Strony

piątek, 28 października 2016

Autorytarne reżimy nie są wieczne



Jak długo będzie trwał w Rosji system zbudowany przez Władimira Putina? Rosjanie spoza środowiska kremlowskiej elity są pesymistami. Putin nie jest stary, właśnie zapowiedział, że nie wybiera się na polityczną emeryturę, co oznacza, iż zechce ubiegać się o kolejną kadencję w wyborach 2018 roku. Czarnowidze wręcz ostrzegają, że po odejściu Putina może być jeszcze gorzej, Rosja pogrąży się w chaosie, albo zapanuje w niej reżim jeszcze bardziej bezwzględny. Dmitrij Trawin, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu jest autorem opublikowanej właśnie książki "Czy reżim Putina przetrwa do 2042 roku?". Jego zdaniem, dalsze rządy Putina oznaczają stagnację, podobną do breżniewowskiego zastoju. Tylko po jego odejściu, może rozpocząć się inicjowany z góry proces demokratycznych przemian.







Jakie są podstawy fantastycznego sukcesu prezydenta Rosji i co się stanie, kiedy odejdzie? Na ten temat wypowiada się profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, Dmitrij Trawin.

Rosbałt rozmawia z profesorem Dmitrijem Trawinem, autorem książki "Czy system putinowski przetrwa do 2042 roku?". Prof. Trawin jest dyrektorem Ośrodka Badań nad Procesami Modernizacji przy Uniwersytecie Europejskim w St. Petersburgu.




Z Dmitrijem Trawinem rozmawia Sofja Mochowa




Rosjanie uważają, że to Putinowi zawdzięczają poprawę warunków życia w pierwszych latach jego rządów. Teraz podbił ich serca ideą wielkiej Rosji zdolnej do obrony swoich interesów. 



Sofja Mochowa:
Władimir Putin stał się dla naszego kraju postacią kluczową, bez niego Rosja byłaby zupełnie inna. Czy uzasadniona jest opinia, iż od samego początku sukces Putina był uwarunkowany koniunkturą ekonomiczną, wynikał z podwyżki cen na ropę naftową? Czy należy mówić raczej o całym zespole przyczyn?

Pokolenie lat siedemdziesiątych

Dmitrij Trawin:
Narodziny obecnego systemu politycznego, czy jak chętnie mówią ekonomiści nowych instytucji społecznych, zasad gry regulujących nasze życie, rzeczywiście były uwarunkowane przez rozwój wydarzeń w latach dziewięćdziesiątych, później zaś przez wysokie ceny ropy naftowej, dzięki którym powstało wrażenie, iż lata dwutysięczne były epoką rozkwitu. Ale wielkie znaczenie miała też osobowość Władimira Putina. Gorbaczow był idealistą, gdy próbował reformować kraj, kierowały nim ideały pokolenia ukształtowanego w latach sześćdziesiątych. Putin należy do innego pokolenia, to ludzie lat siedemdziesiątych, generacja pragmatyków. Nowa sytuacja stwarzała warunki umożliwiające osiągnięcie określonych korzyści, a on potrafił je zmaksymalizować. Skorzystał on sam i jego najbliższe otoczenie. Tak z zasady zachowywali się ludzie lat siedemdziesiątych. Podobnie zachowali się należący do tego pokolenia oligarchowie, nie zastanawiając się nad sensem życia, i nie przejmując losem społeczeństwa, zgromadzili ogromne kapitały, maksymalizowali zyski. Reprezentujący to samo pokolenie ludzie kultury i dziennikarze bardzo szybko porzucili demokratyczne poglądy, zaczęli obsługiwać reżim, dziś są zamożni i zadowoleni z sukcesu. Pod tym względem Putin jest produktem swojego pokolenia.

Mochowa:
Pisze pan w książce, że kariera Putina, do chwili, gdy udało mu się odnieść oszałamiający sukces, nie toczyła się bez przeszkód,. Nagle człowiek znikąd podporządkował sobie cały system. Jak to się stało?

