10 listopada petersburski artysta plastyk Piotr Pawleński
przeprowadził niecodzienną akcję na Placu Czerwonym w Moskwie. W geście protestu
przeciwko umacnianiu się w Rosji państwa policyjnego obnażony
Pawleński przybił do bruku swoje genitalia. Został natychmiast zatrzymany. Nieoczekiwanie po dwóch dniach odzyskał wolność. Telewizja Dożd’ przeprowadziła z
nim wywiad na żywo, zaraz po jego uwolnieniu.
Artysta-plastyk Pawleński
tłumaczy na czym polegał sens jego akcji na Placu Czerwonym. Wywiad na żywo
zaraz po zwolnieniu z aresztu.
Jak informuje korespondent telewizji Dożd’ artysta Piotr
Pawleński został zwolniony z „awtozaku” (samochodu do przewożenia
aresztowanych). Jak wyjaśniło się już wcześniej, sąd nie zgodził się na
rozpatrzenie jego sprawy ze względu na nieprawidłowości zauważone w
przedłożonych mu dokumentach.
Piotr Pawleński przeprowadził swoją akcję na Placu Czerwonym w Moskwie, bo jego zdaniem to gniazdo rosyjskiej władzy. |
W rozmowie z telewizją Dożd’ Palweński potwierdził, że został
po prostu wypuszczony z „awtozaka”. Wtedy zrozumiał, że przed budynkiem sądu
nie czeka na niego nikt, i że rozprawy sądowej w jego sprawie nie będzie.
- „Nie rozumiałem nawet, że cos tam jest nie w porządku z
protokołem. Wydawało mi się, że wszystko przygotowano jak trzeba.” – zauważył Pawleński,
wypowiadając się na temat zastrzeżeń zgłoszonych przez sąd w odniesieniu do przedłożonych
mu dokumentów.
Artystę zatrzymano 10 października w związku z akcją
przeprowadzoną przez niego na Placu Czerwonym. Pawleński przybił gwoździem do
bruku swoje genitalia. Piotrowi Pawleńskiemu groził 15 dniowy areszt zgodnie z
paragrafem mówiącym o niepodporządkowaniu się poleceniom policji.
- Goły artysta patrzący na swoje przybite do kremlowskiego
bruku genitalia, to metafora apatii, obojętności i fatalizmu jakie przeważają
dziś w społeczeństwie rosyjskim. – tak artysta tłumaczył sens podjętej przez
siebie akcji.
TV Dożd':
Przed chwilą, nawet nie z budynku sądu, a z „awtozaka” zaparkowanego
przed Twerskim Sądem Pokoju został zwolniony Piotr Pawleński. Jego sprawę
rozpatrywała sędzina, włączona do „listy Magnickiego”. W stosunku do niej
obowiązuje zakaz wjazdu do Stanów Zjednoczonych. Sędzina, z nieznanego do tej
pory powodu, uznała, że dokumenty dostarczone sądowi w związku ze sprawą
Pawleńskiego nie spełniają niezbędnych warunków. Podjęła więc decyzję o
zwolnieniu Pawła Pawleńskiego. Jak oczekiwano, groził mu 15 dniowy areszt za
drobne chuligaństwo.
Piotrze, czy spodziewał się Pan tak szybkiego zwolnienia?
Pawleński:
Absolutnie nie. To chyba było widać na ekranie, kiedy
wyszedłem z „awtozaka”, na początku szukałem wejścia do sądu, wydawało mi się,
że towarzyszą mi policjanci. Ale po przejściu 10 metrów zrozumiałem, że to nie
tak. Do tej pory nie rozumiem, o co tu chodzi. Ale kiedy niedawno w podobny
sposób zatrzymano mnie w Petersburgu, zdarzyła się podobna historia. Coś tam
okazało się nie w porządku z protokołem i sędzina odmówiła rozpatrzenia sprawy.
W rezultacie rozprawa sądowa odbyła się po dwóch miesiącach. Wtedy policja
jeszcze raz próbowała przekonać sąd, by rozpatrzył sprawę, sąd jeszcze raz
odmówił. W końcu jednak sąd się odbył. Wszystko w rezultacie odbyło się spokojnie,
bo sprawa po prostu ucichła. Obecna
sytuacja wydaje mi się analogiczna. Nawet nie rozumiem pod jakim względem protokół
nie jest w porządku. Wszystko obserwowałem uważnie i wydawało mi się, że
policjanci robili wszystko w miarę prawidłowo, szybko wypełnili potrzebne dokumenty.
TV Dożd’:
Jeśli dobrze rozumiem o czynach noszących charakter drobnego
chuligaństwa możemy mówić wtedy, gdy doszło do przeklinania wulgarnymi słowami,
albo do zniszczenia mienia państwowego, lub prywatnego. Jak rozumiem, nikt Panu
tego rodzaju czynów nie zarzucał. Proszę nam powiedzieć, dlaczego postanowił
Pan przeprowadzić swoją akcję w taki sposób? Co Pan chciał przez to powiedzieć?
Pawleński:
Chciałem przede wszystkim powiedzieć o samowoli, o tym, że
nasze państwo staje się policyjne. Pokazałem metaforę politycznej obojętności.
Istnieje obawa, że stanie się nieodwracalna. Wtedy ludzie zrozumieją i poczują
dosłownie do czego doszliśmy. Plac Czerwony – to gniazdo władzy, ten bruk leży
tam od czasów Iwana Groźnego. Wpadłem na pomysł tej akcji dokładnie dwa
tygodnie temu. Kiedy spacerowałem po placu spostrzegłem na nim ogromną ilość agentów
Federalnej Służby Ochrony. Każdy może pójść na spacer na Plac Czerwony i
zobaczy tam tych ludzi. Chodzą w pojedynkę, w cywilu, zachowują się neutralnie,
śledzą wszystko. Chodzą za ludźmi, podsłuchują. W tym właśnie miejscu wszystko
to jest obecne. Mamy do czynienia z oczywistą policyjną metaforą. Ta
policyjność tylko się rozszerza. Dlaczego tak się dzieje? To zrozumiałe,
obcinane są fundusze na naukę, na kulturę, o tym mówił Medyński (minister
kultury)…. Równocześnie widzimy, jak zwiększa się nabór ludzi do policji. Jak
coraz większe fundusze otrzymują resorty siłowe.
TV Dożd’:
Jak funkcjonariusze policji zareagowali na Pana akcję? Ponad
dobę miał Pan okazję rozmawiać tylko z nimi. Jak rozumiem, przez ten czas nie
dopuszczano do Pani ani bliskich, ani adwokatów.
Pawleński:
Tak. Kiedy znajdowałem się w komisariacie, pod tym względem
obchodzono się ze mną surowiej, niż w Petersburgu. Znajdowałem się w zamkniętym pomieszczeniu,
cały czas znajdowałem się pod obserwacją, klatka znajdowała się w innym
miejscu. Miałem kilka przesłuchań,
kontaktowali się ze mną śledczy. Interesowały ich szczegóły, jak, z kim, tylko
ja byłem organizatorem, czy tez może grupa ludzi. Sam to robię, więc
powiedziałem im, że byłem tylko ja sam jeden. Oni usiłowali to sprawdzić. Na
tym polega ich robota, w końcu nie wiem, czego się dowiedzieli. Tłumaczyli mi
także, że w gruncie rzeczy są dobrymi ludźmi. Kiedy mnie przykryli, przecież to
jasne, że przykryli mnie po to, żeby zabrać z Placu, żeby wynieść stamtąd moje
ciało, ale oni tłumaczyli mi, że zrobili to dla mojego dobra, żeby nie było mi
zimno.
TV Dożd’:
Co było najtrudniejsze w Pana akcji? Jak Pan się do niej przygotowywał?
Pawleński znany jest ze swych niecodziennych akcji. Dla poparcia zespołu Pussy Riot w zeszłym roku zaszył sobie usta. |
Pawleński:
Najtrudniejsza była w tym wszystkim konieczność
przeprowadzenia akcji błyskawicznie. Był jeszcze jeden trudny moment.
Początkowo planowałem swoją akcję w środku placu. Ale kiedy przyjechałem tam,
by się wszystkiemu przyjrzeć, obejrzeć, zaplanować, okazało się, że w wybranym
przeze mniej miejscu powstało duże ogrodzenie, i że tam montują sztuczne
lodowisko. Wszystko trzeba było przenieść w lewą stronę, bliżej ku Mauzoleum.
Ale tam jest zawsze duże skupisko ludzi, więc akcje trzeba było przeprowadzić praktycznie
w środku tego tłumu. Jeszcze ważniejsze zrobiło się tempo, w pierwszym
wariancie dzieliłaby mnie od policji odległość 20 metrów, a teraz trzeba to
było robić pod ich nosem. To było jasne, że od razu zobaczą, kiedy rozpocznę
akcję. Tak więc kwestia tempa, szybkości była bardzo ważna.
TV Dożd’:
A jak ludzie zareagowali na akcję?
Pawleński:
Tego nie wiem. Jak mi się zdaje, policja pojawiła się bardzo
szybko. To co słyszałem, wydaje mi się, że zaczęli rozpędzać ludzi. Oczywiście,
chciałbym, żeby ludzie zadali mi jakieś pytania. Myślę, że moja akcja wielu się
nie spodoba, ale to nawet dobrze, ludzie powinni zadać sobie pytanie, dlaczego
ten człowiek to robi, co on chce przez to powiedzieć?
TV Dożd’:
Jak się Panu zdaje, dlaczego Pana tak szybko zwolniono? I to
bez aresztu na 15 dni, bez mandatu karnego….
Pawleński:
Naprawdę nie mam pojęcia. Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Nie spodziewałem się tego. Wydawało mi się, iż albo sprawa zostanie skierowana
do Petersburga, albo dadzą mi tu 15 dni aresztu, albo mandat, ja bym tych kar
oczywiście nie uznał. Jeśli zatrzymują cię siłą na kawałek czasu – to jedno. Ale
jeśli ty godzisz się na dobrowolne zapłacenie mandatu, to znaczy, że przyznajesz
się do naruszenia prawa. Wtedy to przestaje być znaczącym gestem, a zamienia
się w drobne chuligaństwo. Ale ja nie dokonałem czynu chuligańskiego, to nie
moja terminologia, to terminologia policyjna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz