Od jakiegoś czasu
specjaliści odpowiedzialni za rosyjskie finanse ostrzegają, iż Rosji już wkrótce
grozi katastrofa gospodarcza. Krajowi pozbawionemu dostępu do międzynarodowego
rynku kapitałowego nie wystarczą własne rezerwy. Jednak rząd wciąż na później odkłada
kluczowe decyzje. Obecną sytuację określono jako "nową normalność". Ceniony
ekonomista i publicysta Władisław Inoziemcew uważa, iż propozycje przezwyciężenia
kryzysu zgłaszane przez różne środowiska ekonomiczne są niewystarczające. Ożywienia
gospodarki nie da się osiągnąć przez pompowanie pieniędzy w wielkie korporacje,
droga do niego wiedzie zdaniem Inoziemcewa przez ożywienie popytu konsumpcyjnego.
Rosjanie muszą zacząć kupować towary rodzimej produkcji.
Autor: Wladisław Inoziemcew
Tatjana Niestierienko jest
jednym z najbardziej doświadczonych rosyjskich ekonomistów. Trzyma się daleko
od polityki. Jednocześnie od blisko dwudziestu lat stoi na czele Federalnej
Służby Podatkowej, zajmuje stanowisko wiceministra finansów. Właśnie usłyszeliśmy
od niej, iż już w następnym roku rosyjską gospodarkę oczekują poważne problemy
finansowe. Pani Niestierienko porównała obecną sytuację w gospodarce z centrum
burzy, na pozór wszystko wygląda spokojnie i pomyślnie.
Moim zdaniem Tatjana
Niestierienko ma całkowitą rację. W ostatnim okresie rząd prezentował postawę
pełną spokoju, podjął nawet pracę nad budżetem na najbliższe trzy lata, choć w
odniesieniu do dochodów w roku 2016 w poprzednim planie tego rodzaju
(2014-2016) pomylono się aż od 42% (!). Dochody miały wynieść 15,9 bilionów
rubli, w pierwszym półroczu tego roku udało się zebrać zaledwie 4,9 biliona
rubli. Jak mi się wydaje, dokładność
nowego planu nie będzie większa (choćby dlatego, że po roku 2017 nie bardzo
widać z jakich źródeł można będzie finansować deficyt). Od czasu do czasu,
prezydent zbiera ekonomistów. Domaga się od nich opracowania nowej strategii
rozwoju państwa, zwłaszcza w perspektywie roku, gdy zakończą się rezerwy
Ministerstwa Finansów i okaże się, iż nie ma jak spłacić gigantycznych
zobowiązań budżetu. Ale równocześnie prezydent zajęty jest przede wszystkim tasowaniem stanowisk i
funkcjonariuszy w resortach siłowych, uważając zapewne iż suma może się
zmienić, gdy zmienimy kolejność składników.
Na dnie
Obecnie gospodarka rosyjska,
możemy się to posłużyć głośną formułą ministra rozwoju gospodarczego Ulukajewa
rzeczywiście leży na dnie. Władze cieszą się demonstracyjnie z tego powodu, iż
tempo spadku PKB w drugim kwartale zmniejszyło się do 0,6%. Jednak należałoby
zauważy, iż temu spadkowi towarzyszy spadek dochodów ludności (6,2% w maju i
4,8% w czerwcu) oraz znaczące zwiększenie oczekiwań inflacyjnych (inflacja w
czerwcu liczona rok do roku wyniosła 7,5% i nie wykazuje tendencji do spadku).
W dodatku, ceny ropy naftowej
znacząco spadły. W lipcu ropa Brent potaniała o 15,2%. Wygląda na to, iż już
wkrótce cena czarnego złota osiągnie nowy poziom równowagi, mniej więcej w
zakresie od 38,5 do 43 dolarów za baryłkę. Spadek ceny o 15-16% oznacza, iż w
ciągu pięciu ostatnich miesięcy roku budżet Rosji straci dochody w wysokości od
430 do 460 miliardów rubli. Ta informacja nie napawa optymizmem. Jednak na tę
sytuację nie da się tak łatwo zareagować, dokonując kontrolowanego spadku kursu
rubla. Utrata wartości przez walutę narodową obecnie nie prowadzi do wzrostu
eksportu (w tym roku, w porównaniu z
zeszłym jego wartość jest niższa o 30,5%). Z drugiej strony, nie spadnie import,
choć jego ceny będą rosnąć. To oznacza, iż ulegnie podrożeniu szeroka gama
towarów importowanych, co doprowadzi do wzrostu inflacji i określi poziom
stawek procentowych.
Nowa normalność
Rosyjska gospodarka w
połowie 2016 roku rzeczywiście znajduje się w samym środku burzy. Z jednej
strony, sytuacja jest stosunkowo spokojna, władze już do niej przywykły, bez wahania
wydawane są fundusze rezerwowe, jak się wydaje, udało się zapobiec
niebezpieczeństwu, jakim mógł się okazać gwałtowny wzrost niezadowolenia obywateli
w związku z spadkiem poziomu życia. Wygląda też na to, iż uległa zmianie radykalnie
wroga intonacja w odniesieniu do państw zachodnich, zapewnie z niektórymi z
nich uda się poprawić nasze stosunki. Na Kremlu wciąż tli się nadzieją na
pogłębienie problemów Unii Europejskiej w związku z wyjściem Wielkiej Brytanii,
na poważnie traktuje się możliwość zwycięstwa Donalda Trumpa w amerykańskich
wyborach prezydenckich. Władimir Putin czuje się zwycięzcą w konfrontacji z
Turcją. Władze nie przypadkowo wymyśliły w odniesieniu do obecnej sytuacji
termin "nowa normalność". Odpowiadałby on rzeczywistości pod warunkiem,
iż cena ropy naftowej utrzymałaby się na poziomie 50 dolarów za baryłkę oraz
udałoby się ograniczyć wydatki finansowane z funduszów rezerwowych do poziomu
600 miliardów rubli na kwartał (suma ta stanowi 8% ogółu środków zgromadzonych
przez nasze dwa fundusze, Rezerwowy i Narodowego Dobrobytu).
Problem, jednak, polega nie
tylko na tym, iż wcześniej, lub później trzeba będzie przebijać się w kierunku otwartego
morza przez główny masyw huraganu, ale raczej na tym, iż środek burzy może zmienić
swoje położenie, my zaś nie dysponujemy żadnymi instrumentami by ruszyć w ślad
za nim. Nasz kraj nie zajmuje się poszukiwaniem zacisznego kąta, na razie
spokojnie dryfuje, czekając co będzie dalej.
Programy antykryzysowe
Pracą nad antykryzysowymi programem
i i strategią zajmuje się obecnie wielu specjalistów, pracują nad nimi tak
eksperci rządowi, jak i znajdujący się po przeciwnej stronie. Ale obserwując
ich wysiłki, trudno uciec od myśli, iż nie są one w stanie pomóc naszej
gospodarce. Decydują o tym dwie okoliczności.
Z jednej strony decyzje
antykryzysowe należało podejmować już wczoraj, a nie odkładać dyskusję nad nimi
do 2017 roku. Nawiasem mówiąc, jeszcze na początku 2016 roku minister finansów Federacji
Rosyjskiej Anton Siluanow uprzedzał, iż przy aktualnych wówczas cenach na ropę,
rosyjskiemu budżetowi zabraknie 3 bilionów rubli. W konsekwencji oznaczało to utratę znacznej części Funduszu
Narodowego Dobrobytu. Od tamtej chwili zmieniło się niewiele.
Dziury w budżecie na rok
2018 nie da się załatać, korzystając z własnych funduszów rezerwowych. Nie da się
także pożyczyć pieniędzy na międzynarodowym rynku kapitałowym (w tym przypadku
należałoby zdobyć kredyty na sumę przewyższającą znacznie obecne zobowiązania
rządu centralnego), nie pomoże także program prywatyzacji (sprzedając znaczną
część będących własnością państwa akcji Gazpromu i Rosniefti można będzie
pokryć deficyt tylko za jeden rok). Bez względu na to, jaka strategia rozwoju
zostanie przyjęta na Kremlu za rok, nie będzie już możliwe uniknięcie zapaści finansowej
w 2018 roku wraz ze wszystkimi związanymi z tym następstwami.
Z drugiej strony wszystkie
zgłoszone obecnie programy (choć dwaj autorzy, Aleksiej Kudrin i Borys Titow
podkreślają istniejące między ich programami różnice, w istocie są one
pozbawione znaczenia) mają ten sam priorytet - jest nim ożywienie gospodarki
przez pobudzenie aktywności producentów. Programy te różnią się tylko w jednym:
Klub im. Stołypina Titowa proponuje, by ułatwić wielkim przedsiębiorstwom
dostęp do łatwego finansowania, pomysł ten miałby zostać zrealizowany poprzez
udzielanie wybranym podmiotom sztucznie tanich kredytów subsydiowanych przez
Bank Centralny. Kudrin i jego zwolennicy są zwolennikami reform
instytucjonalnych, wprowadzając je należałoby zmniejszyć płacone przez biznes
podatki, a także ograniczyć prawo i możliwości resortów siłowych oraz
biurokracji odsysania z biznesu dodatkowych dochodów. Zakłada się, iż biznes mógłby
ruszyć do przodu, albo uzyskując dostęp do tanich kredytów, albo uwalniając się
od nieznośnej presji ze strony organów kontrolnych i regulujących, dzięki temu mógłby
pojawić się ratujący gospodarkę wzrost.
Spadek popytu konsumpcyjnego
Cieszyłbym się, gdybym się mylił.
Wydaje mi się jednak, iż proponowane recepty nie dadzą żadnych rezultatów,
przede wszystkim dlatego, iż w znacznej mierze spowolnienie gospodarcze z lat
2014-2016 zostało wywołane przez kryzys popytu konsumpcyjnego. Państwo
realizuje bez przeszkód swoje zobowiązania inwestycyjne. Zamówienia obronne umożliwiają
finansowanie przedsiębiorstw przemysłu ciężkiego, państwo nie rezygnuje także z
super drogich i niekiedy bezmyślnych projektów w dziedzinie infrastruktury.
Przedsiębiorstwa państwowe budują nowe linie przesyłowe gazu i ropy, linie
kolejowe, jednak wydatki w tych dziedzinach w
żaden sposób nie mogą zrekompensować spadku popytu na dobra
konsumpcyjne. W dodatku, popyt ten obejmuje w coraz większym stopniu towary
importowane, ich wartość nie maleje, podczas gdy udział produkcji rodzimej na
rynku tylko spada. O ile się orientuję żaden z proponowanych programów walki z
kryzysem nie proponuje sposobów rozwiązania tego problemu.
Kapitan i pasażerowie
Moim zdaniem do obecnie
toczącej się debaty należy dodać co najmniej trzy nowe wątki.
Po pierwsze, należy przestać
traktować zwiększenie najniższych wynagrodzeń, zasiłków i innych wypłat
skierowanych do najgorzej wynagradzanych kategorii obywateli wyłącznie jako
obciążenie. Oszczędzanie na dochodach lekarzy, nauczycieli, czy emerytów uderzy
w gospodarkę znacznie silniej, niż ograniczenie kosztów Gazpromu, czy wydatków
na modernizację uzbrojenia rosyjskiej armii. Te właśnie kategorie ludności zorientowane
są przede wszystkim na zakupy towarów i usług rodzimej produkcji. Zwiększenie
ich dochodów przyniesie znaczące efekty dla handlu i produkcji towarów
konsumpcyjnych. Walkę z kryzysem w latach 2008-2009 poprowadzono z większym
powodzeniem, niż obecnie, nie tylko w związku z pojawieniem się trendu
wzrostowego cen ropy naftowej, ale dlatego, iż władze postawiły na znaczące
zwiększenie dochodów ludności. Nie wystraszyły ich wówczas problemy z budżetem.
Dziś 41% ludności przyznaje, iż nie wystarcza im pieniędzy na jedzenie i
ubranie.
Po drugie, należy zastanowić
się nad jednorazową amnestią regulująca kwestię kredytów i innych zobowiązań
dla tych obywateli , których zadłużenie wobec banków, organów podatkowych, czy
w zakresie usług komunalnych nie przewyższa, na przykład, 30 tys. rubli.
Zadłużenia na tym poziomie stanową obecnie 20% całego zadłużenia ludności,
decyzja tego rodzaju dotyczyłaby 10-12 milionów osób. Podobna operacja
kosztowałaby państwo do dwóch bilionów rubli, ale może ona przynieść efekty tak
społeczne, jak i polityczne, nieporównywalne z efektami, jakie dałaby
"stołypinowska" emisja o podobnych rozmiarach, która później bez
śladu rozpłynie się na rachunkach w rajach podatkowych należących do szefów
wielkich związanych z państwem spółek i zaprzyjaźnionych urzędników.
Po trzecie, niezbędne będzie
podjęcie decyzji bezpośrednio stymulujących popyt (podobne rozwiązania przyjęły
rządy wszystkich państw rozwiniętych, w które uderzył kryzys w latach 2008-2009,
nasze władze zwykle odnosiły się do takich rozwiązań niechętnie). Mam nie tylko
na myśli program stymulowania zakupów nowych samochodów, ale także system wydawania "kuponów żywnościowych"
(podobnych do amerykańskich "food stamps") dla obywateli o niższych
dochodach (na przykład emeryci mieliby prawo do zakupu kuponów o wartości 4-6
tysięcy rubli płacąc za nie 2-3 tysiące. Kupony byłyby akceptowane w sklepach
jako oplata tylko za rodzime produkty żywnościowe, z wyjątkiem papierosów i
alkoholu. W rozliczeniach z bankami uwzględniana byłaby nominalna wartość
kuponów). Takie rozwiązanie mogłoby stać się silnym bodźcem dla rodzimych
producentów, dla handlu, nie mówiąc już o poparciu dla niego i popularności
wśród najbiedniejszych grup ludności.
Innymi słowami, konstatacja,
iż Rosja znalazła się w oku idealnej burzy, dziś już nie wystarczy. Musimy
zrozumieć, iż walkę o ratunek dla naszego wspólnego okrętu musi prowadzić nie
tylko jego kapitan, lub jego doradcy. Muszą się do niej włączyć także wszyscy
pasażerowie. Właśnie dlatego, podstawą programu antykryzysowego powinny być rozwiązania
skupione na ludności, nie na korporacjach państwowych. Wkrótce żywioł uderzy w
nas jeszcze silniej. Jeśli chcemy być przygotowani na jego uderzenia, musimy
skończyć z odkładaniem decyzji na jutro. Działanie musimy podjąć już dziś.
Tłumaczenie:
Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał ukazał się na
portalu slon.ru:
https://slon.ru/posts/71527
*Władisław Inoziemcew (ur. 1968), wybitny rosyjski ekonomista, socjolog, polityk o demokratycznej orientacji. Dyrektor Centrum Badań Społeczeństwa Postindustrialnego. Redaktor naczelny pisma „Swobodnaja Mysl”. Jest autorem kilkuset opublikowanych w Rosji i za granicą prac naukowych i publicystycznych. Ma na koncie 15 monografii. Jest członkiem Rady Naukowej i Prezydium Rosyjskiej Rady do Spraw Zagranicznych.
Inne artykuły Władisława Inoziemcewa na blogu "Media-w-Rosji".
Rosyjska gospodarka kontynuuje zjazd w
dół. Po latach bezprecedensowego naftowego dobrobytu, ludzie stanęli w obliczu
poważnego spadku dochodów. A jednak, wybitny rosyjski ekonomista i publicysta
Władisław Inoziemcew uważa, iż nawet jeśli kryzys potrwa dłużej, nie
należy oczekiwać, iż społeczeństwo ogarną nastroje protestacyjne. Rosjanie,
zwłaszcza na prowincji nie zdążyli przyzwyczaić się do życia na wyższym
poziomie. Teraz będą gotowi do zaciągnięcia pasa. Nie ma jednak mowy o powrocie
do czasów radzieckich, do starej radzieckiej strategii "wyżywania".
Znów nadciągają zjawiska dobrze znane z lat dziewięćdziesiątych, emisja
pieniądza, inflacja, spadające dochody budżetu, zatory finansowe. Całkiem
prawdopodobne, iż nawet w tej sytuacji w kraju będą powstawać nowe
przedsiębiorstwa i biznesy, zaś ludzie będą demonstrować, wydawałoby się, dawno
zniszczoną przedsiębiorczość.
Po kilkunastu latach niebywałej koniunktury na rynku surowców energetycznych rośnie prawdopodobieństwo, iż Rosja znów znajdzie się u rozbitego koryta. Wybitny ekonomista Władisław Inoziemcew szuka odpowiedzi na pytanie, jakie rezultaty dla gospodarki Rosji przyniosło 16 lat rządów Władimira Putina. Rosja straciła wielką szansę na modernizację, by pójść drogą Chin, lub Emiratów. Wraz ze spadkiem cen ropy obserwujemy cofanie się wszystkich wskaźników gospodarczych do poziomów z początku lat dwutysięcznych. W obliczu rosnącego kryzysu Kreml opanował stan paraliżu. Władze nie robią nic, mając wyłącznie nadzieję, iż jakoś to będzie.
Spowolnienie gospodarcze stało się zauważalne zaraz po powrocie Władimira
Putina na Kreml, jednak to przede wszystkim sankcje gospodarcze doprowadziły do
spadku wartości rubla. Podejmując wysiłki na rzecz odbudowy mocarstwowej
pozycji Rosji, Władimir Putin niewiele uwagi poświęca gospodarce. Potrafi
jedynie składać daleko idące obietnice socjalne. Rosja nie jest przygotowana na
kryzys – mówi ekonomista i polityk Władisław Inoziemcew.
Zamiast realizacji wcześniej opracowanego planu działań, można spodziewać
się nowej fali propagandy. Społeczeństwo dowie się, że kryzys sprowokowali Amerykanie,
i że w trudnej chwili należy skupić się wokół prezydenta Putina.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.
"Nowa normalność"
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi się "jesiotr drugiej świeżości" z "Mistrza i Małgorzaty".
Kłania się hermeneutyka komunikatów prasowych.
OdpowiedzUsuńU nas zresztą robi się podobnie.