Droga na szczyt

Trawin:
Na pierwszy rzut oka, może się wydawać, że Putin został niekwestionowanym przywódcą kraju niemal z dnia na dzień. Nagle Jelcyn ogłosił, iż to on będzie jego następcą. Do tamtej chwili większość Rosjan nigdy o nim nie słyszała. W rzeczywistości zdobywanie Olimpu zabrało Putinowi sporo czasu,  od 1998 do 2004 roku. Wydaje mi się, że Putin będący z zawodu funkcjonariuszem organów bezpieczeństwa państwa nie potrafi myśleć strategicznie. O tym, co będzie robił i jak się zachowa decydowały okoliczności. Na początku zapewne wydawało mu się, iż w najlepszym wypadku na stanowisku prezydenta czekają go dwie kadencje. W początkowym stadium swojej prezydentury Putin musiał zostać zaaprobowany przez przedstawicieli rodziny Jelcyna, był zaledwie jednym z trybów rządzącej elity. Kiedy oficjalnie został dziedzicem Kremla, zabrał się za wzmacnianie swojej władzy osobistej. Ze swej strony "rodzinie" wydawało się, iż Putin pozostanie pierwszym wśród równych, a nie absolutnym numerem jeden. W tamtych czasach, w kraju funkcjonowały różne ośrodki władzy.

Stopniowo jednak Putinowi udawało się poszerzać swoje wpływy. Podczas przechodzenia z jednego poziomu na wyższy Putin uświadamiał sobie, iż opór materii nie jest tak silny, jak mogło wydawać się na początku. W dodatku, okazało się, iż społeczeństwo  chętnie przysłuchuje się propagandzie, z punktu widzenia władzy było to szczególnie cenne. Jak mi się wydaje, nawet sam Putin, nie przewidywał, jak wielki będzie sukces związany z drugą wojną w Czeczenii i jak szybko telewizja zdoła wytłumaczyć społeczeństwu, iż prezydent jest jego zbawcą i   stworzy obraz silnego, zdecydowanego przywódcy, wokół którego należy się zjednoczyć. Potem wyjaśniło się, iż rosną ceny ropy naftowej i możliwy jest rozwój gospodarki bez jakichkolwiek reform. Putin dobrze zapamiętał, że wprowadzaniu reform zwykle towarzyszą różnego rodzaju nieprzyjemności. Historia nie zna reformatorów podejmujących ambitny program zmian, którzy w rezultacie nie utraciliby sympatii społecznej. Putin zorientował się jednak, iż dochody z ropy naftowej pozwalają podwyższyć poziom życia społeczeństwa. W rezultacie zrezygnował z jakichkolwiek reform. Stopniowo zbudował system, o jakim na początku nawet i nie marzył. Po zwycięstwie w wyborach w 2004 roku okazało się, iż jest nie tylko prezydentem, a gospodarzem kraju.

Mochowa:
W najbliższym otoczeniu władcy zawsze można znaleźć chętnych do zajęcia jego miejsca. U nas jednak nie powstał żaden równoległy ośrodek władzy. Jak pan to wytłumaczy?

Trawin:
Stworzony przez Putina system eliminuje wszelkich konkurentów. Całkiem niedawno byliśmy świadkami operacji mającej na celu całkowitą dyskredytację byłego premiera Michaila Kasjanowa, mimo iż jest politykiem słabym, bez szansy na sukces.

Mochowa:
Nie miałam na myśli polityków zepchniętych na margines, a raczej tych, którzy trafili na Kreml….

Trawin:
Ci na Kremlu są zadowoleni, że się tam znaleźli. Odnieśli sukces, zbili majątek. Zaspokoili swoje potrzeby. Po co mieliby obalać wodza, próbować zająć jego miejsce? Ludzie z elity myślą racjonalnie, może w czasach Putina nie zajmą pierwszego, ani nawet drugiego miejsca, ale i tak ich sukces jest gwarantowany. Dobrym przykładem może być tu kariera Wiaczesława Wołodina (obecnie przewodniczący niższej izby parlamentu - "mediawRosji"), ten polityk zaczynał w partii byłego burmistrza Moskwy Jurija Łużkowa (wszyscy już o tym zapomnieli). Putin jak się okazało, potrafi przytulić polityka z obozu przeciwnego, umożliwić mu zrobienie kariery. Za to konflikt z prezydentem może być niebezpieczny. W takiej sytuacji człowiek rozsądny nie będzie się sprzeciwiał.

Oprócz tego, nawet z technicznego punktu widzenia, zmiana przywódcy nie byłaby prosta. Po pierwsze, Putin cieszy się kolosalną popularnością, nikt w takiej sytuacji nie będzie inicjował przewrotu. Poparcie dla Putina oznacza, iż bunt przeciw niemu może być zwyczajnie niebezpieczny. Po drugie, w Rosji nie ma tradycji wojskowych zamachów stanu. Po raz ostatni tego rodzaju próbę podjęto w grudniu 1825 r. Zamachowcy, dekabryści, ponieśli całkowitą klęską. Dziś, nikt w naszych siłach zbrojnych nie będzie żywił podobnych zamiarów i ambicji. Trzeźwa ocena obecnej sytuacji prowadzi do wniosku, iż w Rosji nie ma warunków dla wojskowego, lub cywilnego zamachu stanu. Pozycja Putina jest stabilna, władzy nic nie zagraża.

Odwrócona piramida

Mochowa:
Na jakich fundamentach opiera się piramida rządów Putina?

Trawin:
Paradoks polega na tym, iż obecnie cała struktura władzy trzyma się wyłącznie na samym Putinie. Przypomina ona odwróconą piramidę… W państwie demokratycznym zazwyczaj, wszystko zależy od społeczeństwa, głosując ludzie powierzają władzę wybranej przez siebie partii politycznej. Elity kreowane są dzięki poparciu z dołu. Później już w swych własnych szeregach elita szuka przywódcy. Bez wsparcia ze strony otoczenia nie będzie on w stanie rządzić.

Ale los Putina, dzięki potężnemu poparciu ze strony społeczeństwa, nie zależy od zachowania elity. Moglibyśmy wybrać nowych deputowanych do parlamentu, mianować nowych ludzi na stanowiska urzędnicze i wtedy okazałoby się, iż skuteczność ich działania jest taka sama, co ich poprzedników. W Rosji nie trudno wymienić elitę, przede wszystkim dlatego, iż to nie ona kreuje lidera. Jednak, gdyby Putin utracił popularność, moglibyśmy zobaczyć, jak historia zaczyna toczyć się w zgodzie ze scenariuszem znanym z historii: "A ty jesteś lżecarem…." Wtedy wszystko może się rozpaść w ciągu miesiąca-dwóch, społeczeństwo zacznie szukać nowego cara. Wystarczy wówczas w telewizji pokazać nowego cara… W takiej sytuacji zmiany mogą przyspieszyć, mogą zachodzić równie szybko, jak w sierpniu-wrześniu 1999 roku, gdy ludziom zaprezentowano Putina. Wystarczyło kilka miesięcy, by stał się przywódcą, dla którego nie ma alternatywy.

"A lud milczy…"

Mochowa:
Pisze pan, że społeczeństwo rosyjskie woli zachowywać milczenie. Nie miesza się do polityki i nie stara się jej analizować. Ludzie w innym kraju zachowaliby się inaczej, Putinowi trudno byłoby zdobyć ich uwielbienie.

Trawin:
"A lud milczy" - pamięta pani genialną frazę Puszkina z dramatu "Borys Godunow"? Coraz bardziej nabieram przekonania, iż to cecha charakterystyczna szerokich mas nie tylko w Rosji, ale i w innych krajach, gdzie nie doprowadzono do finału procesu modernizacji.  Co równie istotne, w tego rodzaju krajach, jeśli demonstruje się oburzenie i niezadowolenie, w odpowiedzi można dostać po głowie. Nawet w krajach zachodnich, nie całe społeczeństwa starają się zrozumieć istotę problemu, dotychczasowe sukcesy Donalda Trumpa są tu najlepszą ilustracją.

W latach dziewięćdziesiątych prosty człowiek w Rosji przejęty był przede wszystkim własnym losem. Po pracy nie miał najmniejszej ochoty zastanawiać się nad tym, co dzieje się w kraju. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że lata dziewięćdziesiąte były pasmem niepowodzeń. Jakość życia uległa pogorszeniu, ale ludziom brakowało czasu, by analizować dlaczego. Lata dwutysięczne przyniosły sukces i rozwój, gospodarka rozwijała się w szybkim tempie, zwiększały się dochody ludności. Pomogły przede wszystkim wysokie ceny ropy naftowej, jednak prosty człowiek nie będzie o tym myślał. Ludzie doszli do wniosku, iż jeśli życie stało się łatwiejsze, na pewno jest to zasługą Putina, to on przecież objął władzę. W wielu innych krajach, w podobnej sytuacji, tamtejsze społeczeństwa także zdałyby się na łaskę autorytarnego przywódcy. Przecież niemal wszystkie kraje europejskie mają w swej historii rozdział autorytarny. Z jednej strony jest mi przykro, iż nasze obecne władze doprowadziły kraj do sytuacji kryzysowej, mamy recesję, czekają nas lata stagnacji, zastoju, z drugiej jednak wiem dobrze, iż takie położenie nie potrwa wiecznie, iż w przyszłości dojdzie do zmiany reżimu.

Mochowa:
Wielu szanowanych ekonomistów twierdzi, iż pierwsze przejawy kryzysu wystąpiły znacznie wcześniej, niż w 2014 roku. Przecież Putin też to powinien rozumieć. Dlaczego nie podjął żadnych kroków zaradczych?

Najlepsze wyjście: nie robić nic

Trawin:
Putin wszystko rozumiał, nie ma wątpliwości. Choćby głośna dymisja ministra finansów Kudrina jesienią 2011 roku winna dać mu do myślenia. Odchodzi twój najlepszy minister, to wyraźny sygnał nadchodzącego kryzysu. Ale jak się wydaje, nie istniała szansa na uzdrowienie gospodarki bez gruntownych reform. Tu przypomina się stara radziecka anegdota o hydrauliku, który nie może niczego naprawić, bo trzeba zmienić całą instalację.

Najważniejszy problem gospodarki rosyjskiej polega na tym, iż działa ona w oparciu o nieprawidłowe zasady gry. Nie jest chroniona własność prywatna, urzędnicy mają możliwość obłożenia jej ogromnymi daninami-łapówkami, a ludzie z resortów siłowych mogą ją po prostu odebrać. W rezultacie biznes nie zajmuje się biznesem, za to transferuje pieniądze na zachód. By biznes mógł poczuć się bezpiecznie, należy w pierwszej kolejności uregulować sytuację z zaprzyjaźnionymi funkcjonariuszami resortów siłowych, uniemożliwić im odbieranie cudzego. Ale to właśnie "siłowiki" są podstawą reżimu Putina. Kiedy sytuacja w gospodarce zaczęła się pogarszać, Putin spędził z pewnością nie jedną bezsenną noc, zastanawiając się, co należałoby zrobić. I zdecydował, iż najlepiej będzie nie robić nic, zapewne dlatego, iż serce narodu można podbić przy pomocy innych metod. Popularność Putina spadała, ale udało się zająć Krym. I wskaźniki poparcia dla prezydenta zaczęły znów rosnąć, bez względu na kryzys w gospodarce.

Mochowa:
Dlaczego właśnie aneksja Krymu pozwoliła osiągnąć taki efekt?




"Czy Rosja Putina przetrwa do roku 2042 roku?" - nowa książka petersburskiego ekonomisty i publicysty Dmitrija Trawina wywołała w Rosji szeroką dyskusję. 



