Był jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Rosji w
pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Wszędzie, jak cień towarzyszył prezydentowi
Jelcynowi. Ale general Aleksander Korżakow był nie tylko szefem jego ochrony. Przyjaźnili
się, razem pili, spotykali na uroczystościach rodzinnych. Jak przyznaje sam Korżakow,
podczas choroby Jelcyna, musiał wręcz wypełniać funkcję głowy państwa. Przestał
być faworytem Jelcyna latem 1996 roku. Korżakow uważał , iż Jelcyn nie ma
szansa na zwycięstwo w wyborach prezydenckich, był za ich odłożeniem. Po swej
dymisji Korżakow nie odszedł z polityki, trafił do parlamentu. Jednak starał się
trzymać język za zębami. Rozumiał, iż na razie w trosce o własne bezpieczeństwo
nie powinien dzielić się wiedzą o kulisach rosyjskiej polityki. Dziennikarz
portalu Mediazona Maksym Sołopow namówił jednak generała na garść
interesujących wspomnień.
Generała Aleksandra Korżakowa wysłuchał Maksym Sołopow
Maksym Sołopow wybrał się z wizytą do podmoskiewskiej wioski
Mołokowo. Odwiedził w niej jednego z samych wpływowych ludzi w Rosji w latach
dziewięćdziesiątych, byłego ochroniarza Borysa Jelcyna i założyciela Służby
Bezpieczeństwa Prezydenta, generała Aleksandra Korżakowa.
Był jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Rosji w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Generał Korżakow był nie tylko ochroniarzem, ale i bliskim przyjacielem prezydenta Jelcyna. |
Byłem jednym z lepszych oficerów KGB, wiele razy zdobywałem
mistrzostwo w różnych dyscyplinach sportu, w strzelaniu, siatkówce, biegu
sportowym na orientację. Potem, proszę wybaczyć, byłem w Afganistanie.
Specjalnie w tym celu wydano mi paszport zagraniczny. Wówczas dostawał go mało
kto. Zaczęli mnie wysyłać w świat. Byłem we Francji, Czechach, Anglii, Chinach.
To znaczy, że cieszyłem się zaufaniem. Zwolniono mnie w 1989 r. Za co? Za to,
że poszedłem na urodziny niszczonego wówczas Jelcyna. Tylko się zastanów, czy
odwiedziłem bandytę? Byłem na urodzinach jakiegoś Rotenberga (jeden z oligarchów ery Putina, jego
przyjaciel jeszcze z czasów leningradzkich - "mediawRosji").?
Odwiedziłem faceta, który był ministrem w rządzie ZSRR, członkiem Komitetu
Centralnego. Członkiem KC! Może nie
Biura Politycznego, ale co z tego….
Potem pracowałem u niego jako ochroniarz przez ponad dwa lata. Znaleźliśmy
wspólny język. Został moim starszym druhem. I za to mnie wtedy zwolniono.
Emerytura
To była inicjatywy Jurija Plechanowa, naczelnika Zarządu Dziewiątego
(jednostka KGB zajmująca się ochroną najważniejszych osób w ZSRR i gości
przybyłych z zagranicy). Sam Kriuczkow (ostatni
przewodniczący KGB) jeszcze mnie nie znał, ale Jelcyna śledzono. Nawet
wtedy o tym nie myślałem. Miałem jedno marzenie, by z emeryturą w wysokości 250
rubli przenieść się na wieś do matki, wybudować tam dom, a mieszkanie w mieście
oddać córkom. Od dziecka kochałem wieś. Od razu, gdy przywieziono mnie tu po
raz pierwszy, pokochałem tę okolicę. Nigdy nie byłem na obozie pionierskim. A
tu nagle mnie zwalniają. Dobre sobie! Zacząłem pytać o wysokość emerytury. 200
rubli, a mogło być 250. 50 rubli w czasach radzieckich, na tamte pieniądze, oj,
oj, to było strasznie dużo. Mama z ojcem dostawali wówczas 120 rubli, później
132. I byli szczęśliwi.
Jeden ze znajomych zaproponował mi pracę w archiwum.
Odmówiłem. Teraz myślę, iż może zrobiłem błąd. Tam, jak się okazuje, jest wiele
ciekawych rzeczy. Ale w tamtych czasach jeszcze byłem wysportowany.
Potrzebowałem ruchu, działania. I wtedy ktoś z naszych, kto wcześniej przeszedł
na emeryturę, zaproponował mi pracę w kooperatywie "Plastik". Wtedy
już działały kooperatywy. Wynagrodzenie - 1000 rubli. W KGB zarabiałem 300, a
tutaj tysiąc. "A co tu trzeba robić? - pytam. - To samo". W porządku,
spróbuję. Mamakina, tego alkoholika,
wziąłem jako zastępcę (były
funkcjonariusz Zarządu Dziewiątego KGB, później kierownik sekretariatu i
sekretarz Jelcyna). Zrobiłem z niego człowieka. Potem przyjęliśmy ludzi,
napisaliśmy instrukcje, ułożyliśmy kalendarz. Mamakin był świetnym sztabowcem.
We dwójkę zorganizowaliśmy pracę służby ochrony. Już po kilku miesiącach
zacząłem zarabiać 3000 rubli.
Skrzynka
bananów
Żona była szczęśliwa. Przy takiej pensji samochód Ładę
można było kupić w ciągu dwóch miesięcy. Żona mówiła potem, że to był najlepszy
okres w naszym życiu.
Idę po ulicy, widzę sprzedają przyzwoite banany. Mówię
konwojentowi, "zanieś kilka skrzynek do mojego samochodu". Każda
skrzynka kosztowała 21 rubli, daję mu 50 za dwie. Patrzę, sprzedają czereśnie. Cztery,
pięć rubli za kilo. Ludzie kupują po 30-40 deko. Forsy brak. A ja mówię,
"dla mnie proszę całą skrzynkę".
Takich kooperatyw było już wtedy sporo. Uaktywnił się
świat kryminalny, zaczęto wtedy mówić o braciach Kwantriszwili. Ja w żaden
sposób nie ucierpiałem. Wzięliśmy do siebie sportowców, zapaśników, bokserów.
Miałem świetnych chłopaków. Podczas szkolenia dawaliśmy im odpowiednie
instrukcje: "Jeśli zaczynają strzelać, walcie się na podłogę samochodu. Do
diabla, macie ratować życie. A tamci, w cholerę. Sami widzicie skąd mają
kasę."
Składki
partyjne
Odeszliśmy już stamtąd, ale jeszcze przez półtora roku płaciliśmy
z Mamakinem składki partyjne. Ogromne. Prawie po 500 rubli (zgodnie ze statutem KPZR, członkowie partii
o dochodach powyżej 300 rubli, winni byli płacić składki w wysokości 3%
zarobków). Specjalnie chodziliśmy płacić składki w dzień wypłaty. Dzwoniliśmy
na Kreml, przepuszczali nas do Arsenału, do naszego starego biura. Ludzie
stawali w kolejce, by popatrzeć jak płacimy. Po pół roku przepędzono nas i
zmuszono byśmy przenieśli się do organizacji partyjnej w administracji budynku,
pod adresem zamieszkania. Mieszkańcy, emeryci, zaczęli nas nachodzić, pytali,
kiedy zapłacę składki. Wtedy napisałem oświadczenie, iż zawieszam swoje członkostwo w KPZR aż do
momentu, gdy zostanie rozstrzygnięta kwestia powołania wewnątrz partii
Platformy Demokratycznej. A oni tam dyskutują na mój temat, obsmarowują,
zażądano, żebym oddal legitymację. Nie wy mi ją dawaliście. I dlatego wciąż ją zachowałem.
Chodziłem na demonstracje popierające Jelcyna. Kupiłem
sobie specjalne stylisko do łopaty, doczepiłem do niego tablicę z plakatem
"Ręce precz od Jelcyna". Brałem udział w demonstracjach "DemRossiji"
jako szeregowy uczestnik. Nie byłem wtedy jeszcze ochroniarzem Jelcyna. Za to
moje fotografie przekazywano z rąk do rąk w Zarządzie Dziewiątym KGB: "To
on, zdrajca. Zobaczcie jak się stoczył. Przefarbował się. Major KGB."
Trzy
adresy
W tamtym czasie zaprzyjaźniliśmy się z Jelcynem jeszcze
bardziej. Do momentu, kiedy nie upadł z mostu. Do dziś niewiadomo, co się wtedy
stało. Wtedy koledzy, choć jeszcze przez kilka miesięcy pracowałem w
"Plastiku", powierzyli mi stanowisko szefa jego ochrony. Kierownictwo
kooperatywy marzyło, żebym wrócił. Odszedłem stamtąd ostatecznie we wrześniu
1990 roku, ale dopiero w styczniu 1991 zostałem pozbawiony etatu definitywnie.
