, Jerofiejew, zapisuje je redaktor odpowiedzialny za sieci społecznościowe. Kogo miałabym karać? Musimy wyciągnąć wnioski. Ale zrobić publiczną czystkę wśród pracowników? Co wtedy powiedzieliby pozostali? Wszyscy chcą się na stacji zemścić,  więc dla ciebie zdradzić nas to żaden problem?
Szwardnadze:
Zgoda, sformułowanie pytania było niefortunne, wynika z niego, iż jeśliby poddano Leningrad, to ludzie by nie zginęli, ale to nie tak, w Leningradzie mogło wydarzyć się to samo co w Kijowie. To jasne jednak, że reakcja na to, co się zdarzyło, nie ma żadnego związku z prawdą historyczną, czy postulatem wymierzenia historycznej sprawiedliwości. Na temat waszej stacji kursuje wiele teorii spiskowych. Kto was kontroluje, czyje wyrażacie interesy? Wszystko to przecież do was dochodzi. Nie byłoby historii z tym pytaniem, znaleziono by coś innego.
Sindiejewa:
Od jakiegoś czasu zaczęły do nas dochodzić sygnały ostrzegawcze, zwróciliśmy na nie uwagę, zaraz po emisji na antenie reportażu Badanina. Puściliśmy go w programie „I tak dalej” opartym na wynikach śledztwa Nawalnego na temat osiedla dacz, tego w którym mieszkają Wołodin, Niewierow, Prichodźko (wyżsi funkcjonariusze kremlowskiej administracji – mediawrosji). To był obszerny materiał. Od razu, następnego dnia, jeśli pamiętacie, u was na antenie, Niewierow oświadczył, iż przyszła pora skontrolować „Dożd’”, skąd mamy pieniądze, itd. Po drugie, informują nas w trybie „off the record”, iż w ciągu minionego półtora miesiąca odbywały się regularne zebrania w administracji prezydenta, na jednym z nich wydano instrukcje, by poszukać sposobów, jak tu z nami zrobić porządek.


Banner rosyjskiego operatora Akado, ktory jako pierwszy
wyłączył sygnał stacji telewizyjnej "Dożd'"
Trzy tygodnie temu zdarzyła się jeszcze jedna dziwna historia, pro kremlowscy blogerzy wynaleźli zrzut ekranowy sajta „Dożdia” ze zdjęciem Doku Umarowa, napisano o nas, że pozwalamy na antenie wypowiadać się terrorystom. To zdjęcie wisiało na sajcie od czterech miesięcy, to była jedna sekunda, kiedy pojawiało się w kadrze jednego z programów Julii Taratuty. Nikt na nie zwracał uwagi i oczywiście nikt nie dawał Umarowowi słowa. Po prostu szukano pretekstu…
Szewardnadze:
Chciałam zapytać o maraton, jaki organizujecie w niedzielę…
Kiliszyn:


Daliśmy mu nazwę „Kochać ojczyznę”
Szewardnadze:
Nie boicie się, że z tej okazji znów na antenie pojawią się jakieś sformułowania, które zostaną wykorzystane przeciw wam, że zostaniecie pozwani do sądu i przegracie. Nie wydaje się wam, że pomagacie swoim przeciwnikom znaleźć jeszcze jeden pretekst dla zamknięcia stacji.
Sindiejewa:
Jeśliby tak było, może powinniśmy zamknąć stację? Zrezygnować z pracy. Jeśli dowolne sformułowanie, jakie może zabrzmieć na antenie, albo nieudany materiał filmowy, reportaż, oznacza, iż depczemy komuś po piętach i po odciskach, to wtedy pewnie trzeba się przestać tym zajmować. Nie możemy stale się bać.



Tekst opublikowany na stronie internetowej radiostacji Echo Moskwy (www.echo.msk.ru). Skróty i redakacja - blog mediawrosji


Inne materiały opublikowane na blogu dotyczące telewizji „Dożd’” i problemów rosyjskich mediów:


Telewizja, której nie jest wszystko jedno. Ekskluzywny wywiad udzielony redakcji bloga przez Natalię Sindiejewą, założycielkę i dyrektora niezależnej stacji telewizyjnej „Dożd”.


Od blokady Leningradu, do blokady TV „Dożd’” . Materiał wydawnictwa internetowego www.newsru.com



Wielkie zmiany w świecie rosyjskich mediów . Materiał stacji telewizyjnej „Dożd’” (www.tvrain.ru)

 






środa, 29 stycznia 2014

Od blokady Leningradu, do blokady TV „Dożd’”

Wśród kontrolowanych przez Kreml rosyjskich mediów, stacja telewizyjna TV Dożd’ jest absolutnym wyjątkiem. Żadna inna telewizja rosyjska nie poświęca tyle uwagi działalności opozycji, korupcji urzędników, walce o prawa człowieka. Nadany kilka dni temu program poświęcony wojennej blokadzie Leningradu (z udziałem pisarza Wiktora Jerofiejewa) stał się pretekstem dla zmasowanego ataku na „Dożd’”. Czy telewizyjna wysepka wolności przetrwa pro kremlowskie tsunami?


Spółki telekomunikacyjne rozpoczęły wyłączanie kanału telewizyjnego „TV Dożd’”, mimo poparcia dla stacji ze strony prezydenckiej Rady do Spraw Człowieka.

Funkcjonująca w dziesiątkach miast naszego kraju platforma „Dom.ru” wstrzymała nadawanie sygnału stacji telewizyjnej „Dożd’”. Jest to skutek skandalu związanego z zadaniem w audycji poświęconej blokadzie Leningradu kontrowersyjnego pytania. O zamiarze usunięcia kanału ze swojej oferty zawiadomiła także platforma „Akado”.
TV Dożd' jedyna w Rosji stacja tele-
 wizyjna ignorujaca kremlowską cenzurę. 
„Brak programu telewizji „Dożd’” w ofercie Dom.ru wynika z tego, iż do tej pory nie udało się podpisać pomiędzy naszymi firmami odpowiedniej umowy. Obecnie obowiązujące przepisy zakazują operatorom łączności transmitowania kanałów telewizyjnych i ich programów, jeśli w tej sprawie nie zostało zawarte i podpisane stosowne porozumienie.” – takie wyjaśnienie pojawiło się na stronie internetowej operatora „Dom.ru”

Jak się okazuje i inni operatorzy gotowi są do wyrażenia solidarności z siecią „Dom.ru”. Spółka „GK Akado” podjęła decyzję o wyłączeniu sygnału telewizji „Dożd’” w swojej sieci kablowej od 30 stycznia – takie oświadczenie firma rozpowszechniła za pośrednictwem Twittera.
Oświadczenie na ten temat wydane przez kierownictwo AKADO i przekazane agencji Interfax zawiera, między innymi, następujące sformułowania: „Nasza współpraca ze stacją „Dożd’” rozpoczęła się latem 2011 roku, jednak w ostatnim okresie kanał znacząco zmienił koncepcję swojego programu. Fakt ten stał się dla nas źródłem wątpliwości, czy powinniśmy w dalszym ciągu rozpowszechniać sygnał „Dożdia” w naszej sieci kablowej.”

 Wcześniej dyrektor naczelna stacji Natalia Sindiejewa wypowiedziała się na temat wzajemnej współpracy: „Jurij Pripaczkin (wówczas Akado) jeszcze w dawniejszych czasach, zaraz po powstaniu stacji, wyłączał nas po każdym telefonie od Wiaczesława Surkowa, zastępcy szefa kremlowskiej administracji.
„Trikolor TV” na razie nie ma zamiaru przyłączyć się do „blokady” stacji, ale nie wyklucza, iż podejmie tego rodzaju decyzję w przyszłości. Informację na ten temat przekazała radiostacja „Echo Moskwy w Sankt-Petersburgu”.

W programie radiostacji „Echo Moskwy” dyrektor kanału TV „Dożd” Natalia Sindiejewa stwierdziła, iż taki rozwój wypadków był dla niej całkowitą niespodzianką.  
Spółka „Er-Telekom” sprzedająca usługi telekomunikacyjne w rosyjskich regionach,  korzysta w nich z nazwy „Dom.ru” . Spółka jest obecna w 56 miastach, liczba jej klientów wynosi ok. 6 milionów – informuje portal „Russkaja Planeta”.

Przypomnijmy dotychczasowy bieg zdarzeń. 26 stycznia, z okazji 70ej rocznicy zakończenia wojennej blokady Leningradu, na stronie internetowej stacji telewizyjnej „Dożd’” widzom i czytelnikom zaproponowano udział w sondażu. W jego ramach zadano pytanie: „Czy lepszym rozwiązaniem byłoby poddanie miasta wojskom hitlerowskich Niemiec, gdyby w ten sposób można było zapobiec śmierci tysięcy jego cywilnych mieszkańców?” . Tak sformułowane pytanie wywołało ostrą krytykę ze strony rosyjskich blogerów, deputowanych do parlamentu oraz Jurija Pripaczkina, prezydenta Rosyjskiego Stowarzyszenia Telewizji Kablowej.  Pripaczkin zasugerował wyłączenie sygnału „ Dożdia” z sieci kablowych.

Stała Komisja do spraw Wolności Informacyjnej i Praw Dziennikarzy, funkcjonująca w ramach prezydenckiej „Rady Praw Człowieka” wypowiedziała się stanowczo, krytykując inicjatywę Pripaczkina. Zdaniem Komisji:  „Nie wolno zamknąć, lub wyłączyć sygnału któregokolwiek z oficjalnie zarejestrowanych środków masowego przekazu bez ostrzeżenia ze strony „Roskomnadzoru”, lub wyroku sądowego. W odniesieniu do TV „Dożd’” tego rodzaju kroków nie podejmowano.”

Także spiker wyższej izby rosyjskiego parlamentu „Rady Federacji’ Walentyna Matwijenko wypowiedziała się przeciw zamknięciu stacji, choć jej zdaniem, zadane na antenie pytanie, odnoszące się do blokady miasta z czasów wojny miało „bluźnierczy” charakter.

Zgodnie z informacjami otrzymanymi z Roskomnadzoru specjaliści tej organizacji analizują sytuację, szukając odpowiedzi na pytanie, czy  nadając tego rodzaju pytanie, stacja naruszyła istniejące przepisy.

W środę deputowani miejskiego Zgromadzenia Ustawodawczego Sankt-Petersburga postanowili zwrócić się do Jurija Czajki, prokuratora generalnego Federacji Rosyjskiej, z prośbą, by w związku z publikacją na stronie internetowej „Dożdia” materiału noszącego prowokacyjny charakter, podległa mu prokuratora przeprowadziła odpowiednią kontrolę i dokonała stosownej oceny prawnej. Jeśli w jej wyniku okaże się, iż istnieje odpowiednie dla tego rodzaju decyzji podstawa prawna – postulują petersburscy deputowani - stację „Dożd” należy zamknąć.
Audycja z udzialem pisarza Wiktora Jerofiejewa, poświęcona
blokadzie Leningradu, dostarczyło wrogom stacji pretekstu do ataku. 
Przedstawiciele parlamentarnej frakcji Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej dzień wcześniej oświadczyli, iż zamierzają zwrócić się do prokuratury z prośbą o przeprowadzenie w stacji kontroli i odnalezienie autorów i inicjatorów przeprowadzonego przez nią prowokacyjnego sondażu. W odpowiedzi prokuratora poinformowała, iż będzie gotowa do realizacji postulatu parlamentarzystów KPRF, gdy tylko do niej dotrze na piśmie.

W odpowiedzi na zarzuty Michaił Zygar’, redaktor naczelny ”Dożdia” wyraził przekonanie, iż stacja nie naruszyła prawa i nie miała zamiaru nikogo urazić. Jeszcze wcześniej Zygar’ oświadczył, iż deputowani oraz blogerzy krytykujący „Dożd” stali się wykonawcami określonego „zamówienia politycznego”. Skandaliczne pytanie usunięto ze strony stacji, a jej kierownictwo złożyło wyrazy ubolewania.
Materiał ze strony internetowej newsru.com  


Na blogu Media W Rosji inne materiały o sytuacji rosyjskich środków masowego przekazu:


Wielkie zmiany w świecie rosyjskich mediów. Material stacji telewizyjnej TV „Dożd’”.
http://media-w-rosji.blogspot.com/2013/12/wielkie-zmiany-w-swiecie-rosyjskich.html

Telewizja, której nie jest wszystko jedno . Wywiad z założycielką i dyrektor naczelną TV Dożd’, Natalią Sindiejewą. Eksluzywny materiał dla blogu „MediawRosji”. 
http://media-w-rosji.blogspot.com/2013/04/telewizja-ktorej-nie-jest-wszystko-jedno.html


wtorek, 28 stycznia 2014

Monopol na przemoc i prawo do buntu

Kirył Rogow

Ukraina znalazła się na progu wojny domowej. Jeszcze kilka lat temu, tego rodzaju rozwój wydarzeń wydawałby się nieprawdopodobny i zmyślony. Dlatego dziś, tak ważne jest, by przyjrzeć się mechanizmowi, który uruchomił taki właśnie scenariusz. Kryzys postsowieckich reżimów nabiera charakteru systemowego. Także obywatele Rosji już niedługo mogą zakwestionować monopol państwa do stosowania przemocy.

Know-how po kremlowsku

Na Kremlu, można sobie wyobrazić, zacierają ręce, w oficjalnych rosyjskich mediach w każdy możliwy sposób reklamowana jest jedna myśl, popatrzcie tylko, do czego mogą doprowadzić tak zwane „pokojowe protesty”. I rzeczywiście, niezależnie od tego, do jakiego stopnia Kreml zaangażowany jest bezpośrednio w opracowywanie taktyki stosowanej przez administrację Janukowicza w walce z kijowskimi demonstrantami, w historii tej konfrontacji, widać jak na dłoni podstawowe idee „doktryny Putina”. 

Po odrzuceniu umowy stowarzyszeniowej, prezydent Janukowicz zderzył się z największą falą protestów od czasów pomarańczowej rewolucji. Na początku zademonstrował pełną gotowość do tego, by ją zignorować. 
Majdan to dla Kremla dowód, iż taktyka zastosowana w Rosji
do walki z wlasną opozycją okazała się skuteczna. 
Podpisując umowę z Putinem, Janukowicz stwierdził wprost: niech Majdan stoi choćby do wiosny. To prawda, że protest o charakterze pokojowym może się pochwalić znaczącą przewagą „miękkiej siły”. Ale z drugiej, nie dysponuje żadnymi instrumentami umożliwiającymi okazanie realnego wpływu na rozwój wydarzeń. Konfrontacja odbywa się wyłącznie w przestrzeni moralno-politycznej. Jeśli zignorować dyskurs prowadzony w takim języku, to energia protestu szybko okazuje się w ślepym zaułku. Widzieliśmy to na przykładzie wielu protestów organizowanych w minionych latach.
Dla wsparcia protestu niezbędna jest jego eskalacja. W innym wypadku, ludzie w końcu zaczynają się rozchodzić, doświadczając uczucia pełnej frustracji – czują się jakby ich opluto. By zapobiec eskalacji protestu  trzeba zademonstrować siłę – przeprowadzić akcję zastraszania. I w końcu wymieńmy trzeci element tej strategii: przyjęcie ustaw znacząco ograniczających prawa obywateli do protestu i radykalnie zwiększające uprawnienia władzy do zastosowania siły wobec protestujących.

To właśnie ten koktajl, w skład którego wchodzą ignorowanie pokojowych protestów, zastraszająca demonstracja siły, ustawodawstwo ograniczające prawa obywateli do sprzeciwu oraz poszerzenie prawa władzy do zastosowania siły stanowi „know how”, który jak się uważa na Kremlu zagwarantował Putinowi sukces w walce z akcjami protestu w Rosji, w latach 2011-2012.  Tę właśnie taktykę zastosowano w „scenariuszu Janukowicza”.

Państwo i prawo naturalne


Zastosowanie tej taktyki wspiera się na dwóch podstawowych ideach. Pierwsza z nich, to idea państwowego monopolu do stosowania przemocy. Druga, to legistyczne rozumienie prawa, pojmowanego jako wyłącznie pozytywne. W ramach takiej interpretacji za prawo uważane jest wyłącznie to, co zapisano w ustawach przyjętych przez ustawodawcę. Takie rozumienie prawa było charakterystyczne dla epoki feudalizmu i absolutyzmu, gdy suweren pełnił rolę jedynego źródła prawa na kontrolowanym przez siebie terytorium.

W państwie współczesnym państwowy monopol do stosowania siły jest ograniczony koncepcją prawa naturalnego. To oznacza, iż prawem nie może stać się dowolny eksces ustawodawcy. Prawo nie może naruszać naturalnych praw obywatela uzyskiwanych przez niego od narodzenia. Prawo nie może też rozmijać się z wyobrażeniami społecznymi o sprawiedliwości. Tego rodzaju ograniczenie wynika między innymi z faktu, iż w ramach demokracji przedstawicielskiej, ustawodawca nie pełni roli źródła władzy, jest zaś wyłącznie przedstawicielem władzy ludu. Idea pełnej władzy ludu znajduje się u podstaw większości współczesnych konstytucji, w tym także rosyjskiej i ukraińskiej.
Wynika z tego, iż ani rosyjska Duma, ani ukraińska Rada nie mogą uchwalać ustaw ograniczających podstawowe prawa obywateli. A to dlatego, iż zgodnie z konstytucją, to obywatelom zawdzięczają swoje pełnomocnictwa to uchwalania ustaw i sprawowania rządów. Ograniczenie praw obywateli staje się w tej sytuacji aktem uzurpacji, antykonstytucyjnego przewrotu. Nawet, jeśli takie ograniczenia są wprowadzane z powołaniem się na wolę „większości”.  Większość parlamentarna nie może uchwalić legalnego postanowienia o ograniczeniu praw obywateli, gdyż źródłem władzy pozostaje nie większość ludu, a wszyscy wolni obywatele razem. Do nich prawa te należą od urodzenia.

Dlatego właśnie koncepcja prawa naturalnego, czy w rzeczywistości koncepcja pierwszeństwa naturalnych praw obywateli w stosunku do prawa państwa do stosowania przemocy zakłada (jak to zauważano wielokrotnie w ostatnich dniach) istnienie prawa obywateli do buntu. Wprost sformułowano je w dokumentach epoki Oświecenia, wówczas gdy podniesiono także ideę prawa naturalnego i suwerenności narodu (Deklaracja praw człowieka w konstytucji francuskiej 1793 roku, czy w Deklaracji Niepodległości USA).

Prawo do nieposłuszeństwa – to nie wezwanie, ani hasło, a termin opisujący określoną kolizję prawną. Polega ona na tym, iż państwo z natury pretendujące do monopolu na stosowanie przemocy, naruszając prawo naturalne, traci w oczach obywateli swoja legitymność. W konsekwencji stosowana przez państwo przemoc traci uzasadnienie prawne. Ta kolizja została opisana od razu na wstępie Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka przyjętej przez ONZ : ”jest istotne, aby prawa człowieka były chronione przez przepisy prawa, tak, aby człowiek nie musiał, doprowadzony do ostateczności, uciekać się do buntu przeciw tyranii i uciskowi”.

 

Zburzenie monopolu

 

Archaiczna tonacja „doktryny Putina” polega na tym, iż zgodnie z nią, prawo państwa do stosowania przemocy zachowuje pierwszeństwo w odniesieniu do praw obywateli. Ono właśnie traktowane jest jako źródło i podstawa władzy. Tę interpretację, ilustruje nie tylko wyjątkowa skłonność Władimira Putina do stosowania przemocy nie w charakterze ostatniego argumentu, lecz raczej jako środka prewencji, a także w jego szczerej pogardzie wobec dowolnych inicjatyw obliczonych na podjęcie rozmów, albo pójście na ustępstwa wobec czyichkolwiek żądań. W oczach prezydenta Putina pomysł, by obywatele występowali z żądaniami wygląda jak zamach na zdobyty przez niego monopol do stosowanie siły. Uważa on, całkowicie w duchu feudalno-absolutystycznym, iż obywatele mają najwyżej prawo zwracania się z prośbami i składania petycji, co z ich strony oznacza uznanie priorytetu dla prawa na stosowanie przemocy wobec nich samych.

Władimir Putin uważa siebie za „państwowca” na tej podstawie, iż wyznaje zasadę priorytetu prawa państwa do stosowania przemocy ponad prawami obywateli. W rzeczywistości zakorzenione w takiej interpretacji nadużywanie monopolu władzy na stosowanie przemocy, prowadzi do jego ograniczenia i w efekcie do naruszenia podstaw państwowości. Co właśnie obserwujemy dziś na Majdanie. 

Przecież dziś w Kijowie, to nie państwowe siły porządkowe stanęły do konfrontacji z opozycją. Na ulicach Kijowa, konkretna społeczność ludzka (Majdany) bije się z drugim zbiorowiskiem ludzkim , Berkutem, „tituszkami”, anonimowymi bandami porywającymi działaczy. Tak właśnie wygląda początek wojny domowej i uruchomienie jej mechanizmu.

Na Kremlu, prawdopodobnie, zacierają dziś ręce w nadziei iż wydarzenia kijowskie staną się dobrą lekcją dla własnych obywateli. Źródłem rosnącego niepokoju Kremla stało się w ostatnich latach umacnianie się w świadomości społecznej idei legitymności protestów ulicznych ludności. W najbliższej przyszłości pewnie ich nie zobaczymy. Ale już w perspektywie średnioterminowej zachodząca dziś w Kijowe delegitymizacja przemocy państwowej wywrze silny wpływ na świadomość masową.
Kryzys legitymności uformowanych na przestrzeni minionych dwudziestu lat postsowieckich, neo-patrymonialnych, klanowych reżimów zaczyna nosić charakter systemowy. Towarzyszy mu znaczne pogorszenie warunków rozwoju gospodarczego. Jakoś głupio taszczyć ze sobą chrust do palącego się domu sąsiada, zwłaszcza gdy na dworze wieje wiatr.







Kirył Rogow (1966), wybitny intelektualista rosyjski średniego pokolenia, publicysta, politolog, analityk Instytutu Gospodarki Okresu Przejściowego im. Jegora Gajdara.






Blog Media W Rosji

Wydarzenia na Ukrainie oczami rosyjskich mediów



Co dla nas lepsze ? Ukraina zjednoczona, czy podzielona? Wydanie sieciowe www.znak.com


Rosja: Lekcja Ukrainy, Siemion Nowoprudskij, Nowaja Gazieta


poniedziałek, 27 stycznia 2014

Co dla nas lepsze ? Ukraina zjednoczona, czy podzielona?

Jak długo Moskwa powinna wspierać prezydenta Janukowicza? Na jakich innych polityków ukraińskich może liczyć? Co dla Rosji korzystniejsze: Ukraina zjednoczona, czy podzielona? Takie i inne pytania zadała deputowanym do rosyjskiego parlamentu i znanym ekspertom uralska gazeta internetowa „znak.com”.

Ukraina: z Janukowiczem, czy bez? Głosy z Rosji.

Jekatierina Winokurowa, www.znak.com
Władze rosyjskie nie będą aktywnie ingerować w kwestii konfliktu na Ukrainie, ich zdaniem, to co się tam dzieje, pozostaje wewnętrzną, ukraińską sprawą. Równocześnie istnieje prawdopodobieństwa, iż nie uchylając się od taktycznego wsparcia dla reżimu Janukowicza, podczas najbliższych wyborów prezydenckich na Ukrainie, Kreml postawić może na nowego partnera, dziś prowadzone są aktywne poszukiwania odpowiedniego kandydata.
Na Ukrainie przez cały ostatni tydzień toczyły się walki uliczne pomiędzy demonstrantami, a siłami porządku. Moskwa zajęła obecnie wyczekujące stanowisko. Politycy odpowiedzialni za współpracę z innymi krajami Wspólnoty Państwa Niepodległych, a także dyplomaci otrzymali instrukcje, by powstrzymać się od ostrych sformułowań i od jakiegokolwiek aktywnego zaangażowania w konflikcie – taką informację nasze wydanie „znak.com” otrzymało z dwóch źródeł zbliżonych do rosyjskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Z jednego z nich otrzymaliśmy dodatkowe wyjaśnienie: na razie nie został opracowany scenariusz skutecznej ingerencji ze strony Rosji. Rosja wspólnie z wybranymi krajami europejskimi mogłaby wystąpić w roli jednego z gwarantów,  kontrolujących wypełnienie przez uczestniczące w konflikcie strony przyjętych na siebie zobowiązań. Na razie jednak brak odpowiedniego porozumienia.
Przywódcy opozycji parlamentarnej aktywnie wspierający demonstrantów na Majdanie Niepodległości – Arsenij Jaceniuk, Witali Kliczko i Oleg Tiagnybok, nie kontrolują radykalnie nastrojonej młodzieży z „Prawego Sektora” – tak przynajmniej brzmią ich publiczne zapewnienia. Jeśli jest jednak inaczej, nie uciekną od odpowiedzialności za próbę obalenia władzy państwowej w drodze przewrotu. Politycy ci nie mogą dać gwarancji Janukowiczowi, iż zamieszki dobiegną końca.
Rosyjscy politycy i eksperci liczą się z
szybkim  odejściem prezydenta
Ukrainy Janukowicza 
W odpowiedzi na protesty liderów opozycji Janukowicz może zaproponować im anulowanie nie dawno przyjętych ustaw (mowa o pakiecie przepisów uchwalonych przez Radę Najwyższą na początku stycznia, na podstawie których wprowadzona została odpowiedzialność karna za działalność ekstremistyczną. Kary przewidziano także za pomówienia. Wprowadzono status „agenta obcego państwa” dla organizacji pozarządowych finansowanych z zagranicy. Zwiększono odpowiedzialność administracyjną za łamanie przepisów podczas wieców i demonstracji – „znak.com”). Dla nich to jednak za mało. Obie strony okazały się więc teraz w pułapce. W sytuacji gdy, rozmowy nie prowadzą do niczego, i żadna ze stron nie bierze na siebie zobowiązań, które pozwoliłyby położyć kres zamieszkom, Rosja i tak nie ma czego gwarantować. Warto podkreślić, że także Niemcy i Polska zajęły umiarkowane stanowisko, te kraje, podobnie do Rosji, także nie mogą sobie pozwolić na rzucanie słów na wiatr - podkreśla jeden rozmówców naszego wydania.
Na pytanie, jak mogą rozwijać się wydarzenia i jak w nowych okolicznościach zamierza postępować Rosja nasz rozmówca podkreślił, iż najprawdopodobniej ruch protestu będzie kontynuował swą działalność aż do zaplanowanych na 2015 rok wyborów prezydenckich. Dziś trudno prognozować jaki będzie ich wynik. Można jednak sobie wyobrazić, że sprowokuje on wielomilionowe wiece protestacyjne. W takiej sytuacji, nie da się wykluczyć żadnego scenariusza, problem Rosji polega na tym, iż poza Janukowiczem na Ukrainie nie ma wpływowych polityków zorientowanych na współpracę z nami. Z drugiej strony nie da się wykluczyć, iż Rosja gotowa będzie poprzeć innego polityka.
Deputowani Dumy Państwowej wyrażają poparcie dla takiego stanowiska. Podkreślają jednak, iż na razie Rosja nie może sobie pozwolić na porzucenia taktyki wspierania obecnych władz Ukrainy. Ich zdaniem zostały one wybrane w sposób demokratyczny, zgodny z prawem. Deputowani uważają też, iż należy przestrzegać zasady niemieszania się publicznego w sprawy Ukrainy.
„Nasze oficjalne stanowisko zostało wyrażone w oświadczeniu Dumy przyjętym kilka dni temu. Jesteśmy rzecz jasna zaniepokojeni, iż opozycja podjęła prawdziwe działania bojowe i na razie nie istnieje perspektywa pokojowego rozwiązania konfliktu. Jednak nie mamy najmniejszego zamiaru, by ingerować w sprawy wewnętrzne Ukrainy. Przede wszystkim powinniśmy kierować się zasadą „nie szkodzić”. – powiedział w rozmowie z korespondentem „znak.com” deputowany partii „Jedna Rosja” Robert Szlegel, członek komisji do spraw Wspólnoty Niezależnych Państw.
W oświadczeniu Dumy Państwowej na temat sytuacji na Ukrainie można przeczytać, iż parlament rosyjski z niepokojem obserwuje, jak fala konfliktu wewnętrznego zalewa braterską dla nas Ukrainę, zaś działania podejmowane przez ruch protestu w coraz większym stopniu nabierają agresywnego charakteru. Sytuacja na Ukrainie ulega destabilizacji. „Ofiarami zamieszek padają nie tylko uczestnicy akcji protestu, ale także przedstawiciele sił porządkowych. W warunkach rosnącej konfrontacji oddalają się perspektywy wyjścia z kryzysu gospodarczego i finansowego, odbudowy i rozwoju gospodarki narodowej, jakościowej poprawy poziomu życia ludności. … Dlatego Duma Państwowa wzywa do zaprzestania działalności te kręgi w polityce międzynarodowej, które wspierają eskalację konfliktu. Duma zwraca się do sil opozycyjnych podejmujących działania naruszające prawo, z apelem o zaprzestanie  ulicznej konfrontacji, o rezygnację z przemocy w każdej formie. Duma apeluje także do opozycji o podjęcie konstruktywnego dialogu z władzami, poszukiwanie metod całkowicie zgodnych z Konstytucją i aktualnym ustawodawstwem zmierzających do rozwiązania stojących przed społeczeństwem problemów.”
Kolega Szlegla z Komisji do spraw Wspólnoty Niezależnych Państw, deputowany partii LDPR Wladimira Żyrynowskiego, Leonid Słucki w rozmowie ze „znak.com” wyraził przekonanie, iż nie da się stwierdzić, iż Rosja i jej dyplomaci postawili wyłącznie na Janukowicza. „Rosja nie udziela mu osobistego go poparcia, wspiera go jako demokratycznie wybranego prezydenta Ukrainy”
Z obydwoma cytowanymi deputowanymi solidaryzuje się także Tatjana Moskalowa, reprezentująca w parlamencie partię „Sprawiedliwa Rosja”. Ona także wchodzi w skład komisji do spraw Wspólnoty Niepodległych Państw. „Dokonaliśmy już wyboru, opowiedzieliśmy się za wybranymi w sposób legalny władzami Ukrainy, prezydentem, parlamentem, rządem. Osobiście wydaje mi się, iż brak zdecydowania ze strony prezydenta Janukowicza, jego dryfowanie pomiędzy Unia Europejską, a Rosją osłabia jego szanse na reelekcję w 2015 roku. Ale dziś trzeba zrobić wszystko co się da, by ustabilizować sytuację. Niedawno udzieliliśmy Ukrainie kredytu w wysokości 750 milionów dolarów. Dla nas to ważne w czyje ręce dostaną się te pieniądze, jak będzie kontrolowane ich wydawanie. – zauważyła Moskalowa.
Rosyjscy eksperci zgadzają się, iż w obecnej sytuacji trudno oczekiwać, by Moskwa już dziś postawiła na kogoś innego, niż Janukowicz, jednak uważają, iż do 2015 roku jest dość czasu, by znaleźć nowego kandydata zasługującego na wsparcie.
„Obecnie Rosja stawia na Janukowicza i odwrócenie się od niego mogło by być niebezpieczne” – tłumaczy Gleb Pawłowski, szef Fundacji Polityki Efektywnej. Sam Janukowicz wykorzystuje poparcie Rosji w swoich interesach, jednak jako prezydent demonstruje szczególny talent do zaostrzania sytuacji, zwłaszcza wówczas, gdy zaczyna się ona uspokajać.
Już wkrótce Julia Tymoszenko może okazać się
na wolności i może znów zacznie odgrywać
pierwszoplanową rolę w ukraińskiej polityce. 
Według Pawłowskiego, w bardziej oddalonej perspektywie trudno wyobrazić sobie Janukowicza jako stabilnego partnera. Jednak na dziś, Rosja nie ma innych wariantów. Polityka liderów ugrupowań opozycyjnych jest fatalna. Na nich także nie można liczyć. W obecnej sytuacji, Moskwie pod żadnym pozorem, nie wolno zachęcać władz w Kijowie do ostrzejszych kroków. Ci, którzy postulują tego rodzaju politykę, nie rozumieją ukraińskiej specyfiki, nie dostrzegają jej nieskuteczności. Stolica Ukrainy jest nastrojona przeciw władzy i to na skutek jej własnych działań. Dziś twarde opowiedzenie się po jednej ze stron nie ma sensu, trzeba szukać kompromisu. Pawłowski uważa, iż nie wolno wywołać sytuacji, w której Janukowicz jako dłużnik Rosji byłby zależny od nas, my zaś bylibyśmy zależni od niego i jego otoczenia. Według Pawłowskiego, jest zbyt wcześnie, by prognozować skalę strat poniesionych przez Janukowicza po zakończeniu obecnego kryzysu. Jest to tym trudniejsze, iż Janukowicz zniechęcił do siebie centralną Ukrainę, to jej glosy zdecydują o losie przyszłych wyborów. Całkiem prawdopodobne, iż Moskwa będzie obserwować i innych kandydatów i swój ostateczny wybór zrobi w połowie 2014 roku. – uważa Pawłowski.
Andriej Suzdalcew, zastępca dziekana do spraw metodycznych na wydziale Gospodarki Światowej i Polityki Międzynarodowej Wyższej Szkoły Gospodarki jest innego zdania. Jego zdaniem położenie Janukowicza w skali całego kraju jest wciąż korzystne i dlatego Rosja może pozwolić sobie na to, by demonstracyjnie pozostawać z boku. Także po przyznaniu Ukrainie ogromnego kredytu można otwarcie deklarować politykę nieingerencji w jej sprawy wewnętrzne.
- „Janukowicz nie powinien być jedynym politykiem na Ukrainie, któremu Rosja okazuje poparcie” – uważa Władimir Żarichin, zastępca dyrektora Instytutu Krajów Wspólnoty Państw Niepodległych. „Rosja musi znaleźć sposoby okazywania wpływu także na innych popularnych polityków. Powinniśmy szukać wśród polityków demonstrujących lojalność wobec Rosji, ale niestety takich tam praktycznie nie ma.”
„Na razie Rosja będzie ostrożnie wspierać Janukowicza. Jednocześnie będzie unikać jakiegoś większego angażowania się w konflikt i wzywać inne państwa, by także powstrzymały się od ingerencji.” – uważa dyrektor Międzynarodowego Instytutu Ekspertyzy Politycznej Jewgienij Minczenko. „Sytuacja Janukowicza jest bardzo trudna, moim zdaniem, jego szanse na zachowanie władzy w ciągu najbliższego roku można ocenić na nie więcej, niż 10%. Najmniejszym złem z punktu widzenia Rosji spośród polityków opozycyjnych może okazać się Witalij Kliczko.” Minczenko przypomina, iż w przeszłości Moskwa współpracowala z jeszcze jednym znanym ukraińskim politykiem opozycyjnym – znajdującą się dziś w więzieniu Julią Tymoszenko.
Swoją różniącą się od innych oceną sytuacji podzielił się także ze „znak.com” znany dziennikarz Siergiej Dorenko. 
Siergiej Dorenko, jeden z najbardziej kontrowersyj-
nych dziennikarzy w Rosji. Co korzystniejsze dla nas?-
pyta: Ukraina zjednoczona, czy podzielona?
Jego zdaniem, nadszedł najwyższy czas, by i Rosja nauczyła się prowadzić grę z kilkoma politykami na raz. „Janukowicz ledwie dyszy” – mówi Dorenko – „i jeśli wciąż utrzymuje się jako polityk na powierzchni, zawdzięcza to tępocie opozycji”.
„Janukowicz może utracić wladzę w każdej chwili. Poza Julią Tymoszenko nie widzę w chwili obecnej żadnego wyróżniającego się opozycyjnego polityka na Ukrainie, na którego mogłaby postawić Rosja. Rzeczywiście, jest w polityce awanturnikiem, zwykle dolewa oliwy do ognia, ale w chwili obecnej wydaje się najbardziej prawdopodobnym kandydatem. A poza tym powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie – czy potrzebna jest nam zjednoczona Ukraina, czy rozdrobniona, podzielona. Jeśli chcemy zachować zjednoczoną Ukrainę, powinniśmy postawić na silnego lidera, jeśli podzielona, to powinniśmy wspierać eskalację konfliktu. Musimy być pragmatyczni, dziś wspieramy Janukowicza, ale za chwilę musimy dokonać wyboru, czy zamienić go powinien polityk zdolny do zachowania władzy, czy rozpoczynamy grę obliczoną na podział Ukrainy, w tym wypadku, gdybyśmy doszli do wniosku, iż korzystniejszy będzie dla nas podział Ukrainy od zachowania jej obecnej państwowości.

Jak Rosja odbiera kryzys na Ukrainie? Inne publikacje na blogu.


czwartek, 23 stycznia 2014

Rosja: Lekcja Ukrainy

Przed dziesięcioma laty pomarańczowa rewolucja stała się dla Kremla pretekstem do zaostrzenia polityki wewnętrznej. Teraz znów władze są przestraszone przebiegiem wydarzeń na Ukrainie. W obliczu nieuchronnych w Rosji trudności gospodarczych fałszywie rozumiany instynkt samozachowawczy dyktuje Kremlowi kurs na dokręcanie śruby.

 

Siemion Nowoprudski dla „Nowej Gazety”

Władze rosyjskie mogą wykorzystać wydarzenia na Ukrainie dla politycznego uzasadnienia radykalnego przykręcenia śruby w samej Rosji. W ostatnich dniach deputowani frakcji „Jedna Rosja” nieoczekiwanie wycofali z parlamentu swój projekt ustawy nadającej środkom masowego przekazu finansowanym z zagranicy status „agenta obcego państwa”.
Projekt zgłosili w listopadzie 2012 roku deputowani „Jednej Rosji” Jevgienij Fiodorow, Anton Romanow i Magomied Selimhanow. Przewidywał on, iż „środki masowej informacji”, które zajmują się tematyka polityczną, dysponujące majątkiem i zasobami finansowymi pochodzącymi z zagranicy przekraczającym 50% ich własnych dochodów, muszą informować oficjalnie o tym, iż są „agentami obcego państwa”. Projekt ustawy wydaje się całkowicie zgodny z tą logiką, która podyktowała ustawodawcy przyjęcie ustawy o agentach zagranicznych wśród organizacji pozarządowych. Zastosowanej zgodnie z przeznaczeniem, przeciw organizacjom, które Kreml uważa za szkodliwe.
Dlaczego nagle projekt ustawy został wycofany? Przecież nie dlatego, by naszego ustawodawstwa nie wzbogacić o jeszcze jeden bastion dla obrony dyktatury. „Po prostu zaostrzamy sformułowania związane z pojęcie „obcego agenta”. W pierwszym projekcie mówiliśmy o 50 procentowym finansowaniu. Uważamy, iż ten wskaźnik trzeba zwiększyć (choć chyba tu chodzi w rzeczywistości o zmniejszenie - przyp. autor, S.N.). Ma to związek z wydarzeniami na Ukrainie, gdzie w istocie media wzywały do wojny domowej.” – stwierdził w rozmowie z agencją RIA Nowosti jeden z autorów projektu ustawy Jewgienij Fiodorow.
Wspierając prezydenckie aspiracje Wiktora Janukowicza
Władimir Putin zapewne nie podejrzewał ilu kłopotów
przysporzy mu ten polityk. 
Tak oto, zdaniem wpływowego polityka partii władzy, media rosyjskie, tak jak i ukraińskie, prowokują ludzi, wzywając do wojny domowej. Nie ma najmniejszych wątpliwości, iż jeśliby Ukraina podpisała porozumienie o stowarzyszeniu  z Unią Europejską nie byłoby żadnego Majdanu. Wówczas trudno byłoby sobie wyobrazić, by w centrum Kijowa doszło do pogromów, na ulicach wybuchały butelki z koktajlem Mołotowa. Jeśli nie całą, to przynajmniej część odpowiedzialności za podjęty przez władze ukraińskie wybór, który w konsekwencji doprowadził do rozlewu krwi, ponosi Rosja. Naciskano na prezydenta Janukowicza wszelkimi sposobami, poza wojskowymi. Ale dla obywateli Rosji najważniejsze jest to, jak rosyjskie władze wykorzystają wydarzenia na Ukrainie we własnym kraju. Słowa szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa, o tym że wydarzenia na Ukrainie „stanowią naruszenie norm przyjętych w Europie” brzmią szczególnie cynicznie. Rosja nie szczędziła wysiłków, by jak raz władze ukraińskie nie zaakceptowały norm respektowanych w Europie. I z całą pewnością normy te nie są drogowskazem dla władz rosyjskich.
Autorytarne reżimy, zwłaszcza te znajdujące się w stanie przedagonalnym, szczególnie chętnie oskarżają media i Internet o prowokowanie ludzi do bratobójczej walki. I Hosni Mubarak, na kilka dni przed swoim upadkiem, i Baszir al-Asad w Syrii próbowali zablokować Internet w swoich krajach. Reżimy autorytarne różnią się od rządów demokratycznych, iż nigdy nie przyznają się do odpowiedzialności za protesty ze strony ludności. Wszyscy, którzy nie zgadzają się z tego rodzaju władzą, są jej zdaniem obcymi agentami, zjadaczami szykowanych w Departamencie Stanu smakołyków.
Ukraina, swego czasu, była już źródłem natchnienia dla władz rosyjskich. Pierwsza fala autorytaryzmu ogarnęła Rosję zaraz po „pomarańczowej rewolucji”. Wtedy właśnie, po raz pierwszy, starano się wepchnąć na prezydencki tron w Kijowie, jak się wówczas wydawało, całkowicie posłusznego Kremlowi Wiktora Janukowicza. Antyzachodnia histeria, ataki pod adresem niezależnych mediów, zaostrzenie przepisów wyborczych, stosowanie na masowa skalę fałszerstw podczas wyborów na każdym szczeblu, oto jak Kreml zareagował na wyimaginowane przez siebie w tamtej chwili „pomarańczowe niebezpieczeństwo”.
Dziś władze w Rosji mają znacznie większe podstawy, by obawiać się wstrząsów społecznych. Rzuca się w oczy krach polityki gospodarczej, jego konsekwencje miliony obywateli bardzo szybko odczują w swoich portfelach. Dla scenariusza, według którego czeka nas wzrost bezrobocia, spadek dochodów ludności na przestrzeni kilku najbliższych lat, jak się wydaje, nie ma alternatywy. Trzecia kadencja Putina od samego początku zbudowana jest na zakwestionowaniu tezy o tym, iż jest on prezydentem wszystkich Rosjan. Putin zaczął udawać prezydenta „prostych ludzi” – w naszych warunkach najmniej aktywnej, biednej, apolitycznej warstwy ludności. Z tego wynika konfrontacja „mas pracujących” z napychającymi sobie kieszenie „darmozjadami-hipsterami”. Zaczęto przy pomocy odpowiedniego ustawodawstwa ograniczać prawa otwartych przeciwników władzy do organizowania publicznych akcji. Do praktyki politycznej, przy pomocy odpowiednich ustaw, wprowadzono termin „agenta obcego państwa”. Doszło do serii głośnych dymisji w mediach, nie obyło się bez likwidacji niektórych państwowych instytucji medialnych, do tej pory całkowicie lojalnych wobec władzy.
Obecnie, gdy gospodarka rosyjska zaczyna regulować rachunki rosyjskiej polityki, zaś polityk stojący na czele państwa od 15 lat nie może już udawać, iż jest prezydentem nadziei, władzom rosyjskim szczególnie kusząca wydaje się jedna droga, ta wiodąca do maksymalnego zaostrzenia rygorów. Fałszywie rozumiany instynkt samozachowawczy staje się jedynym impulsem do podejmowania kluczowych dla kraju decyzji. Na naszych oczach Ukraina przekształca się w poligon doświadczalny dla nowego, represyjnego kursu w samej Rosji.
-----------------------------------
Blog Media w Rosji o wydarzeniach na Ukrainie:

1.
2.