Strony

piątek, 28 listopada 2014

Największe wyzwanie dla Zachodu od czasów zimnej wojny




Trzy lata temu, kiedy ukazało się pierwsze angielskie wydanie książki Luke’a Hardinga o mafijnym państwie Władimira Putina, stawiane przez autora Kremlowi zarzuty wydawać się mogły przesadzone. Od tamtej pory zdarzyło się bardzo wiele. Reżim stłumił bezwzględnie falę demokratycznych protestów w latach 2011-2012. W 2014 dokonując inwazji Krymu i wspierając otwarcie rebelie na wschodzie Ukrainy, odsłonił się jeszcze bardziej. Obserwacje Hardinga dotyczące istoty stworzonego przez Władimira Putina systemu przestały kogokolwiek dziwić.



Polskie wydanie książki „Mafijne Państwo Putina” zamyka specjalnie napisane posłowie. Jakby Luke Harding chciał nam powiedzieć, gdybyście uważnie przeczytali moją książkę trzy lata temu, może niektórym nieszczęściom udałoby się zapobiec.








„Mafijne Państwo Putina”

Autor: Luke Harding



Posłowie




Ucieczka Janukowicza

W lutym 2014 roku Wiktor Janukowycz – nieszczęsny prezydent Ukrainy – ucieka z Kijowa i zostaje przerzucony przez granicę do Rosji. Ucieczka Janukowycza następuje po wielu tygodniach ulicznych protestów przeciwko jego rządom. Bodźcem, który zapoczątkował protesty, jest jego decyzja o odrzuceniu długo negocjowanej umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Zamiast tej umowy Janukowycz przyjmuje 15 mld dolarów pomocy z Moskwy.

Demonstrantów, którzy gromadzą się na mroźnym Majdanie w Kijowie, rozwściecza symbolizm wykonanego przez Janukowycza zwrotu o 180 stopni. Z ich punktu widzenia Unia Europejska to przyzwoitość, rządy prawa, niezawisłe sądownictwo i sprawne rządzenie. (Co prawda Ukraina ma niewielkie szanse na faktyczne wstąpienie do Unii Europejskiej, ale tu chodzi o polityczne intencje.) Natomiast Janukowycz wybiera model Putina. A to oznacza korupcję, bezkarność, fałszowanie wyborów i represje, przynajmniej wobec tych, którzy kwestionują elitę rządzącą.


Zielone ludziki na lotnisku w Symferopolu. Bez stopni wojskowych i znaków
rozpoznawczych. 

Wydarzenia kilku następnych tygodni rozgrywają się w szalonym tempie, szokując Zachód i zbijając z tropu nowy, prounijny rząd w Kijowie. Rosyjscy żołnierze bez żadnych oznaczeń – „zielone ludziki” – pojawiają się w nocy 26 lutego przed budynkiem krymskiego parlamentu w Symferopolu. Otaczają lotniska i bazy wojskowe na Krymie. Przejmują stację telewizyjną. Jeśli to wygląda na zamach stanu, to dlatego, że to jest zamach stanu – dyrygowany krok po kroku przez Moskwę.

Propaganda Putina

Władimir Putin usprawiedliwia tę podstępną inwazję tym, że w Kijowie rządzą teraz „faszyści”. Twierdzi, że nowe „faszystowskie” władze zagrażają Rosjanom, stanowiącym etniczną większość na Krymie. Oczywiście w rzeczywistości nie ma takiego zagrożenia, to zupełna fikcja. Niemniej jednak państwowe rosyjskie media powtarzają te twierdzenia bez ustanku, 24 godziny na dobę. Co więcej, przedstawiają zagarnięcie przez Putina sporej części ukraińskiego terytorium w kategoriach drugiej wojny światowej, czyli Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Według tej baśniowej narracji rządy USA i UE, w tym Polski, są złymi nazistami, a tajemnicze „zielone ludziki” są dobrą Armią Czerwoną.

Z punktu widzenia zachodnich przywódców wygląda to tak, jakby Europa wykonała błędny zakręt w historii, zatoczyła koło i wróciła do jakiegoś mrocznego momentu w XX wieku. Administracja Obamy wyraża oburzenie. Tymczasem prorosyjscy liderzy na Krymie organizują szybkie „referendum” na temat przyszłego statusu półwyspu. W sytuacji, gdy uzbrojeni mężczyźni chodzą po ulicach, rozbijając proukraińskie wiece, 97,66% głosujących rzekomo opowiada się za oderwaniem Krymu od Kijowa. Krymscy Tatarzy zostają w domach. Sondaż zrobiony w lutym wskazywał, że tylko 41% mieszkańców chciało przyłączyć się do Federacji Rosyjskiej.

Podczas gdy reszta świata nie uznaje tego „wyniku”, rosyjscy żołnierze stawiają miny, kopią okopy – tworzą nową granicę lądową. W marcu Putin ogłasza w Moskwie, że przyłącza Krym i Sewastopol do Federacji Rosyjskiej. Trudno jest uniknąć porównań z hitlerowskimi Niemcami w latach 30. XX wieku i Anschlussem Austrii. Na Majdanie – gdzie siły specjalne Janukowycza zabijają ponad 100 demonstrantów – pojawiają się plakaty z Putinem. Rosyjski przywódca ma charakterystyczny wąsik Führera. I nowe przezwisko: Putler.

Aneksja Krymu przez Rosję przyprawia o dreszcze Europę Środkową i Wschodnią, zwłaszcza państwa bałtyckie i Mołdawię. Putin ujawnia nową, ekspansjonistyczną doktrynę. Twierdzi, że Kreml ma obowiązek chronić rosyjskich obywateli wszędzie, także tych, którzy pozostali poza granicami Rosji po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku – według niego to zdarzenie było „geopolityczną katastrofą”. Praktycznie rzecz biorąc, Kreml zastrzega sobie prawo do zajmowania części terytoriów sąsiednich państw. To są „uprzywilejowane interesy” na sterydach.

Nikt nie wie, jak daleko Putin jest gotów posunąć się w narzuceniu tej wizji na delikatną, wieloetniczną mapę Europy. Czy jego planowana irredenta oznacza Związek Radziecki 2.0? A co z Ukrainą? Wydaje się całkiem możliwe, że Putin będzie próbował przejąć kontrolę nad etnicznie rosyjskimi terytoriami Ukrainy, połączyć wschodnie regiony Doniecka i Ługańska z południowymi prowincjami sąsiadującymi z Krymem i portowym miastem Odessą. Obok Odessy jest też Naddniestrze. To terytorium, które oderwało się od Mołdawii. Okupują je rosyjscy żołnierze. Naddniestrze również twierdzi, że chce przyłączyć się do Rosji.


Sankcje


Stany Zjednoczone nie reagują siłą, tylko nakładają sankcje na kolesiów Putina. Na liście jest szesnastu rosyjskich oficjeli z najbliższego kręgu Putina oraz rosyjski bank. Jedną z osób objętych sankcjami jest Giennadij Timczenko, szef spółki Gunvor i przyjaciel Putina. Gunvor znowu zaprzecza, by Putin miał jakieś udziały w firmie. Amerykański departament skarbu ma odmienne zdanie. Oświadcza: „Działania Timczenki w sektorze energetycznym były bezpośrednio powiązane z Putinem. Putin ma inwestycje w Gunvorze i może mieć dostęp do funduszów tej spółki”.

To oświadczenie dla tych z nas, którzy mimo gróźb pozwów sądowych pisaliśmy o spółce Gunvor, stanowi swego rodzaju uwierzytelnienie. Jestem w hotelu w Doniecku. Po przeczytaniu w internecie o amerykańskich sankcjach wykonuję mały taniec po pokoju. Unia Europejska również ogłasza sankcje wobec Rosji. Działania Unii są jednak słabsze – jest to odzwierciedlenie faktu, że mimo powszechnego oburzenia z powodu zagarnięcia Krymu kontynent, któremu przewodzi niemiecka kanclerz Angela Merkel, jest zależny od rosyjskiego gazu.

Latem jest już jasne, że Putin odłożył na półkę plany klasycznej inwazji na wschodnią Ukrainę. Przynajmniej na razie. Teraz prowadzona jest tam inna operacja. Rosyjskie służby specjalne kierują zbrojną, antykijowską rebelią, w której biorą udział lokalni separatyści i „ochotnicy” z Rosji. Ci ochotnicy – w tym Czeczeni – tworzą silny garnizon w Słowiańsku, sennym, prowincjonalnym mieście, 100 kilometrów na północ od Doniecka; najwyraźniej Słowiańsk został wybrany na bazę ze względu na swoją nazwę, przywodzącą na myśl słowiańskie braterstwo.

Antykijowskie nastroje na wschodniej Ukrainie są prawdziwe. Większość ludzi chce jakiejś formy federalizacji. Jednak uzbrojeni separatyści, którzy zajmują szereg budynków municypalnych i posterunków policji, mają bardziej ambitny program: chcą przyłączenia do Rosji. Po kolejnym „referendum” przywódcy separatystów w Doniec­ku i Ługańsku deklarują niezależność od Kijowa. Ogłaszają powstanie nowych „republik ludowych”. Ich oddziały plądrują sklepy i porywają oponentów.

Inaczej niż w wypadku Krymu Putin nie udziela bezpośredniego wsparcia secesjonistom. A w każdym razie nie oficjalnie. Spotyka się nawet – na plażach Normandii – z nowym prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką. Ale cel Putina w średnim okresie wydaje się jasny: sabotować nowy ukraiński rząd i zrujnować szanse Ukrainy na członkostwo w UE i NATO. Tymczasem w Rosji popularność Putina gwałtownie rośnie. Wewnętrzne problemy kraju znikają na fali patriotycznego uniesienia związanego z „powrotem” Krymu.

Po objęciu władzy na Ukrainie Poroszenko rozpoczyna wielką ofensywę militarną przeciwko separatystom, którą nazywa „operacją antyterrorystyczną”. Początkowo jej postępy są niewielkie. Ale od lipca armia ukraińska, obejmująca jednostki ochotnicze, stopniowo odzyskuje teren. Uwalnia Słowiańsk. Rebelianci pod dowództwem rosyjskiego oficera służb specjalnych wycofują się do Doniecka. Separatyści kontrolują kurczące się enklawy. Kijów ma jedną wielką przewagę w stosunku do swoich przeciwników: siły powietrzne.

Uzbrojenie dla rebeliantów

Putin reaguje w klasyczny sposób. Przekazuje rebeliantom ciężkie uzbrojenie, czołgi i wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych. Oczywiście Moskwa oficjalnie temu zaprzecza. Rosyjska armia prowadzi też ostrzał artyleryjski ukraińskich pozycji zza granicy. Rebelianci zaczynają zestrzeliwać ukraińskie samoloty wojskowe – „ptaszki”, jak określa je jeden z dowódców w przechwyconej rozmowie z jego rosyjskim przełożonym. Najpierw zestrzeliwują samolot transportowy lecący na lotnisko w Ługańsku. Wszystkie 49 osób na pokładzie ginie. Potem strącają kolejny samolot 14 lipca, a dwa dni później odrzutowiec wojskowy Su-25.

17 lipca kilku świadków widzi wyrzutnie rakiet buk w kontrolowanym przez separatystów mieście Śnieżne. Później tego samego dnia zespół obsługujący wyrzutnię buk odpala rakietę w kolejnego „ptaszka” nad wschodnią Ukrainą. Cel leci na wysokości ponad 10 tysięcy metrów. Rebelianci zakładają, że należy do ukraińskiej armii. W rzeczywistości jest to cywilny samolot pasażerski Malaysian Airlines MH17, lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur. Wszystkie 298 osób na pokładzie – 283 pasażerów i 15 członków załogi – ginie. Dwie trzecie ofiar to Holendrzy. Inni są z Malezji, Australii, Wielkiej Brytanii i sześciu innych krajów.

Zestrzelenie MH17 działa elektryzująco na społeczność międzynarodową. Nikt nie sądzi, że rebelianci strącili samolot celowo: najwyraźniej zrobili to przez pomyłkę. Jednocześnie ta tragedia wynikała bezpośrednio z polityki Kremla polegającej na zbrojeniu i utrzymywaniu rebelii w sąsiednim suwerennym państwie. Rosyjska telewizja państwowa obwinia Ukrainę za tę katastrofę. Jednak dowody – za­obserwowana przez świadków obecność wyrzutni buk w rejonie kontrolowanym przez separatystów, rozmowy telefoniczne między rebeliantami, po tym, jak zdają sobie sprawę ze swojej strasznej pomyłki – wskazują na winę separatystów.

W reakcji na tę zbrodnię – i w sytuacji, gdy walki toczą się wokół miejsca, w którym spadły szczątki samolotu – Unia Europejska nakłada nowe sankcje na Rosję. To największe sankcje od zakończenia zimnej wojny. Nie przynoszą bezpośredniego skutku odstraszającego. Kreml nadal zaopatruje rebeliantów w broń. Ale sygnalizują, że Europa w końcu się obudziła i zaczyna zdawać sobie sprawę z zagrożenia, jakim jest Rosja pod rządami Putina. Zagrożenie ma charakter regionalny – w szczególności dotyczy byłych satelitów imperium sowieckiego – ale jak pokazuje katastrofa MH17, ma też szerszy wymiar międzynarodowy.



W sierpniu 2014 r. Wladimir Putin w towarzystwie wielu kremlowskich
dygnitarzy z wielką pompą odwiedził Krym. 


Wyzwanie dla Zachodu

Dwadzieścia pięć lat po tym, jak w czerwcu 1989 roku Solidarność w Polsce zmiotła rządzących komunistów w wyborach, które zmieniły oblicze Europy, podziały między Wschodem a Zachodem rysują się wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej. Polska, Czechy i Węgry są w NATO od 15 lat, a w Unii Europejskiej od dekady, wraz z państwami bałtyckimi. W tym okresie wszystkie te kraje kwitną. To prawdziwe historie sukcesu – pod względem rozwoju demokratycznego, gospodarczego, instytucjonalnego. Ale pozaunijne byłe republiki upadłego Związku Radzieckiego to zupełnie inna, mniej szczęśliwa historia. Cofają się w rozwoju. Represyjny sposób działania Rosji służy jako szablon dla innych regionalnych przywódców, w tym dla Janukowycza, przed jego obaleniem.

W samej Rosji władza Putina jest silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Nastały przygnębiające czasy dla liberałów w tym kraju. Dla nich wielkie pytanie brzmi: zostać czy emigrować? Protesty uliczne, które wybuchły w Moskwie w zimie 2011/2012 – towarzyszące powrotowi Putina na urząd prezydenta – wydają się, na razie, stłumione. Wprowadzono nowe przepisy, zmuszające organizacje pozarządowe do rejestrowania się w charakterze „agenta zagranicznego”. Niezależne media – takie jak kanał telewizyjny TV DOŻD’ (TVRain) lub portal internetowy lenta.ru – są dławione. Kłamliwa, państwowa propaganda osiąga rekordowe nasilenie.

Putin może cieszyć się poparciem opinii publicznej w Rosji, z tego prostego powodu, że ma w zasadzie monopol informacyjny, a propaganda działa. Jednak po zagarnięciu Krymu zmienia się sposób postrzegania Rosji na arenie międzynarodowej. W 2010 roku, po rewelacjach WikiLeaks, nie wszyscy byli przekonani, że Rosja jest „praktycznie państwem mafijnym”. Dla niektórych teza mojej książki była zbyt ponura, przesadna, prowokacyjna, podyktowana historycznym pesymizmem. W 2014 roku – i po horrorze MH17 – wyraża oczywisty stan rzeczy.

Ekspansjonizm Putina stanowi dzisiaj zapewne największe wyzwanie dla Zachodu, a zwłaszcza dla Unii Europejskiej, od zakończenia zimnej wojny. Po pięciu czy sześciu latach zaprzeczania Biały Dom przyznaje, że jego próby „resetu” stosunków z Rosją nie powiodły się. W unijnych ministerstwach spraw zagranicznych, akademiach wojskowych i ośrodkach analitycznych jest jasne, że potrzebne są nowe strategie radzenia sobie z agresywną Rosją. Słowem kluczem nie jest już „zaangażowanie” – chociaż Europejczycy nie zrezygnowali z dia­logu. Pojęcie, które na nowo nabiera podstawowego znaczenia w naszych czasach, pochodzi z wczesnych lat zimnej wojny: to „powstrzymanie”.

Sierpień, 2014



Tłumaczenie: Witold Turopolski


*Luke Harding (ur. 1968), znany brytyjski dziennikarz od lat związany z gazetą „Guardian”. Był jej korespondentem w Delhi, Moskwie, Berlinie. Relacjonował wojny w Afganistanie, Iraku i Libii. Jest autorem kilku książek, m.in. wydanych w Polsce „Polowanie na Snowdena” i „Mafijne Państwo Putina”. Jest laureatem licznych nagród dziennikarskich. Obecnie pracuje w londyńskim biurze „Guardiana”. 











Książkę Luke’a Hardinga „Mafijne Państwo Putina” można kupić na portalu wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda
















Pozostałe fragmenty książki Luke’a Hardinga „Mafijne Państwo Putina” na blogu „Media-w-Rosji”


http://media-w-rosji.blogspot.com/2014/11/jest-pan-wrogiem-putina.html

Znany angielski dziennikarz Luke Harding przyjechał do Moskwy w 2007 roku jako korespondent liberalnej angielskiej gazety „Guardian”. Szybko zorientował się, że trafił do państwa nieokiełznanej korupcji, kleptokracji, kontrastów społecznych i represji wobec politycznych przeciwników. W swoich artykułach poruszał najbardziej drażliwe tematy. Unikał eufemizmów, upiększeń i niedopowiedzeń. Bardzo szybko stał się celem bezprzykładnych szykan. Podsłuchiwano jego telefon, do mieszkania włamywali się nieznani intruzi. Wreszcie trafił na czarną listę, doświadczył deportacji z Moskwy. Dziś nie ma co liczyć na wizę do Rosji. Swe rosyjskie doświadczenia opisał w głośnej książce „Mafijne państwo Putina”. Właśnie ukazało się jej polskie wydanie.



Za zgodą wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda publikujemy wybrane fragmenty książki Hardinga. Pierwszy z nich opisuje dwa spotkania ze znaną socjolożką Olgą Krysztanowską. Od lat obserwuje ona przemiany zachodzące w łonie rosyjskiej elity. Tłumaczy brytyjskiemu dziennikarzowi kto i dlaczego wziął go na celownik.







Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com





Jest pan wrogiem Putina !



Znany angielski dziennikarz Luke Harding przyjechał do Moskwy w 2007 roku jako korespondent liberalnej angielskiej gazety „Guardian”. Szybko zorientował się, że trafił do państwa nieokiełznanej korupcji, kleptokracji, kontrastów społecznych i represji wobec politycznych przeciwników. W swoich artykułach poruszał najbardziej drażliwe tematy. Unikał eufemizmów, upiększeń i niedopowiedzeń. Bardzo szybko stał się celem bezprzykładnych szykan. Podsłuchiwano jego telefon, do mieszkania włamywali się nieznani intruzi. Wreszcie trafił na czarną listę, doświadczył deportacji z Moskwy. Dziś nie ma co liczyć na wizę do Rosji. Swe rosyjskie doświadczenia opisał w głośnej książce „Mafijne państwo Putina”. Właśnie ukazało się jej polskie wydanie.



Za zgodą wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda publikujemy wybrane fragmenty książki Hardinga. Pierwszy z nich opisuje dwa spotkania ze znaną socjolożką Olgą Krysztanowską. Od lat obserwuje ona przemiany zachodzące w łonie rosyjskiej elity. Tłumaczy brytyjskiemu dziennikarzowi kto i dlaczego wziął go na celownik.



  
Gazeta "Guardian" wysłała go do Moskwy w 2007 roku. Luke Harding od razu
zorientował się dokąd trafił. W swoich artykułach pisał wprost o korupcji, represjach,
przekrętach, kleptokracji, dyktatorskich metodach sprawowania władzy



Dla dziennikarza, korespondenta zagranicznego posada w Moskwie niemal zawsze była szansą na wielką karierę. Materiały z Rosji często trafiają na pierwsze strony gazet, otwierają telewizyjne programy informacyjne. Ale placówka ta, zwłaszcza dla dziennikarzy zachodnich niemal zawsze wiązała się z ryzykiem. W czasach radzieckich nie trudno było zasłużyć sobie na utratę wizy i akredytacji. W czasach Jelcyna wydawało się, iż najgorsze czasy minęły. Na zawsze. Teraz znów pod rządami Wladimira Putina Kreml reaguje alergicznie na publikacje poruszające niewygodne tematy.





„Mafijne Państwo Putina”

Autor: Luke Harding





Pod koniec 2007 roku w polityce jest tylko jedno istotne pytanie: kogo Władimir Putin wyznaczy na swojego następcę? Czy może, jak się powszechnie zakłada, będzie nadal rządził największym terytorialnie państwem na świecie dzięki jakimś sztuczkom, które pozwolą mu obejść prawo? Po ośmiu latach urzędowania i dwóch kolejnych kadencjach prezydenckich Putin jest zobligowany przez rosyjską konstytucję do ustąpienia ze stanowiska.

Rywalizujące frakcje na Kremlu chciałyby, żeby Putin został – podobnie większość rosyjskich wyborców byłaby zadowolona z jego dalszych rządów. Ale to znaczyłoby, że musiałby poświęcić jedną rzecz, na której mu zależy: międzynarodowy szacunek. Pomimo coraz częstszych – w 2007 roku antyzachodnich wypowiedzi, Putin cieszy się z przyjaznych pogaduszek z prezydentem George’em W. Bushem i innymi przywódcami światowymi. Niezgodna z konstytucją trzecia kadencja sprowadziłaby go do poziomu Islama Karimowa i Nursułtana Nazarbajewa – despotów z sąsiedniej Azji Środkowej, utrzymujących swoje rządy prezydenckie bez końca „z woli ludu”. Kurczowe trzymanie się władzy nasuwałoby też analogie z Aleksandrem Łukaszenką, autorytarnym, wielokadencyjnym prezydentem sąsiedniej Białorusi, przywódcą tak okropnym, że ówczesna sekretarz stanu USA Condoleezza Rice nazwała go ostatnim dyktatorem w Europie. Jesienią 2007 roku naprawdę trudno się zorientować, co się dzieje na Kremlu – ten problem mają nie tylko zagraniczni dziennikarze, ale też ludzie, którzy tam pracują.


Perlustracja


W tym samym czasie FSB nęka mnie nadal – zawsze małostkowo, czasem bardziej otwarcie, czasem bardziej dyskretnie; ktoś gdzieś na zapleczu wyraźnie raz zwiększa, raz zmniejsza intensywność tych drobnych prześladowań. Rosja ma długą tradycję szpiegowania własnych obywateli – praktyki, którą we Francji w XVIII wieku nazwano „perlustracją”. Jak wskazują amerykańscy dyplomaci w poufnych depeszach, ten „godny ubolewania” nawyk czytania cudzej korespondencji sięga czasów carycy Katarzyny Wielkiej, która stworzyła specjalny tajny urząd, zwany „czarnym gabinetem”, mający za zadanie

przeglądanie poczty. „Radzieckie rządy były mniej subtelne; urzędnicy automatycznie sprawdzali zagraniczną korespondencję, a specjalny wydział perlustracji mieścił się w budynku centrum transportu drogowego i kolejowego w Moskwie”, pisze amerykański dyplomata Dave Kostelancik. Praktykę perlustracji kontynuuje się za rządów Putina.

W 2009 roku rosyjskie ministerstwo komunikacji wydaje dekret, który pozwala ośmiu agencjom ochrony porządku publicznego, w tym FSB, na dostęp do tradycyjnej i elektronicznej poczty obywateli. W rzeczywistości praktyka ta jest już stosowana powszechnie.


„Banan” zamiast Berezowskiego


To, że moje telefoniczne rozmowy są podsłuchiwane, potwierdza się niemal codziennie. Agenci FSB przerywają połączenie, kiedy tylko rozmowa schodzi na jakiś drażliwy temat. Wymówienie nazwiska „Bierezowski” albo „Litwinienko” natychmiast kończy rozmowę.

(Przez jakiś czas mówię „banan” zamiast „Bierezowski”. Niebywałe, ale to najwyraźniej działa). Rozmowy o kremlowskiej polityce również kończą się frustrującym „bip bip” rozłączonej linii.

Czasami bardziej niewinne tematy również budzą gniew mojego niewidzialnego słuchacza – albo słuchaczy. Wywiady na żywo, w których mówię o Putinie i naturze państwa rosyjskiego, są szczególnie narażone na zakłócenia. W czasie jednej transmitowanej na żywo rozmowy ze stacją radiową z Nowej Zelandii połączenie zostaje przerwane pięć razy – to rekord. Jestem z tego prawie dumny. Rozmowa jest przerywana nawet wtedy, gdy mówię o niedawnym odkryciu doskonale zachowanego małego mamuta włochatego,

wykopanego przez pasterza reniferów na zamarzniętej arktycznej północy Rosji. W jaki sposób rozmowa o wymarłym mamucie sprzed 16 tysięcy lat może zagrażać bezpieczeństwu państwa? Ale kimże ja jestem, żeby oceniać, co może przeszkadzać Rosji na drodze dielkości?

Z początku zastanawiam się, czy może moimi milczącymi słuchaczami nie są prawdziwi ludzie, tylko automaty zaprogramowane do interwencji na dźwięk pewnych słów kluczowych. Później jednak nabieram przekonania, że moi słuchacze istnieją. Że to prawdziwi ludzie.

Ale kim oni są? I kim są te niewidoczne duchy nawiedzające nasze mieszkanie?


„Buty” i „Marynarki”




Swoje badania rosyjskiej elity Olga Krysztanowska podjęla w końcu lat osiedziesiątych. Dziś
nikt w Rosji nie wie od niej lepiej jakimi drogami kształtowała sie współczesna elita polityczna
i finansowa. 



Na początku grudnia 2007 roku umawiam się na spotkanie z Olgą Krysztanowską, czołową ekspertką od kremlowskich elit i socjolożką z Rosyjskiej Akademii Nauk. Co niezwykłe dla akademickiego badacza, Krysztanowska ma dobre kontakty w Firmie, jak sama nazywa FSB, ale jest też szanowanym pracownikiem naukowym. Jadę metrem do domu Krysztanowskiej w północnej dzielnicy Moskwy Medwiedkowo.

Olga jest niewysoką, nieco korpulentną panią w średnim wieku, ma na sobie bordową garsonkę i nosi okulary w złotej oprawie; ma życzliwe, śmiałe i prostoduszne spojrzenie.

Gdy już siedzę w jej salonie, w gościnnych pantoflach, pytam ją o metody FSB. Krysztanowska mówi ciekawe rzeczy. Twierdzi, że FSB ma stację podsłuchową gdzieś na przedmieściach Moskwy. Istnienie tej stacji, jak wszystko, co wiąże się z tą służbą, jest tajemnicą państwową. Krysztanowska dodaje, że FSB ma specjalny wydział do szpiegowania zagranicznych dyplomatów i zapewne ma podobny wydział zajmujący się zagranicznymi dziennikarzami. Funkcjonariusze podsłuchują wskazane osoby – inwigilacja przez 24 godziny na dobę jest kosztowna, ale w pewnych wypadkach wymagana; inne osoby poddane inwigilacji podsłuchiwane są z przerwami Ale czy nie jest to okropnie nudna praca? W końcu kto chciałby słuchać rutynowych, banalnych wymian między korespondentem „Guardiana” a jego działem zagranicznym w Londynie? Albo – jak to ujął Neil Buckley, szef moskiewskiego biura „Financial Timesa” – dyskusji o tym, czy jego malutki synek Alexander zrobił rano kupkę?

– Specjalne centrum techniczne działa w systemie zmianowym. Pracownicy zwykle dyżurują przez osiem godzin. To monotonna praca. Pracownicy nie mają miejsca na twórcze działanie. Po każdej zmianie piszą raport – mówi Krysztanowska. – Do działania mobilizuje ich idea, że służą krajowi i walczą z jego wrogami. Patriotyczny instynkt ma kluczowe znaczenie.

– FSB jest potężną organizacją. Jej pracownikom schlebia to, że służą państwu, nawet na niskim szczeblu – tłumaczy Krysztanowska. Z reguły funkcjonariusze przychodzą z wojska i wtedy są określani jako „buty” (sapogi). Inni trafiają do FSB z cywila; to tzw. „marynarki” (pidżaki). Największy podział w ukrytym świecie rosyjskich służb specjalnych przebiega między wywiadem a kontrwywiadem, wyjaśnia Krysztanowska. Ci, którzy pracowali w wywiadzie – w tym Putin i Siergiej Iwanow, były „jastrzębi” minister obrony Rosji – są zwykle bardziej inteligentni i elastyczni. Znają języki obce (Putin – niemiecki, Iwanow – angielski i szwedzki).

Najbardziej fanatyczni twardogłowi pochodzą z kontrwywiadu, twierdzi Krysztanowska. Tamtejszych oficerów określa jako „zombi.

– Ci ludzie zostali wychowani w Związku Radzieckim. Byli superizolacjonistami. Nie mieli żadnej wiedzy na temat Zachodu. Nie mogli podróżować za granicę. Byli karmieni nachalną, tępą propagandą i w efekcie stali się ortodoksyjnymi fanatykami. Agenci wywiadu, którzy pracowali za granicą, doświadczyli świata. Byli bardziej liberalni, lepiej wykształceni i bardziej elastyczni – tłumaczy. Coraz bardziej podoba mi się Krysztanowska. Mówi spokojnie, ale z przekonującą elokwencją.


Stypendia im. Andropowa


Mimo wewnętrznych różnic FSB pozostaje niezwykle homogeniczną organizacją z wyraźną mentalnością „siłowników”. Oznacza to, między innymi, podejrzliwość wobec wszystkiego, przekonanie, że Rosja jest otoczona przez spiskujących wrogów, że Zachód i NATO chcą ją „zdestabilizować”. Gdyby Rosja nie była otoczona przez wrogów, gdyby rozwiał się dym teorii spiskowych, zniknęłaby racja bytu FSB.

– Brak wrogów oznacza koniec KGB – podkreśla Krysztanowska.

To wiele wyjaśnia. Zauważam, że w miarę jak Rosja zbliża się do „wyborów” parlamentarnych w grudniu 2007 roku, lista wrogów Putina stopniowo się wydłuża. W przedwyborczym przemówieniu na moskiewskim stadionie Łużniki prezydent – ubrany w czarny golf – nazywa rosyjskich demokratów „szakalami”. Rosyjscy liberałowie są zagranicznymi agentami, którzy pragną zniszczyć starannie zbudowaną stabilność kraju, mówi Putin tłumowi zwolenników z prokremlowskiej partii "Jedna Rosja", zapożyczając tę kwestię z epoki stalinowskiej. Podobnie wypowiada się cztery lata później, w 2011 roku, gdy dziesiątki tysięcy Rosjan z klasy średniej protestują przeciwko masowym oszustwom
wyborczym. Nie wystarczy mu pogardliwe określenie demonstrantów jako pachołków Zachodu, mówi, że białe wstążki noszone przez nich wyglądają jak kondomy.

FSB pozostaje atrakcyjnym pracodawcą. Członkostwo w tym tajnym klubie przynosi wiele korzyści, które rekompensują stosunkowo niewysoki poziom płac.

– Jeśli pracujesz dla FSB, nie musisz się przejmować prawem. Możesz kogoś zabić i nic się nie stanie – mówi Krysztanowska.
– Przejedziesz po pijaku staruszkę na przejściu dla pieszych albo wykończysz konkurenta biznesowego – państwo zawsze cię ochroni. Nic dziwnego, że ludzie z FSB mają poczucie swojej wyjątkowości. To tak, jakbyś był Supermanem – mówi Krysztanowska.

Tylko przypadkiem lekarzom udało się ustalić,
że przyczyną śmierci Aleksandra Litwinienki
był radioaktywny polon. 
Pytam ją o morderstwo Aleksandra Litwinienki w 2006 roku. Mówi, że wyżsi oficerowie FSB w prywatnych rozmowach z nią przyznali, że to zabójstwo musiało być operacją FSB. Absolutnie nie żałowali ofiary – zdrajcy Rosji, który zasługiwał na śmierć – ale nie byli zachwyceni partackim sposobem wykonania zamachu. KGB mordowało swoich wrogów znacznie sprawniej pod kierownictwem Jurija Andropowa – byłego szefa KGB, który po śmierci Leonida Breżniewa w 1982 roku został sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Andropow cieszy się teraz wielką estymą w kręgach tajnych służb: jest najtwardszym z twardogłowych i przedmiotem kampanii propagandowej Putina. W moskiewskiej akademii FSB są przyznawane stypendia imienia Andropowa. W ramach pośmiertnej rehabilitacji Andropowa w 1999 roku Putin odsłonił pamiątkową tablicę poświęconą byłemu szefowi KGB w Łubiance, ponurej moskiewskiej centrali FSB.

– Moi przyjaciele z FSB powiedzieli mi, że coś takiego [niezdarne zabójstwo Litwinienki] nigdy by się nie zdarzyło za Andropowa – mówi Krysztanowska. – Stwierdzili, że KGB znacznie umiejętniej mordowało w tamtych czasach.

Żegnam się. Przed drzwiami zwracam pantofle dla gości. Krysztanowska daje mi radę:

– Niech pan będzie ostrożny – mówi.

– Dlaczego?

– Bo jest pan wrogiem Putina – odpowiada rzeczowo Krysztanowska.


*                                              *                                              *


Działania profilaktyczne


Jest raczej mało prawdopodobne, żebym w tych ostatnich dniach w Moskwie odkrył, dlaczego stałem się obiektem długotrwałych działań kontrwywiadowczych ze strony moich przyjaciół – duchów – z FSB. Ale postanawiam pożegnać się z moimi rosyjskimi kontaktami

i zapytać ich, czy mogą rzucić trochę światła na to, dlaczego traktowano mnie z taką wrogością. Kilka dni po powrocie do Moskwy spotykam się znowu z Olgą Krysztanowską. Umawiamy się w kawiarni w Domu Książki niedaleko jej mieszkania. Ta księgarnia jest przytulnym i zapewniającym anonimowość miejscem na spotkanie – a przynajmniej na początku tak się wydaje.

Krysztanowska mówi, że jest jasne, że moje artykuły rozwścieczyły FSB. Wskazuje, że przekroczyłem liczne czerwone linie, pisząc o powiązaniach FSB z mafią, o ludziach Putina, o pieniądzach ludzi z Kremla.

– Z pańskiego punktu widzenia wyrzucenie pana jest bezsensowne. Ale z punktu widzenia FSB jest całkiem logiczne. Znaleźli wroga – i postanowili się go pozbyć.

Krysztanowska uważa, że rosyjska elita przeraziła się arabską wiosną i rewolucjami w Tunezji, Egipcie i Libii; rządzący boją się, że do podobnego powstania ludowego mogłoby dojść w Rosji. Wyjaśnia, że w oczach FSB reprezentuję zagrożenie dla „porządku konstytucyjnego”, czyli politycznego monopolu i prywatnych aktywów reżimu Putina, który opiera się na coraz bardziej chwiejnych podstawach.

– Oni się strasznie boją, że zostaną obaleni, tak jak w Egipcie. Pan reprezentuje zagrożenie dla władzy. Dlatego jest pan wrogiem – mówi Olga. Pytam o zagadkowe metody działania FSB. Przecież przez wielokrotne nękanie mnie, włamywanie się do mojego mieszkania, służby specjalne mogą doprowadzić tylko do tego, że będę pisał jeszcze ostrzej na temat Kremla, niż mógłbym pisać, gdybym nie miał takich doświadczeń. Dlaczego uporczywie prowadzi kretyńskie i kontrproduktywne operacje? Krysztanowska odpiera, że metody FSB trzymają się pewnego zaleconego wzorca.

W moim wypadku służba bezpieczeństwa postanowiła podjąć, jak to określiła Olga, „działanie profilaktyczne” przeciwko mnie. To termin z leksykonu FSB. Proszę Olgę, żeby zapisała to słowo po rosyjsku: profilaktirowat.

– Teoria jest taka, że jeśli zastraszy się kogoś zawczasu, to powstrzyma się go przed podjęciem wrogich działań. Jeśli to nie zadziała, to trzeba będzie go ukarać w inny sposób – tłumaczy Olga.

Powszechnie uważa się, że rosyjskie służby specjalne i organy ochrony porządku publicznego to domena Putina, że wykonują raczej jego polecenia niż Miedwiediewa. Ale coraz bardziej mi się wydaje, że cieszą się one niemal całkowitą autonomią.

– Czy Putin faktycznie je kontroluje? – pytam.

Krysztanowska mówi, że nie wie.

– Odpowiedź jest ściśle tajna.



„Mafijne Państwo Putina” ukazało się nakładem krakowskiego wydawnictwa 



On jest z FSB


Rozmowa jest ciekawa. Siedzimy w kawiarni od 20 minut, gdy Olga gestem wskazuje mi młodego człowieka, który – niezauważony przeze mnie – usiadł na sąsiedniej skórzanej kanapie. Siedzi pod kątem 90 stopni w stosunku do nas; nie widać go, ale może usłyszeć naszą całą rozmowę. Młody człowiek ma na sobie syntetyczny jasnoszary garnitur i białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem; niczego nie pije. Inne stoliki są puste, a jednak usiadł obok nas.

– On jest z FSB – szepcze Olga.

– Skąd pani wie?

– Znam ten typ – odpowiada Olga. – Gdy powiedziałam profilaktirowat,
zauważyłam jego reakcję. Podsłuchiwał nas.

Olga daje mi do zrozumienia, że nie ma sensu kontynuować naszej rozmowy; wychodzimy z kawiarni osobno, a potem razem idziemy oblodzonym chodnikiem na stację metra; powietrze jest zimne i ostre. Młody człowiek idzie za nami, dzwoni do kogoś, a potem znika. Pytam Olgę o relacje między Miedwiediewem a Putinem. – Nie są bardzo dobre – mówi Olga. – To walka o władzę, walka na śmierć i życie.

A co z tym pułkownikiem, może nawet generałem FSB, który deportując mnie, postawił swoich szefów w tak kłopotliwej sytuacji – czy może spodziewać się degradacji?

– Odwrotnie. Awansu. I odznaczeń – odpowiada Olga. Odznaczenia
po rosyjsku to nagrady.

Na odchodnym Olga znowu zaleca mi ostrożność.


– Jest pan w niebezpieczeństwie – mówi otwarcie.


Tłumaczenie: Witold Turopolski



*Luke Harding (ur. 1968), znany brytyjski dziennikarz od lat związany z gazetą „Guardian”. Był jej korespondentem w Delhi, Moskwie, Berlinie. Relacjonował wojny w Afganistanie, Iraku i Libii. Jest autorem kilku książek, m.in. wydanych w Polsce „Polowanie na Snowdena” i „Mafijne Państwo Putina”. Jest laureatem licznych nagród dziennikarskich. Obecnie pracuje w londyńskim biurze „Guardiana”. 











Książkę Luke’a Hardinga „Mafijne Państwo Putina” można kupić na portalu wydawnictwa Vis-a-Vis/Etiuda

















Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com













wtorek, 25 listopada 2014

Powrót Biesów. O krwawych wyczynach rosyjskich nacjonalistów.




Dziesięć zabójstw, kilka innych nieudanych zamachów. Wśród ofiar młoda dziennikarka, znany adwokat, sędzia, działacz ruchu "Antifa”, sportowiec. Ciemne kontakty z Administracją Prezydenta. Gwałtowne zwroty akcji. Plany walki z lewicową opozycją. Sprzeczne zeznania. Materiał na nowe „Biesy”.

Śledztwo i proces terrorystów z Organizacji Bojowej Rosyjskich Nacjonalistów rzucają nowe światło na ciemne kulisy rosyjskiej polityki i rzeczywistości. Wybitna rosyjska dziennikarka Zoja Swietowa usiłuje na łamach opozycyjnego tygodnika "The New Times" rozplątać ponurą zagadkę krwawej bojówki. 










Nikita Tichonow, organizator Organizacji Bojowej Rosyjskich Nacjonalistów (BORN), odbywający już karę dożywotniego pozbawienia wolności za zabójstwo adwokata Stanisława Markiełowa i dziennikarski Anastasiji Baburowej*, usłyszał nowy wyrok. Został teraz skazany na 18 lat pozbawienia wolności Ma na sumieniu sześć zabójstw i dwie próby zabójstwa.




Organizacja Bojowa Rosyjskich Nacjonalistów jest jedną z najkrwawszych organizacji spośród wszystkich działających w Rosji w ostatnich latach. Oskarżeni w sprawie BORN twierdzą w swoich zeznaniach, że „kuratelę” nad nimi roztaczała Administracja Prezydenta Federacji Rosyjskiej. Sprawę prześledził The New Times.






Oskarżenie uważa, iż przywódcami BORN są Nikita Tichonow oraz lider organizacji „Russkij Obraz” Ilia Goriaczew. 8 listopada 2013 r. Goriaczewa, poddano ekstradycji z Serbii do Moskwy. W Serbii ukrywał się przez trzy lata – wyjechał tam przed rozpoczęciem procesu w „sprawie morderstwa adwokata Markiełowa” (dziennikarka Anastasja Baburowa i adwokat Stanisław Markiełow padli ofiarą zamachu 19 stycznia 2009r. na ulicy Prieczistienka w Moskwie - „NewTimes”)



W 2011 roku został skazany na dożywocie. We wrześniu, dzięki współpracy ze śledztwem
Nikita Tichonow z terrorystycznej organizacji BORN dostał 18 lat. 



W wywiadzie dla The New Times, Goriaczew wyjaśnił powody ucieczki z Rosji.  Mówi on, iż współpracownicy FSB zmusili go do złożenia zeznań obciążających Nikitę Tichonowa, oskarżających go o udział w morderstwie. Zeznania te Goriaczew odwołał, przysyłając z Serbii na adres sądu dokument potwierdzony notarialnie.

W trakcie procesu sądowego w sprawie BORN byli towarzysze z radykalnego podziemia nacjonalistycznego zamienili się miejscami: Goriaczew, lider organizacji „Russkij Obraz” usiadł na ławie oskarżonych, Tichonow został głównym świadkiem oskarżenia. Tego ostatniego dwa lata temu przeniesiono z kolonii karnej do więzienia „Lefortowo”, teraz tutaj odsiadywać będzie karę dożywotniego pozbawienia wolności.

Przeniesiony został nie tak po prostu: po roku od usłyszenia wyroku Tichonow i jego wspólniczka Jewgienija Chasis, nagle zaczęli mówić (6 maja 2011 Moskiewski Sąd Miejski skazał Nikitę Tichonowa na dożywotnie pozbawienie wolności, a Jewgieniję Chasis – na 18 lat łagru – NewTimes).

Wcześniej nie przyznawali się do dokonania zabójstwa Markiełowa i Baburowej.

Tichonow zaczął zeznawać w obozie dla skazanych na dożywotnie pozbawienie wolności położonym w osadzie Charp, za kołem polarnym. Chasis natomiast złożyła zeznania przesłuchiwana przez generała Iwana Krasnowa z Komitetu Śledczego, który specjalnie pofatygował się do kolonii poprawczej IK-14 w Mordowii. Nie wiadomo, czy Chasis i Tichonow uzgodnili między sobą swoje nowe wersje (w każdym razie prawo zabrania korespondencji między wspólnikami w przestępstwie), jednak oboje wskazali na Ilję Goriaczewa jako na głównego ideologa oraz inspiratora tej strasznej organizacji. Ich zeznania stały się podstawą dla sprawy karnej nr 201/353810-10, dotyczącej nacjonalistycznej organizacji BORN.


Wersja Tichonowa


Kolonia karna w osadzie Charp to prawdziwa zgroza, zimą w celi jest poniżej zera, z sufitu zwisają sople, ściany pokrywa lód” – tak Nikita Tichonow opisał podczas naszej rozmowy panujące w niej warunki. Ma dziś 34 lata, jego zastygła twarz przypomina maskę, jest absolwentem Wydziału Historycznego Uniwersytetu Moskiewskiego. Rozmawialiśmy kilka miesięcy temu w moskiewskim więzieniu Lefortowo. Tutaj skazanemu podoba się o wiele bardziej. „Warunki są normalne, zezwalają na spotkania z bliskimi” – powiedział Tichonow i przy okazji poprosił mnie o sprowadzenie artykułów zawierających krytykę hierarchów rosyjskiej cerkwi, napisanych w latach 90tych przez prawosławną autorkę Zoję Krachmalnikową. Teraz, w przerwie między przesłuchaniami, miał czas, żeby poczytać.

W lipcu 2012 Nikita Tichonow podpisał porozumienie przedsądowe dotyczące współpracy ze śledztwem. Okazał skruchę z powodu popełnionych przestępstw, wskazał wspólników i dokładnie opisał rolę każdego z członków bandy w zarzucanych im zabójstwach oraz próbach zabójstwa. Porozumienie przedsądowe przewiduje zmniejszenie wymiaru kary, w przypadku Tichonowa może być mowa o zamianie dożywotniego więzienia na długi okres w łagrze. Bardzo możliwe, iż na mocy ustnej umowy ze śledczymi może on liczyć na kolonię karną w regionie o łagodniejszym klimacie, niż ten za kołem podbiegunowym.

Na pytanie adwokata Goriaczewa Marka Fiejgina (Tichonow usłyszał je w czasie konfrontacji z Goriaczewem 19 grudnia 2013), dlaczego kardynalnie zmienił zeznania, Tichonow oświadczył: „W czasie śledztwa i procesu [w «sprawie Markiełowa» – przyp. The New Times] zataiłem informację o swoich wspólnikach, w tym o Goriaczewie, ze względu na nasze związki koleżeńskie. Starałem się im pomóc, by uniknęli dochodzenia karnego… (…) Każdy ma swoje granice, ja swoją granicę osiągnąłem i nie mogę w niczym więcej pomóc Ilji Witaljewiczowi (…) mogę mu tylko poradzić, by nie powtarzał moich błędów, przyznał się do winy i tym samym uniknął maksymalnego wymiaru kary…”


Dwaj przyjaciele


Studenci-historycy Tichonow i Goriaczew wspominają, iż poznali się, w bibliotece na początku lat dwutysięcznych. Wydawali wspólnie czasopismo „Russkij Obraz” (miesięcznik, ukazywał się od listopada 2004 do 2009 – NewTimes). W zeznaniach Tichonowa można przeczytać, iż on sam i Goriaczew mają całkowicie odmienne temperamenty i cechy charakteru. 

Tichonow trafił do ruchu nacjonalistycznego za pośrednictwem organizacji kibolskich, wiele czasu spędzał na ulicznych bójkach z „Antifą”. Goriaczew zaś – chłopiec z inteligenckiej rodziny (jego matka jest poetką i członkiem Związku Pisarzy) – bardziej skłaniał się ku działalności intelektualnej. Opanowany ideą stworzenia potężnej organizacji nacjonalistycznej, kręcił się w rosyjskich kręgach okołopolitycznych, utrzymywał kontakty z ludźmi zbliżonymi do kierownictwa prokremlowskiej młodzieżówki „Rossija Mołodaja” (Ruch „Rossija Mołodaja” (RUMOŁ) powstał w 2005. Ideologią ruchu był nacjonalizm obywatelski. Do września 2010 młodzieżówką kierował deputowany do Dumy Państwowej Maksim Miszczenko, następnie Anton Diemidow. The New Times szczegółowo opisywał tę organizację w materiale „Bojowe oddziały Kremla” – NewTimes).

Od 2006 Tichonow zaczął żyć poza prawem – podejrzewano go zabójstwo 19-letniego antyfaszysty Aleksandra Riuchina. Wyjechał na Ukrainę, ale aktywnie kontaktował się z Goriaczewem przez Internet. W pewnym momencie zorientował się, iż u Goriaczewa pojawili się poważni protektorzy w strukturach władzy. Latem 2007 Tichonow wrócił do Moskwy i w trakcie spotkania z Goriaczewem zapytał, czy jego wysoko postawieni znajomi nie mogliby za pieniądze „wymazać” postawionego mu zarzutu zabójstwa.

Z zeznań Tichonowa: „Goriaczew powiedział: «Można rozwiązać to bez pieniędzy, w zamian za określone usługi dla pewnych ludzi u władzy». I wyjaśnił, że mowa o użyciu siły fizycznej w stosunku do przedstawicieli opozycji (…) Wysłuchałem tej oferty i powiedziałem: «Wiesz, limonowcy, Kasparow, Udalcow, w sumie, nie są moimi wrogami. Moi wrogowie to „Antifa”, tak więc ta propozycja mnie nie pociąga»”.

Razem z adwokatem Markiełowem

zginęła młoda dziennikarka 
Anstasja Baburowa 
W trakcie jednego z kolejnych spotkań Goriaczew przyniósł materiały dotyczące adwokata Stanisława Markiełowa, wyjaśniając, iż jest on jednym ze współautorów nowego projektu politycznego. Zamierzano utworzyć lewicowe ugrupowanie nowego typu, w stylu zachodnim. Ideologami partii obok Markiełowa mieli być Ilja Ponomariow, Oleg Szein, Boris Kagarlicki (Ilja Ponomariow – lewicowy deputowany do Dumy Państowej od 2007, jedyny, który głosowal przeciw aneksji Krymu; Oleg Szein – deputowany do Dumy Państwowej z ramienia „Sprawiedliwej Rosji”, socjaldemokrata; Boris Kagarlicki – socjolog, publicysta lewicowy – NewTimes).

Goriaczew mówił, że Markiełow otrzymuje z Zachodu pieniądze na stworzenie partii i jeśli nie zostanie zlikwidowany, to całą młodzież przejmie nie „Russkij Obraz” (ultraprawicowa organizacja nacjonalistyczna, powstała wokół czasopisma o tej samej nazwie - NewTimes), a Markiełow.

W ten sposób - podkreśla Tichonow w swoich zeznaniach - „Goriaczew faktycznie podżegał mnie do zabójstwa Markiełowa”.

Dokonać zabójstwa adwokata udało się Tichonowowi jednak dopiero w styczniu 2009. Wcześniej nie mógł, bo był zajęty. Innymi zabójstwami.


Krwawy PR


„Markę BORN – opowiadał w trakcie śledztwa Tichonow – wymyśliłem ja, ale autorem koncepcji był raczej Goriaczew”. Według Tichonowa, w koncepcji Goriaczewa organizacja miała przybrać postać tajnej społeczności podziemnej. Goriaczew widział w niej uzupełnienie dla legalnej organizacji politycznej „Russkij Obraz”.

W trakcie prezentacji swojej koncepcji Goriaczew budował analogię z Irlandzką Armią Republikańską (nielegalną terrorystyczną organizacją bojową, odpowiedzialną za wiele zabójstw w Wielkiej Brytanii, przede wszystkim w Londynie) oraz „Sinn Féin” – legalną partią parlamentarną, również walczącą o niepodległość Irlandii Północnej.

Z zeznań Tichonowa: „Goriaczew planował wykorzystanie bojowników w celu usunięcia znanych, kluczowych figur ruchu  «Antifa», w tym Markiełowa. (…) Organy władzy będą musiały liczyć się z nami. I Goriaczew będzie w stanie – dzięki swoimi kontaktom w kremlowskich organizacjach młodzieżowych i w strukturach władzy – ubiegać się o mandat deputowanego, wejść do struktur władzy. (…) Tym bardziej, że jak rozumiem odpowiedzialność za przelaną krew spadała także na władze, wynikało to z jej związków z Goriaczewem. Mam tu na myśli Markiełowa i inne ofiary, informacje na ich temat i obietnice ochrony Goriaczew otrzymywał od jakichś ludzi przy władzy.

Goriaczew nalegał, by to on sam kierował wszystkim z tylnego siedzenia i kontaktował się wyłącznie ze mną, tak by nie znano go w szerokim kręgu bojowników. To na wypadek, gdyby ich zatrzymano. Protekcję oraz ochronę przed ściganiem obiecał wyłącznie mnie. Bojownikom tego nie obiecywał. Również teraz myślę, że w tamtej chwili Goriaczew rzeczywiście cieszył się protekcją jakichś ludzi z resortów siłowych. A także w trakcie mojego poprzedniego procesu w sprawie zabójstwa Markiełowa i Baburowej. W przeciwnym wypadku nie zdecydowałbym się na to zabójstwo i nie milczałbym w trakcie śledztwa oraz procesu”.

Na czym polegała rola samego Tichonowa? Miał on przekazywać rozkazy Goriaczewa bojownikom. Na jego zlecenie miał ich także poszukiwać. Wszystkim zabójstwom należało zapewnić rozgłos. Było to niezbędne dla rozreklamowania szyldu BORN i, co się z tym wiązało, rekrutacji nowych bojowników. Po każdym kolejnym przestępstwie Tichonow rozsyłał informacje do mediów.

Tichonow zeznawał: „Domyślam się, że w przyszłości BORN miał stać się środkiem nacisku na struktury władzy. Czyli Goriaczew zaproponowałby im alternatywę: albo my, czyści i niewinni pod szyldem «Russkiego Obrazu», będziemy z wami współpracować i wejdziemy do struktur władzy, albo tamci łajdacy będą dalej strzelać”.

Na pytanie adwokata Goriaczewa (zadane w trakcie konfrontacji), ilu ludzi zamierzali zamordować dla osiągnięcia swoich celów, Tichonow odpowiedział: „Ilu kazałby Goriaczew, tylu byśmy i zabili”.

Z informacji uzyskanych w trakcie śledztwa wynika, że Tichonow wraz ze swoimi bojownikami dokonał dziesięciu głośnych zabójstw i dwóch prób zabójstwa. Ofiary były wybierane starannie, zabijano antyfaszystów, imigrantów, planowane było zabójstwo sędziego. Tichonow twierdzi, że dyskutowano nad kandydaturami różnych sędziów prowadzących procesy nad nacjonalistami. Chciano zabić takiego, który według nich „podobny byłby do Wyszyńskiego, w tym sensie, że realizowałby prowadzoną na granicy prawa walkę z wrogami politycznymi”. Jednak, jak przyznał Tichonow, nie znaleźli żadnej odpowiedniej kandydatury.

Sędziego Eduarda Czuwaszowa bojownicy BORN zamordowali kilka miesięcy po tym, jak sam Tichonow znalazł się więzieniu z powodu „sprawy Markiełowa”.


Tajemniczy kuratorzy


„Sprawa BORN” to dziesiątki tomów akt. Bardzo wiele jest tam materiałów z przesłuchań Tichonowa. Często mówi on, że Goriaczew miał znajomych w Administracji Prezydenta, nie wskazując jednak konkretnych nazwisk prócz Leonida Simunina, byłego kierownika filii organizacji „Miestnyje” („Miestnyje” – podmoskiewski młodzieżowy ruch polityczno-ekologiczny. Powstał 19 października 2005r. – „NewTimes”) w mieście Lubiercy.

Simunin chętnie zgodził się na spotkanie. Wyznaczył je na późny wieczór w restauracji, bywał w niej regularnie ze znajomymi ze sfery biznesowej. Były działacz „Miestnych” ma 32 lata, ale zaczął już łysieć. Jego ubiór nie rzuca się w oczy – garnitur, jasna koszula bez krawata. W trakcie rozmowy przesuwa pod palcami szklane kulki różańca, pod koszulą można dostrzec duży żelazny łańcuch, zapewne z prawosławnym krzyżem.

– „Nie wzywano mnie jeszcze na świadka w «sprawie Goriaczewa» – oświadczył Simunin i życzliwie się uśmiechnął całkiem życzliwie. – Ale jestem gotowy odpowiedzieć na wszystkie pytania. W Administracji Prezydenta nigdy nie pracowałem, Jakiemienkę (jeden z ojców-założycieli młodzieżowego ruchu „Nasi”, w latach 2007-2012 kierownik Federalnej Agencji do spraw Młodzieży – NewTimes) znam. Z Goriaczewem zajmowaliśmy się reklamą, biznesem i PR-em. Od dawna go jednak nie widziałem. Z ruchu «Miestnyje» odszedłem w 2007, obecnie nie zajmuję się polityką. Goriaczew bez wątpienia nie nadaje się na wykonawcę morderstw na zlecenie, a czy może być organizatorem – tego nie wiem. Niezbyt dobrze znam się na ludziach”.

Żaden z moich rozmówców, byłych współpracowników Administracji Prezydenta, nie potwierdził, że Simunin był jej etatowym pracownikiem. Informacji nie potwierdzono i w samej Administracji.

Jeśli Simunin nigdy nie pracował w Administracji Prezydenta, to dlaczego Goriaczew przedstawiał go Tichonowowi właśnie jako jej współpracownika? I opowiadał, że sprawuje pieczę nad jego działalnością? Jeden ze współpracowników „Fundacji Efektywnej Polityki” – organizacji często wykonującej badania i raporty analityczne zlecone przez Administrację Prezydenta – powiedział naszej redakcji, że nazwiska Simunin nigdy nie słyszał. Uznał jednak iż jest całkiem możliwe, że wspólnie z Ilją Goriaczewem znaleźli się na jakimś zebraniu – do Administracji przychodzili ludzie z różnych organizacji społecznych.

Ilja Goriaczew w wywiadzie dla The New Times, przekazanym w lipcu 2007 za pośrednictwem adwokatów jeszcze z belgradzkiego więzienia, o swoich kontaktach z Administracją Prezydenta pisał tak: „Struktury afiliowane przy Administracji Prezydenta były moimi klientami, prowadziłem dla nich, tak jak i dla innych, różnego rodzaju monitoringi, organizowałem wydarzenia za granicą, pisałem artykuły analityczne”. To była, mówiąc ogólnie, nasza praca. Projekt «Russkij Obraz» był naszym hobby. Nikt łącznie z Administracją Prezydenta nie dawał pieniędzy na naszą działalność społeczno-polityczną, wkładaliśmy w ten projekt własne”.

W trakcie czytania materiałów zgromadzonych w śledztwie nasuwa się wciąż to samo pytanie: jeśli Nikita Tichonow mówi prawdę, że Goriaczew rzeczywiście opowiadał mu o kurateli roztaczanej ze strony Administracji Prezydenta nad radykalnymi nacjonalistami, to czy nie jest przypadkiem tak, że ideolog „Russkiego Obrazu” dzielił się z kolegami pragnieniami dalekimi od rzeczywistości. Może chciał po prostu w oczach kolegi dodać sobie znaczenia? Z drugiej strony od dawna już krążą plotki o nieformalnych stosunkach między radykałami (zarówno prawicowymi, jak i lewicowymi) a przedstawicielami resortów siłowych. Niewykluczone, że Tichonow wie więcej niż to, o czym gotów jest opowiedzieć w tej chwili i zachowuje wiedzę dla siebie, na wypadek gdyby umowa zawarta ze śledczymi nie doprowadziła do złagodzenia kary.

Oto, co mówił na przykład w trakcie konfrontacji z Goriaczewem w grudniu 2013: „Do końca uważałem, że Goriaczew nie działa z własnej inicjatywy. Według mnie, nie jest on aż takim łajdakiem, by samemu decydować, kto ma żyć, a kto umrzeć. To znaczy, że ktoś za nim stoi, jacyś przedstawiciele władzy, na opiekę których Goriaczew często się powoływał. I naciskając na spust,  zawsze czułem za sobą wsparcie ludzi wpływowych. Wiedziałem, ze mamy we władzach sprzymierzeńców i że są oni w stanie wszystko zatuszować.”

Zdumiewające jest to, że wspólniczka Tichonowa, Jewgienija Chasis w swych zeznaniach okazała się znacznie bardziej otwarta. W „sprawie BORN” nie występuje ona jako oskarżona, jest jedynie świadkiem. Świadkiem najwyraźniej ważnym: 9 lutego 2012 do kolonii poprawczej IK-14 w osadzie Parca w Mordowii – tu odbywała wyrok - przyjechał funkcjonariusz Komitetu Śledczego, generał Igor Krasnow.  Chasis, podobnie jak Tichonow, przyniosła gruby zeszyt z notatkami i szczegółowo opowiedziała o zabójstwach, o których wiedziała od Tichonowa, a także o kontaktach Goriaczewa z pracownikami Administracji Prezydenta. Chasis podała kilka nazwisk, ludzie ci według niej sprawowali pieczę nad działalnością Goriaczewa. Wśród nich, opisywanego już tu Leonida Simunina, Wasilija Jakiemienkę oraz Władisława Surkowa.

Z zeznań Chasis: „Ilja Goriaczew wyjaśnił, że wiąże go dość bliski kontakt z przedstawicielem Administracji Prezydenta (…) Był nim Leonid Simunin, kurator „Russkiego Obrazu” (…) Podlegał on Jakiemience. Ten z kolei wykonywał polecenia Surkowa i jemu składał raporty”.
Chasis mówi, że dzięki Simuninowi udawało się uzgadniać marsze, mitingi, koncerty, ale pomoc ludzi z Administracji Prezydenta nie ograniczała się bynajmniej tylko do koncertów: „Współpraca polegała nie tylko na uzyskiwaniu zgody na różne wydarzenia, marsze «Russkiego obrazu», ale też na ich bezpośrednim finansowaniu przez Administrację Prezydenta”.

Chasis twierdzi, że „jedynym zajęciem Goriaczewa były kontakty z Administracją Prezydenta, z ludźmi odpowiedzialnymi za Politykę Młodzieżową (…) Byli oni gotowi wesprzeć projekt utworzenia prawicowej partii politycznej (…) I, jak wyraził się Ilja Goriaczew, planował, nazwijmy to tak, grę na dwie strony. Z jednej chciał sprawiać wrażenie, że całkowicie podlega ludziom z Administracji Prezydenta, a z drugiej – zamierzał podejmować decyzje samodzielnie”.

We wspomnianym już wywiadzie z belgradzkiego więzienia Ilja Goriaczew napisał, że „współpracował z aparatem Nikity Iwanowa i że nadzór nad nim sprawował jego asystent – Paweł Karpow”.

Nikita Iwanow (po odejściu z Administracji Prezydenta, mianowano go senatorem z Inguszetii - NewTimes) pracując w Administracji Prezydenta (2005-2009), piastował stanowisko zastępcy kierownika Urzędu do Spraw Kontaktów Międzynarodowych. Sprawował pieczę nad współpracą z ruchami młodzieżowymi „Nasi”, „Rossija Mołodaja”, a także z organizacjami kibiców piłki nożnej.


Nikita Tichonow i Ilja Goriaczew zaczynali od czasopisma "Russkij obraz". Potem przekształcili je w nacjonalistyczną organizację o tej samej nazwie. Skończyli jako terroryści mordujący niewnnych ludzi. 


– „Myślę, że Goriaczew figurował prawdopodobnie u Surkowa na jakiejś liście (zastępca kierownika Administracji Prezydenta – NewTimes)” – mówi Aleksandr Morozow, redaktor naczelny pisma „Russkij Żurnał” (w latach 2000-2001 pracował Urzędzie Głównym Polityki Wewnętrznej Administracji Prezydenta i uczestniczył w promowaniu „drugiej nogi władzy” – partii „Sprawiedliwa Rosja”). Morozow orientuje się, jak w Administracji Prezydenta pracowano z organizacjami młodzieżowymi. Goriaczew mógł być jednym z wielu chłopaków, pełniących rolę informatorów Surkowa wewnątrz ruchu nacjonalistycznego. Surkow zawsze starał się werbować informatorów we wszystkich aktywnych politycznie kręgach radykalnych. A w latach 2004-2008 trwał akurat konflikt między nacjonalistami i antyfaszystami. Dla administracji, to był problem i potrzebowała ona czyjegoś pośrednictwa by zdobyć informacje.

Władimir Pribyłowskij, ekspert zajmujący się nieformalnymi ruchami młodzieżowymi, powiedział The New Times, że znane jest mu nazwisko Karpow: „Jego imię pojawiało się właśnie w kontekście Nikity Iwanowa. Byli ludzie, którzy przedstawiali się jako pracownicy Administracji Prezydenta, ale nie mieli w niej etatu. Otrzymywali jednorazowe zlecenia i przepustki na Kreml ważne przez kilka miesięcy”.

Simunin potwierdził zaś, że dobrze zna Pawła Karpowa. Obiecał, że przekaże mu propozycję rozmowy ze strony The New Times, ale stanowczo odmówił przekazania jego danych kontaktowych. Z naszą redakcją nie chciał rozmawiać również Nikita Iwanow, były pracownik Administracji Prezydenta i były członek Rady Federacji (w latach 2011-2013). Jego znajomi zawiadomili nas, iż „nie będzie się wypowiadał na te nieprzyjemne dla niego tematy”. Paweł Karpow pracuje teraz w „Narodowym Laboratorium Polityki Wewnętrznej”, tam też wysłaliśmy pytania naszej redakcji. To zadziwiający zbieg okoliczności - Karpow pracuje obecnie razem z Nikitą Iwanowem. Żadnej odpowiedzi jednak nie dostaliśmy.


Wersja Goriaczewa


Wysoki, chuderlawy, ruchliwy, w eleganckich okularach, ledwie widoczny uśmiech – Ilja Goriaczew wydaje się być pełnym przeciwieństwem Tichonowa. Goriaczew trzyma się twardo, jak gdyby wcale nie groziła mu kara 25 lat więzienia. Jest przekonany, że będzie w stanie udowodnić sądowi przysięgłych swoją niewinność. Rozmawiałam z Goriaczewem w więzieniu Butyrka, kilka miesięcy wcześniej przeniesiono go tutaj z Lefortowa. W nowym więzieniu nie było mu łatwo.

– „Umieszczono go w najgorszych warunkach, żeby zmusić do złożenia potrzebnych zeznań” – przekonuje Liubow Wołkowa, członkini  Społecznej Komisji Kontrolnej (ONK). Aktywistka ta rozmawiała z liderem „Russkiego Obrazu” wkrótce po podjętej przez niego w celi próbie samobójczej (w styczniu 2014 – The New Times).

– „Goriaczewa skierowano do wieloosobowej celi, razem z nim znajdowało się w niej 15-16 złodziei, gastarbeiterów, drobnych złodziejaszków – mówi dalej Wołkowa. – Spędził tam niecałą dobę. Potem podszedł do niego nadzorca celi i zażądał od niego 2 milionów rubli „za lepsze życie”. Gdy Goriaczew wyjaśnił, że nie ma takich pieniędzy, nadzorca zaczął gdzieś wydzwaniać. Po wyjaśnieniu, kim właściwie jest nowy „lokator”, nadzorca powiedział Goriaczewowi, że będzie musiał wykonywać najbrudniejszą robotę, a jeśli się nie zgodzi, to będzie z nim krucho. O 6 rano Goriaczew podciął sobie żyły maszynką do golenia. Krwawił bardzo. Odwieziono go do przychodni więziennej, potem przeniesiono do innej celi”.

– „Ja zeznań nie składam – wyjaśnił The New Times Goriaczew.  – Śledczy Krasnow chce, żebym potwierdził wszystko, co powiedział Tichonow. Ale ja nie przyznaję się do winy. Nie czuję nawet do niego odrobiny nienawiści. Rozumiem, że każdemu człowiekowi można stworzyć takie warunki, w których podpisze wszystko, co trzeba”.

Dlaczego jednak Komitet Śledczy tak starał się o ekstradycję Goriaczewa z Serbii (serbski sąd dopiero za drugim razem zgodził się wydać go Rosji)? Goriaczew ma odpowiedź na to pytanie: w Serbii zatrzymano go 8 maja 2013, tego samego dnia, gdy Władisław Surkow odszedł ze stanowiska wicepremiera. Goriaczew podkreśla, że nie jest to jedynie zbieg okoliczności. Uważa on, że u władzy znaleźli się jacyś ludzie, którzy chcieliby „powiązać Administrację Prezydenta z nacjonalistycznym podziemiem”. Nikt jednak do tej pory nie prosił Goriaczewa o złożenie zeznań obciążających Surkowa.




28_04.jpg
Władisław Surkow
28_05.jpg
Wasilij Jakiemienko
28_06.jpg
Nikita Iwanow





Jakiemienko: chcecie z tą sprawą powiązać Surkowa


Mimo wszystko dlaczego w sprawie zabójstw dokonanych przez nacjonalistów tak często przewijają się pracownicy Administracji Prezydenta?

– „Ich zeznania nie mogą mnie obciążyć. Ja w ogóle nie znam tych ludzi. Proszę nawet nie mówić mi takich rzeczy!” – tak były kierownik Federalnej Agencji do spraw Młodzieży Wasilij Jakiemienko zareagował, gdy w rozmowie telefonicznej poinformowaliśmy go, iż w zeznaniach nacjonalistów przewija się jego nazwisko.

– „Nazwisko Goriaczew, słyszę je od was po raz pierwszy. Nie widziałem go ani razu w życiu. Czytaliście fałszywe materiały” – ciągnął pewnym siebie tonem, nieznoszącym sprzeciwu. –„Simunin był u mnie w  „Iduszczych wmiestie” w 2004, potem odszedł i więcej go nie widziałem. Co do kuratorów, to w Administracji Prezydenta pod kuratelą znajduje się wszystko, nadzorem objęte były, i są to do tej pory, także organizacje nacjonalistyczne. Ale to nie oznacza, iż znajdują się one pod pełną kontrolą. Można tam wkręcić kilku agentów, można kogoś o coś poprosić, zaproponować pieniądze w zamian za przysługę. Ale to nie zawsze przynosi rezultaty”.

- „A tak w ogóle, pisząc swoje artykuły, telefonując do mnie,  chcecie z jakiegoś powodu powiązać z tą sprawą Surkowa. Nie umiem powiedzieć, na czyje zlecenie. Nie mam pojęcia, komu Surkow nie daje spokoju. Problem nie polega na tym, czy Surkowa łączyło coś z tymi ludźmi (nacjonalistami – przyp. The New Times). Chodzi o to, iż jeśli on wróci, to wielu dygnitarzy zajmujących wysokie stanowiska będzie musiało odejść. Jego możliwy powrót w oczach wielu urzędników kremlowskich przypomina senny koszmar.


Zeznania dwójki kryminalistów


Michaił Markiełow, starszy brat zamordowanego adwokata Stanisława Markiełowa, nie wierzy, że pracownicy Administracji Prezydenta orientowali się w kryminalnych planach organizacji BORN. Nie wyklucza jednak, iż współpracowali z Goriaczewem, jako przedstawicielem organizacji nacjonalistycznych.

– „Myślę, że Tichonow i Chasis usiłują teraz szantażować władze.” – mówi Markiełow. Przed laty, wszelkimi sposobami próbował przyczynić się do rozwiązania zagadki morderstwa swego brata. –„Oboje wysyłają sygnał: współpracowaliśmy z władzą, a ona wsadziła nas za kraty. Zamieńcie Tichonowowi dożywotni wyrok na mniejszy, a Chasis dajcie zwolnienie warunkowe. Nawiasem mówiąc, spotykałem się z Nikitą Iwanowem po zabójstwie brata. Rozmawialiśmy zupełnie otwarcie. Iwanow powiedział mi: „Jeśli organy sprawiedliwości mają wobec mnie jakieś zastrzeżenia, albo istnieją jakieś dane operacyjne o moich powiązaniach ze sprawą, to proszę je przedstawić. Spotykam się z bardzo wieloma ludźmi z różnych organizacji i nie zawsze mają oni wypisane na czole, skąd przyszli”.

Najwyraźniej nie znaleziono wówczas żadnych dowodów na powiązania między Nikitą Iwanowem, a zabójcami Markiełowa. Choć w niektórych strukturach operacyjnych przebąkiwano, iż były pracownik Administracji Prezydenta mógł wiedzieć, kto stoi za śmiercią adwokata i dziennikarki Nasti Baburowej.

– „Goriaczewa chcą posadzić na 25 lat, na podstawie zeznań dwójki kryminalistów.” – komentuje dla The New Times jego adwokat Mark Fiejgin. Jego klient wyliczył swe zastrzeżenia wobec wszystkich punktów wysuniętego przeciwko niemu oskarżenia na 35 stronach. W sądzie będziemy prosić o wezwanie na świadków Jakiemienkę, Surkowa, Simunina. Należy sprawdzić zeznania Tichonowa i Chasis, zadać pytania tym, o których tak dużo oni mówią.

Kierownik Centrum „SOWA” Aleksandr Wierchowskij od lat zajmuje się monitoringiem organizacji nacjonalistycznych i nie wyklucza, że Tichonow i Chasis składają zeznania po to, by zmniejszyć sobie wyroki. – „Odsiadka bardzo im się nie podoba. Żeby wyjść, wskażą kogo tylko chcesz. Tak więc wymyślili sobie protektorów po stronie władzy. M0żliwe są dwa warianty – albo niektórzy z nich mają manię wielkości, albo to pomysł ich adwokatów, choć nie do końca jest jasne, w jaki sposób ma to ich bronić. Istnieje również i trzeci wariant: tego rodzaju zeznania podpowiedzieli im pracownicy operacyjni, oni również mogą mieć w tym jakiś interes”.

– „W swoim czasie krążyły plotki, że to Nikita Iwanow zarządzał „naziolami” – mówi politolog Władimir Pribyłowskij. – „Tak naprawdę jednak cała polityka młodzieżowa była wielką fikcją. Był to skok na kasę z budżetu. To całkiem możliwe, że drobni urzędnicy chwalili się Surkowowi, że dysponują bojownikami gotowymi na wszystko, i że mogą się kiedyś przydać. Z drugiej strony organizacje takie, jak BORN czy „Russkij Obraz” tak naprawdę są inwigilowane i przez FSB-owców, i przez policję, a „naziole” nie uważają FSB za wrogów i chętnie z nią współpracują.



Przez trzy lata ukrywał sie w Serbii. W moskiewskim więzieniu próbował popelnić samobójstwo.
Czy Ilja Goriaczew byl jednym z organizatorów krwawej bojówki rosyjskich nacjonalistów?


Aleksandr Wierchowskij wspomina, że jeszcze w 2010, gdy aresztowano Tichonowa, zastanawiał się, czy ktoś nie chce przypadkiem zaszkodzić Surkowowi. Dlaczego? – „Dla wszystkich zorientowanych było jasne, że Tichonow jest powiązany z „Russkim Obrazem”, legalną, polityczną częścią BORN. Niewykluczone były jej kontakty z Administracją Prezydenta. Jednak wówczas w kontekście „sprawy Markiełowa” nie wymieniano nazwiska Surkowa”.  

Dziś organom śledczym udało się w śledztwie dotyczącym działań podejmowanych przez nacjonalistów zrobić spory postęp („sprawa BORN” prowadzona jest przez Komitet Śledczy, ale nadzór nad nią sprawuje FSB – The New Times). Jest to z resztą najszersze postępowanie śledcze w odniesieniu do tego środowiska. Jak się wydaje, doprowadzenie całej sprawy do końca jest dla FSB sprawą zasadniczą.

Ciekawa jest opinia w tej sprawie Gleba Pawłowskiego, który pracował jako doradca kierownika Administracji Prezydenta w latach 1997-2011. Jego zdaniem, zeznania złożone przez ludzi, których życie i wyjście na wolność są całkowicie w rękach państwa, nie mogą być postrzegane jako dobrowolne i wiarygodne: „To przypomina więzienny trolling, a może nawet trolling na wysokim szczeblu”.


*                                                              *                                                           *


Oskarżeniem o dokonanie zabójstw objęci zostali następujący członkowie BORN: Wiaczesław Isajew, Maksim Bakłagin, Michaił Wołkow, Jurij Tichomirow.

Aleksandr Parinow zbiegł przed wymiarem sprawiedliwości.

Według danych śledztwa jeszcze jedna osoba zamieszana w sprawę – ukrywający się na Ukrainie Aleksiej Korszunow – zginął 4 listopada 2011 w Zaporożu, w wyniku eksplozji granatu ręcznego.

Sprawa Nikity Tichonowa będzie rozpatrywana w trybie szczególnym: zawarł on przesądową umowę o współpracy z organami śledczymi.

Zarzuty w stosunku do Ilji Goriaczewa badane będą w trakcie oddzielnego przewodu sądowego.

Śledztwo trwa.


Tłum. T.C.





Zoja Swietowa (1959), wybitna publicystka, działaczka ruchu na rzecz praw człowieka. W czasach radzieckich związana ze środowiskiem dysydenckim. Laureatka wielu nagród,  rosyjskich i międzynarodowych.










Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com