Strony

wtorek, 7 kwietnia 2015

Kryzys rosyjski i 50 miliardów dla Ukrainy



Kryzysu rosyjskiej gospodarki nie wywołały ani sankcje, ani spadające ceny ropy naftowej. Jej stary model rozwoju, oparty o wydobycie surowców i pobudzanie popytu wewnętrznego, wyczerpał się już kilka lat temu. Dziś gospodarkę rosyjską ogarnęła stagnacja. Aleksander Auzan, ceniony rosyjski ekonomista, dziekan wydziału ekonomii  Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego, rysuje także różne scenariusze wyjścia z obecnego kryzysu. Jego zdaniem, Rosja mogłaby także wziąć udział w ratowaniu, zagrożonej bankructwem, gospodarki Ukrainy.




Autor: Aleksander Auzan






Ukraina nas skłóciła, Ukraina nas pogodzi



Ekonomista Aleksander Auzan tłumaczy, iż rosyjsko-europejski projekt uratowania Kijowa przed bankructwem tworzy szansę na przerwanie wojny.

W ramach XXII sympozjum "Rosyjskie drogi", zorganizowanego przez Moskiewską Wyższą Szkołę Nauk Społecznych i Ekonomicznych, profesor Aleksander Auzan, dziekan wydziału ekonomiki Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego wystąpił z wykładem zatytułowanym "Wojna i gospodarka: scenariusze dla Rosji". Lenta.ru zapisała jego najważniejsze fragmenty.






Aleksander Auzan jest jednym z najbardziej cenionych rosyjskich ekonomistów. Realistycznie ocenia
położenie gospodarki rosyjskiej, jego zdaniem Rosja razem z Europą powinny pomóc Ukrainie. 





Jako ekonomista chciałbym zaprezentować trzy tezy, pokażą one, jak ta wojna związana jest z gospodarką. Jak mi się wydaje, nie potrzebne tu są jakieś wyjaśnienia,  będziemy mówili o wojnie w Donbasie. Ma ona charakter bardziej globalny i złożony, niż czysto wewnętrzny konflikt w sąsiadującej z nami Ukrainie.


Interpretacje ekonomiczne


Możliwe są różne ekonomiczne interpretacje tej wojny. Dla przykładu, dwa miesiące temu, na posiedzeniu Rady Naukowej Akademii Nauk wystąpiłem z polemiką wobec Siergieja Głaziewa (doradca prezydenta - red.). W jego interpretacji wojna jest związana ze zmianą stosunków technologicznych. Jego zdaniem, jesteśmy świadkami przejścia na kolejny, szósty już poziom rozwoju technologicznego. Z tego wynika konieczność przeprowadzenia modernizacji, przyspieszenia rozwoju wiodących państw, zwłaszcza USA. Wiąże się z tym potrzeba destabilizacji stosunków  międzynarodowych i skierowanie strumieni finansowych w innych kierunkach. Być może jest to interesujący punkt widzenia, jednak nie do końca się z nim zgadzam. Moim zdaniem, istnieje prostsza interpretacja, tego co się wydarzyło. Nie koniecznie musimy mówić o zjawiskach o charakterze "cyklicznym".

Kiedy zaczyna się czytać niemieckich ekonomistów z początku XX wieku, trudno oprzeć się zdumieniu, na ile nasze własne teksty pisane sto lat później podobne są do tego, co pisali Kessler, Kautsky i inni: "Świat jest ze sobą powiązany w takim stopniu, iż żadna wojna nie jest możliwa". Ale zaraz potem zaczęła się I wojna światowa. Najwyraźniej procesy internacjonalizacji, lub jak mówimy dziś globalizacji, mają charakter cykliczny. Jeśli przyjrzymy się kryzysowi z lat 2008-2009, to musimy stwierdzić, iż rzeczywiście był on dość niezwykły. Zobaczyliśmy dysproporcję pomiędzy wzajemnym powiązaniem państw za pośrednictwem jednego, wspólnego handlu giełdowego, a stopniem w jakim koordynują swoje działania. Jeśli w ramach jednego organizmu, walczą ze sobą płuca i wątroba, inaczej mówiąc, ośrodki finansowe z przemysłem, to organizm ten nie może czuć się dobrze. Gospodarka światowa znalazła się w fazie trwającej coraz dłużej obniżonej dynamiki. Na takim skrzyżowaniu należy dokonać wyboru. Dla przykładu, można radykalnie zwiększyć stopień wzajemnej koordynacji pomiędzy różnymi państwami, trudno jednak wyobrazić sobie powstanie rządu światowego, choćby na poziomie teoretycznym. Można zapewne zwiększyć rolę światowego systemu sądowniczego, taki postulat zgłoszono na forum Grupy G9 w 2009 roku, czy jednak daleko udało się nam zajść po tej drodze? Nawet Francja i Anglia nie potrafią porozumieć się w kwestii uregulowań z dziedziny finansów, a cóż dopiero mówić o Gwinei i Norwegii, czy Mongolii i Gwatemali.

Wariant numer dwa - deglobalizacja i powołanie do życia bloków regionalnych. To jeden z możliwych sposobów adaptacji i Ukraina moim zdaniem, stała się pierwszą ofiarą tej zaostrzającej się walki konkurencyjnej. To rezultat tego, iż zderzyliśmy się z pierwszą falą deglobalizacji.


Rady Grzegorza Kołodki


Wydział ekonomiczny  moskiewskiego uniwersytetu MGU często odwiedzają koledzy z różnych krajów Europy. Prowadzimy z nimi dyskusję. Opowiem o jednej z nich, to dobry przykład. W 2007 roku odbyła się w Jałcie konferencja z udziałem ekonomistów ukraińskich i europejskich. Na niej znany polski specjalista Grzegorz Kołodko (minister finansów Polski od 1994 do 2003 roku - red.) zwracając się do ukraińskich kolegów powiedział: "Ukraina jest zbyt dużym krajem, radziłbym wam nie liczyć na pomoc europejską. Europa nie weźmie jej na swoje barki. Daj Bóg, byśmy dali sobie radę z Bułgarią i Rumunią. Postarajcie się dogadać z Rosjanami".







Pojechałem do Kijowa w grudniu 2013 roku, Majdan miał wtedy charakter pokojowy, ale od razu zrozumiałem, że sytuacja się zmieniła. Tłumaczyłem kolegom z Europy, na czym polegała różnica. W 2007 roku traktowali oni Ukrainę jako obiekt pomocy i wsparcia dla reform instytucjonalnych, jednak między sobą konstatowali, iż "to się nie uda, nie starczy nam pieniędzy." Teraz Unia Europejska ma pieniędzy o wiele mniej (tak jak i Rosja), a Ukraina nie jest dla niej wyłącznie krajem, któremu niezbędne są reformy instytucjonalne. Teraz jest dla Europy nowym rynkiem. To wielki kraj - nadaje się.

Ta zmiana podejścia wynika z tego, iż to logika istnienia bloków regionalnych wymusza ocenianie krajów jako rynku. W tym zaś wypadku, mamy do czynienia z otwartym i ostrym starciem dwóch formujących się bloków regionalnych. Proszę zwrócić uwagę, aż do 2008 roku Euroazjatycki Blok Ekonomiczny, a więc do chwili, gdy zaczęliśmy smażyć się na kryzysowej patelni,  pozostawał porozumieniem pozbawionym treści. Jednak, gdy tylko okazało się, iż trzeba udzielić pomocy finansowej Mińskowi i Astanie, procesy integracji uległy przyspieszeniu. Nie będę twierdził, że ta wojna ma wyłącznie przyczyny ekonomiczne, ale moim zdaniem przyczyny te także odegrały swoją rolę. Ważne byśmy je sobie uświadomili, gdyż to zapewne nie jedyny i nie ostatni przypadek, gdy fala deglobalizacji przyniesie ze sobą wojny zimne i gorące.

Co to oznacza dla Rosji? 4 marca odbyło się zebranie u szefa rządu, spotkaliśmy się w wąskim kręgu. Dyskutowano o najważniejszych kierunkach działalności rządu. Dokument, jaki je opisywał, w  nowej sytuacji wymagał rewizji. Nie będę tu opowiadał o szczegółach zebrania, ale chciałbym podkreślić,  iż szereg tez z jakimi teraz chcę się podzielić, sformułowałem wówczas w obecności premiera.


Stary model rozwoju


Napięcia o charakterze geopolitycznym osiągnęły nowy etap. Proszę zwrócić uwagę na problem, jaki  naszemu krajowi, w nowej sytuacji, doskwiera najbardziej. Ponownie weźmy za punkt wyjścia kryzys z lat 2008-2009. Wówczas dał o sobie znać ten model rozwoju, z jakiego Rosja korzystała w ciągu minionych siedmiu lat, a w rzeczywistości nawet dłużej - ok. 30 lat. Był to model surowcowy, uzupełniano go niekiedy, pobudzając popyt wewnętrzny. Autorzy "Strategii 2020" jednym chórem podkreślali, iż wyjście z kryzysu przez te same drzwi będzie niemożliwe. Nie tylko dlatego, że ceny na surowce spadają. Także dlatego, iż prawie całkowicie zahamowaliśmy popyt wewnętrzny - ludzie tkwią w kredytach po uszy. W latach 2014-2015 rynek kredytowy zacznie się kurczyć, spłaty kredytów przewyższą sumy, jakie obywatele będą w stanie pożyczyć. Tak więc ten instrument, jakim są kredyty konsumpcyjne został zużyty, gospodarce trudno iść dalej.

Tempo rozwoju zaczęło zwalniać nie w 2014 roku, a w 2011, gdy kresu dobiegła faza wzrostu związanego z odbudową gospodarki. Ogólnie rzecz biorąc, naszą gospodarkę ogarnął obecnie stan paraliżu (jeśli nie wręcz śmierci klinicznej). Sankcje nie mają tu znaczenia, podobnie cena ropy naftowej. Rzecz idzie o tym, iż wyczerpał się dotychczasowy model rozwoju. Mamy dwa warianty, by na nowo uruchomić silnik gospodarki. Pierwszy z nich, to aktywne, liberalne reformy o charakterze strukturalnym, mające na celu stworzenie w kraju sprzyjającego klimatu inwestycyjnego. Drugi, to uruchomienie w gospodarce inwestycji państwowych (ok. 10 bilionów rubli, należy na nie wydać sumę, jaka znajduje się w rezerwach rządu). W ten sposób można będzie osiągnąć niewysokie, choć zauważalne tempo wzrostu do roku 2018. Mamy także do dyspozycji wariant trzeci, typowo rosyjski, nie zrobimy nic i pozostaniemy w stanie bezwładu. Ale i ten trzeci wariant wymaga sporych nakladów, a nasze zapasy finansowe ulegają skurczeniu. Z tego punktu widzenia, cena ropy naftowej ma rzeczywiście wielkie znaczenie.




Stary surowcowy model rozwoju Rosji uległ wyczerpaniu. Nie tylko dlatego, iż ceny na rynkach
światowych drastycznie spadły. 


Nawiasem mówiąc, nie wierzę w dość popularną u nas teorię, iż spadek cen ropy jest skutkiem spisku geopolitycznego. Mamy tu do czynienia z najprostszym równaniem, na poziomie pierwszego roku studiów ekonomicznych. Na rynku naftowym, obserwujemy jednocześnie recesję w eurostrefie i spowolnieniem tempa wzrostu w Chinach, zapotrzebowanie tamtejszej gospodarki na energię jest szczególnie wysokie, ze względu na stosowanie często przestarzałych technologii. Równocześnie rozpoczyna się walka o rynki zbytu pomiędzy Arabią Saudyjską, a korzystającą z innowacyjnych technologii wydobycia z łupków Ameryką. Spadkowi popytu towarzyszy konkurencyjna walka o rynki zbytu - co w takiej sytuacji musi się stać z cenami Szanowni Studenci? O jakich może tu być mowa wojnach geopolitycznych, nie mam pojęcia. Ale dla naszego scenariusza bezwładu w gospodarce, to niebezpieczeństwo śmiertelne.


Wybór scenariusza


A teraz kwestia wyboru pomiędzy różnymi scenariuszami. Bardzo podoba mi się scenariusz liberalny, mógłby okazać się bardzo efektywny. Ale jego skuteczność zależy od jednego - zakończenia wojny. Mechanizmy zachęcające kapitał prywatny do inwestycji nie będą działały, gdy nie zostaną uchylone sankcje, gdy inwestowaniu wciąż towarzyszyć będzie gigantyczne ryzyko. Jeśli zaś idzie o wpompowanie do gospodarki pieniędzy z budżetu, równolegle należałoby wprowadzić ograniczenia walutowe. Odpowiedź na pytanie retoryczne, co przyjdzie nam łatwiej? zakończenie wojny, czy narzucenie przez państwo różnych ograniczeń będzie oczywista. Ten drugi scenariusz nie podoba mi się wcale, ale z punktu widzenia niezbędnych kosztów jest znacznie łatwiejszy.

Jeśli więc ceny na ropę nie spadną zbyt drastycznie, prawdopodobieństwo realizacji jednego z opisanych scenariuszy oceniałbym następująco: 45% - gospodarka pozostaje w stanie bezwładu, 50% - wariant "mobilizacyjny", 5% - przeprowadzamy reformy strukturalne (rząd i kierownictwo Banku Centralnego są za). Tak więc to wojna pozostaje największym problemem, jak długo będzie trwać,  szanse wyboru któregoś z przedstawionych scenariuszy nie będą przedstawiały się inaczej.


Potrzeba 50 miliardów


I wreszcie ostatni temat, jaki chciałbym poruszyć. Czy istnieje jakieś wyjście z obecnej sytuacji? Nie da się zamknąć oczu na wojnę, coś trzeba z nią zrobić. Zdaję sobie sprawę, iż to, co w tej sprawie mam do powiedzenia, może się wydać dyskusyjne, jednak zaryzykuję…. Spróbujmy spojrzeć na Ukrainę z dwóch punktów widzenia, co musi zrobić ona sama i co dla niej zrobić mogą inni. Wojenny zgiełk spowodował, iż z naszego pola widzenia zniknął jeden z aspektów - Ukraina jest krajem znajdującym się na progu niewypłacalności i bankructwa. Właściwie, mówiąc wprost, Ukraina już jest bankrutem, jednak o tym nie poinformowano oficjalnie. Na razie żaden kredytorów  nie zgłosil swoich żądań w wystarczająco ostrej formie, by fakt bankructwa rządu i Banku Centralnego został uznany przez instytucje międzynarodowe. Czy można jednak dopuścić do bankructwa państwa położonego w środku Europy, o pięćdziesięciomilionowej ludności? Moim zdaniem, nie. Trudno wręcz wyobrazić sobie następstwa, jakie bankructwo mogłoby mieć dla ukraińskiej infrastruktury społecznej. Jedną z konsekwencji wojny jest niekontrolowane masowe przesiedlanie się ludności. Co się stanie, gdy dodatkowo zawali się cała infrastruktura socjalna?

Ile potrzeba pieniędzy, by uratować Ukrainę przed bankructwem? W 2013 roku dokonano odpowiednich rachunków. Ukrainie niezbędna jest pomoc finansowa w wysokości 50 miliardów dolarów. W gruncie rzeczy, to nie tak dużo - o wiele mniej, niż znaleziono dla Grecji. Jednak to więcej, niż samodzielnie może zaproponować każda z zainteresowanych stron. Ani Europa, ani Rosja (Amerykanów bankructwo Ukrainy w ogóle nie dotyczy) nie mogą ofiarować 50 miliardów. Rosja mogła dać takie pieniądze reżimowi Janukowicza, ale dziś, nie tylko na Ukrainie mamy inny rząd, zmieniła się także Rosja. Stanowisko Europy jest następujące: obiecaliśmy Ukrainie 20 miliardów i tyle damy. Ale to za mało.

Ukraina nas skłócila, Ukraina może nas pogodzić. Potrzebny jest wspólny rosyjsko-europejski projekt mający na celu zapobieżenie bankructwu Ukrainy. Rząd ukraiński znajduje się nieomal w sytuacji bez wyjścia. Trochę znam premiera Jaceniuka, o wiele lepiej znam Petra Poroszenkę, chcę powiedzieć, iż obydwaj są tej sytuacji świadomi. Dlatego wydaje mi się, iż być może warto, rozumiejąc gospodarcze przyczyny i współrzędne tej wojny, dokonać jej oceny, jako zjawiska z dziedziny gospodarki. I na tym polu poszukać instrumentów do jej zakończenia.



Zapisał: Paweł Szczelin
Tłum.: ZDZ



Tekst ukazał się na portalu lenta.ru:
http://lenta.ru/articles/2015/04/01/auzan/






*Aleksander Auzan (ur.1954), ceniony rosyjski ekonomista, dziekan wydziału ekonomii Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego, członek prezydenckiej Rady Gospodarczej. Autor licznych publikacji naukowych.   











Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com











4 komentarze:

  1. Coraz częstsze "pojednawcze" głosy/opinie/propozycje ze strony rosyjskich władz i związanych z nimi analityków świadczą o tym, że w końcu zdali sobie sprawę ze swojego beznadziejnego położenia i szukają jakiegoś wyjścia. Oczywiście ma to być "wyjście z twarzą". Formy tych „pojednawczych” sygnałów są różne : od absurdów w stylu kolej NY-Moskwa-Londyn do quasi-naukowych „anaiz” ekonomicznych jak w tym artykule.. Jednocześnie Rosja dalej napędza histeryczną antyukraińską i antyzachodnią propagandę w środkach masowego przekazu i w dalszym ciągu podsyca wojnę na wschodzie Ukrainy. Jednym słowem -,próbują jechać w rozkroku na dwóch różnych koniach. Taka sztuczka może się udać tylko w cyrku. Ciekaw jestem , jak rosyjska propaganda „odkręci” tą rozpętaną nienawiść. Przypuszczalnie potraktuje swoich odbiorców tak jak na to zasługują, czyli jak pozbawionych pamięci idiotów, sławiąc wieczystą miłość i przyjaźń bratnich narodów.
    Ciekawa jest treść i forma wypowiedzi Auzana – sprawia wrażenia jakby Rosja była stroną neutralną w tym konflikcie. Toczy się gdzieś wojna, giną ludzie, ale to jakby ich bezpośrednio nie dotyczyło.
    Co do rosyjskiej pomocy dla Ukrainy, to też ciekawy wątek. Do tej pory Rosję interwencja kosztowała dużo więcej niż te 50 mld $. Do tego dochodzą zniszczenia na terenach walk : dodatkowe kilkanaście mld $ (niewykluczone żądanie reparacji wojennych przez Ukrainę) . Patrząc na powyższe liczby propozycję Auzana można potraktować jako próbę wykpienia się tanim kosztem z odpowiedzialności.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Ciekawa jest treść i forma wypowiedzi Auzana – sprawia wrażenia jakby Rosja była stroną neutralną w tym konflikcie. Toczy się gdzieś wojna, giną ludzie, ale to jakby ich bezpośrednio nie dotyczyło. "

    Też mnie to uderzyło. Ot, gdzieś tam dzieją się niefajne rzeczy, ale jakoś tak same z siebie, my z nimi nie mamy nic wspólnego. A jak dogadamy się z Zachodem w sprawie wyłożenia 50 mld USD dla Ukrainy, to zapanuje pełna szczęśliwość, Kijów będzie uratowany, Rosja rozkwitnie, cieszmy się grażdanie,
    Pytanie, czy to taki "licencjonowany" przez Kreml balon próbny, czy po prostu wizje oderwanego od rzeczywistości akademika-teoretyka, który zza analiz, wykresów i książkowych teorii nie dostrzega, że na rzeczywistość składają się też inne - poza makro- i mikroekonomią - komponenty. Jak np. czołgi, z których na kremlowski rozkaz rodacy Pana Auzana robią użytek na Ukrainie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to "balon próbny". Pytanie tylko kto za nim stoi : czy Putin, czy jakaś inna grupa szukająca „wyjścia z twarzą”, czy może sam Auzan (na jego miejscu inteligentny człowiek mający odrobinę sumienia już dawno powinien się czuć nieswojo w obecnej sytuacji).
      Auzan trafnie diagnozuje stan rosyjskiej gospodarki i raczej nie ma złudzeń, co do możliwości reform (traktuje to jako najmniej prawdopodobny scenariusz –szance 5% ). Teoretyk oderwany od rzeczywistości zacząłby rozwodzić się nad koniecznymi reformami strukturalnymi, niemożliwymi do przeprowadzenia przez aktualną władzę. W artykule nie ma takich złudzeń. Inna sprawa, że Auzan zdaje się całkowicie nie zauważać, że wojna na Ukrainie ma podłoże polityczne (Ukraina wybrała integrację z zachodem) a nie gospodarcze. I proponuje „gospodarcze” rozwiązanie politycznego problemu. Co jest absurdem przy rosyjskim prymacie polityki nad gospodarką.
      Sądzę, że to raczej jest rozpaczliwa próba poszukiwania wyjścia z aktualnej sytuacji przez samego Auzana . Wyraźnie widać, że boi się wejść na niepewny teren polityki (mógłby się komuś narazić i skończyć jak Niemcow) i ogranicza się do „bezpiecznego” obszaru rozwiązań gospodarczych.
      Inna sprawa, że wychodzi w ten sposób na głupka, bo nikt rozsądny takich oderwanych od rzeczywistości tez by ne głosił. Ale to też należy traktować jako objaw jego desperacji.

      Usuń
  3. Dla mnie ineresujący że Auzan powtarza słowa Putina o "wyczerpaniu obecnego modelu rozwoju" co może implikować że kremlowscy technologowie władzy na zimno wybrali scenariusz militarny żeby wytłumaczyć zapaść ekonomiczną Rosji swoim obywatela. Podczas wojny społeczeństwo się mobilizuje a władza się centralizuje i usztywnia dzięki temu gigantycznemu tematowi zastępczemu. Do tego dochodzi rosyjska paranoja oblężenia.
    Ps. smutne jest to że jeśli porównać polskie "elyty" polityczne i ich problemy to widzimy jak prowincjonalne cwaniaczki nas reprezentują.

    OdpowiedzUsuń