Na Kremlu nie mają wątpliwości, Rosjanie potrzebują jasnego drogowskazu,
jednoczącej ich idei. Tylko tak, w nadchodzących trudnych czasach, można będzie
zapobiec ewentualnym niepokojom. Rozpatrywano różne warianty – pisze petersburski
publicysta i ekonomista Dmitrij Trawin. Swoich zwolenników ma projekt
euroazjatycki, prezydent Putin skłonny był raczej wywiesić sztandary konserwatywne.
Zwyciężył wariant najprostszy i dla mas zrozumiały najbardziej.
Do wyborów prezydenckich w 2018 roku obowiązywać będzie retoryka w stylu „żyjemy w oblężonej twierdzy”. Rosję otaczają wrogowie, wewnątrz knują zdrajcy.
Autor: Dmitrij Trawin
Rosję otaczają wrogowie, wewnątrz czają się zdrajcy. W takim klimacie politycznym nie ma mowy o żadnej liberalizacji polityki i gospodarki. |
Zaczęto nas przygotowywać do wielkiej wojny. To nie są
przygotowania na wypadek konfliktu regionalnego, typu donbaskiego, który można
obserwować na ekranie telewizora, nie odrywając się od butelki z piwem. Szykują
nas, byśmy byli przygotowani na nadejście wydarzeń o historycznym znaczeniu, na
skalę Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.
W posłaniu wygłoszonym na forum Zgromadzenia Federalnego,
Wladimir Putin ostro skrytykował Amerykę. Myślą tylko o nowych podziałach,
jakież to podobne do działań Hitlera, ale na szczęście jemu się nie udało,
Amerykanów spotka to samo.
Deputowani Dumy Państwowej, zgodnie z planem, powinni byli
na początku grudnia uczestniczyć w ćwiczeniach prowadzonych w schronach
położonych na terenie moskiewskiego metra. Chodziło o przygotowania na wypadek
masowych bombardowań stolicy. Ze względu na posłanie prezydenta ćwiczenia
odłożono, jak się ukrywać przed bombami deputowani przećwiczą ciut później.
Za to naszych parlamentarzystów, już w najbliższej
przyszłości czeka rozpatrywanie projektu ustawy o państwach-agresorach. Zgodnie
z nim, przyjęcie wymierzonych w Rosję sankcji równać się będzie agresji.
Wystarczy, by terminu tego używano w naszej telewizji z odpowiednią
częstotliwością, by obywatele przywykli do myśli, iż „europejska agresja
wymierzona w luksusowe wille pana Rotenberga, może – uwaga – przekształcić się
w prawdziwą wojnę.
Szef Służby Wywiadu Zagranicznego Michail Fradkow
wytłumaczył, iż spadek wartości rubla jest skutkiem agresji ze strony
zachodnich funduszy inwestycyjnych. Napadły na nasz kraj, by przeprowadzić
swoje spekulacje walutowe. Zaczęła się prawdziwa wojna walutowa, święta wojna…
Przykłady jakie przytoczyłem pochodzą z naszych mediów,
wystarczył tydzień, by je zebrać. W przyszłości tego rodzaju strumień
informacji może tylko się zwiększać. Naszemu współobywatelowi, by obronić się
przed czekającym go prędzej, czy później nieuniknionym praniem mózgu, potrzebna
jest niewiarygodna wytrzymałość psychologiczna.
Co jednak dzieje się w rzeczywistości? Krajowi grożą
określone niebezpieczeństwa, ale nie mają one nic wspólnego z obecną w mediach paranoją.
Warto cierpieć za ideę
Jeszcze w zeszłym roku na Kremlu uświadomiono sobie, iż nie
da się uleczyć rosyjskiej gospodarki. Kremlowscy stratedzy zrozumieli o wiele
wcześniej, niż dotarło to do milionów prostych Rosjan, że kraj doświadczy spadku
kursu rubla i że czeka nas recesja. Nieszczęście polega na tym, iż stratedzy ci
nie potrafią zaproponować żadnego realistycznego scenariusza przezwyciężenia
kryzysu. I w rezultacie ich główną troską jest ratowanie reżimu w sytuacji, gdy
spadają realne dochody obywateli. Przy okazji starają się skomponować jakąś
ideologię. To ważne, by ludzie nie cierpieli tak po prostu, a za ideę. Za nią gotowi
są dać z siebie więcej. Niekiedy są gotowi bronić jej z entuzjazmem.
Władze przestały zamawiać u ekonomistów programy rozwoju
kraju. Choć mogłoby się wydawać, iż nadszedł najbardziej odpowiedni czas.
Zamiast tego prowadzone są prace nad programem ideologicznym. Gospodarki nikt
nie zamierza reformować, beznadzieja, z nią nic nie da się zrobić. Za to, od
dawna istnieje przetestowana telewizyjna machina propagandowa zdolna do
zarażenia ludzi wielką ideą.
Jakiego rodzaju ideologii potrzebuje teraz maszyna państwowa?
Rzecz jasna, nie komunistycznej. Za bardzo się zdyskredytowała. Ale co
ważniejsze, odwołując się do ideałów komunizmu, byłoby trudno wytłumaczyć
masom, jak to się stało, iż tak jak dawniej w naszym kraju sąsiadują ze sobą mega
bogactwo z mega biedą. Dlaczego źródła korupcji znajdują się na samej górze? Dlaczego
jednostki są właścicielami pałaców we Włoszech, podczas gdy innych czeka długa
kolejka na prom, gdy zechcą odwiedzić Krym.
Nacjonalizm? To rzecz jasna produkt świeży. Jednak
nacjonalizm o charakterze etnicznym, odpowiednio podrasowany, może okazać się
niebezpieczny. W naszym przypadku mógłby się zwrócić przeciw migrantom, nanosząc
potężne szkody gospodarce uzależnionej w wielkim stopniu od pracy
gastarbeiterów. A możliwy mógłby się okazać czarniejszy scenariusz: nacjonalizm
niszczy jedność naszego wielonarodowego państwa.
Projekt euroazjatycki
Widać wyraźnie, iż ze wszystkich pomysłów ideologicznych
umożliwiających umocnienie imperium, najwięcej pracy włożono w projekt euroazjatycki.
Nie jesteśmy ani Europą, ani Azją. W żadnym wypadku nie jesteśmy peryferiami
świata cywilizowanego, ani awangardowym oddziałem barbarzyńców wschodnich. Sami
stworzyliśmy wielką cywilizację. Dlatego jesteśmy w stanie skupić wokół siebie Europejczyków
i Azjatów przestraszonych potęgą świata atlantyckiego oraz groźbą anglosaskiej
ekspansji niszczącej kultury narodowe.
W pewnym momencie, na odpowiednim szczeblu przyglądano się bliżej
projektowi „euroazjatyckiemu”, zastanawiając się, czy nie nadaje się na
podstawę ideologiczną obecnej Rosji. Jednak projekt ten przegrał. Na wiosnę w
2014 roku można było odnaleźć euroazjatyckie motywy w opracowanej przez
Ministerstwo Kultury koncepcji polityki kulturalnej kraju. Jednak bardzo szybko
dokument poddano korekcie, przekształcając go w nudny i bezosobowy produkt urzędniczego
trudu.
Jak można wytłumaczyć klęskę projektu „euroazjatyckiego”?
Wygląda na to, iż jej entuzjaści przestraszyli się, iż ideologia ta w zbyt
wielkim stopniu rozmija się z realiami życia w naszym kraju.
Jak twierdzą „euroazjatyccy” specjaliści, Rosja jest naturalnym sprzymierzeńcem Europy kontynentalnej, jedynie kraje atlantyckie są naszymi przeciwnikami. Bieda polega na tym, iż ani Niemcy, ani Francuzi i Hiszpanie, nie mówiąc już o licznych spokrewnionych z nami narodach słowiańskich w żaden sposób nie chcą dostrzec istniejącej między nimi, a nami euroazjatyckiej wspólnoty. Odwrotnie, chętnie wstępują do NATO i Unii Europejskiej, popierają karanie Rosji przy pomocy sankcji. Nawet nasza telewizja nie dałaby rady wytłumaczyć skąd wzięły się tego rodzaju sprzeczności.
Konserwatywny Putin
Jak się wydaje, sam Władimir Putin skłonny był raczej poprzeć
projekt konserwatywny, nie euroazjatycki. W posłaniu wygłoszonym w zeszłym roku,
wspomniał o nim kilka razy. Jego zdaniem konserwatywne podejście stwarza szansę
na zachowanie najlepszych tradycji i uchronienie państwa przed groźnym chaosem
rewolucji. Staje się ona całkiem prawdopodobna, jako skutek nieprzemyślanych
przemian.
Formalnie rzecz biorąc, Kreml nie wyrzekł się ideologii
konserwatywnej. Ale w ciągu ostatniego roku nie zrobiono wiele, by w tym
kierunku pójść dalej. Najpewniej dlatego, iż tego rodzaju podejście mogło się okazać
nie całkiem zrozumiałe dla mas. Byłoby im trudno zorientować się, kogo należy łupić,
dokąd biec, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Ideologia bywa efektywna, gdy
wiadomo z kim się przyjaźnimy i przeciw komu. Kultywowanie dobrych tradycji, to
nie ideologia, to czas spędzony wesoło przy stole. Kieliszek, zakąska, toast za
to co najlepsze. Takiej „ideologii” potrzebny jest „tamada”, a nie wódz narodu,
dla którego gotowi bylibyśmy ponieść różne, w tym i materialne, ofiary. Trudno też spodziewać się, by programy
telewizyjne poświęcone tradycji zgromadziły liczne audytorium. Aktywna część
społeczeństwa szuka spisków, wrogów i zdrajców narodu, czeka na sygnał z kim się
rozprawić i dokąd biec.
Oblężona twierdza
Tak więc na naszym rynku ideologicznym komunizm,
nacjonalizm, euroazjatyckość, konserwatyzm okazały się mało konkurencyjne.
Zwyciężyła konstrukcja prosta i skuteczna, jak automat Kałasznikowa, ideologia
oblężonej twierdzy. Ze wszystkich stron otaczają nas wrogowie. Na zewnątrz
zagrażają nam agresorzy, od wewnątrz zdrajcy. Za Majdan odpowiadają banderowcy,
za Plac Blotny banderłogi. W pościeli leżą geje, w komputerach siedzą wirusy. Z
góry, z powietrza mogą na nas spaść bomby, wydobywana spod powierzchni ziemi
nafta na skutek działań wrogów może tanieć. Wypłacają nam kredyty w dolarach, znaczy
to, że chcą nas nawrócić, odmawiają kredytów, to znaczy, że chcą rzucić na
kolana.
Niemcom przypomnimy Hitlera, Francuzom Napoleona, Szwedom
Karola XII, Rumunom Drakulę. Anglicy mogą tylko intrygować, Polacy rozprawili
się z Iwanem Susaninem. Litwa pomagała Tatarom. Ameryka ukradła nam Alaskę,
nieźle na tym zarabiając. Bez naszego złota na amerykańskich plantacjach, do
dziś znęcano by się nad Murzynami.
W oblężonej twierdzy nie zawsze wystarcza jedzenia. Ale w
niej możliwej zemsty wroga boją się bardziej, niż głodu. Im mniej na naszych
półkach sklepowych towarów, im silniej rosną ceny, im bardziej tracą wartość
nasze oszczędności, tym bardziej rośnie zapotrzebowanie na obraz zagranicznego
wroga i agresora. Wirtualnego strachu nie da się utrzymywać bez końca, jednak do
wyborów prezydenckich w 2018 roku wszelkiego rodzaju zagrożeń i
niebezpieczeństwa powinno wystarczyć z naddatkiem.
Tłum.: Zygmunt
Dzięciołowski
Oryginał ukazał się na
petersburskim portalu fontanka.ru:
http://www.fontanka.ru/2014/12/08/077/
*Dmitrij Travin, ekonomista, publicysta, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji. Członek opozycyjnego Komitetu Inicjatyw Obywatelskich powołanego do życia przez bylego ministra finansow Aleksieja Kudrina.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz