Dziwne referenda przeprowadzone w Doniecku i Ługańsku w
niewielkim stopniu wpłyną na przyszłość wschodniej Ukrainy. O tym rozstrzygnie
licytacja prowadzona przez Moskwę, Brukselę, Waszyngton i Kijów. Dmitrij Trawin,
profesor Uniwersytetu Europejskiego z Sankt Petersburga, uważa, iż szansa na
kompromis nie została jeszcze utracona.
Autor: Dmitrij Trawin
Referenda w dwóch obwodach Ukrainy, donieckim i ługańskim,
odbyły się. I co dalej? Wszystkich nas interesuje ten problem. Może dlatego, iż
oba miały nieco dziwny charakter. Zachód ich nie uznał. Rosja prosiła o ich
przełożenie. Kijów udaje, że ich w ogóle nie było. I tak na serio Donieck i
Ługańsk nawet nie myślały o samodzielnym bycie państwowym. W ich wypadku trudno
mówić o niepodległości bez wsparcia ze strony silnego patrona, zdolnego udzielić
im pomocy materialnej i wojskowej. Bez niej oba obwody skazane są na nędzę. W
tej sytuacji, pojawia się uzasadnione pytanie, po co więc odbyło się to
głosowanie?
Polityka realna i mity ludowe
Stykamy się tu z niezamierzonym skutkiem podziału, jaki ujawnił
się w rosyjskim życiu politycznym. Z jednej strony mamy politykę realną, z
drugiej stoimy wobec narzucanego obywatelom mitu o tym, iż dla dzisiejszej
Rosji najważniejsza jest realizacja jednego zadania – rozszerzenia wpływów
rosyjskich jak najdalej w głąb Ukrainy (a także Mołdowy, a być może także Białorusi
i Kazachstanu), po to by odbudować związek mieszkającej tam ludności rosyjskojęzycznej
z ojczyzną. Ludność ta z kolei, nie tylko gotowa jest wyrazić radość z „powrotu
do domu”, chętnie też kalkuluje możliwe zyski związane z przejściem na system
rosyjskich wynagrodzeń, emerytur, żołdów wypłacanych wojskowym, itd.
Ale w świecie rzeczywistym, Kreml musi w swych działaniach, brać
pod uwagę istnienie dwóch istotnych ograniczeń. Pierwszym są stojące do
dyspozycji Rosji zasoby, ich nie wystarcza i dla własnych obywateli. Drugim,
nieuniknione straty gospodarcze związane z wprowadzeniem sankcji, ucieczką kapitału,
wybierającego kraje bardziej zainteresowane wspieraniem biznesu, niż swoich posługujących
się tym samym językiem „rodaków”.
Karty do głosowania w dziwnych referndach w Donbasie drukowano na zwyklych printerach komputerowych. |
Jednak szerokie masy ludowe bardziej orientują się na mity, niż
na problemy ze świata realnej polityki. W przestrzeni mitologicznej znaczenie
referendów jest ogromne. Czy Rosja może zrezygnować z przyłączenia Doniecka i
Ługańska, rozumują mieszkańcy Donbasu, jeśli w regionie tym mieszkają ludzie pragnący
zjednoczenia z ojczyzną? Krym przyłączono
de jure, Abchazję i Osetię Południową de
facto. W czym Donieck i Ługańsk są gorsze?
Putinowi zapewne najbardziej podobałaby się federalizacja
Ukrainy. W tak zorganizowanym państwie ukraińskim Donieck i Ługańsk (a także Charków i
jeśli udałoby się, Dniepropietrowski, Zaporoże, Odessa) byłyby jego częścią z formalnego punktu widzenia,
jednak w rzeczywistości uwolniłyby się od kontroli ze strony Kijowa i mogłyby
nawiązać bliższe, partnerskie stosunki z Rosją. Taki rozwój wypadków
umożliwiłby Kremlowi uniknąć gigantycznych wydatków związanych z transformacją
wschodnich Ukraińców w Rosjan, a jednocześnie pozwoliłby by mu zachować
wizerunek Rosji jako kraju niosącego ratunek i wsparcie.
Entuzjazm w dozach
Podobna konstrukcja ma jeszcze jeden plus. Zachowano by w
ten sposób możliwość powrotu do kwestii zjednoczenia z Rosją, w odpowiedniej
chwili można by się tym chwytem posłużyć w przyszłości, na przykład przed
wyborami do parlamentu 2016 roku, czy prezydenckimi w 2018 r. Korzystniej
byłoby zaoszczędzić część pieniędzy i wykorzystywać entuzjazm mas w sposób dozowany,
przede wszystkim w lokalach wyborczych, nie zaś rozbudzać puste emocje. Pytanie
jednak, jak organizować dozowanie entuzjazmu mas, jeśli z jego przejawami w
donieckich i ługańsich lokalach wyborczych mieliśmy do czynienia właśnie teraz.
W poradzieckiej przestrzeni, historia z Krymem, u wielu ludzi
wzbudziła ogromne oczekiwania. Ich spełnienie nie jest możliwe bez zniszczenia
znajdującej się i tak w ciężkiej sytuacji rosyjskiej gospodarki. A jednak dzięki
swej umiejętności dokonywania manewrów politycznych i przy odrobinie szczęścia,
prezydent Putin, być może, będzie w stanie wyciągnąć z tej sytuacji realne
korzyści.
Przyszła konfiguracja Ukrainy kształtuje się dziś, nie na
drodze lokalnych referendów, a w ramach licytacji prowadzonej przez kwartet
graczy globalnych: Moskwę, Waszyngton, Brukselę i Kijów.
Stanowisko reprezentowane przez ludność
Donbasu pozostaje zaledwie jednym z instrumentów – ważnym, ale daleko nie
jedynym. Moskwa dysponuje jeszcze jednym instrumentem wpływu na Ukrainę – są nim
dostawy gazu. Waszyngton i Bruksela mogą przyznać kredyty na ich opłacenie, a
także zastosować wobec Rosji jeszcze poważniejsze sankcje gospodarcze. Do tej
pory nosiły one jedynie zabawny charakter. Z kolei Rosja nie stosowała jeszcze
na serio gazowej „pałki”. Spośród całego kwartetu Kijów jest najsłabszym graczem,
ale i on dysponuje niemałą siłą – jest nim możliwość wpływania na opinię
publiczną w krajach Zachodu. Nawet Palestyna, ze swym wieloletnim dorobkiem w
dziedzinie terroryzmu jest w stanie powołując się na agresję ze strony Izraela,
wzbudzić sympatię na Zachodzie. Tym bardziej Ukrainie, posługującej się w
odpowiedni sposób mediami, uda się wycisnąć łzę współczucia z oczu
europejskich, czy amerykańskich wyborców. Te właśnie łzy, określą w znacznym
stopniu, stanowisko Waszyngtonu i Brukseli.
Jeśli Rosja nie blefuje…?
Ale tak w ogóle, najważniejsza dziś jest swego rodzaju
licytacja. W jej ramach wszystko można sprzedać, wszystko można kupić. Także i
Donbas. Można zmniejszyć cenę na gaz w zamian za federalizację. Można też
odwrotnie, wstrzymać dostawy, jeśli wciąż będzie trwała akcja mająca na celu
pokonanie prorosyjskich rebeliantów. Można zrezygnować z weryfikacji granic
Ukrainy, w odpowiedzi na rezygnację NATO z włączenia Ukrainy do sojuszu.
Putin, jeśli ograniczy się do federalizacji, ma spore
szanse, by osiągnąć swoje. Po pierwsze aneksja Krymu podwyższyła poziom
licytacji. Kreml udowodnił, iż nie boi się wielkiego ryzyka. To oznacza, iż jakiekolwiek
porozumienie nie przewidujące zmian granic Ukrainy, można będzie traktować jako
kompromisowe z rosyjskiego punktu widzenia. Zachód, rzecz jasna, może założyć,
iż żądanie zmian granicznych jest blefem i odrzucić wszelkie kompromisy. Ale
jeśli Rosja nie blefuje, a gra na serio?
Może więc lepiej od razu zgodzić się na
federalizację, jeśli w ten sposób uda się uniknąć wywołanej przez kryzys
ukraiński Trzeciej Wojny Światowej.
Jeśli Putin tego zapragnie, rezultaty referendów mogą też zostać
wykorzystane jako podstawa dla kolejnego aktu „historycznej sprawiedliwości”.
Lud, niestety, nie chce tolerować władzy Kijowa, prowadzącego w niezdarny
sposób swoją operację antyterrorystyczną.
Jak się wydaje, federalizacja Ukrainy daje dziś szansę na
osiągnięcie optymalnego kompromisu, o ile tylko jedna ze stron nie przestanie myśleć
racjonalnie. Dzięki takiemu rozwiązaniu Putinowi udałoby się zachować wizerunek
Zbawcy i Przywódcy zdolnego odbudować jedność Rosjan. Nie potrzebne były
dodatkowe wydatki, nie wprowadzono by kolejnych sankcji.
Federalizacja Ukrainy - dla jednych konieczny kompromis, dla innych sposób na zniszczenie ukraińskiego państwa. |
W oczach swej opinii publicznej i Zachód odegrałby rolę
opory zdolnej do powstrzymania rosyjskich ambicji imperialnych. Tym bardziej, iż
postulat federalizacji nosi w pełni demokratycznych charakter, zgodny jest z powszechnymi
wyobrażeniami na temat wewnętrznej organizacji takich państw, jak Ukraina.
Nawet Kijów nie poniósłby specjalnej klęski, pod warunkiem
jednak, iż udałoby mu się przekonać własne społeczeństwo, iż federalizacja dokonała
się, nie w wyniku rosyjskiego wykręcania rąk, a jest krokiem w kierunku
demokratycznej, europejskiej przyszłości, podjętym wspólnie z Unią Europejską.
Jak się wydaje szansa na osiągnięcie kompromisu nie zostala
jeszcze utracona. Istotne jednak jest to, by któraś ze stron nie uznała, iż w
tej historii ważniejsza jest inna zasada, ta iż „zwycięzca bierze wszystko”.
*Dmitrij Travin, ekonomista, publicysta, profesor Uniwersytetu Europejskiego w St. Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji.
Oryginał artykułu ukazał się na stronie agencji Rosbałt. Można go znaleźć pod adresem: http://www.rosbalt.ru/main/2014/05/13/1267665.html
Inne artykuły Dmitrija Trawina na blogu „Media-w-Rosji”:
W Rosji zaobserwować można pierwsze objawy sytuacji
rewolucyjnej. Coraz częstsze są przypadki, gdy niekontrolowany przez władze,
ślepy gniew ludu rozstrzyga, co jest dozwolone, a co nie. Może on jednak, tak
jak w 1917 roku, zniszczyć państwo – ostrzega Dmitrij Trawin. Nie obroni go
charyzma jednego człowieka. Rosja potrzebuje odpowiedzialnej opozycji zdolnej
do przezwyciężenia nadciągającego kryzysu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz