Dokładnie piętnaście temu schorowany Borys Jelcyn mianował Władimira
Putina na stanowisko premiera i ogłosił swoim następcą. Putin okazał się twardym
pragmatykiem, zwolennikiem ”Realpolitik” dążącej do umocnienia na świecie
równowagi sił. Dzięki niemu Rosja znów stała się znaczącym graczem na arenie
międzynarodowej. Jednak włączenie do konfliktu ukraińskiego retoryki
narodowo-romantycznej przekreśla ambicje Rosji w globalnym świecie. Skazuje ją
na prowincjonalność i izolację. Co się stało z twardym pragmatykiem Władimirem
Putinem – zastanawia się politolog i publicysta Fiodor Łukianow.
Autor: Fiodor Łukianow, gazeta.ru
Piętnaście lat temu, 9 sierpnia 1999 roku, prezydent Rosji
Borys Jelcyn powierzył stanowisko premiera Władimirowi Putinowi, wtedy dodał
także, iż widzi w nim swego następcę. Dla wielu były to tymczasowe „zawijasy”
(by posłużyć się terminologią samego Jelcyna) rządzącej kliki. Nie trudno było
zauważyć, jak nerwowo poszukiwała wówczas sposobu na zachowanie kontroli w państwie borykającym
się z kryzysem swego modelu politycznego.
Realpolitik Władimira Putina
Po piętnastu latach nazwisko Putina używane jest na arenie
międzynarodowej, niemal jak synonim samego pojęcia „Rosja”, świat analizuje jego
działania i zamiary (starając się je odgadnąć), fenomenowi „putinizmu” poświęcono
niejedną pracę naukową.
Władimir Putin nie jest strategiem. A jednak nie brakuje mu
intuicji, skonstruował dla siebie możliwie całościowy obraz świata, potrafi myśleć
systemowo. Jego posunięcia o charakterze taktycznym, mają często „reaktywny”
charakter, bywają nieuniknione, w określonych okolicznościach rozumieją się same
przez się, a jednak dzięki osobowości Putina wolne są od wewnętrznych sprzeczności.
Przez 15 lat Władimir Putin odnosił sukcesy dzięki swej stanowczej pragmatycznej orientacji zwłaszcza w polityce międzynarodowej. |
Logika zachowania prezydenta Rosji była dla mnie czytelna
zawsze, z wyjątkiem ostatniego okresu, o nim porozmawiamy poniżej. Putin jest
zwolennikiem tej szkoły myśli, jaką specjaliści w dziedzinie stosunków
międzynarodowych nazywają „realistyczną” (realipolitk).
Współistnieniu państw towarzyszą niekończące się
konfrontacje, prowadzona różnymi metodami walka o wpływy, znaczenie, prestiż.
Pokój (w rozumieniu braku wojny, czy ostrych konfliktów) jest możliwy do osiągnięcia
dzięki równowadze sił. Brak równowagi, czyjeś nieuzasadnione przewagi powodują
wzrost napięcia, prowokują konfrontację. Podejście realistyczne zakłada
zrozumienie dla granic tego, co możliwe, dopuszczalne, trafną ocenę własnych
sił i zamiarów, niezbędną, by uniknąć konsolidacji przeciwnika przeciw nam.
Realista będzie się starał stworzyć system zasad wynikający z równowagi sił
obliczony na jej umacnianie. Wszystko to z resztą ma charakter czasowy, nie istnieją
zasady obowiązujące na zawsze.
Na Zachodzie takie podejście uważane jest za staromodne.
Jednak trudno zaprzeczyć, iż jest ono zgrabne i nie pozbawione pewnej precyzji,
zwłaszcza, iż w tle mamy do czynienia z motywowanym ideologicznie, a przez to sprawiającym
wrażenie sztucznego i dwulicowego, kursem państw zachodnich i ich organizacji. Po
zakończeniu „zimnej wojny” ich polityka stała się z założenia „antyrealistyczna”,
gdyż zaprzecza ona konieczności budowania równowagi.
Zygzakiem między dogmatami i rzeczywistością
Państwa zachodnie kierując się swymi wyborami w sferze
wartości, w obliczu coraz bardziej wielobarwnego i zaplątanego obrazu świata globalnego,
poruszają się zygzakiem pomiędzy dogmatami, rzeczywistością i własnymi interesami.
Tego rodzaju hipokryzja, obecna od dawna w prowadzonej na
wysokim poziomie polityce Zachodu, przekształca się jednak w imię własnych
interesów w otwarte manipulowanie różnymi pojęciami. Brutalna prostota
Władimira Putina, który zwykle otwarciej przedstawiał swoje poglądy od politycznych
partnerów sprawiała na nich wrażenie. Demonizacja Putina częściowo wyrażała
odczuwaną na Zachodzie dysfunkcjonalność podejmowanych tam działań
politycznych. Wynikała także z pragnienia by odpowiedzieć Putinowi, za to, że „udawało
mu się” częściej, niż innym.
Odbudować znaczenie Rosji
Władimir Putin został premierem, gdy obserwując rozkład
okresu przejściowego w latach dziewięćdziesiątych, na świecie zaczęto zastanawiać
się, jak może wyglądać „Świat bez Rosji”. Artykuł pod takim tytułem
opublikowany w USA na dwa miesiące przed przyjściem Putina odbił się szerokim
echem. Jego zadanie na arenie międzynarodowej było oczywiste, polegało na
odbudowie statusu Rosji w hierarchii międzynarodowej, udowodnieniu, iż pozostaje
ona ważnym graczem na światowej arenie. Tak można określić jego linię
przewodnią.
W sierpniu 1999 roku Rosja pogrążona była w ostrym kryzysie.
Istniała obawa rozpadu kraju. Najważniejsze zadanie polegało na zachowaniu
państwa jako „jednego podmiotu”. Należało ratować wewnętrzną spójność
społeczeństwa i reprezentującej go klasy politycznej zdezintegrowanych na
skutek szoku poradzieckiego okresu przejściowego. Nikt wtedy nie myślał o
wpływach na skalę globalną.
Symbolem utraty przez Rosję strategicznego znaczenia stała
się wówczas wojna NATO przeciw Jugosławii. Wzbudziła ona sprzeciw nie tylko w
społeczeństwie, podobnie zareagowały jej władze, wówczas prawie całkowicie
zorientowane na Zachód. Jednak Rosja w żaden sposób nie była w stanie okazać
sprzeciwu.
W porównaniu z końcem lat dziewięćdziesiątych, czy choćby połową
pierwszej dekady 21 wieku pod koniec 2013 roku znaczenie Rosji na arenie międzynarodowej
wzrosło znacząco. Kraj odbudował swoje instrumentarium
gracza na skalę światową. Nie staliśmy się znów supermocarstwem, jednak okazało
się, iż jesteśmy państwem, bez którego nie da się rozwiązać najważniejszych problemów
na świecie. Realistyczne podejście Putina, jego talent prawidłowego formułowania
zadań bieżących i chłodnego pragmatycznego ich rozwiązywania przyniosły
rezultaty.
W pierwszym akcie dramatu jaki rozegrany został jeszcze zimą
i na początku wiosny tego roku, Rosja przyłączyła do siebie Krym w ślad za
prozachodnim przewrotem w Kijowie. Moskwa wówczas podniosła licytację, gambit
krymski był adresowany do tych podmiotów, od których zależy kształt globalnego
ładu. Co przede wszystkim zachęciło ją do działania? Niewątpliwe chodziło o
zagwarantowanie obecności floty rosyjskiej na Morzu Czarnym i niedopuszczenie
do wstąpienia Ukrainy do NATO. Wiązało się
to z odmową do udziału w grze o narzuconych z góry zasadach. Rosja wykonała
ryzykowny ruch obliczony na obronę swoich własnych interesów strategicznych i
umocnienie pozycji. Był on przemyślany, w duchu „Realpolitik” Putina.
Retoryka romantyczna
Jednak później Kreml wybrał inne boisko. Przypomnijmy głośne
przemówienie Putina z 18 marca. Było ono prawdziwym osiągnięciem kunsztu
oratorskiego, jednak przeniosło nas ono z płaszczyzny „realpolitik” na narodowo-romantyczną.
Wprowadzenie do polityki ideologii, tym bardziej romantycznego nacjonalizmu to
krok bardzo zobowiązujący, wręcz wiążący ręce. Realista-pragmatyk reaguje
elastycznie na zmiany okoliczności. Jeśli jakieś działania nie przynoszą
oczekiwanych skutków, można cofnąć się, przemyśleć taktykę, zaproponować nowe
rozwiązania.
Ale kiedy do własnego arsenału włącza się retorykę
romantyczną, nawet jeśli podobna decyzja nosi charakter instrumentalny, to
poruszone zostają drzemiące w społeczeństwie emocje i nastroje. Pojawia się
brak racjonalizmu, osiągając niekiedy stadium narodowej egzaltacji. Jak do tej
pory Władimir Putin zawsze pamiętał, by w polityce zagranicznej tego rodzaju
emocji unikać, ostro także krytykował Zachód za jego motywowane emocjami,
wsparte ideologią, nieprzemyślane działania, a także za skoncentrowaną
propagandę wymierzoną w aktualnych przedstawicieli „sił zła”.
Inną stroną nowego rosyjskiego paradygmatu jest sprzeczność
z tymi zadaniami, jakie sam Putin formułował w przeszłości. Wciągnięcie Rosji w
ukraińską przepaść odpowiada interesom państw i polityków zainteresowanych
niedopuszczeniem umocnienia roli Rosji na arenie międzynarodowej. Wszelkiego
rodzaju programy o charakterze narodowo-romantycznym, one uruchamiały wydarzenia
polityczne na przestrzeni ubiegłych stuleci, w świecie globalnym skazują
państwa na prowincjonalność, izolacjonizm.
W historii z Rosją ta sytuacja oznacza dla nas brak jakiegokolwiek wsparcia.
Nie istnieją na świecie mocarstwa gotowe same z siebie, wesprzeć wysiłki innego
mocarstwa walczącego o „historyczną sprawiedliwość”, nie ma takich ani na
Wschodzie, ani na Zachodzie. Zdarza się, iż taka walka odpowiada także cudzym
interesom, ale to poparcie może trwać bardzo krótko.
Z poziomu globalnego na lokalny
Wojna domowa na wschodzie Ukrainy przeniosła Rosją z poziomu
globalnego na lokalny.
Rosja grzęźnie w lokalnym konflikcie, jej cele nie są
jasne, a zastosowane metody pozostają
wątpliwe. Od rezultatu tego konfliktu nie zależy ani przebieg wielkiej polityki
światowej, ani potrzebna równowaga sił.
Twardy pragmatyk-realista, bronił idei stabilności i
utrzymania procesów politycznych pod kontrolą, nie rezygnował z obrony
interesów, ale wzywał do racjonalnych transakcji zawieranych w oparciu o
równowagę sił – taki obraz Władimira Putina pomógł mu stać się jednym z
najbardziej wpływowych polityków w społeczeństwie globalnym, zmęczonym rosnącym
chaosem i dominacją Zachodu., Jednak nowa rola Rosji niesie ze sobą wielkie
ryzyko. Dla romantyka nie ma drogi powrotnej, trzeba będzie iść do przodu pod
patetycznymi hasłami, tu brakuje miejsca na przemyślenia.
Przez 15 lat poznaliśmy trochę prezydenta Rosji. Ale
jego nowy obraz całkiem nie pasuje do starego.
Tłum. : ZDZ
Artykuł ukazał się na łamach internetowego wydania
www.gazeta.ru
http://www.gazeta.ru/comments/column/lukyanov/6163529.shtml
*Fiodor Łukianow (1967), politolog, publicysta, redaktor naczelny magazynu
„Rosja w Polityce Globalnej”. W swych wystąpieniach publicznych reprezentuje
zwykle punkt widzenia oficjalnej Moskwy, jednak w wersji „soft”, bez
propagandowej przesady. Jest aktywnym uczestnikiem międzynarodowych
konferencji, chętnie widzianym przez gremia zachodnie partnerem do rozmów i
konsultacji.
Inne artykuły Fiodora Łukianowa na naszym blogu:
Rozmowa z Fiodorem Łukianowem, politologiem, redaktorem naczelnym magazynu „Rosja w Polityce Globalnej”.
Kreml zrobi wszystko, by nie dopuścić do przyłączenia się Ukrainy do wrogich sojuszy – przyznaje politolog Fiodor Łukianow. Destabilizacja na wschodzie kraju ułatwia Rosji realizację tego zadania. Trudno sobie wyobrazić bezpośrednią interwencję wojskową, jednak nie można wykluczyć, iż wydarzenia wymkną się spod kontroli. Jednak najlepszą szansę na uregulowanie kryzysu stwarza federalizacja Ukrainy.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Wychodzi na to, że całe realpolitik Putina runęło w obliczu Majdanu i panicznego strachu na Kremlu, że za chwilę to samo będzie na Placu Czerwowym. W końcu Ukraińcy zbuntowali się przeciw korupcyjnemu systemowi, jaki identycznie funkcjonuje w Rosji. Stąd też późniejsze chaotyczne ruchy Kremla. Putin sam zapędził się w kozi róg i żadną miarą nie widzę, żeby mógł z tego konfliktu wyjść obronną ręką. Po prostu to, z czym walczył Majdan, Putin i jego klika ma na sumieniu. Więc nie może być czystym, na złodzieju czapka gore, albo inaczej: "Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione" (J 3,19–21). Rakcja Putina świadczy o tym, że to on jest hersztem bandy. Fatalne, że największe państwo świata jest zarządzane przez amalgamat służ specjalnych, propagandy i ogromnych pieniędzy - jak rozbroić tę tykającą bombę, jak przeciąć ten węzeł gordyjski? Widzę dwie możliwości: wojna totalna z Zachodem, albo rozkład wewnętrzy państwa rosyjskiego. To drugie wydaje się dziś bardziej prawdopodobne, bo sankcje spowodują, że ogromne pieniądze będą miały sprzeczne interesy, więc system zacznie trzeszczeć w szwach. Na dzień dzisiejszy bardzo pilnie bym obserwował poczynania rosyjskich oligarchów, także gubernatorów z głębii Rosji.
OdpowiedzUsuńCoraz wyraźniej widać konflikt interesów: rosyjskie służby specjalne i ich cała anty-zachodnia krucjata, kontra oligarchowie i domy na Lazurowym Wybrzeżu. Putin należy do obydwu tych światów - któryś z nich musi chyba teraz porzucić. Chyba, że zrobi chytry manewr, że uderzy w część oligarchów i nazwie ich sprzymierzeńcami zgniłego Zachodu (np. "żydowskimi oligarchami") - ten patent już był poniekąd przećwiczony z Chodorkowskim. Pożyjemy, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńZ dwojga złego wolałbym, żeby jednak Putin wybrał rolę złodzieja, niż szalonego ideologa. Złodziejstwo ma jakby mnieszą "szkodliwość społeczną". Na naszych oczach na Kremlu rozgrywa się mega batalia w wymiarze geopolitycznym, finansowym, a nawet duchowym i religijnym - tak to teraz widzę.
OdpowiedzUsuń