W świecie rosyjskich mediów stacja telewizyjna „Dożd’” jest wyjątkiem. Nie kłamie. Nie jest instrumentem kremlowskiej propagandy. Zaprasza do studia przedstawicieli opozycji. Pokazuje wydarzenia na Ukrainie. Kilka dni temu, w programie poświęconym blokadzie Leningradu padło adresowane do widzów pytanie, czy kapitulacja miasta, nie uratowałaby życia tysiącom mieszkańców. Kreml wykorzystał je do rozprawy z niepokorną stacją.
Rozmowę o wydarzeniach związanych z kanałem telewizyjnym TV Dożd’ przeprowadzono na antenie radiostacji „Echo Moskwy”. Uczestniczyli w niej Natalia Sindiejewa, dyrektor kanału „Dożd’”, Ilja Kliszyn, redaktor strony internetowej stacji oraz dziennikarze radiostacji "Echo Moskwy", Aleksander Pluszczew i Sofiko Szewardnadze.
Aleksander Pluszczew:
Jak obecnie wygląda sytuacja w waszej redakcji? Jak to
wygląda od wewnątrz?
Natalia Sindiejewa:
To co się dzieje, przypomina trochę działania wojenne,
rzeczywiście tak to wygląda. Wczoraj jeszcze odczuwałam coś na kształt
demoralizacji, po raz pierwszy pozwoliłam sobie na to, by zostać w domu,
schować się, popłakać. Nawet nie odczuwałam strachu, niebezpieczeństwa, miałam
poczucie wielkiej krzywdy. Dziś jednak wzięłam się w garść, przyjechałam do
pracy, zwołaliśmy zebranie, zaczęliśmy zastanawiać się, analizować jak
rozwijały się wydarzenia. Nagle wszystko przyspieszyło jeszcze bardziej, co
chwila zbieraliśmy się znów na mini zebrania. Dlaczego? Najpierw dostajemy
oświadczenie „Akado” o tym, że wyłączają nasz sygnał. Potem dociera do nas
ogromna ilość telefonów, mejli od widzów „Dom.ru”, to od nich dowiadujemy się,
że ci też nas wyłączają, nie zawiadamia nas o tym sam operator. Równocześnie
nasi prawnicy sprawdzają umowy z operatorami, a ja staram się do nich
dodzwonić, wyjaśnić o co chodzi, zapytać co się w ogóle dzieje?
Sofiko Szewardnadze:
No i do kogoś udało się dodzwonić?
Sindiejewa:
Do nikogo się nie dodzwoniłam, wszystkie telefony były
wyłączone, albo nie podnoszono słuchawki. Nie chcę nikomu stawiać zarzutów, ale
nie otrzymaliśmy żadnego oficjalnego pisma, żadnej oficjalnej reakcji,
odpowiedzi…
Potem nagle, Walentyna Matwijenko, spiker Rady Federacji
mówi, nie można dopuścić do zamknięcia stacji telewizyjnej „Dożd’”. Redakcja od
razu się cieszy. To znaczy, że Matwijenko nas wspiera, na początku warknęła,
ale potem… A potem, nagle przestały działać
nasze telefony, pauza trwała pół godziny, służba techniczna mówi, że u nas
wszystko jest w porządku, że nie wiadomo dlaczego telefony ucichły.
Kadr z programu TV "Dożd'" poświęconego wojennoj blokadzie Leningradu. |
Następny moment – zaczął się atak DDoS na sajt, w pewnym
momencie nasza strona internetowa przestala działać, udało się jednak ją reanimować, daliśmy sobie radę.
Rzecz jasna, dla dziennikarzy to były chwile pełne emocji,
gorące, wszyscy odczuwaliśmy drive, choć zdawaliśmy sobie sprawę z
niebezpieczeństwa, rozumieliśmy jakie mogą być następstwa. Czułam jak wszyscy
patrzą mi w oczy, szukają odpowiedzi na pytanie, jaka jest moja reakcja, jak
będę się zachowywać. Dlatego dziś wzięłam się w garść, stąd się bierze moja
wiara w to, ze się uratujemy, że wszystko jakoś się ułoży, przez cztery lata, wierzcie
mi, staramy się pracować najuczciwiej jak potrafimy. Popełniamy błędy, bywa, że
trudno ich uniknąć, czasem brakuje nam profesjonalizmu, można nam stawiać rożne
zarzuty, ale zawsze unikaliśmy obłudy, nigdy nie prowadziliśmy podwójnej gry, żeby
coś załatwić, osiągnąć, gdzieś coś wygrać. Staraliśmy się zawsze wykonywać
pracę uczciwie, by z dziennikarskiego punktu widzenia nasza robota była
profesjonalna. Dlatego, że… No może dlatego, że tak jest nasza natura, tacy po
prostu jesteśmy, chce nam się robić swoją robotę. Kiedy zdarza się taka
sytuacja, trzeba podejmować kroki antykryzysowe. My jednak nie dysponujemy
żadnym sztabem antykryzysowym, który by wiedział jak się zachować w takich
okolicznościach.
Pluszczew:
Sekunda, proszę. Tylko co dotarła do mnie wiadomość, że „NTV
Plus „włączył was ponownie. Nie dostaliśmy żadnego oficjalnego oświadczenia,
ale przychodzi masa twitów na Twitterze, ludzi piszą, że na NTV Plus „Dożd’” można
oglądać znów.
Sindiejewa (śmieje się):
Może jutro, tak samo zrobią wszyscy pozostali.
Szewardnadze:
Jedna platforma za drugą zaczęły was wyłączać, w ogóle do
nikogo nie udało się dodzwonić? Do kogoś na górze, lub na dole? Nikt niczego
nie komentował, nie tłumaczył, nie mówił?
Sindiejewa:
Komentowali tylko w kuluarach, nieoficjalnie, za kulisami. W
rozmowach ze mną, ci do których się dodzwoniłam. W rozmowach z naszymi
kolegami. Mówiono, o tym, że były telefony z góry. Z poleceniem, by nas
wyłączyć pod dowolnym pretekstem. Problemów z kontraktem, kłopotów
technicznych, co wam przyjdzie do głowy. Macie ich wyłączyć i sami wymyślić
przyczyny. Dlatego operatorzy, którzy nas wyłączyli, posługują się różnymi
argumentami. Ktoś mówi, że dobiegła końca umowa między nami, a my jej nie
przedłużyliśmy. Weźmy na przykład spółkę „Dom.ru”, spotkaliśmy się z nimi 5 dni
temu, omawialiśmy kwestię przedłużenia umowy, zastanawialiśmy jak będziemy
promować kanał „Dożd’” na ich platformie. Robiliśmy wielkie plany. Ja mam
potwierdzenie tego, takie zakulisowe, nieoficjalne, że wyłączano nas na
telefoniczne polecenie z góry, oficjalnie jednak…
Szewardnadze:
To interesujący moment, czy było polecenie z góry, czy operatorzy
postanowili z własnej inicjatywy zademonstrować lojalność wobec góry…
Sindiejewa:
Operatorzy? Nie.To wszystko jest takie dziwne. Nasi widzowie
przysyłają nam odpowiedzi operatorów, ludzie się wściekają, telefonują do nich,
a tam w centrach obsługi, chłopcy i dziewczyny, którzy odpowiadają na telefony,
tylko przepraszają. Przykro nam - proszę państwa - tłumaczą, to nie zależy od
nas, sami jesteśmy niezadowoleni, dla nas to też jest nieprzyjemna sytuacja,
proszę zrozumieć, że to polecenie z góry, tu nic nie zależy od naszego własnego
kierownictwa. To mówią sami operatorzy swoim widzom, klientom.
Pluszczew:
A sama redakcja? Jak wy na to reagujecie?
Ilja Kliszyn:
Jak mi się wydaje w redakcji panuje nastrój bojowy. Może
dlatego, że wkładamy masę wysiłku w organizację niedzielnego maratonu,
organizujemy taką imprezę pod hasłem „Kochać ojczyznę”.
Sindiejewa:
Najważniejsze, żeby ten maraton nie przekształcił się w
manifestację z poparciem dla „Dożdia”.
Kliszyn:
Jasne. Odczuwamy masę emocji, staramy się jednak, by nie
przeszkadzały nam w pracy. Ludzie są gotowi pracować w nadgodzinach, w dni wolne
od pracy, podczas maratonu, wszyscy na wlasną prośbę. Nasz kolega Pawel Łobkow
zaczął snuć wspomnienia o wydarzeniach 2001 roku (rozprawa Kremla ze stacją
telewizyjna NTV – mediawrosji).
Sindiejewa:
Pasza Łobkow (czołowy publicysta stacji – mediawrosji) powiedział,
że w jego życiu, to już szósta historia tego rodzaju. Zaczęło się od mera
Petersburga Sobczaka, na początku bardzo wspierał dziennikarzy, ale potem, w
następstwie jakiejś publikacji, zaczął zamykać różne wydania. Pasza po raz
pierwszy znalazł się wtedy w opałach. Złapał się dziś za głowę : o co tu
chodzi?
Szewardnadze:
Jeśli zostanie zrealizowany najczarniejszy scenariusz i
wszyscy was wyłączą, macie jakiś plan zapasowy?
Sindiejewa:
Wielkie nadzieje pokładamy w naszych widzach i w Internecie.
Internet wyłączyć, to na pewno skomplikowana sprawa. Jeśli rozszerzymy trochę bazę techniczną, to w Internecie będzie nas mogła oglądać nieograniczona,
w każdym razie wystarczająca, ilość widzów. W tych dniach gwałtownie zwiększyła
się liczba widzów wykupujących roczny abonament na dostęp do „Dożdia” w sieci.
Dziś przybyło nam tylu abonentów, ilu zwykle przybywa w tydzień. Ludzie okazują
solidarność, mówią nam, mamy już abonament, w jaki sposób jeszcze możemy Wam
pomóc. Na sajcie rozszerzyliśmy ofertę naszego sklepu internetowego, dodamy tam
przycisk z napisem: „Jak wesprzeć „Dożd’”? W tej sytuacji nie mamy innego
wyjścia, możemy zwrócić się tylko do widzów. Z punktu widzenia rozwoju,
biznesu, to prymitywny sposób, jesteśmy w końcu stacją telewizyjną, koszty
naszej produkcji są bardzo wysokie.
Natalia Sindiejewa, dyrektor stacji telewizyjnej "Dożd'" |
Pluszczew:
Jesteście w stanie ocenić obecne straty finansowe?
Sindiejewa:
Teraz to niemożliwe. Teraz można oszacować tylko bezpośrednie
straty wynikające z rezygnacji operatorów z naszego sygnału. Oni za niego płacili.
Ale to były niewielkie sumy. Na razie jednak nie obserwujemy ucieczki
reklamodawców, powiedzmy do dnia dzisiejszego. Powiedzmy tak, jeśli zostaniemy
tylko z tymi operatorami, którzy na razie nas nie wyłączyli, to jakoś damy
sobie radę, wybrniemy, na dziś utraciliśmy 20% zasięgu. Ale jeśli to pójdzie
dalej….
Pluszczew:
Pozwólcie spytać o to pytanie, które padło u was na antenie?
Kliszyn:
Ja spróbuję opowiedzieć tę historię, tu nie ma niczego
nadzwyczajnego, opowiem ze szczegółami. Na antenie telewizji „Dożd’”, już od
jakiegoś czasu nadawany jest program pod tytułem „Dyletanci”. Tytuł współbrzmi
z nazwą naszego partnera, magazynu historycznego „Dyletant”. Głównym tematem
ich numeru styczniowego jest…
Szewardnadze:
„Blokada i jej szajka”
Kliszyn:
Tak to się nazywa, „Blokada i jej szajka”. Chodzi o blokadę
Leningradu. Na antenie stacji „Dożd’” ten program emitowany jest co niedziela
wieczorem. Biorą w nim udział różne osoby, prowadzona jest dyskusja.
Szewardnadze:
W każdej edycji robicie sondę?
Kliszyn:
Co tydzień zadajemy różne pytania…. Tam niekiedy…
Sindiejewa:
Chciałam zwrócić uwagę na jeden ważny moment, to pytanie formułowane
jest na żywo, w czasie programu, rodzi się podczas dyskusji z zaproszonym
gościem … I to pytanie…
Szewardnadze:
W naszej radiostacji bywa podobnie….
Kliszyn:
Chciałbym by słuchacze Echa zrozumieli co się wydarzyło. W
niedzielę wieczorem nadajemy wspólny program razem z magazynem „Dyletant”.
Temat – blokada Leningradu. I pojawia się pytanie, zostało zadane także na
stronie internetowej magazynu, chodzi o swego rodzaju hipotetyczną
interpretację…
Pluszczew:
W trybie warunkowym….
Kliszyn:
Tak, w trybie warunkowym, na temat blokady Leningradu, czy można
byłoby uratować mieszkańców, porzucając, poddając miasto, ewakuując… Tego pytania wcześniej nie
konsultowano z redakcją, ani ze mną, ani….
Szwardnadze:
A tak w ogóle, pytania trzeba konsultować?
Kliszyn:
W wypadku tego programu, tak to było ustalone, ufaliśmy jego
autorom, to oni dyskutują o historii, formułują interesujące myśli, zadają też
pytania…. Tak więc to konkretne pytanie wymyślono na żywo, zwrócono się także
do naszego redaktora odpowiedzialnego za sieci społecznościowe, chodziło o to, by
dać ludziom możliwość odpowiedzi, za pośrednictwem Twittera i na naszym sajcie.
Równolegle do dyskusji na antenie.
Sindiejewa:
Pytanie zostało sformułowane podczas dyskusji z udziałem Orłowej,
Dymarskiego i Jerofiejewa. Oglądałam program, kiedy ono padło, nasz redaktor
natychmiast je zapisał, on praktycznie stenografował….
Kliszyn:
Co działo się dalej? Przypominam, niedziela, wieczór,
pytanie dostaje nasz redaktor sieci społecznościowych. Mnie samego nie było w
redakcji… Pytanie zostaje opublikowane. Znajduję się w tym momencie w Moskwie,
daleko od redakcji, nawet nie oglądałem programu. Ale nagle zaczynam dostawać
wiadomości, esemeski. Piszą do mnie, Ilja, popatrz co się tam u was dzieje na
Twitterze, ktoś zadał dziwne pytanie. Piszą przyjaciele, koledzy, dziennikarze.
Idę po ulicy, biorę telefon, zaglądam i widzę tę straszną reakcję. Rzucili się na nas ludzie typu Krystiny Potupczik, Konstantina Rykowa, tego rodzaju
prokremlowscy blogerzy.
Szewardnadze:
Tobie Natasza, to pytanie nie wydało się dziwne?
Sindiejewa:
Powstała absurdalna sytuacja, w kontekście samej audycji to
było normalne, uzasadnione pytanie, długo na ten temat dyskutowano, przy tym
nie sformułowano jakiegoś oczywistego stanowiska, nikt nie upierał się przy
swoim poglądzie, czy powinno być tak, czy inaczej. Potem, długo zastanawialiśmy
się dlaczego to właśnie pytanie sprowokowało taką reakcję. I nie tylko ze
strony, jakbyśmy tu ich nazwali, prokremlowskich blogerów, ale także zwykłych
ludzi. Oni też poczuli się dotknięci. Stało się tak dlatego, iż pytanie zostało wyrwane
z kontekstu całej audycji. Wielu widzów, internautów usłyszało je, nie
oglądając programu. Dlatego wzbudziło ich reakcję. Wśród nas, ludzi naszej
stacji, także znalazły się osoby zdziwione i dotknięte. Oni tłumaczą dlaczego.
Jeśli by, można było wszystko cofnąć, przewinąć do tyłu, to jak mi się wydaje,
nie zrezygnowalibyśmy z pytania, sformułowalibyśmy je tak, lub czy inaczej, nie
wycofalibyśmy się z dyskusji na ten temat, ale na pewno należałoby zadbać o
sposób jego zadania, tu trzeba było zachować dyscyplinę.
Widzowie z nami. Banner na stronie internetowej www.tvrain.ru, gdzie widzowie moga wesprzeć stację finansowo. |
Kiliszyn:
Zgodnie z naszym stanowiskiem można zadawać dowolne pytania,
także te najbardziej drażliwe dla społeczeństwa, odnoszące się do naszej
historii, ale bardzo ważne jest, by je formułować prawidłowo. Niestety,
pytanie, które stało się przyczyną kryzysu zostało sformułowane nieprawidłowo.
To się stało nie chcący, sprawił to nieszczęśliwy zbieg okoliczności.
Kiedy się zorientowałem, że mamy problem, skontaktowałem się
z redaktorem naczelnym stacji Michaiłem Zygariem. W ciągu dwudziestu minut od
pojawienia się pytania na Twitterze i na stronie internetowej stacji,
podjęliśmy decyzję, by je zdjąć. I nie dlatego, że nie zasługiwało na
dyskusję, ale dlatego, ze zostało sformułowane nieprawidłowo. Zorientowaliśmy
się, że niektórzy ludzie mogą poczuć się dotknięci. I w Twitterze i na sajcie
przeprosiliśmy za jego publikację.
Pluszczew:
Ktoś poniesie odpowiedzialność, za to co się stało?
Sindiejewa:
Nie, rzecz jasna, nie. Nikogo nie będziemy karać, zwalniać.
Moje stanowisko jest pod tym względem oczywiste. Jakby to wyglądało…? Jeśli by
dziennikarz wyraził opinię, jestem zwolennikiem faszyzmu, jestem homofobem,
wtedy bym go zwolniła. To nie są wartości ani moje, ani stacji. Ale tu mamy do
czynienia z pomyłką, nawet trudno się zorientować, kto za nią ponosi
odpowiedzialność. Uczestnicy programu formułują pytanie, Dymarski, Orłowa,
Jerofiejew, zapisuje je redaktor odpowiedzialny za sieci społecznościowe. Kogo
miałabym karać? Musimy wyciągnąć wnioski. Ale zrobić publiczną czystkę wśród
pracowników? Co wtedy powiedzieliby pozostali? Wszyscy chcą się na stacji
zemścić, więc dla ciebie zdradzić nas to
żaden problem?
Szwardnadze:
Zgoda, sformułowanie pytania było niefortunne, wynika z
niego, iż jeśliby poddano Leningrad, to ludzie by nie zginęli, ale to nie tak,
w Leningradzie mogło wydarzyć się to samo co w Kijowie. To jasne jednak, że
reakcja na to, co się zdarzyło, nie ma żadnego związku z prawdą historyczną,
czy postulatem wymierzenia historycznej sprawiedliwości. Na temat waszej stacji
kursuje wiele teorii spiskowych. Kto was kontroluje, czyje wyrażacie interesy?
Wszystko to przecież do was dochodzi. Nie byłoby historii z tym pytaniem,
znaleziono by coś innego.
Sindiejewa:
Od jakiegoś czasu zaczęły do nas dochodzić sygnały ostrzegawcze,
zwróciliśmy na nie uwagę, zaraz po emisji na antenie reportażu Badanina.
Puściliśmy go w programie „I tak dalej” opartym na wynikach śledztwa Nawalnego
na temat osiedla dacz, tego w którym mieszkają Wołodin, Niewierow, Prichodźko
(wyżsi funkcjonariusze kremlowskiej administracji – mediawrosji). To był obszerny
materiał. Od razu, następnego dnia, jeśli pamiętacie, u was na antenie,
Niewierow oświadczył, iż przyszła pora skontrolować „Dożd’”, skąd mamy
pieniądze, itd. Po drugie, informują nas w trybie „off the record”, iż w ciągu
minionego półtora miesiąca odbywały się regularne zebrania w administracji
prezydenta, na jednym z nich wydano instrukcje, by poszukać sposobów, jak tu
z nami zrobić porządek.
Trzy tygodnie temu zdarzyła się jeszcze jedna dziwna
historia, pro kremlowscy blogerzy wynaleźli zrzut ekranowy sajta „Dożdia” ze
zdjęciem Doku Umarowa, napisano o nas, że pozwalamy na antenie wypowiadać się
terrorystom. To zdjęcie wisiało na sajcie od czterech miesięcy, to była jedna
sekunda, kiedy pojawiało się w kadrze jednego z programów Julii Taratuty. Nikt
na nie zwracał uwagi i oczywiście nikt nie dawał Umarowowi słowa. Po prostu
szukano pretekstu…
Banner rosyjskiego operatora Akado, ktory jako pierwszy wyłączył sygnał stacji telewizyjnej "Dożd'" |
Szewardnadze:
Chciałam zapytać o maraton, jaki organizujecie w niedzielę…
Kiliszyn:
Daliśmy mu nazwę „Kochać ojczyznę”
Daliśmy mu nazwę „Kochać ojczyznę”
Szewardnadze:
Nie boicie się, że z tej okazji znów na antenie pojawią się
jakieś sformułowania, które zostaną wykorzystane przeciw wam, że zostaniecie
pozwani do sądu i przegracie. Nie wydaje się wam, że pomagacie swoim
przeciwnikom znaleźć jeszcze jeden pretekst dla zamknięcia stacji.
Sindiejewa:
Jeśliby tak było, może powinniśmy zamknąć stację?
Zrezygnować z pracy. Jeśli dowolne sformułowanie, jakie może zabrzmieć na
antenie, albo nieudany materiał filmowy, reportaż, oznacza, iż depczemy komuś
po piętach i po odciskach, to wtedy pewnie trzeba się przestać tym zajmować.
Nie możemy stale się bać.
Tekst opublikowany na stronie internetowej radiostacji Echo Moskwy (www.echo.msk.ru). Skróty i redakacja - blog mediawrosji
Wielkie
zmiany w świecie rosyjskich mediów . Materiał stacji telewizyjnej „Dożd’” (www.tvrain.ru)
Tekst opublikowany na stronie internetowej radiostacji Echo Moskwy (www.echo.msk.ru). Skróty i redakacja - blog mediawrosji
Inne materiały opublikowane na blogu dotyczące telewizji „Dożd’” i problemów rosyjskich mediów:
Telewizja,
której nie jest wszystko jedno. Ekskluzywny wywiad udzielony redakcji bloga
przez Natalię Sindiejewą, założycielkę i dyrektora niezależnej stacji telewizyjnej
„Dożd”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz