Proces w Kirowie, trzy miesiące kampanii wyborczej w Moskwie
i nieoczekiwanie pomyślny wynik głosowania zmieniły status Aleksieja Nawalnego.
Dzięki nim stal się on dzisiaj najbardziej perspektywicznym opozycjonistą i
politykiem zdolnym do działania w skali całej federacji. Ale nie zapominajmy,
proces zakończył się wyrokiem skazującym, a sukces wyborczy nie rozwiązal ani
osobistych problemów Nawalnego, ani dylematów przed którymi stoi rosyjska
opozycja. „Słoń” porozmawiał z Aleksiejem Nawalnym jak on sam zmienił się na
przestrzeni ostatniego pół roku i co zamierza robić w przyszłości.
Fragmenty wywiadu dla portalu www.slon.ru
Słoń:
Na wyborach w Moskwie 27% wyborców oddało za Ciebie swój
glos. Z takim rezultatem większym niebezpieczeństwem dla władzy będzie
pozostawienie Cię na wolności, czy wysłanie za kratki?
Nawalny:
Nie mam pojęcia, w jaki sposób procent głosów zdobytych
przeze mnie na wyborach w Moskwie może wpłynąć, na to czy mnie posadzą, czy
nie. Tego rodzaju pomiary, ich odcienie rodzą się wyłącznie w głowie u Putina.
Ale ja nie wiem, co dzieje się teraz w jego głowie. Jedna z wersji głosi, iż władze zgodziły się na
przeprowadzenie w Moskwie stosunkowo wolnych wyborów, by dokonać swoistego
pomiaru „temperatury” w społeczeństwie, by zrozumieć co się w nim naprawdę dzieje. Te wybory szczególnie
jaskrawo zademonstrowały degradację naszej socjologii, teraz nikt nie ma na ten
temat wątpliwości. Nikt wcześniej nie potrafił przewidzieć nowego politycznego
rozkładu sił. Teraz jednak możemy dostrzec nowe kontury, mają dla nas wielkie
znaczenie, i na pewno mają spore znaczenie dla Kremla. Jakie z tego na Kremlu
zostaną wyciągnięte wnioski (posadzić-nie posadzić, wzmocnić kompromitującą
propagandę na ekranach telewizyjnych, choć z drugiej strony trudno mi sobie
wyobrazić co jeszcze można zrobić w tym kierunku, lub jeszcze coś innego), nie
chcę bawić się we wróżkę. Ja nie wiem, co się dzieje u nich w głowach. Z tego
co widzę, to chyba nie wiele. Może powinienem być bardziej precyzyjny, w głowie
u Putina coś się dzieje, ale ponieważ wszystkie decyzje podejmuje tylko on, to
pojawia się inny problem, nie wiadomo ile czasu potrzeba by jego pomocnicy
dotarli do jego głowy. Na ile mogę to obserwować, Kremlem zawładnął jakiś
nieskończony chaos, zatrudnieni w nim ludzie nie zajmują się wykonywaniem
swoich zwykłych urzędniczych obowiązków. Urzędnicy Kremla albo zajęci są
zarabianiem pieniędzy, albo podejmują działanie obliczone na poszerzenie swojej
strefy wpływów. Te ostatnie prowadzone są za kulisami. Dlatego, jak mi się wydaje,
nie mam sensu wdawanie się w spekulacje, na ile zostanie zmieniona strategia
stosowana wobec mnie, lub całej opozycji .
Słoń:
Kiedy więc prowadziłeś kampanię wyborczą, nie zastanawiałeś
się nad tym, iż jej sukces to twoja ostatnia szansa, by uniknąć odsiadki?
Nawalny:˛
To jakieś głupstwo. Nie wiadomo dlaczego wielu ludzi uważa,
iż tak bardzo boję się aresztowania. Tak, to oczywiste, więzienie, to coś
bardzo nieprzyjemnego. Nie mam najmniejszej ochoty trafić za kratki. Ale
chciałbym podkreślić, nie podejmowałem żadnych działań, lub nie rezygnowałem z
nich, zadając sobie równocześnie pytanie, na ile wpłynie to na
prawdopodobieństwo mojego zamknięcia. Jeśli już tak bardzo chciałbym go
uniknąć, na pewno działabym w jakiś inny sposób. Ale mnie jest całkowicie obojętne,
co oni sobie tam pomyślą. Ja nie mam na to żadnego wpływu. Jeśli Putin jutro
podejmie decyzję, by kogoś posadzić, mnie lub kogokolwiek innego, na to nic się
już nie poradzi.
Słoń:
Po wyborach prezydenckich w marcu 2012 roku stanąłeś razem z
Siergiejem Udalcowem na fontannie na placu Puszkina. Wtedy wezwaliście
uczestników demonstracji, by się nie rozchodzili, by pozostali na miejscu. Ale
to nie były twoje wybory, nie mieliście wówczas żadnego kandydata, który choć w
niewielkim stopniu reprezentowałby twoje interesy. Dziś jednak, kiedy pojawiła
się konieczność obrony wyników wyborów przeprowadzonych z twoim udziałem, kiedy
wszystko wskazuje na to, iż władze zablokowały w sztuczny sposób możliwość
przeprowadzenia drugiej tury głosowania, poprosiłeś ludzi zebranych na
demonstracji, by się rozeszli. Dlaczego tak postąpiłeś?
Nawalny:
To co wydarzyło się 5 marca zeszłego roku, to w znacznym
stopniu był gest solidarności pod adresem Udalcowa. W końcu to on wezwał do
tego rodzaju zachowania. To po pierwsze. A po drugie, tak, wyników trzeba
bronić. Wiemy bardzo dobrze, że te
procenty głosów potrzebne, by odbyła się II tura zostały nam ukradzione. Wiemy
bardzo dobrze, że skradziono nam II turę. Jednak powstaje pytanie, jakimi
metodami bronić osiągniętego przez nas wyniku. Jaka metoda okaże się najmniej
przyjemna dla administracji Moskwy. I jaka metoda odpowiada obecnie naszej
linii strategicznej. Ja nie mogę tak po prostu wezwać ludzi, by zostali, lub
nie. Jako odpowiedzialny polityk i po prostu w miarę rozumny człowiek, ja
wyczuwam nastroje ludzi. Więc jeśli czuję ich nastrój, i rozumiem, że nie mają
ochoty, by pozostać na placu, byłoby głupio do tego ich nawoływać. Zapewne kilka tysięcy ludzi było gotowe do
okazania ze mną solidarności. Ale zastanawiałem się nad tym bardzo starannie,
dyskutowałem o tym ze wszystkimi, zdawałem sobie sprawę, że podejmuję ważną
decyzję. Zrozumiałem też, że w oczach wielu ludzi cała kampania okazała się potężnym
sukcesem i zwycięstwem. Ale nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której
Sobianin otrzymałby w pierwszej turze 43% głosów, a ja 48%, co by oznaczało, iż
my musimy zrobić co w naszej mocy dla obrony wyniku, wyjść na ulicę i
zablokować wszystko.
Nasi obserwatorzy w większości lokali wyborczych nie dostrzegli
jakichś drastycznych przykładów naruszenia procedury wyborczej. Doskonale
zdajemy sobie sprawę, że potrzebne nam głosy zostały ukradzione podczas
glosowania w domu. Odniosłem wrażenie, że ludzi nie byli gotowi do udziału w
protestach ulicznych. Im nie wydawało się, że w tej konkretnej sytuacji, to
byłoby prawidłowa i najbardziej adekwatna decyzja. Wydaje mi się, że w związku
z tym wybraliśmy rozumny sposób postępowania na przyszłość.
Jeśli na placu pozostałyby 3 tysiące ludzi i zostaliby oni
rozpędzeni przez oddziały specjalne OMONu, wszyscy poddalibyśmy się poczuciu klęski.
A to przecież było inaczej.
Będziemy więc korzystać z innych metod możliwych do zastosowania w tej sytuacji. Wypuściliśmy gazetę w nakładzie jednego miliona egzemplarzy. Właśnie zajmujemy się dystrybucją. Nasza kampania dowiodła, iż wiele rzeczy możemy robić bardzo skutecznie. Tak powinniśmy postępować dalej. Myślę tu o naszej agitacji prowadzonej przez zwykłych ludzi . W sieci nawalny.ru zarejestrowało się już 36 tysięcy internautów.