Telewizja rosyjska pozostaje zagadką nie tylko dla
obserwatorów z zewnątrz. Także rosyjscy analitycy i eksperci zastanawiają się,
dzięki czemu udało się Kremlowi przekształcić ją w tak skuteczne narzędzie
propagandy. Ankietowani przez Centrum Lewady ludzie przyznają, iż telewizja pozostaje
dla nich głównym źródłem informacji. Jednocześnie nie ukrywają, iż mają do niej
ograniczone zaufanie. Wybitny rosyjski socjolog Aleksiej Lewinson uważa, iż to
nie telewizja panuje nad społeczeństwem. Jego zdaniem to społeczeństwo
kontroluje telewizję będącą jednym z jego podsystemów. To nie telewizja mówi
społeczeństwu jak ma myśleć, a społeczeństwo (włączając w to także taki jego
podsystem, jakim jest aparat władzy) dyktuje telewizji, co ma pokazywać.
Autor: Aleksiej Lewinson
Rosjanie przyznają, iż telewizja pozostaje dla nich najważniejszym źródłem informacji. Choć nie do końca jej dowierzają. |
Wprawdzie społeczeństwo ma dostęp do różnych źródeł informacji, to jednak w tej dziedzinie wybiera monopol. Autocenzura widzów pojawia się wcześniej, niż cenzura, lub autocenzura nadawców.
Gdyby Lenin żył do dziś, to zapewne skorygowałby swoją
słynną formułę i za najważniejszy rodzaj sztuki uznałby nie kino, a telewizję.
Dlaczego? Może dlatego, iż telewizji w dzisiejszej Rosji wyznaczono funkcję
podobną do tej, spełnianej przez kino w tamtych czasach. Dokładniej mówiąc i
posługując się nie językiem komisarzy, a językiem socjologa, telewizja winna
zapewniać integrację społeczeństwa w oparciu o narzucone wartości i wzory.
Dzięki temu możliwe jest zarządzanie społeczeństwem przez jeden,
scentralizowany ośrodek władzy.
Obraz świata
Pogląd, iż telewizja formuje obraz naszych myśli i
narzuca modele zachowań u większości ludzi nie budzi zastrzeżeń. Tego rodzaju
konstatacja, choć nie przynosi nam specjalnego zaszczytu, uwalnia jednak od
odpowiedzialności za własne myśli, lub mówiąc precyzyjniej za ich brak, a także
za własne działania, lub bezczynność. Choć ludzie nazywają telewizor "zombiskrzynką",
nie przestają go oglądać.
Sformułowanie "oglądać program telewizyjny" niezbyt
dokładnie opisuje dziś wzajemne relacje między ludźmi, a telewizją. Telewizji
się nie ogląda. Kobiety włączają telewizję i zajmują się swoimi sprawami. Potem
zaś mówią" "ja jej nie oglądam, telewizor coś tam sobie gada, ale ja
nie zwracam na to uwagi."
Mężczyźni biorą do ręki pilota i skacząc z kanału na
kanał złoszczą się: "tu nie ma nic do oglądania". Być może dla samej
telewizji, nie jest to przyjemne, jednak potrafiła się ona do tej sytuacji
zaadaptować. Gdy idzie o uprawiane przez telewizję "zombowanie", specjaliści
uważają, iż jej sugestywność rośnie, gdy ludzie oglądają program z oczami na w
pół przymkniętymi i słuchają jej niezbyt uważnie. I rzeczywiście, nie wszystko
co zostało powiedziane zdołają usłyszeć,
dostrzegą nie wszystko to, co zostało pokazane. Gdy jednak zastosować
technologię wielokrotnego powtarzania, mechanicznie tego samego, lub co
efektywniejszych obrazów z wariacjami, w sytuacji, kiedy wszystkie stacje
reprezentują podobne stanowisko, to najważniejsze przekazywane treści zostaną
przyswojone. Specjaliści od reklamy zrozumieli to już dawno temu. Nie jest
potrzebna tajemnicza dwudziesta piąta 25ta klatka, wystarczy popracować nad
odpowiednim zaprogramowaniem anteny, nad zawartością programów informacyjnych.
I rzeczywiście, na pytanie o najważniejsze źródło
informacji o wydarzeniach w kraju i na świecie, 86% dorosłych Rosjan odpowiada,
iż jest nim telewizja. Nawet ci, którzy przyznają, iż codziennie korzystają z
Internetu, także po to by mieć dostęp do informacji, nie rezygnują z telewizji.
Jest ona głównym źródłem wiadomości dla
80% z nich. Tylko połowa czerpie informacje z sieci. Tak wygląda sytuacja
obecnie, gdy nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Ale podobnie wyglądała też, gdy
obserwowaliśmy wydarzenia na Krymie, a później na wschodzie Ukrainy. Nasze
media uparcie krzyczały, tam nie ma naszych wojskowych. Równocześnie w
Internecie kipiało, oni tam są. Większość rosyjskich konsumentów informacji,
nawet ci, którzy potrafili odnajdywać ją w Internecie, wybrała wersję
proponowaną przez własną telewizję. Po co mieliby wierzyć w to, co mówią
inni?
Wiara w siłę
W naszej historii mieliśmy czasy, gdy zakazywano nam
wyłączania własnego radia, za to słuchanie obcego było zakazane. W dzisiejszych
czasach te zasady nie obowiązują. Władze, na razie, tylko przygotowują się do objęcia
Internetu pełną kontrolą. Jesteśmy świadkami tego, jak ludzie sami odwracają
się od Internetu. Główna część naszych obywateli z dziesiątki kanałów
udostępniających aktualną informację wybiera trzy.
Nasi widzowie mają techniczne możliwości, by czerpać
informacje z różnorodnych źródeł. A jednak wybierają monopol. Powierzają w ten
sposób zarządzanie sobą jednemu ośrodkowi, tak właśnie kształtuje się sytuacja
autorytarnego zarządzania w polityce i rozpowszechnianiu informacji.
Autocenzura widzów pojawia się nim jeszcze zetkniemy się z cenzurą, lub autocenzurą
nadawców.
Autocenzura widzów wyraża się nie tylko w tym, by nie
oglądać, nie słuchać, ale także w tym, by nie wierzyć. Telewizję oglądają
prawie wszyscy (86%), ale zaufanie do niej deklaruje tylko 59% (będziemy w tym
wypadku mówili o współczynniku zaufania na poziomie 0,69). Grupą obdarzającą
telewizję największym zaufaniem są emeryci (0,77). Widzowie z ograniczonym
wykształceniem wierzą telewizji bardziej (0,76), ci z wyższym wykształceniem
mniej (0,60). Obserwujemy tu określoną prawidłowość, im więcej oglądają, tym
bardziej wierzą.
Regularnie korzystający z Internetu wierzą telewizji
mniej, niż wynosi średnia dla użytkowników sieci (0,61). Jednak poziom zaufania
dla publikowanych w sieci magazynów, gazet jest jeszcze mniejszy - wynosi 0,6.
Telewizja przeważa nad Internetem nawet w środowisku jego użytkowników.
Jednak kwestia zaufania jest szczególnie złożona. Brak
zaufania jeszcze bardziej. Spośród tych, którzy ją włączają, prawie jedna
trzecia nie ufa przekazywanym przez telewizję informacjom. Co dzieje się w ich głowach? Możemy założyć,
iż jakaś ich część szuka sposobów weryfikacji informacji rozprzestrzenianej
przez telewizję, ale jak wiemy jest ona niewielka. Dla pozostałych ważniejsze
jest hasło: "ja im (wszystkim) i tak nie wierzę!" Ludzie ci, jak
gdyby, poszukują sposobu obrony przed z góry oczekiwanym kłamstwem, przed
dezinformacją. Ale nie są też w stanie znaleźć dla niej zamiany w postaci
informacji wiarygodnej i co ważniejsze nie mają zamiaru, by się o to starać.
Ich świadomość, jak im się zdaje, nie podlega ograniczeniom, może ona korzystać
z wolności, gotowa jest jednak zaakceptować
z równym prawdopodobieństwem dowolną
prawdę, choć najczęściej zaaprobuje prawdę wspartą przez siłę.
Przestrzeń dla twórczości
W przestrzeni telewizyjnej, faktycznie przy współudziale
samych widzów, doszło do wykreowania monopolu "wielkich kanałów",
tylko one przyciągają uwagę ludności. W tych warunkach, ludzie telewizji
stanęli przed zadaniem o charakterze politycznym, należy zapełnić siatkę
programową materiałami prezentującymi wspomniane wyżej "podkontrolne"
treści w możliwie różnorodnej formie (z tego jednak wynika ich ograniczoność).
Pod tym względem, oczekuje się od telewizji jak najwięcej, tak pod względem
tematycznym, jak i wizualnym. Wymagane jest podejście twórcze, tak jak to
zwykle bywa, gdy idzie o różnego rodzaju prezentacje i wizualizacje. Hegemonię
na polu informacyjnym sprawują mogące pochwalić się największą oglądalnością
stacje telewizyjne Rosja 1, Kanał Pierwszy i NTV. Gdy widz poczuje zmęczenie
programami informacyjnymi, proponuje mu się filmy. Wciąż jeszcze, jak gdyby
wypełniając testament Lenina, telewizja rosyjska pokazuje o wiele więcej filmów
i seriali, niż telewizja w Europie i USA. W największych stacjach kontent tego
rodzaju zajmuje od jednej trzeciej do połowy programu.
Tak wyglądał, jeśli można tak powiedzieć, stary model.
Obecni szefowie telewizji i ich szefowie są świadomi, iż ten cudowny monopol
trzech wielorybów naszej anteny powoli zacznie się rozpływać, i że zmiana
doprowadzi do wykreowania całkowicie nowej sytuacji. Wczorajszy podział na
Rosję telewizyjną i Rosję internetową zaniknie. Z technicznego punktu widzenia,
Internet pochłonie środowisko telewizyjne, wprowadzi doń charakterystyczną dla
siebie różnorodność form i sposobów łączenia treści z wyobrażeniami widza/użytkownika.
Jeśli jednak wierzyć ludziom poinformowanym, gdy idzie o treści, nasza
telewizja przygotowuje się do tego, by nowe środowisko zalać swoim własnym "kontrolowanym"
programem.
Reakcja obronna
Być może, czytelnikowi może się zdawać, iż wspólnie z nim
zastanawiamy się nad swego rodzaju utopią, czy też anty utopią i że rysujemy
fantastyczne perspektywy dla nadchodzącej epoki cyfrowej. A jednak, to nie tak.
Mowa tu raczej o sztuce telewizyjnej. Telewizję możemy uznać za sztukę tylko w
leninowskim rozumieniu tego terminu. Lenin, jeśli ktoś sobie przypomina, także
powstanie zbrojne traktował jako sztukę (kino zaś jako oręż).
Czytelnik tego artykułu może odnieść wrażenie, iż także jego autor podziela przeważający
wśród widzów pogląd, iż telewizja w pełnej mierze potrafi manipulować ich
świadomością. To nie tak, jestem w tej sprawie innego zdania. Punktem wyjścia
dla mnie nie jest przeświadczenie,
iż to telewizja panuje nad społeczeństwem. Jest wręcz na odwrót, to
społeczeństwo kontroluje telewizję, będącą jednym z jego podsystemów. To nie
telewizja mówi społeczeństwu jak ma myśleć, a społeczeństwo (włączając w to
także taki jego podsystem, jakim jest aparat władzy) dyktuje telewizji, co ma
pokazywać. Wiadomo na ogół, iż stacje telewizyjne muszą reagować na wskaźniki
popularności i w rezultacie będą pokazywać programy cieszące się zainteresowaniem.
Ale w tym wypadku nie o to chodzi, mimo iż podobna konstatacja przynajmniej częściowo
jest prawdziwa. Mam raczej na myśli dzisiejszą sytuację geopolityczną i naszego
widza zajmującego w niej określone miejsce. Po aneksji Krymu i wydarzeniach na
wschodzie Ukrainy, Rosjanie dowiedzieli się, iż większość państw (dawniej
moglibyśmy określić je jako "znaczących innych") zajęła stanowisko
osądzające Rosję. Nie łatwo jest być obiektem bojkotu, być potępianym przez
innych. Dotyczy to w równej mierze jednostki, co świadomości społecznej.
Rosyjska świadomość masowa w ramach reakcji obronnej wypracowała
określony typ reakcji. Osądzają nas wrogowie, a to oznacza, że mamy rację.
Podstawą takiej logiki jest sprowadzona do tego samego poziomu obserwacja, iż jesteśmy
na tyle dobrzy, na ile oni są źli. Tak to wygląda. W tej sytuacji nie wystarczy
chwalić się samemu. Pomaga, gdy poniża się wroga. Stąd dla telewizji wynika
określone zadanie, należy zademonstrować, na ile oni są źli, na ile głupi, jak
bardzo obrzydliwi są wszyscy ci, którzy występują przeciwko nam. Tego rodzaju
demonstrację należy stale odświeżać. Dlaczego? Jeśli nastąpi pauza, jeśli
oskarżenia zaczną nas nudzić, świadomość usłyszy wewnętrzny szept: a może potępiają
nas i osądzają nie bez podstaw?
Telewizja stara się ze wszystkich sił
Warto zauważyć, iż zlecenie na oskarżycielski jazgot nie
jest zamówieniem na informacje, zwłaszcza na te odpowiadająca rzeczywistości,
prawdziwe. Oskarżycielski jazgot spełnia swoją rolę, już przez to tylko, że nim
jest. Podobnie dzieje się z "nadużyciem", tym jest lepsze, im jest
gorsze. Nikt nie zamierza wierzyć w propagandowy wrzask, przynajmniej w tym
sensie, w jakim zazwyczaj rozumiemy ten termin.
Telewizja nie może karmić widza wyłącznie nienawiścią.
Tego rodzaju emocje należy kompensować uczuciami pozytywnymi. Pod czyim adresem
mogą Rosjanie kierować obecnie swoje dobre uczucia? Doświadczenie pokazało, iż można
je kierować pod adresem własnej przeszłości. Stąd wziął się swoisty kult przodków.
Wokół niego powstały własne rytuały. Na ekranie regularnie pokazuje się nasze
"stare dobre kino", narracja budująca mit. Są w nim obecne
nieaktualne dziś konflikty (być może nie istniały one i wówczas, w czasach
radzieckich). Rozwiązywane są przy pomocy sposobów niewspółczesnych. Tak rodzi
się obraz zbiorowego przodka. Miłe emocje z duszy zrzucają ciężar.
Najważniejsze ze sztuk będzie w dalszym ciągu służyć narodowi.
*Wskaźniki zostały opracowane na podstawie badania
przeprowadzonego przez Centrum Lewady w lipcu. Autor wyraża wdzięczność pani
Ljubow Borusjak za pomoc w przygotowaniu niniejszego tekstu.
Tłumaczenie:
Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał
ukazał się na portalu rbc.ru: http://www.rbc.ru/opinions/politics/24/08/2016/57bd601b9a7947df992a83c1
*Aleksiej Lewinson (ur.1944), socjolog, eseista, ceniony rosyjski intelektualista, kierownik Pracowni Badań Socjo - Kulturowych w Centrum Lewady. Stały autor gazety "Wiedomosti ", czasopisma "Nieprikosnowiennyj zapas",agencji RBK
Więc jest to sytuacja, w której TV jest jakby zakładnikiem widzów, więc i władza jest po części zakładnikiem wyborców. Z drugiej strony ci wyborcy są zakładnikami totalitarnej władzy. Więc jest to relacja w obie strony zakładnicza. Może każda władza totalitarna ewoluuje w końcu w tym kierunku? A może jest to sytuacja specyficznie rosyjska? Nie chciałbym żyć w kraju, gdzie jestem zakładnikiem władzy, a też nie chciałbym, żeby ta władza była zakładnikiem "woli narodu", np. w referendach, w sondażach opinii publicznej. Chciałbym, żeby ta relacja obywatel-państwo była partnerska, w żadną stronę nie zakładnicza. To takie dzisiejsze poranne refleksje :)
OdpowiedzUsuń