Strony

piątek, 28 sierpnia 2015

Sfałszować książkę: wydawnictwo "Algorytm'



Jeszcze w starym Związku Radzieckim niewiele przejmowano się prawami autorskimi zagranicznych autorów. Pod patronatem partii i państwa rozkwitało wydawnicze piractwo. Ta tradycja sprzed lat pozostała żywa w Rosji Władimira Putina, zwłaszcza wtedy, gdy rzecz idzie o produkcji priorytetowej literatury propagandowej. Moskiewski krytyk literacki, Galina Józefowicz przyjrzała się dokładniej działalności wydawnictwa "Algorytm". Jedną z jego specjalności jest preparowanie nigdy nie napisanych i nie zaaprobowanych przez autorów książek. Ofiarami "Algorytmu" stali się Henry Kissinger, Luc Harding, dziewczyny z "Pussy Riot", moskiewski dziennikarz Siergiej Chazow. Dla "Algorytmu" najważniejsze jest osiągnięcie odpowiedniego efektu propagandowego, np. przedstawienie krytycznego wobec Rosji autora, jako zajadłego i złośliwego wroga.  



Autor: Galina Józefowicz




Brytyjski dziennikarz Luc Harding dowiedział się o wydaniu swojej książki w Moskwie od rosyjskiego przyjaciela, który zauważył ją na wystawie w księgarni. 


 


W lutym 2015 r. wydawnictwo „Algorytm” wydało książkę „Jedynie Putin” autorstwa Luke’a Hardinga, dziennikarza gazety The Guardian, W sierpniu bieżącego roku okazało się jednak, że Brytyjczyk nigdy takiej książki nie napisał. Cała seria wydawnicza pt. „Projekt Putina” liczy już 24 pozycje książkowe, a rzekoma „książka Hardinga” nie jest jedyną tego rodzaju podróbką. Redakcja „Meduzy” zwróciła się do krytyka literackiego Galiny Józefowicz z prośbą o wytłumaczenie zawiłości i wątpliwości związanych z wydawnictwem „Algorytm” i autorstwem wydanych przez nie publikacji.



Harding, Lucas, Harding: bez wiedzy i zgody autorów


Media zainteresowały się wydawnictwem „Algorytm” po tym, jak 8 sierpnia 2015 r. Luke Harding (dziennikarz angielskiej gazety "Guardian") złożył oświadczenie, w którym poinformował, że nie ma nic wspólnego z książką „Jedynie Putin. Dlaczego rosyjski «system» toleruje jego obecność w polityce”. Nazwisko brytyjskiego dziennikarza widnieje jednak na okładce książki. Wkrótce po tym oświadczeniu wyszło na jaw, że wiele innych tytułów z serii „Algorytmu” również opublikowano bez wiedzy i zgody autorów. Wymienić tu można np. teksty amerykańskiego dziennikarza Michaela Bohma, artykuły analityka z „The Economist” Edwarda Lucasa oraz Henry'ego Kissingera, byłego sekretarza stanu USA (nawiasem mówiąc, Kissinger dotychczas nie ustosunkował się do całej sprawy). Wszystkie te książki są nieautoryzowanymi kompilacjami tekstów zaczerpniętych z różnych źródeł. Ich wspólną cechą jest niechlujny przekład oraz tendencyjne skróty, wstawki i powtórzenia.

„Algorytm” nie ogranicza się jednak do autorów zagranicznych, chociaż taka opcja byłaby najbardziej opłacalna (w przypadku przekładów istnieją spore szanse, że autorzy oryginałów nigdy nie dowiedzą o się publikacji „swoich” książek w Rosji). Nazwisko Siergieja Dorenko na przykład (znany prorządowy dziennikarz telewizyjny i radiowy - "mediawRosji") widnieje na okładce książki „Donbas – wygodna «przykrywka» Putina”, ale oświadczył, że nie jest jej autorem. Prawdopodobnie o istnieniu tego dzieła dowiedział się dopiero po 11 sierpnia, kiedy to Ukraina opublikowała listę rosyjskojęzycznych książek zakazanych. Bez wiedzy i zgody autora wydano również pracę politologa Stanisława Biełkowskiego „Mroczne piętno opozycji”. Co prawda redakcja jedynie sporadycznie ingerowała w skompilowane w tej książce teksty, jednak o jej pojawieniu się na rynku autor dowiedział się już po fakcie i podał wydawcę do sądu.


Cala prawda o "Pussy Riot"


W roku 2012 „Algorytm” wydał książkę „Cała prawda o Pussy Riot”, wymieniając Nadieżdę Tołokonnikową jako jedną ze współautorek. Publikacja ta wzbudziła sporo kontrowersji. Początkowo stworzono wrażenie, że jej wydawcą jest oficyna „Eksmo” (jedno z najbardziej znanych i zasłużonych rosyjskich wydawnictw - "mediawRosji"). Jednak po oświadczeniu Tołokonnikowej i jej męża, że nie mają z tą książką nic wspólnego, „Eksmo” odżegnało się od sprawy i oświadczyło, że za całe zamieszanie odpowiada wyłącznie „Algorytm”. Być może nieporozumienie powstało dlatego, że książkę kolportowała sieć księgarska należąca do Eksmo”. W każdym razie „Eksmo” pospiesznie wycofało tę pozycję ze swoich księgarń. Pewną rolę w całej sprawie mógł też odegrać Aleksandr Kołpakidi, redaktor naczelny „Algorytmu” i badacz historii służb specjalnych. Przed objęciem posady w „Algorytmie” Kołpakidi był redaktorem naczelnym „Jauzy”, czyli jednego z mniejszych oddziałów wydawnictwa „Eksmo”. „Jauza” publikowała pozycje z bardzo specyficznej dziedziny, a do jej najpopularniejszych serii wydawniczych należały np. „Pod słowiańskim niebem. Sto wieków rosyjskich dziejów”, „Aryjskie korzenie Rusi”, „Słowo patrioty” czy „Zachód przeciw Rosji. 1000-letnia wojna”.


Perypetie Siergieja Chazowa


Ale nawet po tak specyficznym wydawnictwie trudno się było spodziewać praktyk, z jakimi dwa lata temu zetknął się Siergiej Chazow, dziennikarz czasopisma „The New Times”. W lipcu 2013 r. „Algorytm” zwrócił się do niego z propozycją wydania w formie książkowej antologii jego artykułów prasowych. Chazow podkreśla, że pismo z propozycją ze strony „Algorytmu” otrzymał w lipcu, kiedy cały zespół redakcyjny „The New Times” przebywał na urlopie. W odpowiedzi skierowanej do wydawnictwa dziennikarz zaznaczył, że zgodę na ewentualną publikację musi wyrazić również kierownictwo jego rodzimej redakcji, dlatego z wszelkimi decyzjami najlepiej będzie wstrzymać się do sierpnia.

"Okazało się jednak, że oni już rozpoczęli łamanie tekstu i przysłali mi wstępną wersję. Nawet do niej nie zajrzałem, odkładając wszystko do czasu, kiedy wrócę do Moskwy. Jewgienia Albac, redaktor naczelny „The New Times”, zaakceptowała pomysł wydania książki z moimi tekstami. Zaczęliśmy omawiać warunki umowy i kwestie finansowe. Zapoznałem się ze wstępną wersją książki pod roboczym, złowieszczym tytułem „Lista Magnickiego. Czego obawia Putin?”. Do druku nie nadawała się zupełnie. Artykuły ułożono w jakiejś dziwacznej kolejności. Moje własne teksty były wymieszane z artykułami moich redakcyjnych kolegów oraz z artykułami całkiem innego Siergieja Chazowa (korespondenta „Radia Swoboda” w Samarze, noszącego identyczne imię i nazwisko, co ja). Pomiędzy artykułami zamieszczono jakieś głupie i nieudolnie napisane wstawki. Nigdy bym czegoś takiego nie podpisał własnym nazwiskiem. Wysłałem do „Algorytmu” list z bardzo szczegółowymi komentarzami. Odpowiedzieli, że oczywiście nie mają nic przeciwko naniesieniu poprawek. Aż tu nagle pewnego dnia dostaję list od Iwana Czerkasowa, jednego z adwokatów pracujących dla Billa Browdera (szef zamordowanego Siergieja Magnickiego - "mediawRosji") z Londynu: „Panie Siergieju, co się dzieje? Dowiedziałem się, że już pan wydał książkę o Siergieju, a nas pan o tym nie zawiadomił…?”. Czerkasow przypadkiem natrafił na tę pozycję w księgarni internetowej „Ozon” i bardzo go to zdziwiło. Jak się okazało, „Algorytm” wydał książkę już w czerwcu, a następnie post factum przysłał mi do podpisania wstępną wersję umowy. Dyrektor wydawnictwa, Siergiej Nikołajew, oraz jego koledzy przez cały ten czas łgali mi w żywe oczy, omawiając ze mną propozycje zmian i poprawek. O jakiej korekcie może być mowa, kiedy książka już trafiła do księgarń? – opowiada Chazow w rozmowie z „Meduzą”.

Pomimo żądania wycofania książki ze sprzedaży, nadal można ją bez problemu kupić - na przykład w księgarni „Labirynt” kosztuje jedyne 269 rubli. Oczywiście z autorem nikt dotąd nie podpisał żadnej umowy, a o honorarium Chazow może jedynie pomarzyć.


Nie tylko przeciwnicy ideowi


„Algorytm” pozwala sobie na taką samowolkę nie tylko wobec przeciwników ideowych, ale i w odniesieniu do publicystów światopoglądowo bliskich wydawnictwu. Israel Szamir - jego nazwiskiem sygnowana jest przedmowa do książki Luke’a Hardinga - poinformował nas, że na zlecenie „Algorytmu” nie napisał ani słowa na potrzeby tej konkretnej publikacji: Owszem, o Luke’u Hardingu pisałem kilkakrotnie, ale o ile sobie przypominam były to głównie teksty anglojęzyczne. Zresztą, może i napisałem coś po rosyjsku, nie pamiętam. Możliwe też, że „Algorytm” przetłumaczył jakiś mój tekst z angielskiego.

W przeciwieństwie do innych autorów, Szamir nie ma nic przeciwko wykorzystywaniu jego tekstów i w zasadzie z sympatią odnosi się do wydawnictwa konsekwentnie demaskującego wrogów Rosji. Jego zastrzeżenia budzi natomiast niska jakość publikacji wydawanych przez „Algorytm”: Moją najnowszą książkę też zredagowali na odczepnego, pewne fragmenty się w niej powtarzają. Natomiast we wcześniejszych publikacjach zdarzały się kuriozalne błędy w przekładzie. Jednak zdaniem Szamira sam Harding nie ma prawa narzekać na takie niechlujstwo, ponieważ jest nie pisarzem, lecz „bojówkarzem w wojnie propagandowej przeciw Rosji”. Szamir jest przekonany, że Harding nigdy nie pozwoliłby „Algorytmowi” czy innemu [rosyjskiemu] wydawnictwu wydać tego rodzaju pozycję książkową. Jak to się mówi, „społeczeństwo ma prawo znać swoich narodowych bohaterów”, ale jednocześnie „szpiegów i wrogów trzeba ujawniać”. Wydając książkę Hardinga wydawca kierował się taką właśnie logiką. Miał do tego pełne prawo, nawet jeśli nagiął przy okazji jakieś przepisy.

Samo wydawnictwo nie widzi w takich praktykach niczego nadzwyczajnego czy oburzającego. „Algorytm” zamieścił na swojej stronie internetowej ogłoszenie, zaprasza w nim do współpracy wszelkie osoby gotowe „wyszukiwać w internecie materiały (artykuły, wywiady, wypowiedzi ustne itd.) zgodnie z wytycznymi redakcji”. Honorarium za takie zlecenie wynosi 3000 rubli za każdy „zgromadzony blok informacji”. Co więcej, w wywiadzie dla radia „Echo Moskwy” dyrektor generalny „Algorytmu”, Siergiej Nikołajew, wcale nie zaprzeczał, że książka była wydana bez zgody autora. To prawda, pierwotny anglojęzyczny wariant antologii artykułów Hardinga nigdy nie istniał. A stało się tak dlatego, że wydawnictwu najzwyczajniej w świecie nie udało się skontaktować z autorem: Przecież nic się nie stało. Zawrzemy umowę i wypłacimy honorarium. W czym problem? Tyle tylko, że on mieszka gdzieś daleko stąd. (…) Łatwiej nam najpierw wydać książkę. A potem autor kontaktuje się z nami, a my mu wszystko objaśniamy. I po kłopocie. Nie sądzę, że autorzy mogliby mieć jakiekolwiek pretensje w związku z tym, że ich książki wydaje się za granicą, w obcym języku. Zazwyczaj nikt się tym specjalnie nie przejmuje. To przecież korzystne dla autora. Zwykle to on sam musi sobie szukać wydawcy.

Niewiele nowego wnoszą do sprawy również wyjaśnienia Aleksandra Kołpakidi, redaktora naczelnego „Algorytmu”. Jego interpretacja wydarzeń, przedstawiona w rozmowie z „Meduzą”, różni się nieco od wersji Nikołajewa. Kołpakidi twierdzi, że przebywa obecnie na urlopie, w Moskwie nie było go od dawna, dlatego nie zna szczegółów konfliktu. Jest jednak przekonany, że w wydawnictwie zaszła po prostu jakaś drobna pomyłka. Owszem, autorom nie wysłano umów w odpowiednim terminie, ale na pewno wszystkie strony konfliktu już sobie wyjaśniły sporne kwestie, albo lada chwila dojdą do porozumienia.



Siergiej Chazow uzależnił wydanie swojej książki od zgody macierzystej redakcji. "Albatros" nie miał zamiaru czekać. 



Geobbels i Mussolini: wybitne postacie historyczne


Praktyka polegająca na zawieraniu umów z autorami i wypłacaniu im honorariów już po fakcie (i dopiero na ich żądanie), albo nawet niepłacenie w ogóle, stała się już dla „Algorytmu” normą. Ale to nie jedyne wybryki, jakich dopuszcza się to wydawnictwo. W 2012 roku w serii „Proza wybitnych postaci historycznych” ukazały się książki Josepha Goebbelsa i Benito Mussoliniego, uznane za dzieła ekstremistyczne. Dyrektor oraz redaktor naczelny „Algorytmu” zostali wtedy ukarani karami pieniężnymi, a same książki trzeba było wycofać z księgarń. Co ciekawe, na stronie wydawnictwa pojawiło się wtedy ogłoszenie o pracy dla prawnika z doświadczeniem w prowadzeniu spraw z art. 280 kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej („Publiczne podburzanie do działalności ekstremistycznej”), gotowego reprezentować klienta przed sądem.

Niedawno pozew z żądaniem ogłoszenia upadłości „Algorytmu” złożyło wydawnictwo „Centrpoligraf” (nawiasem mówiąc, ono również wydało sporą ilość literatury nacjonalistycznej). „Centrpoligraf” twierdzi, że w 2013 roku „Algorytm” wydał piracką wersję książki Piotra Bukejchanowa „Bitwa pod Kurskiem – to my ją rozpoczęliśmy”, podczas gdy wyłączne prawo do wydania tej pozycji należało właśnie do „Centrpoligrafu”.  W odpowiedzi „Algorytm” przedstawił na swojej stronie internetowej własną wersję wydarzeń, zgodnie z którą „Centrpoligraf” wydał jedynie pierwszy tom książki, nie wywiązując się tym samym ze zobowiązań wobec autora, „Algorytm” natomiast wydał to dzieło w całości. Tak czy inaczej, sprawa trafiła do sądu, a pozwanemu wydawnictwu grozi bankructwo.

Gdyby w pewnym momencie wszyscy poszkodowani w wyniku praktyk „Algorytmu” złożyli pozwy do sądu, to prawdopodobnie wydawnictwu najzwyczajniej w świecie zabrakłoby pieniędzy na adwokatów. Nakłady wydawanych przez nich książek są niewielkie (np. publikacja podpisana nazwiskiem Luke’a Hardinga wyszła w nakładzie zaledwie 2000 egzemplarzy), a na dodatek większość pozycji można bezpłatnie ściągnąć z internetu. Krótko mówiąc, sytuacja finansowa „Algorytmu” nie wygląda optymistycznie.


Tłumaczenie: Katarzyna Kuc







*Galina Józefowicz, znany moskiewski krytyk literacki, autor licznych tekstów publikowanych w czołowych rosyjskich magazynach i gazetach: Newsweek Russia, Forbes, Psycholgies, Wiedomosti, Ogoniok, Itogi. Stale współpracuje z portalem meduza.io









Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 



środa, 26 sierpnia 2015

Putin może odejść. Ciekawe na jakich warunkach…



Prezydent Putin znajduje się u władzy dłużej niż większość światowych przywódców. Wszystkie instytucje państwowe w Rosji znajdują się pod pełną kontrolą władzy wykonawczej, a więc samego Putina. Być może w kręgach niezadowolonych prowadzi się rozmowy o usunięciu Putina, jednak rzeczywistych kandydatów do jego obalenia brak. Wybitny politolog z St. Petersburga Grigorij Gołosow zastanawia się jednak, czy możliwe jest dobrowolne ustąpienie Władimira Putina i w jakich mogłoby nastąpić okolicznościach. Jakich gwarancji należałoby udzielić ustępującemu przywódcy, by zgodził się odejść. 


Autor: Grigorij Gołosow




"Jestem zmęczony, odchodzę. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy."



Nie sposób odmówić Władmirowi Putinowi politycznej długowieczności. Prezydent Rosji znajduje się u władzy dłużej, niż zdecydowana większość przywódców w innych krajach. Nie ma w tym nic dziwnego. Przez dłuższy czas potrafił w miarę skutecznie regulować podstawową dla rosyjskiej klasy rządzącej kwestię. Mam na myśli problem legalizacji własności. Tak w Rosji, jak i za granicą uznawane jest obecnie prawo rosyjskiego właściciela do jego własności. Do pewnego momentu prezydent Putin sprawdzał się w charakterze instrumentu ułatwiającego rozwiązywanie problemów, jednak ostatnio sam stal się problemem. Teraz to z jego powodu nasz właściciel traci nie tylko pieniądze. Pozbawia się go także zasługującego na szacunek miejsca w międzynarodowym towarzystwie. To miejsce zawsze było jego marzeniem. Zubożenie dotyka także przeciętnego Rosjanina. Od lat władze rosyjskie chełpiły się publicznie, jak bardzo troszczą się o jego los. Wszystko układa się źle. I będzie tylko gorzej.


Political fiction


Nic więc dziwnego, iż przyszłość obecnego reżimu jest szeroko dyskutowana. Omawiane są różne scenariusze, od przewrotu pałacowego, do kolejnej roszady na najwyższych stanowiskach w rodzaju tej przeprowadzonej w 2008 roku. O nadchodzących zmianach mają świadczyć nawet tak niewiele znaczące wydarzenia, jak przejście na inne stanowisko jednego z najbliższych współpracowników przywódcy. W rzeczywistości jednak wydarzenia, jakich jesteśmy świadkami dowodzą tylko tego, iż sam Putin zachowuje całkowitą pewność siebie, wierzy we własne siły, inaczej nie składałby w ofierze bliskich sojuszników wagi ciężkiej. Rozmyślania o dojrzewającym wewnątrz elity przewrocie mającym na celu obalenie Putina przypominają "political fiction". Kto będzie obalał? Szojgu? Bortnikow? Bastrykin?

Odpowiedni kandydaci do obalania to z resztą nie jedyny element niezbędny dla przeprowadzenia udanego przewrotu państwowego. Mówiąc jednak szczerze, trzeba stwierdzić, iż innych elementów brakuje też. Nie istnieje także legalny sposób odsunięcia Putina od władzy wbrew jego woli, mimo iż Rosja dysponuje pełnym kompletem instytucji pozwalających imitować demokracje liberalną. W istocie system polityczny zakłada możliwość odsunięcia od władzy jej nosiciela drogą legalną. W demokratycznym państwie, nawet jeśli tak jak w Rosji prezydent posiada w nim bezprecedensowe pełnomocnictwa, w przeprowadzeniu procedury zmiany władzy mogłyby wziąć udział takie instytucje, jak parlament, Trybunał Konstytucyjny, a nawet partia rządząca - to ona mogłaby zaproponować alternatywnego przywódcę.


Śmiecie na powierzchni wody


Ale w Rosji do tego nie dojdzie. Wszystkie wymienione powyżej instytucje znajdują się pod pełną kontrolą polityczną władzy wykonawczej, a więc samego Putina. To on decyduje, kto znajdzie się w parlamencie, kto w Trybunale Konstytucyjnym, a kto w kierownictwie partii "Jedna Rosja", lub Frontu Ludowego. To prawda, instytucje te mogłyby odżyć, gdyby kontrola nad nimi osłabła, lub zniknęła. Jednak same one nie są w stanie podjąć działania na rzecz podobnej transformacji. Ich przeznaczeniem jest rola śmieci dryfujących po powierzchni zbiornika wodnego. Widać je z wierzchu, ale nie mają żadnego wpływu na prądy podwodne.



Trudno spodziewać się zmian


Co z tego wynika?

Po pierwsze, trudno mieć większą nadzieję iż w Rosji mogą zajść w najbliższej przyszłości zmiany polityczne. Putin nie odejdzie pod presją, i nie dlatego iż jest tak silny, iż nie ma słabych punktów, ale dlatego, iż takiej presji wywrzeć nie ma komu. Wszystko pozostanie tak, jak to mniej więcej wygląda obecnie. Oczywiście, życie stanie się trudniejsze, mniej wesołe, ale pogorszenie sytuacji politycznej przez dłuższy czas nie będzie miało wpływu na podstawowe parametry obecnego reżimu. W gruncie rzeczy w tym miejscu można było by postawić kropkę. Ale po drugie, nie da się wykluczyć (na razie tylko teoretycznie), iż Putin sam podejmie decyzję o swojej dymisji, i ze zgodzi się na nią na własnych warunkach.

Mniej więcej to jasne w jakiej sytuacji Putin byłby skłonny do podjęcia takiej decyzji. Tak, czy inaczej, potrzebny będzie cały zespół przyczyn: rosnące niezadowolenie w jego otoczeniu, uzasadnione pretensje ze strony szefów naszego biznesu, wyraziste przejawy niezadowolenia, masowe protesty społeczne, a także brak sukcesów na arenie międzynarodowej, nasilająca się izolacja. Obecnie sytuacja nie wygląda aż tak źle, nie jest pewne, iż zmieni się w tym kierunku. Z drugiej jednak strony, nie da się wykluczyć, iż okoliczności tak właśnie się ułożą, nagle i równocześnie. Wtedy Putin zechce odejść sam. Pytanie: w jaki sposób?


Dobrowolne odejście


W historii mieliśmy przykłady, gdy autorytarni przywódcy dobrowolnie oddawali władzę. Proces ten przebiegał w różny sposób. To zrozumiałe, iż nie idzie tu przykłady w rodzaju historii z Symeonem Bekbułatowiczem (wyniesiony na tron carski w 1575 przez Iwana Groźnego książę tatarski - "mediawRosji") - choć wyniesiono go na tron carski, rzeczywistym władcą pozostawał Iwan Groźny. Takimi sztuczkami nikomu oczu zamydlić się nie da. Zależy nam bowiem na rzeczywistej gotowości do rezygnacji z władzy.

Fundamentalny problem związany z tego rodzaju odejściem jest widoczny dla każdego. Gdzie gwarancje, iż przywódca następnego dnia po swej rezygnacji nie trafi za kratki? Gdy istnieje tego rodzaju zagrożenie, nikt nie porzuci władzy. Na pierwszy rzut oka odpowiedź jest oczywista: dajmy gwarancje, jeśli są one potrzebne. Nie ma problemu, można udzielić dowolnych gwarancji, na dowolny termin. Ale takie obietnice są niewiele warte. Proszę bardzo, przekazałeś władzę, teraz objął ją Pietrow, lub Sidorow, ale już wkrótce problemy pojawiają się u samego Sidorowa. I on zaczyna - to przecież całkowicie naturalne - zwalać wszystko na ciebie. Gdzie zarzuty, tam będzie i kara. Może więc warto przypomnieć Sidorowowi o gwarancjach? Zacznie wtedy kręcić, niestety, nie zdawaliśmy sobie sprawy ze skali niepraworządności, z tego jak bardzo narozrabiałeś. Przecież umowa była nie taka.

Tak konstruowane są wszelkie gwarancje umocowane w systemie prawnym: ustawę o prawach i przywilejach eks-prezydenta można unieważnić. W porównaniu z tym nieformalne umowy typu "paktu z Moncloa" są nic nie warte. Ich realizacja możliwa jest tylko wówczas, gdy odpowiednie gwarancje zapewni rzeczywista siła polityczna. W Hiszpanii po śmierci Franco i w Chile po odejściu Pinocheta było nią wojsko. Jednak rosyjskie struktury siłowe zagwarantować mogą niewiele. Skonstruowane są tak, iż ich bezgraniczna lojalność wobec jednego przywódcy może zostać zastąpiona lojalnością wobec innego.


Rzeczywiste gwarancje


Rzeczywiste gwarancje muszą nosić charakter polityczny: były przywódca winien dysponować poważnymi instrumentami pozwalającymi mu okazywać wpływ na podejmowane decyzje. Być może wygląda to dziwnie, ale tego rodzaju gwarancje Putin otrzymać może tylko od społeczeństwa. W chwili obecnej jego wielkim atutem jest miłość znacznej części wyborców. Oczywiście, miłość ludu bywa zmienna, jednak nie w podobnym stopniu co miłość ze strony elity. Więc w sytuacji skrajnej konieczności i beznadziei może nie 86%, a 40% udzieli mu swego poparcia - choćby z wdzięczności za "Krymnasz", czy wstawanie z kolan. Wynika to także z tego, iż propagandową mglę w zaroślach ludowych przyjdzie nam rozganiać przez dziesiątki lat. W naszym kraju ludzie do dziś kochają Stalina.

Jak wiadomo, w ramach obecnego ładu konstytucyjnego cała władza, bez ograniczeń, należy do prezydenta. To oznacza, iż po swym odejściu, w takim systemie, Putinowi nie pomoże nawet poparcie największej frakcji w parlamencie. Rzeczywiste gwarancje może dać jedynie znaczne rozszerzenie pełnomocnictw organu ustawodawczego, to jest wprowadzenie do konstytucji zasady odpowiedzialności rządu przed parlamentem. Równolegle potrzebne będzie znaczne ograniczenie pełnomocnictw prezydenta. Kwestia ta była dyskutowana jeszcze w 1995 roku, gdy elity obawiały się powrotu komunizmu wraz z wyborczym zwycięstwem Gennadija Zjuganowa.

Podobne propozycje zgłaszano także stosunkowo niedawno, były one centralnym punktem programu buntu z Placu Błotnego (demonstracje z lat 2011-2012- "mediawRosji"). Ten program nie utracił aktualności. Dzięki temu łatwiej nam zrozumieć, o co chodzi w pewnej ważnej kwestii. W ostatnich dwóch-trzech latach doświadczyliśmy szczególnych zawirowań społecznych. Pozwalają one wytyczyć drogę powrotną wiodącą drogą okrężną  do owego programu sprzed kilku lat. W latach 2011-2012 kraj nie był przygotowany do jego realizacji. Nic jednak strasznego. Historia jest cierpliwym wychowawcą. Wyobraźmy sobie ucznia, pobawił się sobie przez jakiś czas podarowanym przez tatę Iphonem. I wciąż robi poważne błędy ortograficzne. W takiej sytuacji, lepszy skutek można osiągnąć stosując inne sposoby mające na celu zmuszenie go, by nauczył się pisać prawidłowo.


Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski

Oryginał ukazał się na portalu slon.ru: https://slon.ru/posts/55519




*Grigorij Gołosow (ur.1963), wybitny rosyjski politolog, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu











Teksty Grigorija Golosowa na blogu "Media-w-Rosji":


Kreml zdał sobie sprawę, iż wciągnięcie Ukrainy do Unii Euroazjatyckiej jest niemożliwe. Teraz Moskwie najbardziej zależy, by zahamować zbliżenie między Ukrainą i Zachodem. Temu służy projekt federalizacji. Jednak wybitny petersburski politolog Grigori Gołosow uważa, iż cel ten Moskwie łatwiej będzie osiągnąć powstrzymując się od wspierania separatystów. Rosja powinna wesprzeć reintegrację Wschodu i Południa Ukrainy. Tylko tak można będzie zwiększyć ich wpływy w polityce ukraińskiej i uniknąć ich pełnej marginalizacji.






Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego. 






poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Szczur w kącie dalej jest źródłem zarazy



Od dawna apeluje do Zachodu. Najbardziej zależy mu na tym, by ludzie dostrzegli całą prawdę. Sędziwy dysydent z czasów radzieckich i aktywny obrońca praw człowieka w poradzieckiej Rosji Siergiej Kowaliow ostrzega przed iluzjami. Od połowy XIX wieku,, Rosja nikogo nie wyzwalała, jej zwycięstwa wojskowe służyły tylko zniewalaniu kolejnych narodów i państw. Rosji nie da się przekonać przy pomocy racjonalnej argumentacji, w rozmowach z nią potrzebna jest stanowczość i argument siły. By Ukraina w końcu mogła przystąpić do Unii Europejskiej potrzebna jest pełna mobilizacja, także Zachodu. Takim językiem nie mówią nawet najtwardsi przeciwnicy Rosji na Zachodzie. Warto słuchać starych radzieckich dysydentów. Często mają lepszy wzrok i słuch.
 

Autor: Siergiej Kowaliow


  







Duma i uprzedzenia



Pozwolę sobie na kilka uwag o obecnym kursie politycznym Zachodu, w nim złączyły się jego siła i słabości, jeśli chcecie tak to nazwać - jego duma i uprzedzenia.

Historia mojego kraju, ZSRR, obfituje w okrutne, sprzeczne z prawem, masowe represje, braliśmy udział w rozwinięciu międzynarodowego terroryzmu politycznego, tworzyliśmy nowe reżimy totalitarne, odpowiadamy za  akty agresji oraz inne poważne naruszenia podstaw prawa. Dzisiejsza Rosja powróciła do tej tradycji.

Zachód zajął zdecydowane stanowisko: sprzeciwia się rosyjskiej ekspansji. Rodzi to określoną nadzieję w odniesieniu do najważniejszych problemów globalnych.

Są jednakże i obawy. I o nich chciałbym pomówić.


Mityczne banały


Powodem dla tych obaw są szeroko rozpowszechnione na Zachodzie mityczne banały. Są one bardzo efektywnie podtrzymywane przez mistyfikatorów zatrudnionych w wyspecjalizowanych jednostkach FSB.

Jednym z głównych mitów jest narracja o wyzwoleniu świata od nazizmu przez ZSRR. To nieprawda. Od połowy XIX wieku Rosja, ZSRR, Federacja Rosyjska nigdy nikogo nie wyzwalały. Jedynie zniewalały, również własnych obywateli.

Car-wyzwoliciel, Aleksander II w 1861 roku zniósł pańszczyznę. Po latach zamordowali go terroryści którzy dla swej organizacji bezczelnie wybrali nazwę "Wola ludu" ("Narodnaja Wola").

Owszem, hitlerowska armia została zatopiona w radzieckiej krwi i zasypana radzieckimi trupami. Owszem, Europa i USA zrobiły mniej, niż powinny. Ale to zupełnie inna sprawa. Kluczowy udział w zwycięstwie wojennym nie jest wcale tożsamy z misją wyzwolicielską. Interesy polityczne ZSRR były otwarcie przeciwne wyzwoleniu. Mieszkańcy Europy Wschodniej i Niemiec, którzy przeżyli dwie tyranie, powinni dobrze to rozumieć.

Istnieje też inny niebezpieczny punkt widzenia, jakoby rosyjskie barbarzyństwo winno pozostać wyłącznie wewnętrzną sprawą Rosji. To nie tak. Dzisiejszy świat jest ciasny, pełen wzajemnych zależności, wszystkie poważne problemy stają się globalne, dotyczą wszystkich. Rosyjskie (i nie tylko rosyjskie) zapędy totalitarne są brzemienne w skutkach dla całego świata. Moim zdaniem nikt nie wie, jak poradzić sobie z tym wyzwaniem. Lecz wielu dobrze rozumie, iż ignorowanie go rodzi potencjalne zagrożenia i …wstyd.


Nie wolno przytakiwać agresorowi


Proszę bardzo, nie wiemy co zrobić, by uniwersalne wartości przekształcić w instrumenty działania, by przestały być pustymi sloganami. Ale powinniśmy przynajmniej wiedzieć, czego nie powinniśmy robić. Nie wolno przytakiwać agresorowi. Nie da się płacić rachunków za własne bezpieczeństwo, a tym bardziej za gaz naturalny, obcymi losami i życiem. Niemoralna obojętność pragmatyki politycznej to haniebne dziedzictwo układu monachijskiego i umów jałtańskich. Już dawno nastał czas, by uwolnić się tego dziedzictwa.
Niestety, deficyt woli politycznej gasi praworządne zamiary Zachodu. Rosyjska ekspansja na Kaukazie ujawniła zachodnie "zapominalstwo". Z jednej strony każdy etap ekspansji budził autentyczne oburzenie Zachodu. Taka była reakcja na okrutne czystki etniczne początku lat '90 w Abchazji,  sprowokowane rosyjskimi "siłami pokojowymi". Podobna na burzliwą wojnę w 2008 roku, zakończoną utworzeniem rosyjskich satelitów na terytorium Gruzji. Jednak oburzenie to nie prowadziło do zwiększenia aktywności w sferze ochrony praw i wartości humanitarnych i ugasało bardzo szybko.

Podobnie da się opisać wieloletni niemrawy rwetes Rady Europy wokół rosyjskich okrucieństw w Czeczenii.


Teraz przyszła kolej na Ukrainę


Zdaje się, że aneksja Krymu została już niemal zapomniana przez społeczność międzynarodową. Europejscy politycy odroczyli wypełnienie niektórych istotnych punktów umowy z Ukrainą. Parlament Europejski w swoim czasie w tej sprawie nie zgłosił sprzeciwu. Padają głosy, że ta polityka nie zaszkodzi gospodarce Ukrainy, że Rosja dzięki niej nie uzyska przewagi ekonomicznej. Ale Rosji na niej nie zależy. Rosja przede wszystkim, nie chce wpuścić Ukrainy do Europy. Będzie interpretować i wykorzystywać półtoraroczną zwłokę jako wymuszone przez nią ustępstwa. A gospodarka zdewastowanej Ukrainy przez ten czas pozbawiona będzie szans, by stać się konkurencyjną.

Rosja wzięła tylko oddech

Swego czasu Zachód wyobrażał sobie, że zimna wojna zakończyła się zburzeniem muru berlińskiego. To nie tak. Rosja jedynie wzięła oddech. Proszę spróbować wyobrazić sobie powojenne Niemcy z funkcjonującym gestapo. Albo podpułkownika STASI na stanowisku kanclerza Niemiec. Ale taka właśnie jest Rosja, z którą szukacie partnerstwa i wzajemnego porozumienia. Taka Rosję można tylko zmusić do prowadzenia otwartej gry, nie da się jej do niej przekonać (dodam, że "wymuszanie pokoju" to pojęcie akceptowane przez ONZ).

Wielu gotowych jest na ustępstwa, twierdząc, że zapędzony do kąta szczur jest niebezpieczny. To prawda. Ale trzeba zrozumieć, że szczur - nawet zapędzony w róg, nawet pozostawiony w spokoju - i tak pozostanie potężnym źródłem zarazy. Już wkrótce zarazie tej stuknie sto lat. Przez lata niszczyła ludzi, miliony stały się jej ofiarami. Nasz wybór jest niewielki. Będziemy walczyć z zarazą, lub, jak pisał Puszkin czeka nas "uczta w czasie zarazy".

Pięć lat temu Parlament Europejski uhonorował mnie i moich kolegów Nagrodą Sacharowa. Chciałbym, aby ten krótki tekst stał się swoistym listem otwartym do Zachodu. Dobrze znałem Andrieja Dmitrijewicza Sacharowa, patrona tej nagrody. Jestem pewien, że i dzisiaj namawiał by cywilizowany świat aby bardziej zdecydowanie i konsekwentnie przeciwdziałać samowoli. Nie będę tutaj opisywał konkretnych kroków, jak pomóc ofiarom rosyjskiej ekspansji. W charakterze historycznego przykładu długotrwałych i udanych wysiłków w obronie demokracji przypomnę choćby pomoc w ramach akcji Lend-Lease, czy plan Marshalla.

Dziś walka z "imperium zła" wymaga największej mobilizacji. Pojutrze nadzieje na nią mogą okazać się płonne.

Siergiej Kowaliow - członek stowarzyszenia Memoriał, rosyjski obrońca praw człowieka, uczestnik ruchu obrony praw człowieka w ZSRR

Tłumaczenie: Kondrad Jeleński

Oryginal ukazał się na portalu svoboda.org: http://www.svoboda.org/content/article/27142838.html






*Siergiej Kowaliow (ur. 1930), wybitny rosyjski działacz ruchu na rzecz praw człowieka, dysydent z czasów radzieckich, więzień polityczny. W poradzieckiej Rosji, do roku 2003 był deputowanym do parlamentu.Pełnił funkcję Rzecznika Praw Człowieka w latach 1994-1995. Jest przewodniczącym Stowarzyszenia "Memoriał". 









"Media-w-Rosji": Wywiady z Siergiejem Kowaliowem

Do obozu "Perm-36" Siergieja Kowaliowa zesłano w latach siedemdziesiątych za antyradziecką agitację i propagandę. Najgorszy był karcer, panował w nim wieczny chłód, skazańcom zmniejszano racje żywnościowe.
W latach radzieckich Siergiej Kowaliow uczestniczył w ruchu dysydenckim. Po rozpadzie Związku Radzieckiego walczył o przestrzeganie praw człowieka w nowej Rosji. W studiu telewizji TV DOŻD' pytania zadawał mu Timur ...
Kowaliow twierdzi, że gubernator uważnie ich wysłuchał i powiedział, że rozumie ich ból, i że od teraz muzeum będzie placówką państwową. I że jest gotów pójść im na rękę. Weterani wyszli ze spotkania usatysfakcjonowani.





Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com




Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.