Wydarzenia
na kijowskim Majdanie wybuchły rok temu. Na Ukrainie rewolucja odniosła zwycięstwo.
Dla Wladimira Putina taki rozwój wydarzeń był nie do zaakceptowania. Działania
podjęte przez Kreml, zajęcie Krymu, sprowokowanie działań zbrojnych na
wschodzie Ukrainy pociągnęły za sobą daleko idące następstwa, śmierć ludzi,
zniszczenia, zmiany granic.
Publicystka
i politolog Tatiana Stanowaja zastanawia się, jaki jest dla Rosji bilans strat
i zysków związanych z kryzysem na Ukrainie.
Październik 2014 r. Spotkanie w Mediolanie w "normamdzkim formacie": Rosja-Ukraina-Francja-Niemcy. Ale na razie rozwiązania dla kryzysu ukraińskiego nie znaleziono. |
21
listopada 2013 rząd Ukrainy postanowił wstrzymać przygotowania do podpisania umowy
stowarzyszeniowej Ukrainy z UE, wyjaśniając to „względami bezpieczeństwa
narodowego Ukrainy” oraz koniecznością „bardziej szczegółowej analizy” kroków wiodących
do „odbudowy współpracy handlowo-gospodarczej z Federacją Rosyjską oraz innymi
państwami Wspólnoty Niezależnych Państw w tych dziedzinach, w jakich została
ona zaniechana”. Decyzja ta stała się punktem wyjścia dla wydarzeń,
których konsekwencje odczuwa do tej pory nie tylko Ukraina, Rosja, ale i cała
społeczność międzynarodowa. Rezygnacja Ukrainy ze stowarzyszenia z Unią
Europejską doprowadziła do rewolucji, zaangażowania się Rosji w konflikt
wojskowy, utraty Krymu i innych skutków, niemożliwych do przewidzenia pod koniec
poprzedniego roku. Co zyskała, a co straciła Rosja w globalnym starciu z
Zachodem o sąsiedni kraj, do niedawna traktowany jak bratni?
Historia nie zna trybu przypuszczającego, ale jeśli mimo
wszystko Putin byłby w stanie w listopadzie 2013 r. odbyć podróż w czasie i
ujrzeć wszystko to, co dzieje się dzisiaj, czy powtórzyłby swoje działania, czy
może się z nich wycofał? Rosyjskie stacje telewizyjne bardzo lubią oskarżać Zachód,
przede wszystkim USA, o sprowokowanie rewolucji na Ukrainie. Nie można jednak
zaprzeczyć, że prawdopodobieństwo takich wydarzeń byłoby wielokrotnie niższe,
jeśli Moskwa zrezygnowałaby z nacisków na Wiktora Janukowicza prowadzących do zablokowania
stowarzyszenia Ukrainy z Unią Europejską. Dzień 21 listopada stał się impulsem
dla politycznej „bifurkacji”, rozstrzygającej o wektorach rozwoju sytuacji na
przyszłe lata.
Rosyjskie zyski
Z drogi tej nie można się już cofnąć, ale można nową sytuację
podsumować. Angażując się w projekt „Ukraina bez UE i NATO” Rosja bez wątpienia
osiągnęła też pewne zyski. Po pierwsze – przyłączyliśmy Krym. W rzeczywistości jest
to bonus, zdobyty bez żadnych szczególnie sprytnych planów i wysiłków. Krymu
nie można było nie wziąć. Takie było przekonanie zarówno Putina – szczerze
wierzącego w niesprawiedliwość jego utraty – jak i zdecydowanej większości Rosjan. Krym to
jednak nie tyle zagadnienie terytorialne, co potężny środek mobilizacji, który
uciszył protesty polityczne, zmarginalizował opozycję poza systemową, wyniósł
pod niebiosa sondaże poparcia dla Putina. „Krym nasz” dał władzy olbrzymią
dywidendę, w porównaniu z nią zdobycie jego terytorium pozostało w cieniu, to
zaledwie jeden z niuansów kryzysu wokół
Ukrainy.
Putin wielokrotnie powtarzał, iż, że jeśli nie zajęlibyśmy Krymu,
to znalazłyby się tam bazy NATO. Można powiedzieć OK., Rosja zagwarantowała
sobie bezpłatną obecność wojskową na półwyspie na długie lata. Zaliczone.
Po drugie – pomimo zwycięstwa rewolucji nowy prezydent Petro
Poroszenko zmuszony był i tak do odłożenia o rok terminu wejścia w życie części
ekonomicznej umowy stowarzyszeniowej. To także jest powodem do dumy dla naszych
propagandzistów. Uwielbiają oni powtarzać, że rewolucjoniści wrócili do punktu,
od którego zaczęły się zamieszki, a więc Rosja rzekomo miała rację, gdy
namawiała ukraińskie władze, by te nie spieszyły się ze stowarzyszeniem. Tyle
tylko, że ci sami propagandziści z jakichś powodów nie wspominają, iż bez
rosyjskiego szantażu pod adresem Unii Europejskiej, część ekonomiczna mogłaby
wraz z tekstem głównym wejść w życie już teraz. Żadnych innych gwarancji Rosja
nie otrzymała. W kwestii opóźnienia realizacji części ekonomicznej umowy Kreml
musi uwierzyć Kijowowi na słowo. I co dalej? Doprowadzając do jej zamrożenia Moskwa
miała nadzieję, iż zaraz potem Kijów z Brukselą pospiesznie przystąpią do
omawiania „wzajemnych interesów” oraz kwestii strefy wolnego handlu. Tyle
tylko, że Unia Europejska uprzejmie Moskwie podziękowała, zaznaczając równocześnie,
że stosunki między UE i Ukrainą nie dotyczą stron trzecich.
Trzecim osiągnięciem Moskwy jest zablokowanie integracji euroatlantyckiej
Ukrainy poprzez budowę strefy trwałej niestabilności na wschodzie kraju. O
negatywnych stronach tego procesu napiszę niżej. Istotne jest to, że Kreml
opracował i realizuje plan wbudowania w ukraińskie realia polityczne mechanizmu
„przywracania ustawień”. Kijów zaczyna się krzątać i obijać progi NATO –
separatyści natychmiast się aktywizują i rozszerzają strefę wpływów, w
odpowiedzi Ukraina podejmuje działania wojenne. Ale i bez tego jest ona Sojuszowi
Północnoatlantyckiemu nieszczególnie potrzebna. Co dopiero z zaanektowanym Krymem
i konfliktem zbrojnym. Mogłoby się to zmienić, gdyby USA i Niemcy przejawiły
wolę polityczną i postąpiły wbrew ustalonym zasadom, czyniąc dla Ukrainy
wyjątek. Ale to już zupełnie inna historia.
W końcu czwarte osiągnięcie – proces miński. Trzeba
przyznać, że okazał się on dużo bardziej produktywny niż można było oczekiwać.
Niemal przez dwa miesiące był podstawą pewnego rodzaju rozejmu (stale naruszanego)
i dawał choć złudną nadzieję na zamrożenie konfliktu. Jednak i to osiągnięcie
okazało się nietrwałe. Kijów nie chce dłużej prowadzić dialogu z separatystami,
ogłoszono blokadę ekonomiczną Donbasu i postawiono na wybuch tam społecznego
niezadowolenia. Kijów zrozumiał, że zbrojna szarpanina z „dziurawym” Wschodem
nie daje szans na wygraną. Postanowił więc zmierzyć się z Moskwą na nerwy.
Konieczność utrzymania ludzi z Donbasu wywoła ból głowy na Kremlu. Akurat tutaj
czołgi bez wątpienia nie pomogą.
I właściwie to tyle osiągnięć. Trudno powiedzieć, czy dużo,
czy mało, spis zysków jest w każdym razie dosyć krótki i, co najważniejsze, są
one nietrwałe. Krymu Rosja oczywiście nie zwróci. Ale już efekt „za to Krym
nasz” nie będzie trwał latami, część ekonomiczna umowy stowarzyszeniowej
prędzej czy później wejdzie w życie i nikt nie będzie przejmował się naszymi
interesami (występowanie w ich obronie jest teraz coraz trudniejsze).
Zagadnienie integracji euroatlantyckiej również nabiera nowego sensu
geopolitycznego, teraz kwestia ta stoi ostrzej, niż przed wydarzeniami na Majdanie. „Cena”
Ukrainy na rynku geopolitycznym gwałtownie wzrosła, a pozycja Rosji runęła.
Koniec dialogu z Rosją
Wymienię teraz listę strat Rosji – w tym momencie trzeba się
uzbroić w cierpliwość. Kluczowa strata polega na katastroficznym spadku
zaufania Zachodu do Rosji, a dokładniej – osobiście do Władimira Putina. To
koniec dialogu z Rosją, zamienił go język ultimatów. Rosja wykluczono z grupy
G8, Putin uciekł ze szczytu G20. Angela Merkel mówi wprost, że rządy Putina
kiedyś się skończą. Zachód stawia na zmianę reżimu. To koniec marzenia o Rosji
należącej do grupy państw „kształtujących losy świata”. Rosja zajmuje teraz
miejsce jednego z zagrożeń, obok wirusa Ebola i radykalizmu islamskiego.
To poczucie niebezpieczeństwa jest źródłem następnego
problemu. Unia Europejska i USA zainicjowały stanowczą politykę powstrzymywania
Rosji, teraz, po raz pierwszy od upadku ZSRR mówią o niej jednym głosem. Osobno
trzeba opisywać skutki sankcji. Już teraz widać, że prowadzą one do deficytu
środków, zaostrzenia konkurencji między ugrupowaniami walczącymi o dostęp do
finansowania, wprowadzają ryzyko wybuchu społecznego, recesji, wpływają na
ryzyko bankowe, zależność od Chin, spowolnienie przemysłu
paliwowo-energetycznego itd., itp. Oddzielnej wzmianki wymaga tutaj koniec przyjaźni
rosyjsko-niemieckiej. Zamiast oparcia w krajach Starego Świata Rosji pozostał
flirt z Serbią i pocieszanie się kontrowersyjnym prezydentem Czech.
Po trzecie – Rosja całkowicie przegrała w grze o uznanie
nowych ukraińskich władz. Moskwa próbowała wytargować coś dla siebie w zamian
za uznanie przeprowadzonych w maju wyborów prezydenta Ukrainy. Niczego jednak
nie uzyskała. Co więcej, zmuszona była de facto uznać odsunięcie od władzy
Janukowicza, jeszcze przez kilka miesięcy po jego lutowej ucieczce Kreml bronił
go jako prawowitego prezydenta kraju. Nieaktualne stało się także żądanie
federalizacji Ukrainy. Mimo usilnych starań Moskwa nie uzyskała wpływu na
ukraiński proces konstytucyjny, jej zdanie w tej sprawie nikogo nie interesuje.
Rosja bez gwarancji
Po czwarte – Rosja nie otrzyma żadnych gwarancji, że Ukraina
nie wejdzie w skład NATO. Zwycięzcy wyborów do Rady Najwyższej podpisali umowę
koalicyjną, zapisano w niej wprost, iż kraj będzie dążył do uzyskania członkostwa
w Sojuszu Północnoatlantyckim. NATO jawnie ignoruje Rosję i jej obawy. Kijów
już marzy o bazach sojuszu w obwodzie lwowskim oraz poszerza dialog z USA na
temat bezpośredniej pomocy wojskowej. W aspekcie wojskowym Ukraina nigdy nie
była jeszcze tak blisko Zachodu. I nigdy jeszcze Rosja nie była tak daleka od
uzyskania gwarancji, że Ukraina do NATO nie wstąpi. Jak wygląda scenariusz dla
Rosji najbardziej optymistyczny? Jeśli Moskwa w ogóle cokolwiek otrzyma, to
tylko na poziomie gołosłownych obietnic.
Po piąte – Rosja na dziesięciolecia utraciła sympatię narodu
ukraińskiego. Na dodatek, co jest szczególnie przykre, wzajemnie. Rosja w
oczach Ukrainy jest agresorem, upokorzenie narodu ukraińskiego stało się
częścią oficjalnej rosyjskiej propagandy. Na tym z resztą polega sens działań
Kremla: zabrać siłą, nie dzięki zaufaniu. (…) Putinowi potrzebne jest
terytorium, a nie sympatia narodu. Stąd też i charakter jego ukraińskiej
polityki: wyszarpać, nie szukać porozumienia.
Po szóste – na wschodzie Ukrainy Kreml zdobył nie tyko terytoria
kontrolowane przez siły prorosyjskie, teraz ponosi odpowiedzialność za całą
strefę. Mieszkańcy Doniecka i Ługańska, ofiary
terroru szalonych bojowników i bombardowań „junty”, czekają na pomoc od Putina.
Ale taka pomoc nie nadejdzie. Są oni zakładnikami w walce geopolitycznej.
Również i sami separatyści, oddający życie za Noworosję, doczekają się
wyrównania rachunków, poniżających ich ustępstw i obojętności Moskwy, nigdy nie zainteresowanej
oddzieleniem wschodu od Ukrainy. Wszystko było tylko krwawym blefem.
Po siódme – przegrana gazowa. Po kilku miesiącach blokady
Moskwę zmuszono, by zgodziła się na
sprzedaż błękitnego paliwa po obniżonych cenach, przynajmniej w okresie
zimowym. Kierowała się przy tym potrzebą przedłużenia procesu mińskiego.
Ostatecznie rozmowy mińskie zostały zerwane, a gaz jednak sprzedano. Moskwa
próbowała wykorzystywać mechanizm gazowy dla nacisku zarówno na Kijów, jak i na
Brukselę. W końcu jednak Kreml sam z niego zrezygnował, nie chcąc Poroszence podstawić
nogi. Z nim Kremlowi, choć jako tako, udaje się dogadywać.
Minął rok. Obalenie Janukowicza 21 listopada 2013 ostatecznie
doprowadziło do największej porażki geopolitycznej Moskwy. Rosja okazała się
zbyt słaba, by zmusić Kijów do zawrócenia z drogi do Unii Europejskiej. Próba „przekupienia”
części elity doprowadziła do eksplozji politycznej i rozłamu. Ukraina już nigdy
nie będzie „nasza”. Rosja osłabła pod tym zbyt wielkim ciężarem. Od Putina
niewiele teraz zależy. Historia wkrótce wyda swój wyrok.
Tłumaczenie: T.Cz.
Oryginał ukazał sie na portalu slon.ru:
*Tatjana Stanowaja, rosyjska publicystka, analityk, politolog,
współpracownica Ośrodka Technologii Politycznych kierowanego przez Igora
Bunina. Autorka artykułów publikowanych w mediach rosyjskich i
międzynarodowych. Regularnie współpracuje z portalem slon.ru. Mieszka we Francji.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Dzieki za swietny artykul. Czekam na inne.
OdpowiedzUsuń