Strony

piątek, 31 stycznia 2014

Anatomia rozprawy: nie będziemy się wciąż bać.

W świecie rosyjskich mediów stacja telewizyjna „Dożd’” jest wyjątkiem. Nie kłamie. Nie jest instrumentem kremlowskiej propagandy. Zaprasza do studia przedstawicieli opozycji. Pokazuje wydarzenia na Ukrainie. Kilka dni temu, w programie poświęconym blokadzie Leningradu padło adresowane do widzów pytanie, czy kapitulacja miasta, nie uratowałaby życia tysiącom mieszkańców. Kreml wykorzystał je do rozprawy z niepokorną stacją.


Rozmowę o wydarzeniach związanych z kanałem telewizyjnym TV Dożd’ przeprowadzono na antenie radiostacji „Echo Moskwy”. Uczestniczyli w niej Natalia Sindiejewa, dyrektor kanału „Dożd’”, Ilja Kliszyn, redaktor strony internetowej stacji oraz dziennikarze radiostacji "Echo Moskwy", Aleksander Pluszczew i Sofiko Szewardnadze.

Aleksander Pluszczew:
Jak obecnie wygląda sytuacja w waszej redakcji? Jak to wygląda od wewnątrz?
Natalia Sindiejewa:
To co się dzieje, przypomina trochę działania wojenne, rzeczywiście tak to wygląda. Wczoraj jeszcze odczuwałam coś na kształt demoralizacji, po raz pierwszy pozwoliłam sobie na to, by zostać w domu, schować się, popłakać. Nawet nie odczuwałam strachu, niebezpieczeństwa, miałam poczucie wielkiej krzywdy. Dziś jednak wzięłam się w garść, przyjechałam do pracy, zwołaliśmy zebranie, zaczęliśmy zastanawiać się, analizować jak rozwijały się wydarzenia. Nagle wszystko przyspieszyło jeszcze bardziej, co chwila zbieraliśmy się znów na mini zebrania. Dlaczego? Najpierw dostajemy oświadczenie „Akado” o tym, że wyłączają nasz sygnał. Potem dociera do nas ogromna ilość telefonów, mejli od widzów „Dom.ru”, to od nich dowiadujemy się, że ci też nas wyłączają, nie zawiadamia nas o tym sam operator. Równocześnie nasi prawnicy sprawdzają umowy z operatorami, a ja staram się do nich dodzwonić, wyjaśnić o co chodzi, zapytać co się w ogóle dzieje?
Sofiko Szewardnadze:
No i do kogoś udało się dodzwonić?
Sindiejewa:
Do nikogo się nie dodzwoniłam, wszystkie telefony były wyłączone, albo nie podnoszono słuchawki. Nie chcę nikomu stawiać zarzutów, ale nie otrzymaliśmy żadnego oficjalnego pisma, żadnej oficjalnej reakcji, odpowiedzi…


Kadr z programu TV "Dożd'" poświęconego wojennoj
blokadzie Leningradu.
Potem nagle, Walentyna Matwijenko, spiker Rady Federacji mówi, nie można dopuścić do zamknięcia stacji telewizyjnej „Dożd’”. Redakcja od razu się cieszy. To znaczy, że Matwijenko nas wspiera, na początku warknęła, ale potem…  A potem, nagle przestały działać nasze telefony, pauza trwała pół godziny, służba techniczna mówi, że u nas wszystko jest w porządku, że nie wiadomo dlaczego telefony ucichły.
Następny moment – zaczął się atak DDoS na sajt, w pewnym momencie nasza strona internetowa przestala działać, udało się jednak ją reanimować, daliśmy sobie radę.
Rzecz jasna, dla dziennikarzy to były chwile pełne emocji, gorące, wszyscy odczuwaliśmy drive, choć zdawaliśmy sobie sprawę z niebezpieczeństwa, rozumieliśmy jakie mogą być następstwa. Czułam jak wszyscy patrzą mi w oczy, szukają odpowiedzi na pytanie, jaka jest moja reakcja, jak będę się zachowywać. Dlatego dziś wzięłam się w garść, stąd się bierze moja wiara w to, ze się uratujemy, że wszystko jakoś się ułoży, przez cztery lata, wierzcie mi, staramy się pracować najuczciwiej jak potrafimy. Popełniamy błędy, bywa, że trudno ich uniknąć, czasem brakuje nam profesjonalizmu, można nam stawiać rożne zarzuty, ale zawsze unikaliśmy obłudy, nigdy nie prowadziliśmy podwójnej gry, żeby coś załatwić, osiągnąć, gdzieś coś wygrać. Staraliśmy się zawsze wykonywać pracę uczciwie, by z dziennikarskiego punktu widzenia nasza robota była profesjonalna. Dlatego, że… No może dlatego, że tak jest nasza natura, tacy po prostu jesteśmy, chce nam się robić swoją robotę. Kiedy zdarza się taka sytuacja, trzeba podejmować kroki antykryzysowe. My jednak nie dysponujemy żadnym sztabem antykryzysowym, który by wiedział jak się zachować w takich okolicznościach.
Pluszczew:
Sekunda, proszę. Tylko co dotarła do mnie wiadomość, że „NTV Plus „włączył was ponownie. Nie dostaliśmy żadnego oficjalnego oświadczenia, ale przychodzi masa twitów na Twitterze, ludzi piszą, że na NTV Plus „Dożd’” można oglądać znów.
Sindiejewa (śmieje się):
Może jutro, tak samo zrobią wszyscy pozostali.
Szewardnadze:
Jedna platforma za drugą zaczęły was wyłączać, w ogóle do nikogo nie udało się dodzwonić? Do kogoś na górze, lub na dole? Nikt niczego nie komentował, nie tłumaczył, nie mówił?
Sindiejewa:
Komentowali tylko w kuluarach, nieoficjalnie, za kulisami. W rozmowach ze mną, ci do których się dodzwoniłam. W rozmowach z naszymi kolegami. Mówiono, o tym, że były telefony z góry. Z poleceniem, by nas wyłączyć pod dowolnym pretekstem. Problemów z kontraktem, kłopotów technicznych, co wam przyjdzie do głowy. Macie ich wyłączyć i sami wymyślić przyczyny. Dlatego operatorzy, którzy nas wyłączyli, posługują się różnymi argumentami. Ktoś mówi, że dobiegła końca umowa między nami, a my jej nie przedłużyliśmy. Weźmy na przykład spółkę „Dom.ru”, spotkaliśmy się z nimi 5 dni temu, omawialiśmy kwestię przedłużenia umowy, zastanawialiśmy jak będziemy promować kanał „Dożd’” na ich platformie. Robiliśmy wielkie plany. Ja mam potwierdzenie tego, takie zakulisowe, nieoficjalne, że wyłączano nas na telefoniczne polecenie z góry, oficjalnie jednak…
Szewardnadze:
To interesujący moment, czy było polecenie z góry, czy operatorzy postanowili z własnej inicjatywy zademonstrować lojalność wobec góry…
Sindiejewa:
Operatorzy? Nie.To wszystko jest takie dziwne. Nasi widzowie przysyłają nam odpowiedzi operatorów, ludzie się wściekają, telefonują do nich, a tam w centrach obsługi, chłopcy i dziewczyny, którzy odpowiadają na telefony, tylko przepraszają. Przykro nam - proszę państwa - tłumaczą, to nie zależy od nas, sami jesteśmy niezadowoleni, dla nas to też jest nieprzyjemna sytuacja, proszę zrozumieć, że to polecenie z góry, tu nic nie zależy od naszego własnego kierownictwa. To mówią sami operatorzy swoim widzom, klientom. 
Pluszczew:
A sama redakcja? Jak wy na to reagujecie?
Ilja Kliszyn:
Jak mi się wydaje w redakcji panuje nastrój bojowy. Może dlatego, że wkładamy masę wysiłku w organizację niedzielnego maratonu, organizujemy taką imprezę pod hasłem „Kochać ojczyznę”.
Sindiejewa:
Najważniejsze, żeby ten maraton nie przekształcił się w manifestację z poparciem dla „Dożdia”.
Kliszyn:
Jasne. Odczuwamy masę emocji, staramy się jednak, by nie przeszkadzały nam w pracy. Ludzie są gotowi pracować w nadgodzinach, w dni wolne od pracy, podczas maratonu, wszyscy na wlasną prośbę. Nasz kolega Pawel Łobkow zaczął snuć wspomnienia o wydarzeniach 2001 roku (rozprawa Kremla ze stacją telewizyjna NTV – mediawrosji).
Sindiejewa:
Pasza Łobkow (czołowy publicysta stacji – mediawrosji) powiedział, że w jego życiu, to już szósta historia tego rodzaju. Zaczęło się od mera Petersburga Sobczaka, na początku bardzo wspierał dziennikarzy, ale potem, w następstwie jakiejś publikacji, zaczął zamykać różne wydania. Pasza po raz pierwszy znalazł się wtedy w opałach. Złapał się dziś za głowę : o co tu chodzi?
Szewardnadze:
Jeśli zostanie zrealizowany najczarniejszy scenariusz i wszyscy was wyłączą, macie jakiś plan zapasowy?
Sindiejewa:


Natalia Sindiejewa, dyrektor stacji
telewizyjnej "Dożd'"
Wielkie nadzieje pokładamy w naszych widzach i w Internecie. Internet wyłączyć, to na pewno skomplikowana sprawa. Jeśli rozszerzymy trochę bazę techniczną, to w Internecie będzie nas mogła oglądać nieograniczona, w każdym razie wystarczająca, ilość widzów. W tych dniach gwałtownie zwiększyła się liczba widzów wykupujących roczny abonament na dostęp do „Dożdia” w sieci. Dziś przybyło nam tylu abonentów, ilu zwykle przybywa w tydzień. Ludzie okazują solidarność, mówią nam, mamy już abonament, w jaki sposób jeszcze możemy Wam pomóc. Na sajcie rozszerzyliśmy ofertę naszego sklepu internetowego, dodamy tam przycisk z napisem: „Jak wesprzeć „Dożd’”? W tej sytuacji nie mamy innego wyjścia, możemy zwrócić się tylko do widzów. Z punktu widzenia rozwoju, biznesu, to prymitywny sposób, jesteśmy w końcu stacją telewizyjną, koszty naszej produkcji są bardzo wysokie.
Pluszczew:
Jesteście w stanie ocenić obecne straty finansowe?
Sindiejewa:
Teraz to niemożliwe. Teraz można oszacować tylko bezpośrednie straty wynikające z rezygnacji operatorów z naszego sygnału. Oni za niego płacili. Ale to były niewielkie sumy. Na razie jednak nie obserwujemy ucieczki reklamodawców, powiedzmy do dnia dzisiejszego. Powiedzmy tak, jeśli zostaniemy tylko z tymi operatorami, którzy na razie nas nie wyłączyli, to jakoś damy sobie radę, wybrniemy, na dziś utraciliśmy 20% zasięgu. Ale jeśli to pójdzie dalej….
Pluszczew:
Pozwólcie spytać o to pytanie, które padło u was na antenie?
Kliszyn:
Ja spróbuję opowiedzieć tę historię, tu nie ma niczego nadzwyczajnego, opowiem ze szczegółami. Na antenie telewizji „Dożd’”, już od jakiegoś czasu nadawany jest program pod tytułem „Dyletanci”. Tytuł współbrzmi z nazwą naszego partnera, magazynu historycznego „Dyletant”. Głównym tematem ich numeru styczniowego jest…
Szewardnadze:
„Blokada i jej szajka”
Kliszyn:
Tak to się nazywa, „Blokada i jej szajka”. Chodzi o blokadę Leningradu. Na antenie stacji „Dożd’” ten program emitowany jest co niedziela wieczorem. Biorą w nim udział różne osoby, prowadzona jest dyskusja.
Szewardnadze:
W każdej edycji robicie sondę?
Kliszyn:
Co tydzień zadajemy różne pytania…. Tam niekiedy…
Sindiejewa:
Chciałam zwrócić uwagę na jeden ważny moment, to pytanie formułowane jest na żywo, w czasie programu, rodzi się podczas dyskusji z zaproszonym gościem … I to pytanie…
Szewardnadze:
W naszej radiostacji bywa podobnie….
Kliszyn:
Chciałbym by słuchacze Echa zrozumieli co się wydarzyło. W niedzielę wieczorem nadajemy wspólny program razem z magazynem „Dyletant”. Temat – blokada Leningradu. I pojawia się pytanie, zostało zadane także na stronie internetowej magazynu, chodzi o swego rodzaju hipotetyczną interpretację…
Pluszczew:
W trybie warunkowym….
Kliszyn:
Tak, w trybie warunkowym, na temat blokady Leningradu, czy można byłoby uratować mieszkańców, porzucając, poddając  miasto, ewakuując… Tego pytania wcześniej nie konsultowano z redakcją, ani ze mną, ani….
Szwardnadze:
A tak w ogóle, pytania trzeba konsultować?
Kliszyn:
W wypadku tego programu, tak to było ustalone, ufaliśmy jego autorom, to oni dyskutują o historii, formułują interesujące myśli, zadają też pytania…. Tak więc to konkretne pytanie wymyślono na żywo, zwrócono się także do naszego redaktora odpowiedzialnego za sieci społecznościowe, chodziło o to, by dać ludziom możliwość odpowiedzi, za pośrednictwem Twittera i na naszym sajcie. Równolegle do dyskusji na antenie.
Sindiejewa:
Pytanie zostało sformułowane podczas dyskusji z udziałem Orłowej, Dymarskiego i Jerofiejewa. Oglądałam program, kiedy ono padło, nasz redaktor natychmiast je zapisał, on praktycznie stenografował….
Kliszyn:
Co działo się dalej? Przypominam, niedziela, wieczór, pytanie dostaje nasz redaktor sieci społecznościowych. Mnie samego nie było w redakcji… Pytanie zostaje opublikowane. Znajduję się w tym momencie w Moskwie, daleko od redakcji, nawet nie oglądałem programu. Ale nagle zaczynam dostawać wiadomości, esemeski. Piszą do mnie, Ilja, popatrz co się tam u was dzieje na Twitterze, ktoś zadał dziwne pytanie. Piszą przyjaciele, koledzy, dziennikarze. Idę po ulicy, biorę telefon, zaglądam i widzę tę straszną reakcję. Rzucili się na nas ludzie typu Krystiny Potupczik, Konstantina Rykowa, tego rodzaju prokremlowscy blogerzy.
Szewardnadze:
Tobie Natasza, to pytanie nie wydało się dziwne?
Sindiejewa:
Widzowie z nami. Banner na stronie internetowej
www.tvrain.ru, gdzie widzowie moga wesprzeć
stację finansowo. 
Powstała absurdalna sytuacja, w kontekście samej audycji to było normalne, uzasadnione pytanie, długo na ten temat dyskutowano, przy tym nie sformułowano jakiegoś oczywistego stanowiska, nikt nie upierał się przy swoim poglądzie, czy powinno być tak, czy inaczej. Potem, długo zastanawialiśmy się dlaczego to właśnie pytanie sprowokowało taką reakcję. I nie tylko ze strony, jakbyśmy tu ich nazwali, prokremlowskich blogerów, ale także zwykłych ludzi. Oni też poczuli się dotknięci. Stało się tak dlatego, iż pytanie zostało wyrwane z kontekstu całej audycji. Wielu widzów, internautów usłyszało je, nie oglądając programu. Dlatego wzbudziło ich reakcję. Wśród nas, ludzi naszej stacji, także znalazły się osoby zdziwione i dotknięte. Oni tłumaczą dlaczego. Jeśli by, można było wszystko cofnąć, przewinąć do tyłu, to jak mi się wydaje, nie zrezygnowalibyśmy z pytania, sformułowalibyśmy je tak, lub czy inaczej, nie wycofalibyśmy się z dyskusji na ten temat, ale na pewno należałoby zadbać o sposób jego zadania, tu trzeba było zachować dyscyplinę.
Kiliszyn:
Zgodnie z naszym stanowiskiem można zadawać dowolne pytania, także te najbardziej drażliwe dla społeczeństwa, odnoszące się do naszej historii, ale bardzo ważne jest, by je formułować prawidłowo. Niestety, pytanie, które stało się przyczyną kryzysu zostało sformułowane nieprawidłowo. To się stało nie chcący, sprawił to nieszczęśliwy zbieg okoliczności.
Kiedy się zorientowałem, że mamy problem, skontaktowałem się z redaktorem naczelnym stacji Michaiłem Zygariem. W ciągu dwudziestu minut od pojawienia się pytania na Twitterze i na stronie internetowej stacji, podjęliśmy decyzję, by je zdjąć. I nie dlatego, że nie zasługiwało na dyskusję, ale dlatego, ze zostało sformułowane nieprawidłowo. Zorientowaliśmy się, że niektórzy ludzie mogą poczuć się dotknięci. I w Twitterze i na sajcie przeprosiliśmy za jego publikację.
Pluszczew:
Ktoś poniesie odpowiedzialność, za to co się stało?
Sindiejewa:
Nie, rzecz jasna, nie. Nikogo nie będziemy karać, zwalniać. Moje stanowisko jest pod tym względem oczywiste. Jakby to wyglądało…? Jeśli by dziennikarz wyraził opinię, jestem zwolennikiem faszyzmu, jestem homofobem, wtedy bym go zwolniła. To nie są wartości ani moje, ani stacji. Ale tu mamy do czynienia z pomyłką, nawet trudno się zorientować, kto za nią ponosi odpowiedzialność. Uczestnicy programu formułują pytanie, Dymarski, Orłowa, Jerofiejew, zapisuje je redaktor odpowiedzialny za sieci społecznościowe. Kogo miałabym karać? Musimy wyciągnąć wnioski. Ale zrobić publiczną czystkę wśród pracowników? Co wtedy powiedzieliby pozostali? Wszyscy chcą się na stacji zemścić,  więc dla ciebie zdradzić nas to żaden problem?
Szwardnadze:
Zgoda, sformułowanie pytania było niefortunne, wynika z niego, iż jeśliby poddano Leningrad, to ludzie by nie zginęli, ale to nie tak, w Leningradzie mogło wydarzyć się to samo co w Kijowie. To jasne jednak, że reakcja na to, co się zdarzyło, nie ma żadnego związku z prawdą historyczną, czy postulatem wymierzenia historycznej sprawiedliwości. Na temat waszej stacji kursuje wiele teorii spiskowych. Kto was kontroluje, czyje wyrażacie interesy? Wszystko to przecież do was dochodzi. Nie byłoby historii z tym pytaniem, znaleziono by coś innego.
Sindiejewa:
Od jakiegoś czasu zaczęły do nas dochodzić sygnały ostrzegawcze, zwróciliśmy na nie uwagę, zaraz po emisji na antenie reportażu Badanina. Puściliśmy go w programie „I tak dalej” opartym na wynikach śledztwa Nawalnego na temat osiedla dacz, tego w którym mieszkają Wołodin, Niewierow, Prichodźko (wyżsi funkcjonariusze kremlowskiej administracji – mediawrosji). To był obszerny materiał. Od razu, następnego dnia, jeśli pamiętacie, u was na antenie, Niewierow oświadczył, iż przyszła pora skontrolować „Dożd’”, skąd mamy pieniądze, itd. Po drugie, informują nas w trybie „off the record”, iż w ciągu minionego półtora miesiąca odbywały się regularne zebrania w administracji prezydenta, na jednym z nich wydano instrukcje, by poszukać sposobów, jak tu z nami zrobić porządek.


Banner rosyjskiego operatora Akado, ktory jako pierwszy
wyłączył sygnał stacji telewizyjnej "Dożd'"
Trzy tygodnie temu zdarzyła się jeszcze jedna dziwna historia, pro kremlowscy blogerzy wynaleźli zrzut ekranowy sajta „Dożdia” ze zdjęciem Doku Umarowa, napisano o nas, że pozwalamy na antenie wypowiadać się terrorystom. To zdjęcie wisiało na sajcie od czterech miesięcy, to była jedna sekunda, kiedy pojawiało się w kadrze jednego z programów Julii Taratuty. Nikt na nie zwracał uwagi i oczywiście nikt nie dawał Umarowowi słowa. Po prostu szukano pretekstu…
Szewardnadze:
Chciałam zapytać o maraton, jaki organizujecie w niedzielę…
Kiliszyn:


Daliśmy mu nazwę „Kochać ojczyznę”
Szewardnadze:
Nie boicie się, że z tej okazji znów na antenie pojawią się jakieś sformułowania, które zostaną wykorzystane przeciw wam, że zostaniecie pozwani do sądu i przegracie. Nie wydaje się wam, że pomagacie swoim przeciwnikom znaleźć jeszcze jeden pretekst dla zamknięcia stacji.
Sindiejewa:
Jeśliby tak było, może powinniśmy zamknąć stację? Zrezygnować z pracy. Jeśli dowolne sformułowanie, jakie może zabrzmieć na antenie, albo nieudany materiał filmowy, reportaż, oznacza, iż depczemy komuś po piętach i po odciskach, to wtedy pewnie trzeba się przestać tym zajmować. Nie możemy stale się bać.



Tekst opublikowany na stronie internetowej radiostacji Echo Moskwy (www.echo.msk.ru). Skróty i redakacja - blog mediawrosji


Inne materiały opublikowane na blogu dotyczące telewizji „Dożd’” i problemów rosyjskich mediów:


Telewizja, której nie jest wszystko jedno. Ekskluzywny wywiad udzielony redakcji bloga przez Natalię Sindiejewą, założycielkę i dyrektora niezależnej stacji telewizyjnej „Dożd”.


Od blokady Leningradu, do blokady TV „Dożd’” . Materiał wydawnictwa internetowego www.newsru.com



Wielkie zmiany w świecie rosyjskich mediów . Materiał stacji telewizyjnej „Dożd’” (www.tvrain.ru)

 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz