Prognozowanie przyszłości
udaje się rzadko. Historia i polityka same piszą własne scenariusze. A jednak
czasem warto popuścić wodze fantazji. Aleksander Szmieliow, publicysta i dyrektor Programów Sieciowych w moskiewskiej Szkole Wychowania Obywatelskiego nie boi się fantazjowania. I może dlatego potrafi ostrzec rodaków i
świat, iż przyszłość Rosji pełna być
może niewiarygodnych niespodzianek.
Autor: Aleksandr Szmielow
Nasz
pociąg toczy się ze skarpy pod dowództwem szalonego maszynisty, z głośnika
niosą się dziarskie marsze, większość pasażerów z ochotą sobie przy nich
podśpiewuje. Nie można wpłynąć na to, co się dzieje, wszystkie przejścia do
głównego wagonu są szczelnie zablokowane, dobrze przygotowani konduktorzy ostro
ucinają jakiekolwiek przejawy niezadowolenia już na początkowym etapie podróży. Co
w takiej sytuacji może zrobić ta niewielka grupa, świadoma rozmiarów problemu?
Tylko wróżyć – z jaką siłą nastąpi uderzenie, kto je przeżyje i jak będą
urządzać się potem ci, którzy ocaleją. (…)
Co Władimira Putina i Rosję czeka w przyszłości? Jego ucieczka do klasztoru, wieloletnia wojna między regionami, wybuch atomowy? |
„Efekt
motyla”
W
dzieciństwie wielkie wrażenie wywarło na mnie opowiadanie „I uderzył grom”
amerykańskiego twórcy fantastyki Bradburego.
Jego centralna myśl posłużyła później za osnowę filmu pod tytułem „Efekt
motyla”: opowiadał on, jak rozgnieciony w czasach prehistorycznych owad
może zmienić wyniki wyborów prezydenckich w USA i zasady ortograficzne. Od tej
pory przyszłość istnieje w mojej świadomości w postaci nieskończenie
rozgałęziającego się drzewa: rozleje Annuszka olej w tym, a nie innym punkcie – i
los Związku Pisarzy ZSRR ułoży się w taki, a nie inny sposób sposób, rozleje
zaś pół metra bardziej na prawo – i wszystko pójdzie zupełnie inaczej.
Odpowiednio,
bardziej lub mniej gruntownie jestem gotów przewidzieć jedynie ogólne wektory – w jakim kierunku według moich
przeczuć wszystko podąża. Konkretny zaś rozwój wydarzeń zawsze zależy od
ogromnej ilości czynników, które nie podlegają jakiejkolwiek prognozie. Dlatego
też w ramach naszej gry na początku ustalę trzy względnie bezsporne według mnie
tendencje, a następnie zaproponuję trzy możliwe scenariusze rozwoju tych
tendencji: optymistyczny, neutralny i pesymistyczny. Nieco upraszczając, aby
pokazać najbardziej wrażliwe punkty, i rozumiejąc, że realna przyszłość będzie
najprawdopodobniej leżeć gdzieś pomiędzy nimi.
Trzy
pewniki w punkcie wyjścia
Dysponujemy więc takimi oto pewnikami:
1.
Pod koniec 2014 trudno moim zdaniem wyobrazić sobie, iż Władimira Putina opuści
swą posadę w związku z upływem kadencji bądź, tym bardziej, z powodu przegrania
z kimkolwiek wyborów. Toteż pozostają nam tylko trzy warianty przyszłej zmiany
władzy: śmierć najważniejszej osoby, rewolucja bądź „przewrót pałacowy”.
2.
W czasie wydarzeń na Ukrainie Putin przekroczył „czerwoną linię” w swoich
stosunkach z Zachodem i nie uda się już tego odwrócić. Przy tym zapełniające
ekrany naszych telewizorów
„pięciominutówki nienawiści” są bardzo silnym narkotykiem, odwyknąć od
niego z własnej woli praktycznie się nie da. Toteż podstawową ideologią
obecnego reżimu nieuchronnie pozostanie walka z „wrogiem” – wewnętrznym i
zewnętrznym. Każdego dnia coraz bardziej histeryczna.
3.
„Roszada” roku 2011 faktycznie pogrzebała wewnątrzpolityczny ustrój tworu
państwowego pod nazwą „Federacja Rosyjska” w tej formie, w jakiej funkcjonował on od 1993 roku. Krym 2014 poddał pod wątpliwość integralność
terytorialną tego tworu (jeśli 84% obywateli tego, czy innego kraju oświadcza,
iż nie zgadza się z jego granicą państwową i żąda jej siłowej zmiany, to zmiana
ta może pójść wszakże nie tylko w stronę powiększenia terytorium, ale i w
stronę jego pomniejszenia). Wreszcie „rosyjska wiosna” i kampania antyukraińska
razem wzięte zmuszają do zastanowienia się, czy Rosjanie w ogóle przetrwają
jako jednolity naród, czy nie czeka nas los Rzymian? Wszakże jakikolwiek sukces
Ukrainy będzie od tej pory postrzegany jako sygnał dla potencjalnych
„Syberyjczyków”, „Kozaków” czy „Pomorców”: w czym niby my jesteśmy gorsi? W
związku z pojawieniem się przepisów o odpowiedzialności karnej za wezwania do
separatyzmu zagadnienie to można ostatnio rozpatrywać tylko ze sporym lękiem,
dlatego też na wszelki wypadek napiszę wprost: nie tylko nie wzywam do
jakiegokolwiek rozpadu Rosji, ale i gotów jestem dołożyć wszelkich starań, aby
taki rozpad nie nastąpił. W końcu sam też mieszkam w Moskwie, a potencjalna
„Moskowia” nieuchronnie będzie miejscem dosyć mrocznym, ubogim i depresyjnym:
bez zasobów naturalnych, bez poważnego przemysłu, z jednym przeludnionym
megalopolis i całą kupą wymierających wsi, z dzikimi kompleksami dawnej
metropolii oraz nieatrakcyjną historyczną genezą w postaci moskiewskich książąt
od Iwana Kality do Iwana Groźnego. Kto niby zechce żyć w takim miejscu! Jednak
niestety nie wszystko leży w zasięgu moich możliwości, istnieje ogólna logika
procesu historycznego, nad którą nie panuje nikt.
A
teraz o tym, jakie scenariusze możliwe są przy uwzględnieniu tych trzech
czynników.
Scenariusz optymistyczny: Putin ucieka do monasteru
Z
każdym dniem pogłębia się kryzys ekonomiczny związany ze spadkiem cen na ropę
naftową, sankcjami oraz nadmiernymi wydatkami budżetu. Euforia z powodu
„powrotu Krymu” stopniowo wygasa. Wśród najróżniejszych grup społecznych –
lekarzy, nauczycieli, emerytów, przedsiębiorców, pracowników biurowych i tak
dalej – narastają nastroje protestu. Począwszy od zimy 2014-2015 zaczynają oni
coraz częściej wychodzić na ulice, kreując nowych liderów opozycji.
Aby
zminimalizować napięcie społeczne Kreml podejmuje decyzję o przeprowadzeniu w 2016 względnie konkurencyjnych wyborów do
Dumy Państwowej, wyniki których stają się z kolei przyczyną nowej fali
protestów. Władza brutalnie rozprawia się z protestującymi (największe wrażenie
na ówczesnych ludziach wywiera rozstrzelanie wielotysięcznego marszu Moskwian,
próbujących przekazać prezydentowi swą petycję, w „krwawą” niedzielę 22
stycznia 2017). Jednak 2 marca 2017 zdarza się cud. Gdy Putin wybiera się na
otwarcie pełnego patosu okrągłego stołu poświęconego stuleciu abdykacji Mikołaja
II – objawia mu się cała rodzina carskich męczenników. Dzięki nim widzi
przyszłość, jej obrazy są takie, iż ujrzawszy je gwałtownie zmienia swoją
linię, wraca na Kreml, podpisuje dekret o swojej dymisji i wyjeżdża do
Monasteru Pskowsko-Pieczerskiego, gdzie przyjmuje święcenia mnisze.
Pełniącym obowiązki prezydenta zostaje zgodnie z Konstytucją Dmitrij Miedwiediew. Od razu ogłasza przeliczenie głosów na wyborach do Dumy, a następnie, aby podzielić się z nowowybranymi parlamentarzystami odpowiedzialnością za losy kraju, proponuje im wyłonienie spośród swego składu Rządu Tymczasowego. Razem będą rządzić państwem w okresie przejściowym, do wyborów prezydenckich w 2018 roku.
Oczywiście
wszyscy z przerażeniem czekają na październik, zwłaszcza że wśród regularnych wojsk
rosyjskich i ochotników rozlokowanych na Krymie i w Donbasie prowadzona jest aktywnie
propaganda pod hasłem „Ukraińcy nie są naszymi wrogami, nasi wrogowie to
ojczyści oligarchowie i jedinorossy”.
Jednak właśnie dlatego, że wszyscy tak na to czekają, w październiku nic się
nie dzieje, w listopadzie zresztą też.
W
rezultacie, mimo względnego chaosu i okresowych prób buntu, w Rosji udaje się
przeprowadzić wybory prezydenckie, po czym nowo wybrany prezydent bierze się za
reformy gospodarcze i poprawę stosunków z otaczającym światem. Proces trwa
długo i jest trudny, jednak na pomoc przychodzi aktywnie rozprzestrzeniający
się na całym globie terroryzm islamski, jego mięsem armatnim stają się coraz
częściej przechodzący na islam biali Europejczycy, Amerykanie i Rosjanie. W
celu walki z tym złem zostaje utworzona Koalicja Antyterrorystyczna,
przystępują do niej UE, USA, RF oraz Izrael. Stopniowo przekształca się ona w ponadpaństwowy
sojusz na wzór Unii Europejskiej, utworzonej wcześniej na podstawie Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali.
Scenariusz neutralny: wezwanie do „Ruskiego Risorgimento”
Wszelkie
oznaki niezadowolenia tłumione są coraz ostrzej, Duma Państwowa pozostaje
maszynką do przyklepywania wprowadzających coraz to nowe zakazy ustaw, na
skutek konfrontacji z Zachodem ogłoszony zostaje zakaz wyjazdów za granicę, Rosja
traci łączność ze światowym Internetem i popada w całkowitą izolację. Na
wyborach w 2016 przekonująco wygrywa „Jedna Rosja”, na wyborach w 2018 – Putin,
w 2021 i 2024 – to samo. Opozycyjna działalność polityczna uznana zostaje za
przestępstwo karne („zdrada Ojczyzny”), w kraju przywrócona zostaje kara
śmierci.
Wreszcie
jakieś wydarzenie staje się impulsem do niekontrolowanego wybuchu gniewu społecznego:
może nim być uchwalenie ustawy wprowadzającej karę ukamieniowania za seks
pozamałżeński, albo prawa pierwszej nocy dla sekretarzy lokalnych komórek partii
„Jedna Rosja”. Podobna reakcję wzbudzić może akt samospalenia pozbawionego licencji
handlarza warzywami, albo atak apopleksji głównej osoby w państwie. Ludzie
wychodzą na ulice i cały terytorium całego kraju ogarniają niekontrolowane
pogromy. W rezultacie Rosja rozpada się na wiele części. Niektóre terytoria
zabiera sobie Ukraina (korzystając z pomocy tajemniczych „uprzejmych ludzi” w
kamuflażu, bez znaków rozpoznawczych), niektóre – Chiny, a pozostałe stają się
niepodległymi państwami, próbującymi zbudować swoją tożsamość narodową jako
„Wołżanie”, „Riazańcy”, „Ussuryjczycy” i inni.
Tak
oto mija 10-15 lat. Potem w jednym z nowopowstałych państw – niech będzie to
Republika Niżegorodzka – do władzy przychodzi partia, która naczelną zasadą
swej ideologii ustanawia „zbieranie ziem ruskich”. Ogłoszona zostaje mobilizacja i wezwanie do „Ruskiego Risorgimento”. Ze wszystkich
stron do Niżnego Nowogrodu ściągają podstarzali bohaterowie „rosyjskiej wiosny”
na czele ze Striełkowem, tutaj zaczynają rozpowszechniać komunikaty i manifesty
wzywające, by nie oszczędzać „Sybirów”, „Uralów”, „Twerów”, „Kubanów”, „Riazanów”,
po czym oddziały ochotnicze zaczynają swój pochód. Na początku odnoszą sukcesy:
Federacja Samarsko-Saratowska, Księstwo Iwanowskie i Związek Jarosławski
poddają się bez walki, Chanat Symbirski próbuje się nieco sprzeciwiać, ale siły
są mimo wszystko zbyt nierówne. Jednak na granicach ze Zjednoczonym Królestwem
Wiatki i Wołogdy – gdzie zabronione jest samo słowo „rosyjski”, a obywatele
uznają się za „Wiatyczów”, wyraźnie wymawiających „o” w nieakcentowanej pozycji
– lokalne potyczki przekształcają się w masową krwawą wojnę wszystkich przeciw
wszystkim.
W
konsekwencji do 2050 terytorium dawnej Rosji pozostaje jednym bezgranicznym
polem walki. Niektóre miasta i regiony kontrolują „ochotnicy”, niektóre –
nowoutworzone struktury quasi-państwowe, niektóre – po prostu zwykłe bandy. ONZ
stale omawia na swych posiedzeniach problem katastrofy humanitarnej w
„północnej części Eurazji”, jednak nikt nie chce wziąć na siebie
odpowiedzialności za jego rozwiązanie, dlatego też żadne debaty nie przynoszą
rezultatów.
Scenariusz pesymistyczny: Putin naciska czerwony guzik
Po
okresie krótkiego zawieszenia broni walki na wschodzie Ukrainy zostają
wznowione. Rosja uznaje DNR, LNR oraz Naddniestrze jako niepodległe państwa. Od
razu po śmierci Nazarbajewa rozpoczyna się „rosyjska wiosna” na północy
Kazachstanu. Następnie – w Łotwie i Estonii. USA i Unia Europejska raz za razem
ogłaszają kolejne pakiety sankcji przeciwko Rosji, jednak podsycają one tylko
gniew naszych rodaków. W telewizji obowiązuje propaganda w jednym stylu:
zgodnie z nim „trwa wojna Rosji i Zachodu, a kto ma jakiekolwiek wątpliwości, jest
zdrajcą i wrogiem narodu”.
Wreszcie
(najprawdopodobniej w krajach bałtyckich) dochodzi do otwartej konfrontacji
żołnierzy rosyjskich z wojskami NATO. Na posiedzeniu w Brukseli Sojusz
Północnoatlantycki ogłasza, iż zmuszony jest przyjąć wyzwanie. Pomimo
utrzymanych w zwycięskim tonie relacji rosyjskiej propagandy państwowej,
dosłownie po kilku dniach walki staje się jasne: gorącą wojnę przeciwko NATO
Rosja przegrywa. I jeśli nie zastosuje broni jądrowej, to amerykańscy żołnierze
wkrótce znajdą się na Kremlu.
„Wiesti
niedieli” w przystępnej formie donoszą tę myśl do widzów, niekończące się
talk-show Władimira Sołowjowa i Arkadija Mamontowa tylko ją wzmacniają. Widzów ogarnia
wzniosły patos, podchwytują propagandową myśl, iż „lepiej umrzeć stojąc niż żyć
na kolanach”. Codziennie do Władimira Putina trafiają apele, by nie lękał się i
wcisnął czerwony guzik. Wzywają go do podjęcia tej decyzji parlamentarzyści
Dumy Państwowej, eksperci, robotnicy rolni, pracownicy „Urałwagonzawodu” i
osobiście Ramzan Kadyrow. Sondaże Ośrodka WCIOM oraz „Centrum Lewady” potwierdzają,
iż takie rozwiązanie popiera 84%
ludności, a „kapitulanci” i „zdrajcy narodu” są w oczywistej mniejszości.
W
konsekwencji, w pewnym momencie wszystkie stacje telewizyjne nadają orędzie
prezydenta do narodu: oczywiście nikt
nie chce umierać, jednak nie możemy dopuścić do triumfu naszych wrogów, nigdy
nie żałowaliśmy ofiar dla zwycięstwa i teraz również nie pożałujemy.
Rozbrzmiewają gromkie oklaski i prezydent wciska guzik. Za chwilę znika w bunkrze…
Rozbrzmiewają gromkie oklaski i prezydent wciska guzik. Za chwilę znika w bunkrze…
…I
to już wszystko. Dalej nie ma już niczego.
Oryginał ukazał się na portalu snob.ru: http://snob.ru/profile/27323/blog/83004
Tłum.: T.C.
*Aleksander Szmieliow (ur. 1978), Dyrektor
Programów Sieciowych w Moskiewskiej Szkole Wychowania Obywatelskiego.
Publicysta, działacz polityczny, w przeszłości redaktor naczelny internetowego magazynu „Wzgljad”.
Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:
Obserwuj nas na Twitterze:
Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com
Będzie to mieszanina 1 2 3 bez bomb wodorowych :)
OdpowiedzUsuń