Trawin:
Dla wielu zdobycz ta miała znaczenie symboliczne. Każdy chciałby doświadczyć w życiu czegoś wielkiego, wspaniałego. Jeśli nie potrafisz samemu zdobyć się na coś podobnego, znaczącego, to warto przynajmniej poczuć się trybikiem wielkiej odnoszącej sukces machiny. Nie przypadkowo, największą popularność Stalin zdobył po wojnie, choć jakość jego rządów, w tym dowodzenia armią była katastrofalna. Ale ludzie chcieli być cząstką wielkiego mechanizmu ze Stalinem na czele. I obecnie znacznej ilości ludzi wydaje się, iż nawet aneksja małego półwyspu to także osiągnięcie na wielką skalę.

Swój wkład wniosła w tej historii umiejętnie sterowana propaganda. Ludzie nie mówią, że zabraliśmy Krym braterskiemu narodowi Ukrainy. Uważają, iż w Kijowie rządzi marionetkowa junta, że sterują nią Amerykanie pragnący na Krymie stworzyć bazę wojskową. Głosując na Putina, ludzie wspierają w ich przekonaniu wielką sprawę, chcą byśmy wzięli na siebie misję obrony kraju i całej Europy przed chytrym i agresywnym ukraińskim reżimem. Putin znalazł klucz do ludzkich serc, postąpił profesjonalnie z polityczno-psychologicznego punktu widzenia.

Mochowa:
Można więc powiedzieć, iż w pierwszych latach rządów Putina ludzie wielbili go za to, że poprawił się poziom ich życia, teraz zaś żyje im się dobrze, bo wielbią Putina? Najpierw dostali chleb, teraz igrzyska.

Trawin:
Ogólnie rzecz biorąc, tak. Ale, po pierwsze, nie obserwujemy jakiegoś drastycznego spadku poziomu życia, nie wpadliśmy w podobną do radzieckiej jamę z pustymi półkami. Trudno jednak nie zauważyć panującego powszechnie pesymizmu, ludzie nie widzą dla siebie perspektyw. Po drugie, władza przestała interesować się człowiekiem. W zamian zaproponowano społeczeństwu ideę ogólnopaństwową: jesteśmy wielkim krajem, odzyskaliśmy Krym. Ludzie poczuli się lepiej, wciąż wielbią Putina, choć nie są zadowoleni z sytuacji gospodarczej. Odpowiedzialnością za spadek swoich dochodów obarczają oligarchów, urzędników, liberałów. Obie te okoliczności w połączeniu ze zręczną propagandą pozwalają utrzymywać poparcie dla Putina na wystarczająco wysokim poziomie.

Zmiany inicjowane odgórnie

Mochowa:
Jaki rozwój wypadków czeka nas w przyszłości?

Trawin:
Bardzo prawdopodobne, że reżim przetrwa długo. Warto zastosować tu analizę porównawczą, pod wieloma względami widać dziś podobieństwo do schyłkowego okresu władzy radzieckiej. Jeden po drugim umierali jej przywódcy, Breżniew, Czernienko, Andropow, zbliżał się ostateczny krach reżimu. W końcu władzę objął przedstawiciel młodszego pokolenia, Michaił Siergiejewicz Gorbaczow. Rzecz jasna jego celem nie było zniszczenie systemu, doprowadzenie do tego, do czego doszło w końcu 1991 roku. Jednak zależało mu na przezwyciężeniu trudności i zainicjował proces transformacji. Wydaje mi się, iż podobny los spotka i obecny reżim. Być może trwać będzie długo, ale w końcu do władzy przyjdą ludzie, którzy zechcą go zmienić… Ale im dłużej reżim będzie rządzić, tym będzie nam trudniej i gorzej żyć.

Mochowa:
To znaczy, iż zapewne reżim nie przeżyje po odejściu swego przywódcy?

Trawin:
W istocie reżim Breżniewa skończył się po jego śmierci. Andropow i Czernienko rządzili bardzo krótko. Nawet Andropow pragnął zmian. Wewnątrz obozu władzy pojawiły się grupy różniące w ocenie tego, co należy robić… Upadek reżimu Putina, jak mi się wydaje, także zostanie zainicjowany z góry. Stanie się to wówczas, gdy walkę o władzę podejmą różne grupy, będą konkurowały między sobą, czyj program należy wprowadzić w życie.

Istnieje  niewielkie prawdopodobieństwo, iż Putinowi uda się przekazać komuś władzę jeszcze na 20-30 lat. Żaden z radzieckich przywódców nie potrafił znaleźć dla siebie następcy, ani Lenin, ani Stalin, ani Breżniew. Umierając wszyscy byli przeświadczeni, iż są otoczeni przez dziwnych ludzi, niektórych uważali za zdrajców, innych za nieudaczników. I dziś, trudno powiedzieć, by ktoś przy Putinie zajmował drugie miejsce. On sam nie dowierza prawie nikomu, stosuje taktykę dzielenia. Mam wrażenie, że kiedy odejdzie obecny prezydent, grupy walczące między sobą o władzę grupy jednakowo silne. Sytuacja zmusi je, by odwołały się do szerokich kręgów elity, zaś elita będzie musiała nawiązać porozumienie ze społeczeństwem. W rezultacie będziemy świadkami przynajmniej ograniczonej demokratyzacji, o przyszłości postputinowskiej Rosji będzie decydować całe społeczeństwo. Mało prawdopodobne, by ludzie pragnęli zachowania starego systemu. Po zakończeniu epoki Breżniewa, wszyscy z entuzjazmem przyjęli gorbaczowowską pieriestrojkę. Wszyscy chcieli zmian i rozumieli, że życie z kiełbasa jest lepsze od życia bez niej.

Mochowa:
Czy po kolejnej zmianie reżimu czekają nas trudne czasy?

Trawin:
Im dłużej będzie funkcjonował obecny reżim, tym transformacja będzie boleśniejsza. Pod tym względem, także jesteśmy podobni do ZSRR. Kraj przestaje się rozwijać, po to by gospodarka mogła rosnąć, niezbędny jest napływ nowych kapitałów. Niekoniecznie zagranicznych, wystarczy by nasze własne nie wyciekały za granicę i zostawały w kraju.

Jeśli obecny styl życia będzie trwał jeszcze 20 lat, okaże się, że wiele naszych wskaźników znalazło się na o wiele niższym poziomie, niż na zachodzie. Kiedy upadnie obecny nieefektywny reżim, niezbędne będzie wprowadzenie w życie programu poważnych reform gospodarczych. Będą bolały. Mamy w kraju ogromną ilość urzędników, wojskowych, ochroniarzy, kiedy zaczną się przemiany, ci ludzie będą musieli zdobyć nowe kwalifikacje. W tych okolicznościach, trudno mieć pewność, iż po zakończeniu putinizmu, w Rosji odniesie triumf prawdziwa demokracja typu zachodniego. Być może, sytuacja rozwinie się u nas jak na Ukrainie, gdzie różne ugrupowania toczą między sobą walkę, zaś samo państwo pozostaje dysfunkcjonalne. Trudno oczekiwać, iż Putinowi uda się całkowicie zapobiec groźbie rozpadu kraju (choćby w oparciu o scenariusz ukraiński). Niewykluczone, iż zostanie on odłożony w czasie. Autorytarne reżimy nie są wieczne. Także większość państw zachodu ma za sobą okresy trudnych przemian, widzimy też, co dzieje się obecnie w Gruzji i na Ukrainie. Tak więc czeka nas trudna przyszłość. Wrócimy jednak na ścieżkę rozwoju.



Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski

Oryginał ukazał się na portalu agencji "Rosbałt": http://www.rosbalt.ru/piter/2016/10/18/1559382.html





*Dmitrij Trawin (ur. 1964), ekonomista i publicysta o poglądach liberalnych. W latach 2001-2008 był zastępcą redaktora naczelnego tygodnika "Dieło". Obecnie jest profesorem Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, kieruje w nim Ośrodkiem Badań nad Procesami Modernizacji. Jest autorem licznych publikacji w rosyjskich mediach oraz szeregu książek na tematy ekonomiczne i polityczne. 











Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com



Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz