Strony

piątek, 19 kwietnia 2013

Telewizja, której nie jest wszystko jedno




Z Natalią Sindiejewą założycielką i dyrektorem generalnym stacji telewizyjnej TV DOŻD' w Moskwie rozmawia autor bloga, Zygmunt Dzięciołowski

ZDZ
O TV DOŻD' moi moskiewscy przyjaciele mówią, że to jedyna w Rosji niezależna stacja telewizyjna. Za każdym razem, kiedy ją oglądam, przekonuję się, że mieli rację. Ciągle pokazujecie coś, czego gdzie indziej zobaczyć się nie da. Znany opozycjonista, 36-letni prawnik, bloger, działacz opozycji Aleksiej Nawalny  tuż przed swym procesem oświadczył u was, że na najbliższych wyborach prezydenckich zgłosi swoją kandydaturę. To z resztą uderzające, o sądowych perypetiach Nawalnego (rzekomym sprzeniewierzeniu pieniędzy partyjnych i kradzieży materiału drzewnego) ze szczegółami opowiadają wszystkie kontrolowane przez Kreml media, ale o jego ambicjach prezydenckich milczą jak grób. Ani słowa nie zająkną się też o jego walce z korupcją na najwyższych szczeblach rosyjskiej władzy.

Natalia Sindiejewa:
Każdy środek przekazu marzy o takim „newsmakerze”, bohaterze występującym z tego rodzaju oświadczeniem.  Po programie z Nawalnym od razu znaleźliśmy się na pierwszym miejscu indeksu cytowań publikowanym przez stronę Yandex Novosti. Czy spotkają nas z tego powodu nieprzyjemności ze strony władz, nie mam pojęcia.

ZDZ:
Po raz pierwszy usłyszałem o Waszej stacji, kiedy znani w Rosji aktorzy, pisarze, dziennikarze, zaczęli czytać na antenie Konstytucję Federacji Rosyjskiej. Komu ten pomysł przyszedł do głowy? Co dzięki niemu osiągnęliście?

Sindiejewa:
Ten projekt wymyśliła i zrealizowała Wiera Kriczewska, wówczas nasz producent kreatywny i reżyser, razem z nią zakładaliśmy TV DOŻD'. Spodobała nam się jego niezwykła prostota. A poza tym nie zdawaliśmy sobie sprawy, jaki rozgłos zdobędzie ten program. Przede wszystkim wyjaśniliśmy, że tak naprawdę nikt z nas nie czytał konstytucji. Widzowie otrzymali od nas nie tylko swego rodzaju przesłanie ideologiczne, ważny okazał się także motyw popularyzatorski.

ZDZ:
Tak na prawdę ludzie zrozumieli, że współczesna Rosja żyje w niezgodzie ze swą własną konstytucją.

Sindiejewa:
Stąd sukces projektu. Do widzów dotarła oczywista prawda, w końcu artykuł 31 konstytucji mówi o tym, iż obywatele mają prawo do zgromadzeń w dowolnym miejscu, tak samo przedstawia się rzeczywistość z pozostałymi artykułami, które czytaliśmy na antenie. Nasze państwo nie przestrzega żadnego z nich.

ZDZ:
Stację TV DOŻD' uruchomiliście trzy lata temu. Wydawałoby się rosyjscy widzowie cierpią od nadmiaru telewizyjnej rozrywki. Mają do dyspozycji 6 programów federalnych obejmujących cały kraj. Do tego dochodzą dziesiątki stacji lokalnych oraz telewizja satelitarna z pakietami od 100 do 200 kanałów. W takiej sytuacji  start nowego projektu telewizyjnego wymaga nie mało odwagi. Musieliście mieć jakiś pomysł? Pani się nie zawahała. Jak idea przyświecała Pani przede wszystkim?

Sindiejewa:
Naszą główna ideę wyrażał krótki slogan: „przestań się bać, włącz telewizor”. Adresowaliśmy go do tej części audytorium, która przestała oglądać telewizję i przestała jej wierzyć. Wymyśliśmy też drugi slogan: „Daj telewizji jeszcze jedną szansę.” Od piętnastu lat zajmowałam się radio i rozumiem jak skonstruowany jest rynek mediów. Najpierw udał mi się projekt radiostacji Sieriebriannyj Dożd’, dotarliśmy do szczególnie cennego segmentu publiczności radiowej, odniosłam sukces finansowy. Rozmarzyłam się, zachciało mi się wzlecieć jeszcze wyżej. Obmyślając różne warianty dalszego rozwoju uswiadomiłam sobie, że od jakiegoś czasu przestałam w ogóle oglądać telewizję. Poczułam pierwszy impuls. Popatrz, nie ma stacji telewizyjnej, która by mnie interesowała. A potem zdałam sobie sprawę, takich ludzi, podobnych do mnie, rozczarowanych rosyjską telewizją jest całkiem sporo…

Otwartość, szczerość, uczciwość, nieobojętność


ZDZ:
Bardzo mi się podoba jeszcze jedno wasze hasło: „Dla tych, którym nie jest wszystko jedno”.

Sindiejewa:
Mnie nie jest obojętne, to co dzieje się w moim kraju, otaczają mnie ludzie, którzy czują tak samo. Kiedy człowiekowi wydaje się, że może coś zrobić, nie powinien z tego rezygnować. Nienawidzę bicia piany, nie potrafię pięknie przemawiać i występować publicznie. Jednak od pewnego czasu czuję, że muszę dla siebie odwojować kawałek miejsca na ziemi, tylko tak można cokolwiek zmienić. Polityka jest mi daleka, ale nie jest mi obojętne jakie jest i będzie moje życie, chiałabym, żeby moje dzieci pozostały w Rosji, dlatego tak bardzo zależy, by nasze życie zmienialo się na lepsze. Ktoś mi podsunął lekturę „Siły bezsilnych” Havla. Kiedy środki masowego przekazu wciąż kłamią, prawda nabiera charakteru opozycyjnego.

ZDZ:
Przypomina się stara anegdota. Przedstawiciel radzieckiej organizacji handlowej, eksportera butów, jedzie do Afryki, nie ma szans na biznes raportuje do centrali, wszyscy chodzą na bosaka. Handlowec z kraju kapitalistycznego dochodzi do diametralnie różnego wniosku. Fenomenalne szanse na sukces, pisze do centrali. Wszyscy chodzą na bosaka.

Sindiejewa:
Pomyśłałam, warto spróbować. Mamy szansę dotrzeć do segmentu audytorium cenionego przez reklamodawcę, to biznes nie bez perspektyw. Nie przestraszyłam się konkurencji ze strony federalnych programów, interesuje mnie różny od nich segment publiczności. Przyjrzałam się stacjom kablowym, żadna nie nadawała programu dla moich widzów. Znalazłam wolną niszę. Atrakcyjną dla tych, których interesują programy informacyjne i którym spodoba się, że nadajemy je na żywo. Nie miałam wtedy jasnej koncepcji formatu przyszłej stacji. Po głowie chodziło mi  kilka słów definiujących ideologię nowego projektu: otwartość, szczerość, uczciwość, nieobojętność.

ZDZ:
Na pewno równolegle szykowała Pani biznes plan, zastanawiała, kiedy zwróci się inwestycja, kiedy pojawi się pierwsza kopiejka zysku?

Sindiejewa:
Rozmawiałam z konsultantami. Wytłumaczyli mi, ile potrzeba pieniędzy, by uruchomić stację w segmencie kablowym ze studio działającym na żywo. Ale na początku nie miałam szczegółowego biznes planu. Wiedziałam, jaką sumą dysponuję i ile potrzeba na start.

ZDZ:
Lubi Pani ryzyko….