Zrozumieli, że już nie wrócę.
Za to Jelcyn poszedł do góry. Ale mnie były potrzebne
pieniądze, w końcu miałem na utrzymaniu dwoje dzieci. Żona znalazła sobie pracę
w cerkwi, ale przyzwyczailiśmy się już do mojego niezłego wynagrodzenia. Poprosiłem
wtedy naszego kolegę Siergieja Trubę z DemRosiji, by wypłacano mi wynagrodzenie
w wysokości 300 rubli. Razem z emeryturą już dawało się żyć. Ten facet
przekazał mi 3 adresy: "pod nie możesz przyjeżdżać po pieniądze co
miesiąc, takiego a takiego dnia". Więc jeździłem pod różne adresy,
podpisywałem się i w różnych kooperatywach dostawałem po 100 rubli. W jednej
zatrudniono mnie jako budowlańca, w innej kontrolera, w trzeciej ochroniarza.
Nie było to przyjemne. Czułem się jak bandyta z mafii. Moje stanowisko
ochroniarza Jelcyna miało całkowicie nieformalny charakter.
Ochroniarz
Jelcyna
Jeździłem wtedy do Tuły. Żeby ochraniać Jelcyna, kupiłem
tam dwie strzelby. Kiedy przemieszczaliśmy się samochodem, woziłem ze sobą
rakietnice i nóź desantowy. Ale z bronią mogłem się narwać na wielkie problemy,
nóż przywiozłem jeszcze z Afganistanu, więc dałem sobie z nim spokój. Z resztą
za nóż by mnie nie wsadzili. Nie miałem żadnych pistoletów. Nawet wówczas, gdy
dostawałem od kogoś pistolet gazowy, zaraz potem przekazywałem go komuś innemu.
Za to nie rozstawałem się z rakietnicą myśliwską. Dobrze wiedziałem, że jeśli
wystrzelić z niej w zagrażający nam samochód, to skutek będzie natychmiastowy.
Powiedział pan słusznie, w 1991 roku uratowaliśmy
wszystkich, którzy do dziś znajdują się u władzy. Ale oni nie mieli nic wspólnego
z rewolucją demokratyczną. Autorami rewolucji są fanatycy, ale władza wpada w
ręce niegodziwcom. Nie znoszę naszych rządzących. Znam ich wszystkich.
Jak
założyłem FSO…
Cały Zarząd Dziewiąty KGB liczył sobie 15 tysięcy ludzi.
Teraz w FSO pracuje blisko 50 tysięcy. Kiedy odszedł Jelcyn, było ich 13
tysięcy. I wystarczało, ochraniali gubernatorów, premierów, sędziów Sądu
Konstytucyjnego, Najwyższego, ochraniali też dacze.
To ja stworzyłem Służbę Bezpieczeństwa Prezydenta. Teraz
ta nazwa wywołuje wiele spekulacji, ale w rzeczywistości osobista służba
ochrony prezydenta jest częścią Federalnej Służby Ochrony. Zaraz po puczu,
powołałem do życia oddzielną strukturę, Główny Zarząd Ochrony. Podlegał
bezpośrednio prezydentowi, nie tak jak w Zarządzie Dziewiątym, gdy nadzór
należał do Oddziału Pierwszego. Ja napatrzyłem się na ten Oddział Pierwszy. Więc
rozwiązaliśmy dziewiątkę i odtworzyliśmy, jak w czasach Stalina, oddzielną
strukturę. Ochrona rządu i enkawudziści, którzy nocami przeprowadzali aresztowania,
ty byli różni ludzie. Różnili się przede wszystkim pod względem
psychologicznym.
Dlaczego nigdy nie potępiałem Władimira Miedwiediewa,
naczelnika ochrony Gorbaczowa, za to, iż porzucił prezydenta na daczy w Forosie?
(mowa o puczu w sierpniu 1991 roku -
"mediawRosji"). Miedwiediew dostał rozkaz od Plechanowa, który
osobiście przyleciał do Gorbaczowa. Miedwiediew był jego podkomendnym, zajmował
stanowisko zaledwie szefa oddziału. Zabieraj rzeczy i wynoś się ! Powinienem
pójść do niego, poinformować Michaiła Siergiejewicza…. - Wynoś się….
Podczas sierpniowego puczu w 1991 roku Aleksander Korżakow nie odstępował Borysa Jelcyna na na chwilę. |
Zmieniłem wszystko tak, żeby było jak przy szefie ochrony
Stalina, Nikołaju Własiku. Teraz szef ochrony podporządkowany jest tylko
pierwszej osobie w państwie. Jeśli zechce mnie zdjąć, proszę bardzo. Ale nie
może przyjechać jakiś generał i zarządzić, żebym porzucił swoje stanowisko.
Wszystkimi innymi niech zajmuje się FSO. Niech ochraniają Dumę, patriarchę,
Pudrina, kogokolwiek.
Swój
człowiek u każdego gubernatora
Kiedy powstawała FSO, wszyscy nasi mini prezydenci (szefowie republik - MZ), wszyscy
gubernatorzy też organizowali swoją ochronę. Po roku 1991, zwłaszcza po roku
1993, ruszyła cała fala, wszyscy zamawiali sobie własnych ochroniarzy. Jeden
bal się bandytów, inny komunistów. I kogo brali do tej ochrony? Albo byłych
żołnierzy specnazu, albo byłych sportowców. Mają mocne pięści, ale nie potrafią
obchodzić się z bronią. Albo potrafią, ale nie mają pojęcia o przepisach.
Wszystko to było zgniłe. Przyszedł mi do głowy pomysł, poszedłem z nim do
prezydenta. "Niech pan pozwoli,
weźmiemy wszystkie te ochrony pod nasze skrzydła". Jeśli nie potrafisz
powstrzymać jakiegoś procesu, powinieneś nim pokierować. Masz forsę? Chcesz
wynająć sobie ochronę? Proszę bardzo, ale tylko spośród etatowych
funkcjonariuszy FSO…
O co chodziło? Wszystkich tych ludzi zbieraliśmy u siebie
w Kuławnie, tam mieliśmy świetny obóz treningowy. Popracujemy dwa tygodnie,
poćwiczą strzelanie, walkę na macie, poznają przepisy. I zrozumieją choć
trochę, co to takiego prawo i przepisy. Jeśli nie służyłeś w wojsku, damy ci
stopień młodszego sierżanta, po dwóch latach będziesz podporucznikiem. Ci
ludzie byli szczęśliwi.
Jeśli wezmę pistolet i kogoś zastrzelę, posadzą mnie. Ale
jeśli jesteś funkcjonariuszem FSO i o bronisz ochranianego człowieka, to już
całkiem inna historia. Wyszkoliliśmy tych sportowców, daliśmy im status prawny.
Tak właśnie pojawiła się Federalna Służba Ochrony.
To już nie była służba taka jak GUO (Główny Zarząd
Ochrony), która ochraniała Kreml, dacze państwowe w pobliżu Moskwy, plus po
jednej daczy w Karelii i w Soczi. Stary GUO rozszerzyliśmy na cały kraj. Z
chłopakami pracowali nie tylko instruktorzy, ale także funkcjonariusze
operacyjni. Zazwyczaj świetni profesjonaliści, starzy czekiści, wiedzieli kogo
i jak zwerbować. Więc proszę na to zwrócić uwagę, w ochronie każdego
gubernatora mieliśmy swojego człowieka. Jeśli tam zaczynało się coś złego,
dowiadywaliśmy się o tym pierwsi. I Jelcyn wiedział doskonale, iż nie są
szykowane żadne spiski.
Korupcja
Nasi funkcjonariusze operacyjni walczyli także z
korupcją. Oddelegowaliśmy ich do dwóch różnych oddziałów, "K"
odpowiadał za administrację prezydenta, "P" za rząd. Przegnaliśmy z
rządu 14 ludzi, na czele z pierwszym wicepremierem Aleksandrem Szochinem.
Pożegnaliśmy się z szefem administracji prezydenta Siergiejem Fiłatowem. To był
skorumpowany łajdak, współpracował z chuliganami, złodziejami, zbudowali mu
prywatny dom, o wiele bogatszy, niż mój. Samo ogrodzenie z żeliwa kosztowało
400 tysięcy dolarów.
A jak wygląda moja sytuacja? Moje książki wychodziły w milionowych
nakładach, wiele kontraktów podpisałem z różnymi radiostacjami. One moją
książkę "Jelcyn od świtu do zmierzchu" czytały u siebie na antenie.
Ale w mojej książce są zaledwie 3% prawdy. Dziś można już
opowiedzieć o wiele więcej. Dawniej wydawało mi się, iż pisanie o pewnych
rzeczach będzie nie w porządku. Ale teraz zrozumiałem, co oni tam wyprawiają.
Teraz dużo mówi się o Szuwałowie (pierwszy wicepremier, bohater
prowadzonych przez Aleksieja Nawalnego śledztw). Z tyłu, za moim garażem
stoi dom jego dawnego komendanta. Odszedł, nie był w stanie dalej pracować.
Kiedy aktualna była historia ze Skołkowem (nieukończony
projekt rosyjskiej Doliny Krzemowej, promowany w czasach prezydentury
Miedwiediewa - "mediawRosji"), Szuwałowowi pieniądze przywożono
ciężarówkami. Przywozili mu je do domu, w pudłach, workach, w ogromnych
paczkach. Wrzucali do szaf na ubrania.
Murow.
Jak można go było tolerować?
Odszedł teraz Jewgienij Murow (dyrektor FSO w latach 2000-2016). Jak długo można go było jeszcze
tolerować? Zwolnił takiego człowieka, jak Aleksiej Aleksandrowicz Diomin. Tylko
nie pomyl go z byłym ochroniarzem Putina, gubernatorem obwodu tulskiego
Diuminem. Losza za czasów Gorbaczowa dostał najwyższe odznaczenie, order Lenina,
w Zarządzie Dziewiątym KGB było tylko dwóch takich ludzi. To oni w ciągu 6
miesięcy wybudowali dla Gorbaczowa, na działce o powierzchni 66 hektarów, daczę
"Barwicha". Po wygnaniu Gorbaczowa, także Jelcyn miał ochotę, by w
niej zamieszkać.
Przyszedł Putin i mianował Murowa. We wszystkich
wywiadach z 1996 roku mówiłem, że ten facet jest skorumpowanym łapówkarzem.
Jednak gazety to wycinały, bano się FSO. Zaraz po swojej nominacji Murow wezwał
swego zastępcę do spraw budownictwa, Diomina. Po moim odejściu, mój następca
Jurij Krapiwin mianował Loszę na generalskie stanowisko.
Murow zwołał zebranie, gdy dobiegło końca zarządził:
" wy Diomin, zostańcie".
Codzienne spotkania u Murowa przewidziane na pięć minut
ciągnęły się po trzy godziny. Jakaś brednia. Po co brali w nich udział
kucharze? Dlaczego w ich obecności omawiano sprawy, o których dowiedziałeś się
tylko od samego prezydenta. Znać je powinni tylko funkcjonariusze operacyjni.
Tak się nie da. Nigdy nie robiłem wielkich zebrań.
Wcześniej Murow nigdy niczym nie zarządzał. Putin go
mianował, bo siedzieli razem w jednym gabinecie. Putin uważał, że Murow jest mu
oddany. Ale kiedy Murow spotkał swojego zastępcę do spraw budownictwa,
powiedział mu od razu: "Policzmy się, proszę bardzo. Od każdego kontraktu,
umowy należy się 10%". Losza o mało co nie upadł z wrażenia. Ale wyżej
pójść się już nie da. Wyżej jest tylko Pan Bóg. I jeśli kraść w takim miejscu?
Tak wcześniej nigdy nie było. Losza harował uczciwie, przepracował tyle lat.
Wyszedł i od razu napisał podanie o dymisję. Ze stanowiska generalskiego. Kiedy
Murow chciał na nie wybrać któregoś z podległych mu funkcjonariuszy, wszyscy
odmówili.
Wtedy Murow wziął Saszkę, mojego dawnego szefa sztabu i
mianował go zastępcą do spraw budownictwa. Po dwóch latach Sasza w stopniu
generała porucznika odszedł na emeryturę. I zarobił dwa zawały serca. Tacy
teraz przychodzą do FSO i innych organów ochrony prawa. Ci, którzy spekulują na
patriotyzmie nie są ludźmi. Można to określić jednym słowem, taniocha. Putin
zwolnił Murowa nie tylko za korupcję, a tak jak w wypadku Jakunina za
angielskie paszporty. Miał je sam Murow, albo jego dzieci.
Spisek
generała Rochlina
Co to zapytanie, czy wierzę w spisek Rochlina? Sam brałem
w nim udział. Lew Rochlin (przywódca
Ruchu Poparcia dla Sil Zbrojnych, general armii) przygotował rysunki, na
ich podstawie zacząłem przygotowania mające na celu przerzut korpusu Rochlina z
Wołgogradu do Moskwy. Do dziś czekają na mnie w fabryce im. Skuratowa w Tule.
Tak byłem uczestnikiem tego spisku. Wcale się nie
wstydzę. Kiedy funkcję regenta wypełniał Anatolij Czubajs, nie trzeba było
wiele wysiłku, by zająć Kreml. Po prostu tfu! Wystarczyłby jeden korpus. Po
wydarzeniach 1993 i 1996 roku już nikt by nie posłuchał Jelcyna.
Po 1 lutego 1996 roku Jelcyn był żywym trupem. Kropka.
Nie nadawał się do tego, by na niego głosować. Na pracę zostawały mi wówczas
dwie godziny. Przychodziłem do biura o dziewiątej, o jedenastej telefonował
Jelcyn: "Aleksandrze Wasilijewiczu, może zjemy razem obiad?" Finito,
dzień pracy się skończył. Mówiono wówczas, że ja byłem drugim człowiekiem w
państwie. Ale warto to skorygować. Proszę mnie nie obrażać, niekiedy byłem i
pierwszym. Wtedy, kiedy Jelcyn nie miał już nikogo, kto za niego naciskał by na
odpowiednie guziki. Kiedy dziś pytają mnie, kto moim zdaniem mógłby zająć
prezydencki fotel Jelcyna, odpowiadam od razu - Rochlin.
To prawdziwa bieda, kiedy nie wiesz na kogo postawić. Tak
jak i dzisiaj, kiedy pytają, a kogo widzielibyście na miejscu Putina. Wystarczy
wyznaczyć kogokolwiek, byle był uczciwy. Wystarczy prosty, uczciwy facet.
Moim zdaniem Rochlin byłby najlepszym kandydatem. Przede
wszystkim dla tego, iż był człowiekiem honoru. Rochlin nikomu się nie
podlizywał. Miał z tego powodu wielu wrogów w Ministerstwie Obrony. A przecież
realizował wszystkie zadania. Trzeba było zająć jakąś miejscowość, proszę
bardzo, on to robił. Straty były niewielkie, jeśli w ogóle nie zerowe. Sam
zawsze starał się przemyśleć każdą operację… Tylko sam.
Żona
wariatka
Ale spisek się nie udał. Jego lider został zabity.
Kropka. Rochlina zastrzeliła żona-wariatka. Nie było żadnych snajperów,
strzelców. Jakiś przedziwny zbieg okoliczności. Znałem go dobrze. Bywałem u
niego w domu, w bani, tam gdzie go zastrzelono. Opowiedział mi całe swoje
życie.
W spisku, razem z nami, uczestniczyli różni ludzie. Także
ci, którzy byli razem Chasbułatowem w 1993 roku. Ci stawiali przed sobą całkiem
inny cel, chcieli by wrócił komunizm i Związek Radziecki. Ja byłem przeciw. Ja
nie chciałem powrotu ZSRR. Ja miałem dość, potrzebowaliśmy prawdziwej
demokracji. Żeby była konkurencja. żeby nie było wszędzie monopoli. Dlaczego
tak lubię Amerykanów? Teraz będą mieli wybory. Nawet jeśli zrobią pomyłkę i
postawią na Trumpa, za cztery lata go zmienią. Mają też Kongres. Nie pozwolą
narobić głupstw.
Ale u nas tak się nie da. Przyjęliśmy głupią konstytucję.
Idiotyczną. A co by się stało, gdyby nie było mnie wtedy obok Jelcyna.
Konstytucja byłaby jeszcze gorsza. To był mój pomysł, by wprowadzić
gubernatorów do Rady Federacji. Podzieliłem się nim z Jelcynem. On wtedy
jeszcze nie rozumiał po co. A ja rozumiałem. Ważne, by była jakaś przeciwwaga.
Czytałem tę konstytucję i było mi wstyd.
Pracowałem wtedy w Dumie, w komisji do spraw obronności.
Starałem się pomóc Rochlinowi. Chodziło to, by jego chłopcy z miejsca
dyslokacji w Wołgogradzie dostali się na Kreml. By to się udało, należało do czołgów
i transporterów opancerzonych dołączyć przyczepy. Byłem wtedy deputowanym z
Tuły, dlatego zwrócono się do mnie, żebym to załatwił. Zamówiłem przyczepy na sumę
240 tysięcy dolarów. Ale tam gdzie je zrobiono, leżą do tej pory. Wszystkie
zardzewiały. Dlatego, że zleceniodawca ich nie odebrał. Nikt nie mógł ich
odebrać.
Tak to było. Takie było moje zadanie. Rochlin zamierzał
działać tak, jak w Czeczeni. Tam zbliżał się do przeciwnika swoimi ścieżkami,
nikt inny ich nie znał. I teraz Rochlin wiedział, jak przerzucić wojsko do Moskwy w ciągu dwóch dób.
Cały korpus. Miał pomysł jak zająć Kreml, ja miałem pomóc w jego realizacji. Na
Kremlu znalem każdy zakątek. wiedziałem, jak się tu przedostać, kogo trzeba
będzie ogłuszyć. Wiedziałem nawet, którędy należałoby należy przejść, żeby kropnąć
Jelcyna. Na to jednak się nie
zdecydowałem. Spotkało mnie później wiele zarzutów. "Dlaczego go nie
zabiłeś?" Ale jak mogłem go zabić, jeśli Jelcyn był legalnie wybranym
prezydentem? Wy go wybraliście. Mówią, że to nie my. Więc skąd się wzięło 70%
za Jelcyna? Wybaczcie, ale to społeczeństwo oddało na niego swój głos.
Nie mogłem zostać zdrajcą. Ale byłbym w stanie go
kropnąć, kiedy mnie zwolniono (wtedy gdy
kazałem aresztować dwóch złodziei-posłańców). Wtedy Jelcyn zdradził własny naród
i na czele państwa postawił Czubajsa. Tak, kiedy to się wydarzyło byłbym w
stanie go zabić.
Kiedy zginął generał Rochlin, już nikt więcej do mnie się
nie zgłaszał. Prawda potem uczestniczyłem w jeszcze jednym spisku. Ale jego
inicjator też już umarł. Po prostu umarł. Tak się zdarza. Nie wydaje mi się, by
ktoś mu w tym pomógł.
Patriarcha,
Szojgu, Putin i emerytura inżyniera
Ja nie uznaję autorytetu Kiryła. To nie jest mój
patriarcha. Przychodził do mnie, kiedy był zastępcą Aleksieja, przez cztery
godziny piliśmy z nim koniak. Świetnej jakości, podarowany Jelcynowi i mnie
przez ludzi z Mołdawii. Prezydent wówczas wyznaczył mi specjalne zadanie,
miałem kontrolować handel bronią. Nie
chodziło o to, by łapać międzynarodowych bandytów, ale o to by kontrolować
handel zagraniczny. Razem z FSO powołaliśmy do życia korporację "Rozwoorużenije".
Wchodzące w jej skład fabryki, zatrudnieni w nich ludzie, zaczęli dostawać choć
jakieś pieniądze. Ale obecny patriarcha namawiał mnie, byśmy Cerkwi oddawali
10% od sprzedaży uzbrojenia. Oni już wówczas dostawali kupę forsy z alkoholu i
papierosów. Natychmiast powiedziałem nie. "Chcecie jeszcze forsę z
uzbrojenia? Nawet mnie nie namawiajcie". Ale on zaczął mi tłumaczyć, że w
kraju nie ma teraz ideologii, i że tylko cerkiew może ją zaproponować.
W 2011 roku Aleksander Korżakow ostatecznie rozstał się z polityką. W wybranym wówczas parlamencie zabrakło dla niego miejsca. |
Wskaźnik poparcia dla Putina wynosi teraz 80%, Szojgu (minister obrony )ma 70%. Obawiałbym się,
iż los Szojgu już jest wiadomy. Nasz szef boi się go. Sierioża Szojgu jest
niezłym facetem, ale należy wystrzegać się zbyt bliskich kontaktów z przywódcą
narodu. A teraz jeszcze Putina nastraszyli Turcy.
Oczywiście słyszałem o ostatnich nominacjach. Wstrząsnął
mną sondaż opinii przeprowadzony przez radio "Echo Moskwy". Słuchacze
mieli wybór: te nominacje dla ochroniarzy oznaczają, iż Putin czegoś się boi.
Albo na odwrót - niczego się nie boi. 95 % uczestników sondażu odpowiedziało,
że Putin się boi. 95%! Szczerze mówiąc, ja też jestem tego zdania. Czas płynie
i pewne rzeczy Putinowi robić jest coraz trudniej. Po co stworzono gwardię?
Przecież prezydentowi i tak podporządkowane są wojska wewnętrzne, minister
spraw wewnętrznych, minister obrony i dyrektor FSB.
Tłumaczyłem już, jak tworzyliśmy FSO. W ten sposób
uwolniliśmy Jelcyna od lęku, wszystkie regiony były pod naszą kontrolą. Dzisiaj
zadanie służby ochrony nie polega na tym, by okazywać pomoc w rozwiązywaniu
problemów gospodarki. Ważniejsza jest kontrola, pewność że nikt nie zawiązuje
spisku. Te nominacje były nierozsądne. Gubernator winien zajmować się
gospodarką, w trochę mniejszym stopniu polityką, ale dziś jakich mamy
menedżerów, jakich polityków? Teraz każdy z nich będzie miał kuratora z
administracji prezydenta, to on będzie podejmował decyzje w kwestiach
gospodarczych. Komu to jest potrzebne? Ci ludzie mają inny zawód.
Im się wydaje, że społeczeństwo jest za Putinem. Figa z
makiem. Mój brat go popierał, jest inżynierem. Właśnie przenieśli go na
emeryturę. Paszoł won. Brat harował całe życie. Miał 22 lata, kiedy skierowali
go do fabryki im. Chruniczewa. Pracował w niej całe życie. Ani razu nie był za
granicą, nawet nie jeździł do sanatorium. Odpoczywał podczas delegacji, na
kosmodromie w Bajkonurze. A teraz musi się utrzymywać z emerytury w wysokości
18 tysięcy rubli. Choćby dali mu dyplom honorowy.
Korżakow
1969-1970 - Aleksander Korżakow odbywa służbę wojskową w
Pułku Kremlowskim.
1970 - przyjęty na służbę w IX Zarządzie KGB.
1985-1987 - pracuje jako ochroniarz Pierwszego Sekretarza
Komitetu Moskiewskiego KPZR, członka kandydata Biura Politycznego Borysa
Jelcyna.
Październik 1987 -
Jelcyn występuje na plenum KC z ostrą krytyką kierownictwa partyjnego. Jego
przemówienie nie zostaje opublikowane w radzieckiej prasie, jest jednak szeroko
rozpowszechniane w samizdacie.
Luty 1988 - Jelcyn
zostaje pozbawiony stanowiska członka kandydata Biura Politycznego. Zostaje
przeniesiony do pracy w Komitecie do spraw Budownictwa "Gosstroj".
1989 - Korżakow zostaje zwolniony z KGB. Jelcyn zostaje
wybrany delegatem na Zjazd Deputowanych Ludowych.
1990 - Jelcyn zostaje wybrany na stanowisko
przewodniczącego Rady Najwyższej RSFSR
1991 - Jelcyn wygrywa wybory na stanowisko prezydenta Rosji. Korżakow staje na czele Głównego
Zarządu Ochrony. W 1996 roku zostaje on przekształcony w Federalną Służbę
Ochrony.
1996 r. - Korżakow traci wszystkie stanowiska. Jest to skutkiem skandalu związanego z
zatrzymaniem Siergieja Lisowskiego i Arkadija Jewstafiewa, działaczy sztabu
wyborczego Jelcyna. Ich zatrzymanie ma miejsce w najgorętszym okresie kampanii
wyborczej.
1997 - Korżakow zostaje wybrany deputowanym do
parlamentu. Do roku 2011 pracuje w Komisji do spraw Obrony.
Lipiec 1998 r. - pod Moskwą ginie zastrzelony przywódca
opozycyjnego Ruchu Poparcia dla Sil Zbrojnych, generał armii Lew Rochlin. Za
sprawcę zbrodni została uznana żona generała, Tamara Rochlina.
Tłumaczenie: Zygmunt Dzięciołowski
Oryginał ukazał się na portalu Mediazona: https://zona.media/article/2016/05/09/korzhakov
*Maksym
Sołopow, moskiewski dziennikarz młodszego pokolenia. Obecnie pracuje w portalu "gazeta.ru".
Wcześniej związany był z zajmującym się obroną praw człowieka portalem http://zona.media/ (uruchomionym z inicjatywy
dziewcząt z Pussy Riot). Współpracuje z nim po odejściu do gazeta.ru.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Projekt "Media-w-Rosji" ma na celu umożliwienie czytelnikowi w Polsce bezpośredniego kontaktu z rosyjską publicystyką niezależną, wolną od cenzury. Publikujemy teksty najciekawszych autorów, tłumaczymy materiały najlepiej ilustrujące ważne problemy współczesnej Rosji. Projekt "Media-w-Rosji" nie ma charakteru komercyjnego.