Rozpalając pożar na swojej granicy i wspierając krymskich separatystów, Rosja wstąpiła na pole minowe. Wojna z Ukrainą nie będzie przypominać wojny z Gruzją. Próba odzyskania starych rosyjskich terytoriów może się dziś skończyć tylko rozpadem samej Rosji.
Autor: Anton Oriech
Blog publikowany na stronie internetowej Radia Echo Moskwy.
Krym, to od wieków ziemia rosyjska, czyż nie tak? Nie
wiadomo dlaczego Chruszczow oddał go Ukrainie i ta dziwnie wyglądająca decyzja do
dziś budzi niepokój naszych władz, a może nawet większości naszych obywateli.
Rosyjska flaga nad budynkiem Rady Najwyższej Krymu. |
No więc jak – będziemy też bić się o Krym? Inaczej, to co
robimy teraz nie ma sensu. Wspieranie nastrojów prorosyjskich, rozdawanie
obywatelstwa, popychanie rosyjskich liderów na kluczowe stanowiska. Przecież
nie jest to robione po to, by Krym uzyskał jeszcze większą autonomię, żeby
Ukraina przekształciła się w federację, lub coś innego w tym stylu. I nawet nie
po to, by Krym się oddzielił i został niezależnym państwem.
Teoretycznie można byłoby rozegrać znów scenariusz abchazko-osetyński.
Niby formalnie powstały dwa oddzielne państwa, ale w rzeczywistości, mamy do czynienia
z dwoma kawałkami terytorium zabranymi Gruzji i przyłączonymi do nas.
W wypadku Abchazji i Osetii Południowej taki status
odpowiada Moskwie. Ale Ukraina nie jest Gruzją. Gruzja jest niewielka i jej
wojsko jest nieduże. Mała zwycięska
wojna okazała się wtedy całkiem możliwa, miejscowa ludność udzielała nam powszechnego
wsparcia i gotowa była wziąć w tej wojnie udział po naszej stronie. I wojowała.
Pójdziemy na wojnę z Ukrainą ?
Jednak w przypadku Ukrainy, staniemy do wojny z państwem
liczącym 50 milionów ludności. Będziemy bić się z armią licząca 200 tysięcy żołnierzy
i potencjalnie setki tysięcy ochotników, którzy z przyjemnością staną do walki
z Moskalami. A do tego na Krymie nie wszyscy co do jednego mają ochotę na
przyłączenie się do Rosji.
A jeśli zacznie się wojna partyzancka? Wówczas obecne
problemy z Kaukazem wydadzą nam się drobnym pryszczem. Nie mówię już o reakcji
międzynarodowej, łatwo sobie ją wyobrazić. W dodatku byłaby to wojna z naszym
najbliższym i głównym sąsiadem, z narodem, który określamy jako braterski, i z
którym łączą nas tysiące więzów.
Zwyczajnie nie rozumiem, jaki to ma sens rozpalać pożar na
naszej granicy. Wstyd nam, że Krym nie jest nasz? To w takim razie przypomnijmy
sobie, iż szpieg niemiecki Lenin oddał Finlandię. A jeszcze, nie pamiętam już jaki
car, oddał Jankesom Alaskę. Także oburzające. Więc proszę bardzo, odbierzmy i
te nasze odwiecznie rosyjskie ziemie.
Obawiam się tylko, iż nasze obecne wysiłki, by znów zebrać
razem rosyjskie terytoria mogą się skończyć tylko jednym – rozpadem dzisiejszej
Rosji.
No, z tą Finlandią i Alaską to lekko nietrafiony przykład; jacyś Rosjanie tam są w większości?
OdpowiedzUsuńto prawda
Usuń