Sindiejewa:
Pierwszy biznes plan napisałem po dwóch latach, dopiero wtedy, kiedy zrozumiałam, jak wygląda budżet stacji. Wreszcie zrozumiałam jaka powinna być objętość niezbędnego nam programu. Intuicja zawiodła mnie tylko pod jednym względem. Nie oszacowałem dobrze, ile potrzeba nam będzie czasu, by wyjść na zero. Wydawało mi się, że uda się szybciej. Ale telewizja rządzi się swoimi prawami. Model naszej działalności jest bardzo oszczędny, zatrudniam dwa razy mniej ludzi, niż zapewne potrzebujemy. Z drugiej strony, nie możemy stać w miejscu, widz czeka na nowe projekty. Ich przybywa coraz więcej, jednak sprzedaż reklamy nie rośnie w podobnym tempie. Ta dysproporcja to aktualnie mój największy problem.

Jeden z  najpopularniejszych rosyjskich dziennikarzy Leonid Parfionow, w przeddzień procesu opozycjnisty Aleksieja Nawalnego, na antenie TV RAIN przeprowadził wywiad z jego żoną Julią. "Tak - powiedziała - wyobrażam sobie Aleksieja jako prezydenta"


ZDZ:
W dzisiejszej Rosji TV Rain, to jedyna stacja bez cenzury, gdzie serwisy informacyjne niczego nie ukrywają. Na tle pozostałych stacji TV Rain przypomina samotny biały żagiel, pojedynczą wyspę. Nie możecie nie mieć wrogów. Gotowych was zniszczyć. Jak się przed nimi bronić?

Sindiejewa:
Atakują nas ze wszystkich stron. Ale z drugiej strony władza zmądrzała. Na początku nie traktowano nas serio. Obserwowano nas, niczym niezrozumiałych szaleńców. Ale nagle, staliśmy się szanowaną stacją, podobną prawie do I Programu. Odwiedził nas w studiu jako gość ówczesny prezydent Miedwiediew, zaraz potem naszego redaktora naczelnego zaproszono na Kreml razem z czołowymi dziennikarzami czterech głównych stacji federalnych. Był to dla nas mega sukces. Jednak, kiedy w grudniu 2011 roku ludzie wyszli na ulice, z góry zaczęto na nas wywierać niewiarygodny nacisk. Straszono nas i namawiano. Na szczęście wybroniliśmy się. Nie stracilismy twarzy, uratowaliśmy kontakty z górą. Zapewne zadziałała moja kobieca dyplomacja.

ZDZ:
Wasi przeciwnicy też oglądają TV DOŻD'. Dobrze widzą, jak wy z nimi gracie, taka kobieca gra czasem, bywa, budzi jeszcze większe rozdrażnienie.

Sindiejewa:
Jak to mam powiedzieć, nie mam królika w kapeluszu. Nie zamierzam obalać władzy. Na Kremlu to rozumieją. Przede wszystkim zależy mi na dochodowym biznesie. Przypadkowo znalazłam wolną niszę, pomyślałam, że jest szansa na biznes. Zaryzykowałam wszystko: pieniądze, życie, rodzinę, teraz widzą mnie rzadko, cały czas jestem w pracy. To mój projekt. Nie mam nad sobą nikogo, kto podpowiedziałby, to powinnaś zrobić tak, a to inaczej. Może dlatego istniejemy do dziś. W dodatku władzy wydaje się, że nasze audytorium jest na tyle niewielkie, iż nie muszą traktować nas poważnie. Tutaj z resztą natrafiamy na określoną sprzeczność, mnie rzecz jasna zależy na poszerzeniu audytorium, ale gdy tylko odniesiemy sukces nasza sytuacja może zmienić się radykalnie. Władze nie złożyły rąk, próbują na nas wpłynąć przy pomocy instrumentów finansowych, do reklamodawców wysyłane są odpowiednie sygnały, lepiej dla was będzie jeśli pominiecie TV DOŻD', niektórzy z nich oczywiście boją się i nas ignorują.

ZDZ:
Jak silny jest ten nacisk?

Sindiejewa:
To trudno ocenić. Ja przecież nie wiem, do ilu potencjalnych reklamodawców telefonowano. Jednak ze sprzedażą reklamy mamy problemy, czas reklamowy sprzedajemy sami, a nie przez wielkie firmy pośredniczące powiązane z Kremlem, dysponujące ogromnymi możliwościami finansowymi. Mam przede wszystkich na myśli takie giganty jak Video International i Gazprom Media. W związku z tym zaczęliśmy myśleć o nowej strategii, już niedługo zaczniemy pobierać opłaty od widzów, potrzebne nam jest dodatkowe źródło przychodów. Publiczności na pewno się to nie spodoba, ale nie mamy wyjścia, musimy zwrócić się do widzów, by sięgnęli do własnych kieszeni.

ZDZ:
Można przewidzieć jak zareagują wasi widzowie.

Sindiejewa:
Będzie trudno. Czytam różnego rodzaju analizy, w nich mówi się o tym, iż 70% widzów nie ma zamiaru płacić. W tej dziedzinie potrzebny jest przełom, więc nie cofnę się przed ryzykiem. Jestem pewna, że prędzej, czy później tego rodzaju zmiany na rynku są nieuniknione.

Obywatel poeta


ZDZ:
Mówiła Pani o tym, że w trudnych sytuacja pomaga Pani żeńska dyplomacja i intuicja. Jednak w zeszłym roku opinia publiczna negatywnie oceniła zdjęcie z anteny projektu „Obywatel poeta”. Wasza publiczność była nim zachwycona. Setki tysięcy widzów oglądały popularnego aktora teatralnego Michaiła Jefremowa, czytającego satyryczne wiersze Dmitrija Bykowa, pisane w zależności od tematu w stylu charakterystycznym dla znanych z historii literatury rosyjskich poetów. Satyra w Rosji dawno nie odniosła takiego sukcesu. „Obywatel Poeta” jawnie wyśmiewał się z władzy, nierzadko atakował konkretnych, najważniejszych w kraju polityków. 

Sindiejewa:
Kiedy zaczynaliśmy pracę nad tym cyklem, nie mieliśmy pojęcia co z niego wyjdzie. Prosiłam autorów o jedno, by unikali ataków odnoszących się do życia osobistego. Jeśli idzie o działalność publiczną, pracę, proszę bardzo, ale prosiłam byśmy unikali wątków osobistych, nie atakowali człowieka w związku z jego wzrostem, wyglądem zewnętrznym, czy życiem rodzinnym. Niestety piąty z kolei wiersz Bykowa okazał się skandaliczny, przekraczał wszystkie granice, poniżał swego bohatera, poprzez aluzje do rozmiaru jego członka. Wtedy się sprzeciwiłam, tego nie puścimy na antenę, powiedziałam. Zaproponowałam zmiany, spróbujmy w wierszu dokonać poprawek poprosiłam. Zaczęliśmy szarpać tekst bez wiedzy Bykowa, który właśnie poleciał do Ameryki. W całej tej historii puściły nam nerwy, ktoś na zewnątrz przekazał informację o naszym sporze, wybuchł gigantyczny skandal, moskiewska publiczność zaczęła nas oskarżać o stosowanie cenzury….

ZDZ:
Publiczność kochala was przede wszystkim za brak wszelkiej cenzury…


Projekt "Obywatel Poeta" odniósł oszałamiający sukces. Takiej satyry nie widziano w Rosji od lat. Dziś poeta Dmitrij Bykow, aktor Michaił Jefriemow, producent Andriej Wasiliew wrócili na antenę TV RAIN z nowym projektem "Obywatel porządny". 



Sindiejewa:
Wtedy obraził się producent „Obywatela Poety” Andriej Wasiliew. I podjął decyzję o zakończeniu cyklu. Ale już w dwie godziny po spotkaniu z Wasiliewem dowiedziałam się, że swój projekt sprzedał konkurencyjnej stacji telewizyjnej „Żywi” należącej do miliardera Michaiła Prochorowa. Z czasem emocje ucichły, o skandalu zrobiło się ciszej, wtedy zrozumiałam z jakim zderzyłam się cynizmem. Wasiliew po prostu znalazł nowego klienta, to wszystko. 

ZDZ:
Ludzie, którzy krytykowali panią za stosowanie cenzury byli oburzeni Pani telefonem do rzeczniczki prasowej prezydenta Natalii Timakowej. Jest Pani właścicielem stacji, jej założycielem, szefem, ma więc pani prawo puszczać na antenie to co się Pani podoba, zdejmować z niej, to co Panią drażni, lub jej nie odpowiada. Ale wpadła Pani na bardziej oryginalny pomysł, zadzwonila Pani do rzeczniczki prezydenta i zaproponowała jej, by zredagowała tekst Bykowa.

Sindiejewa:
To nie tak. Od dawno przyjaźnię się z Natalią. Najpierw opowiem panu trochę starszą historię. TV RAIN  dopiero co pojawił się na antenie, jeszcze niczego nie zdążyliśmy zrobić, i już wtedy, na polecenie zastępcy szefa kremlowskiej administracji Władisława Surkowa, operatorzy kablowi zaczęli nas usuwać ze swojej oferty. Przez pół roku starałam się zorientować, co się dzieje, w końcu ze łzami w oczach dotarłam do Nataszy Timakowej, poza nią nie wiedziałam do kogo jeszcze mogłabym pójść.
- „Nasza stacja jest taka mała, jeszcze nie zdążyliśmy nagrzeszyć”.
- „Sama nie wiem jak ci poradzić” – rozłożyła ręce Natasza.

Już czegoś się wtedy domyślałam, „to stamtąd – dodałam – z góry”. Wtedy Natasza podpowiedziała mi rozwiązanie: „zwróć się do NTV Plus z prośbą, by dołączyli cię do swojej oferty. Ja spróbuję porozmawiać z Dmitrijem Anatoliewiczem, (Prezydentem), wytłumaczyć mu, że jesteście nową stację, niczego jeszcze nie zbroiliście, ale ci z góry już was zaczęli dusić.” Wtedy Miedwiediew dowiedział się od Timakowej o naszych problemach. Wówczas nie było nawet projektu „Konstytucja”, można nas było oglądać wyłącznie w Internecie. NTV Plus to największa w Rosji platforma satelitarna, należy do koncernu Gazprom Media, więc, żeby się znaleźć w ich ofercie, potrzebna jest zgoda administracji prezydenta. I wtedy taką zgodę dostaliśmy. Historia z „Obywatelem Poetą” wydarzyła się pół roku później. Wydawało mi się, że  mam wobec Natalii zobowiązania czysto ludzkie, moralne. I kiedy dostałam wiersz Bykowa, zadzwoniłam do Nataszy, "posłuchaj – powiedziałam – zaraz wyślę ci tekst, sama nie wiem jaką podjąć decyzję. Moim zdaniem ten wiersz jest po prostu obelżywy”. Natasza niczego nie redagowała, przysłała mi wiadomość, „oczywiście, wiersz jest obelżywy, sama też to widzisz”. W tamtym momencie zabraliśmy się już do korygowania tekstu. Podczas kolejnej rozmowy usłyszałam od Nataszy: „tego tekstu nie możesz nie puścić.”

Ja nie dyskutowałam z nią o tym puścić czy nie, chciałam po ludzku usłyszeć jej opinię, czy to się nadaje, czy nie. Chcialam zbadać, czy tylko ja, tak myślę na jego temat.

ZDZ:
Ale teraz chyba pani żałuje, że dzwoniła Pani do Timakowej….

Sindiejewa:
W przyszłości już tak nie zrobię, ale tego telefonu nie żaluję, w końcu uczymy się przez całe życie.

ZDZ:
Telewizja w Rosji poddana jest starannej cenzurze, nie jest to dla nikogo tajemnicą. Wobec niektórych znanych dziennikarzy, takich jak Svietlana Sorokina, Leonid Parfionov, Jewgienij Kisieliow, Sawik Szuster wydano zakaz występowania w programie najważniejszych stacji. Na prawdę jest tak źle?

Spis zakazanych nazwisk


Sindiejewa:
W 80 procentach to samocenzura. Rzecz jasna, istnieje spis zakazanych nazwisk obowiązujący kanały federalne. Ja go nie widziałam, ale nie trudno odgadnąć, jakie znajdują się w nim nazwiska. Rzecz idzie o 2-3 osobach, więcej to już samocenzura. Swietłanie Sorokinie zaproponował pracę należący do Aleksandra Rodnianskiego Kanał Piąty z Skt. Petersburga. I co z tego wyszło? Po dwóch programach z niej zrezygnowano. Nikt do redakcji nie telefonował, ale Swietłana występowała ostro, odważnie, więc kierownictwo stacji samo się przestraszyło, pomyśleli na pewno, po co im ten problem…. To wszystko. 

ZDZ:
Samocenzurze pomagają pewnie cenzorzy państwowi….

Sindiejewa:
Oczywiście. W największych stacjach pracują cenzorzy, zatrudnieni są pod przykryciem jako specjaliści do spraw…. jakichś tam…. Pokazywano mi ich gabinety w redakcji państwowej telewizji WGTRK, ci ludzie muszą obejrzeć wszystko, potem proponują poprawki i zmiany.

ZDZ:
Potrafi się pani ustrzec w przyszłości przed pokusą samocenzury….

Sindiejewa:
To jeszcze jedna lekcja ze skandalu z wierszem Bykowa. Omówiliśmy w redakcji ponownie nasze zasady. Wszystkie programy oglądam po emisji. Nie chcę się denerwować zawczasu. Za to przed pokazem musza obejrzeć je prawnicy, jeśli oni nie zgłaszają zastrzeżeń, program idzie na antenę.

ZDZ:
Zaprosiła pani do pracy w swojej telewizji jednego z najpopularniejszych dziennikarzy telewizyjnych Leonida Parfionowa. Od lat nie wolno mu występować na antenie wiodących kanałów. Takie zaproszenie to swego rodzaju deklaracja, jestem gotowa wesprzeć dziennikarzy znajdujących się na czarnej liście.

Sindiejewa:
Szczerze mówiąc, to nie miało dla mnie większego znaczenia. Parfionow jest wyjątkowo utalentowanym dziennikarzem, po ludzku mi żal, że widz nie może go oglądać. Z drugiej strony programy Parfionowa to wyjątkowa droga przyjemność.  Jedyna szansa, byśmy mogli je kontynuować, to zbiórka pieniędzy prowadzona przez „Fundację Wsparcia dla Telewizji Niezależnej.” Jeśłi uda się zebrać pieniądze, Parfionow zostanie, jeśli nie, będziemy musieli się z nim rozstać i to będzie decyzja czysto finansowa, bez związku z polityką.

ZDZ:
Dysydenckie tradycje z dawnego ZSRR są pani bliskie?

Sindiejewa:
To dla mnie odległa historia…

ZDZ:
Ale nazwisko Andrieja Sacharowa coś pani mówi….

Sindiejewa:
Oczywiście. Z drugiej strony, choć to może zabrzmieć dziwnie, jestem przecież dyrektorem stacji „Deszcz”, to nie moja „opera”. Wychowałam się w małym, prowincjonalnym miasteczku, w Miczurinsku (obwód Tambowski), w domu nigdy nie prowadzono kuchennych, dysydenckich rozmów.

ZDZ:
Czym zajmowali się rodzice?

Sindiejewa:
Tato był lekarzem wojskowym, przerzucano go po całym kraju z jednego regionu do drugiego. Mieszkałam z dziadkami, to byli wyjątkowo dobrzy ludzie. Pamiętam, płakałam, kiedy umarł Breżniew. Jak mi się zdaje, w naszym miasteczku płakali wszyscy. W tamtych czasach byłam pionierka, komsomołką.

ZDZ:
A jak znalazla się pani w Moskwie?

Sindiejewa:
Po szkole szykowałam się do wyjazdu do Leningradu, miałam nadzieje, że przyjmą mnie na psychologię w tamtejszym uniwersytecie. Ale po końcowych egzaminach w szkole, zrozumiałam, że jeśli teraz wyjadę, babcia z dziadkiem szybko umrą. Dla nich, to było najważniejsze zadanie, wnuczka wydorośleje, skończy szkołe, można będzie odejść na tamten świat. Wtedy podjęłam decyzje, że zostaję, będę się uczyć w miejscowym Instytucie Pedagogicznym. Jednak w Miczurinsku zawsze było mi ciasno…. Kiedy przyjechałam do Moskwy, po tygodniu poczułam się w niej, jak ryba w wodzie, jakbym mieszkała tu od zawsze. Później ludzie, których spotykałam, nie wierzyli, że nie urodziłam się w Moskwie, nie odczuwałam żadnych kompleksów. Od początku pociągał mnie show biznes.

ZDZ:
Gdzieś przeczytałem, że zaczynała pani od handlu włoską odzieżą…..

Sindiejewa:
Okropnie mnie to nudziło, ale zarobiłam masę pieniędzy. Jednak cały czas czułam, że moim przeznaczeniem jest show biznes. Zaczynałam od telewizji, potem zabrałam się za radio… Bardzo mnie to wciągnęło. Mój obecny mąż, pobraliśmy się siedem lat temu, trochę ze mnie żartuje, „miałem wrażenie, że żenię się z kobietą ze świata glamour, tu nagroda „Srebrny Kalosz”, tam, eleganckie przyjęcia, popularna radiostacja. Wciąż powtarzałam, że polityka jest brudna i, że ja jej nie rozumiem. Jeśli znalazłam się tu, gdzie teraz jestem, to dlatego, że trudno mi zachować obojętność. Ale wciąż jestem ostrożna, nie formułuję ocen politycznych, staram się nie wypowiadać na tematy polityczne, to nie moja specjalność.

ZDZ:
Dziwne, jednak to Pani stacja stała się platformą agitacyjną dla kandydatów do Rady Koordynacyjne j rosyjskiej opozycji.

Sindiejewa:
Powinnam tu przyznać się do kropli zdrowego pragmatyzmu. Niech pan popatrzy, Rupert Murdoch stworzył stację Fox nie dlatego, że jest jakimś fanatykiem republikanów. Wystarczyło, że zrozumiał, iż na rynku telewizyjnym istnieje nisza, że wielka grupa ludzi, atrakcyjna dla reklamodawców, nie ma swojej telewizji. Ze mną chyba jest podobnie, nie mogłabym robić czegoś, co mi się nie podoba. Tak się złożyło, że mój świat wartości dał się pogodzić z projektem biznesowym. Jeśli jutro ktoś mi podpowie, pomyśl o innych wartościach, wtedy masz szansę ma mega projekt biznesowy, to przynęta na którą się nie złapię. Nie jestem przedsiębiorcą, gotowym zrobić wszystko.

Nadzieja umiera na samym końcu


ZDZ:
Cyniczne moskiewskie życie potrafi niejednego nauczyć jak żyć. Checesz odnieść sukces, musisz przestrzegać nieformalnych zasad….

Sindiejewa:
Mogę sobie wyobrazić sytuację, dyktują mi co powinnam zrobić, albo stracisz swój biznes. Chyba się nie poddam, starczy mi sił, żeby odmówić. Ale z drugiej strony, jestem gotowa na jakieś kompromisy. Na szczęście do tej pory nie musiałam stawać przed podobnym wyborem, staram się żyć poza systemem, dla mnie ważne jest zachowanie równowagi.

ZDZ:
Zaproszeni przez Was goście, wasi dziennikarze mówią na antenie, to co myślą. W dzisiejszej Rosji to często najprostsza droga do konfliktu i kryzysu.

Sindiejewa:

Wystarczy, że ktoś naruszy prawo, wtedy powiemy mu do widzenia, materiał tego rodzaju zdejmiemy ze strony internetowej. Jeśli jutro którys z naszych dziennikarzy opowie się na antenie za upowszechnieniem prawa na posiadanie broni, będzie musiał odejść, ja w tej sprawie jestem kategorycznie przeciw. Ale tego rodzaju ograniczeń jest u nas niewiele, zwłaszcza, iż do pracy przychodzą do nas ludzie z określonym systemem wartości.

Jesteśmy optymistami informuje logo i jingle TV RAIN. 



ZDZ:
Może dojść do sytuacji, w której będzie pani gotowa sprzedać TV RAIN?

Sindiejewa:
Miałam kiedyś na ten temat rozmowę z szefem I kanału Konstantinem Ernstem. To on posłużył się przykładem Ireny Lisniewskiej, założycielki stacji REN-TV.
- Pamiętasz, Lisniewska zrobila wszystko, żeby sprzedać stację za jak najwyższą cenę. Ty też tak zrób. Na pewno kiedyś to zrobisz….” – powiedział Ernst.
Ale to nie jest mój cel, nie po to założyłam TV RAIN. Nie są mi potrzebne wielkie pieniądze, najważniejsze, żeby moja firma przynosiła choćby niewielki zysk, żeby mogla się rozwijać. Tu nie chodzi o to, by drażnić się z władzą, i by w końcu ktoś zechciał mnie kupić. W grudniu, w zeszłym roku dostałam tego rodzaju ofertę. „Powiedz ile chcesz, a my kupimy TV RAIN”.

ZDZ:
Kupić, żeby potem zamknąć stację?

Sindiejewa:
Nie, raczej, żeby ją kontrolować.

ZDZ:
Jest pani przygotowana na najgorsze?

Sindiejewa:
Nie jestem. Obecność politycznych wątków w programie, to nie jest sposób na windowanie ceny sprzedaży. W dalszym ciagu zależy mi przede wszystkim na tym, żeby samodzielnie zbudować dochodowe przedsiębiorstwo, nie wykluczone, iż z udziałem nowego partnera. Mogę nawet sobie wyobrazić, że już w niedalekiej przyszłości naszego widza przestanie interesować polityka. Będzie nią maksymalnie znudzony. Wtedy też damy sobie radę, dostosujemy nasz program do nowych okoliczności, zajmiemy się na przykład tematami socjalnymi. Jednak na razie, nasza obecna linia programowa przyciąga widzów.

ZDZ;
Często powołuje się pani na swoją intuicję. Co pani podpowiada w kwestii przyszłości Rosji…..?

Sindiejewa:

Dlaczego jestem taka uparta i nie poddaję się? Na poziomie intuicji, czuję, choć zabrzmieć to może nieco patetycznie, że Rosja ma do wypelnienia szczególną misję, wierzę, że doczekamy się zmian na lepsze, przełomu i znów zaczniemy żyć inaczej. Pamiętam doskonale lata dziewięćdziesiąte. Ja uwielbiałam tamte czasy, czułam wtedy, że jestem na fali….

ZDZ:
Dziś niektórzy mówią o straconej dekadzie....

Sindiejewa:
Byliśmy wtedy dumni, z tego że jesteśmy Rosjanami. Dobrze pamiętam, z jakim wówczas pracowałam entuzjazmem. Chciałabym, żeby tamte emocje wrócily, by zdarzyło się coś, co zainicjuje przemiany. Z drugiej jednak strony, obserwując, to co władza robiła w ciągu minionego pół roku, jakie uchwalono wówczas  ustawy, trudno obronić się przed wątpliwościami. Do jakiegoś momentu powtarzałam sobie, nie ma sprawy, wytrzymamy, teraz też staram się nie stracić ducha.

ZDZ:
Na rosyjskiej scenie pojawiło się nowe pokolenie, które chciałoby wpłynąć na bieg zdarzeń. Ma jakieś szanse? Czy przeciwnie, władza jest stabilna, świadoma swoich interesów, gotowa bronić ich do końca… I w dodatku ma do dyspozycji skuteczne instrumenty.

Sindiejewa:
Mój mózg, rozum racjonalnie analizując rzeczywistość podpowiadają, iż w najbliższej przyszłości osiągniemy niewiele. Ale serce i dusza nie chcą się z tym pogodzić. Mamy takie rosyjskie przysłowie, że nadzieja umiera na samym końcu.   





Obserwuj i polub "Media-w-Rosji" na Facebooku:

Obserwuj nas na Twitterze:

Można też do nas napisać. Zgłosić uwagi, pochwalić, zapytać: mediawrosji@gmail.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz